– Prawdziwą furorę robi pomocnik Pogoni Kacper Kozłowski! Rewelacyjny 17-latek imponuje wyszkoleniem technicznym i siłą fizyczną, ale przede wszystkim wrażenie robi jego boiskowa dojrzałość. W niedawnym wyjazdowym meczu z Podbeskidziem Kozłowski zaliczył swoją premierową bramkę w PKO BP Ekstraklasie. Młodzian twardo stąpa jednak po ziemi ima świadomość, że jest dopiero w przedsionku wielkiej kariery. – Nie nakręcam się za mocno. Nie jest mi to potrzebne. Fajnie byłoby zdobywać gole i zaliczać asysty w każdym meczu, ale tak się pewnie nie da. Chociaż ja będę dążył do tego, by tak było – podkreśla. Znakomita forma 17-latka sprawiła, że zainteresował się nim m.in. Red Bull Salzburg – czytamy w „Super Expressie”. Co tam dziś w prasie?
„SPORT”
Legia wzięła rewanż za wyrzucenie jej z Pucharu Polski. Wygrana z Piastem jest ważnym krokiem w kierunku mistrzostwa.
Kibice zastanawiali się przed meczem nad składami, bo kilka niewiadomych było. W podróż na Górny Śląsk nie wyruszył Paweł Wszołek. Na ławce z kolei zabrakło trenera Czesława Michniewicza, który został zawieszony na dwa mecze z powodu czerwonej kartki, jaką zobaczył szkoleniowiec Legii w ostatnim meczu z Cracovią. Na ławce rezerwowych Legii zasiadł za to m.in. Luquinhas. W Gliwicach robiono wszystko by postawić na nogi stopera Jakuba Czerwińskiego i to się udało. Trener Waldemar Fornalik zdecydował się skorzystać… ze wszystkich środkowych obrońców, bowiem Tomasz Huk pełnił rolę trzeciego stopera, a w ofensywie defensywnego pomocnika. Już samo to zestawienie pokazywało, że Piast musiał uważać na ofensywę Legii. I tak też wyglądała większość meczu, a zwłaszcza pierwsza połowa. Gospodarze skupili się na defensywie, mocno ją uszczelniając, a Legia próbowała różnymi sposobami sforsować gliwickie zasieki. Aktywny zwłaszcza był Filip Mladenović, który albo sam sprawdzał dyspozycję Frantiszka Placha, albo dogrywał kolegom, jednak Walerian Gwilia czy Artur Jędrzejczyk mylili się.
Mistrzowie gaszenia ofensyw rywali – Pogoń Szczecin. Ogranie Górnika sprawia, że „Portowcy” są bliżej wicemistrzostwa.
– Przyjechaliśmy tutaj z myślą, żeby jak najwyżej odbierać piłkę – zaczął szkoleniowiec Górnika na pomeczowej konferencji. – Chcieliśmy jak najszybciej dostarczać ją do naszych napastników, żeby pozostali zawodnicy nachodzili i zbierali drugie piłki. Myślę, że większą część tego zrealizowaliśmy, poza jednym: strzelaniem bramek. Chcieliśmy mieć zdecydowanie więcej okazji i strzałów, bo wiedzieliśmy, że obrona Pogoni jest w bardzo dobrej formie – nie ukrywał Brosz. To, o czym mówił trener, było widoczne na boisku. Nie bez kozery jednak Pogoń dysponuje najlepszą defensywą ligi, bo nieważne, jak górnicy rozgrywaliby akcje, prawie za każdym razem „portowcy” odcinali wszystkie linie podań. O ile Richmond Boakye w meczu ze Śląskiem był aktywny i miał jakieś okazje, to we wtorkowym starciu pożytku nie było z niego wcale. Neutralizowany był Jesus Jimenez, a najaktywniejszy Bartosz Nowak często był osamotniony i rzadko miał kogoś do pomocy. Ten 27-latek sam zresztą czasem mylił się w zagraniach, choć to on w trudnej sytuacji dostrzegł niepilnowanego Daniela Ściślaka, który zmarnował jedyną tak naprawdę dogodną sytuację Górnika w tym meczu.
Roller-coaster? Mało powiedziane. Podbeskidzie strzeliło trzy gole, a i tak przegrało ze Śląskiem.
Trener wrocławian Jacek Magiera nie narzekał, że jego zespół stracił aż trzy gole. – W piłce nożnej chodzi o to, aby było widowisko i drużyny grały ofensywnie – powiedział 44-letni szkoleniowiec. – Zawsze będziemy się cieszyć, gdy strzelimy o jednego gola więcej niż przeciwnik. Na pewno rywal zbyt łatwo dochodził do sytuacji w naszym polu karnym. Musimy się rozwijać w fazie bronienia, mieć lepszą identyfikację krycia. Cieszę się z tego, że wybronione sytuacje w ostatnich sekundach pokazały ogromną determinację. To, co zrobiliśmy w ostatnich sekundach, to definicja determinacji, która powinna być standardem w drużynie Śląska. To zwycięstwo jest ważne pod względem sytuacji w tabeli, mentalnym i pod względem tego, że strzeliliśmy cztery gole, a czterech zawodników pokonało bramkarza w jednym meczu. To pokazuje ich możliwości i to, że rywalizacja nikomu nie zaszkodziła. Chciałbym pochwalić Podbeskidzie. Wiedzieliśmy, że to drużyna, która walczy o utrzymanie. Grała bardzo dobre spotkanie, była dla nas godnym przeciwnikiem.
„PRZEGLĄD SPORTOWY”
„Ofensywni” pogadali z Marcinem Smolińskim do podcastu i spisali najciekawsze fragmenty. Jest o tym, jak to Smoliński nie dostał pomocy od Wojciecha Kowalczyka. Ale też pyszna anegdota o wyjeździe do Stanów.
„Od początku porównywano mnie z »Kowalem«, czyli Wojtkiem Kowalczykiem. On może tego nie pamiętać, ale ja pamiętam doskonale. Kiedy w sumie jako dzieciak trafiłem do dorosłej Legii, liczyłem na jego wsparcie. Ale nie dał mi go. Miał pretensje za jakiś mecz z podwórka. Dlatego nigdy nie było między nami koleżeństwa, a przekreśliło je spięcie. »Zobaczymy, kiedy zagrasz!” – pogroził, a ja wypaliłem: »Ja przynajmniej nie podlizywałem się trenerom!«. Może zbyt brutalnie, ale taki mam charakter. Wychowałem się na takim osiedlu… z zasadami.”
(…) Pojechaliśmy na posezonowe zgrupowanie do USA. Piłkarz Legii, ale nazwiska nie zdradzę, w hotelowym pokoju oglądał na żywo mecz NBA, strzelam Chicago Bulls – Indiana. Chicago wygrało 100:90. I kumpel mówi: „Która godzina jest w Polsce?! Kilka godzin wcześniej?! Kur…, to ja zadzwonię do żony, żeby obstawiła!”.
Robert Lewandowski wraca do gry, ale być może przerwa dobrze mu zrobi? W innym wypadku „Lewy” na Euro jechałby mocno wymęczony trudami sezonu.
Z tym, że najlepszy napastnik świata może być bardziej wypoczęty niż przed ostatnimi wielkimi turniejami, w których brał udział, prezes PZPN ma rację. W obecnym sezonie Lewandowski rozegrał 36 spotkań we wszystkich rozgrywkach klubowych (w tym 25 w Bundeslidze). Dojdą do tego maksymalnie cztery mecze w lidze (o ile nie będzie pauzował za kartki) i to wszystko, bo Bayern odpadł w 1/4 fi nału Ligi Mistrzów z PSG, a w Pucharze Niemiec sensacyjnie przegrał w II rundzie po rzutach karnych z Holstein Kilonia. Licznik nie przekroczy 40 meczów. Przed EURO 2012, występując jeszcze w Borussii Dortmund, w sezonie rozegrał 47 spotkań, przed EURO 2016, już jako gracz Bayernu – 51, a przed mundialem w Rosji w sezonie 2017/18 zagrał dla klubu z Monachium 48 razy. Reprezentacja? W przypadku trzech poprzednich wielkich imprez Lewandowski przez cały sezon zagrał w niej po osiem razy. Teraz ma sześć meczów dla Polski, więc jeśli wystąpi w obu spotkaniach towarzyskich przed EURO – 1 czerwca z Rosją i tydzień później z Islandią – wyrówna tę liczbę. Lewandowski zakończy sezon 22 maja meczem ostatniej kolejki Bundesligi przeciwko Augsburgowi. Dwa dni później w Opalenicy rozpoczną się przygotowania do turnieju. Do meczu ze Słowacją pozostaną równe trzy tygodnie. Biorąc pod uwagę szalone natężenie spotkań w obecnym sezonie, to sporo czasu.
Dwa dni trwała futbolowa rewolucja związana z Superligą. I zakończyła się fiaskiem. Ale to prawdopodobnie nie jej ostateczny koniec. Super-kluby chcą jeszcze powalczyć o swoje.
Czy to koniec zamieszania? Wszystko wskazuje na to, że nie. – Jeszcze wiele się może wydarzyć. Nie chcę komentować tematu Superligi – stwierdził Ronald Koeman, szkoleniowiec Barcelony. A że Holender mówił to już po tym, jak z udziału w nowym tworze wypisali się właściwie wszyscy zainteresowani, może to świadczyć o tym, że Perez z Agnellim wciąż kombinują, jak przepchnąć swój projekt. Jeśli nie teraz, to za kilka lat. Co zresztą zostało napisane wprost w oświadczeniu wydanym przez Superligę w środę: „Jesteśmy przekonani, że obecne status quo w europejskim futbolu musi się zmienić. Proponujemy nowe rozgrywki, ponieważ obecny system nie działa. Biorąc pod uwagę to, co się wydarzyło, powinniśmy rozważyć najbardziej odpowiednie kroki do przeorganizowania projektu. Naszym celem zawsze było zaoferowanie kibicom możliwie jak najlepszych doświadczeń, jednocześnie oferując całej społeczności piłkarskiej mechanizmy solidarnościowe” – czytamy. Na razie Superligę trzeba odłożyć do szafy. Pytanie tylko, jak głęboko. Reakcja fanów i środowiska była na tyle zdecydowana, że raczej w najbliższej przyszłości nie należy się spodziewać kolejnego skoku na kasę robionego pod przykrywką walki o przyszłość futbolu. Jednak prędzej czy później na pewno temat Superligi powróci, pytanie tylko w jakim kształcie. Bardzo możliwe, że do kolejnej próby rewolucji dojdzie jeszcze przed wprowadzeniem w życie reformy Ligi Mistrzów, która przy całym zamieszaniu związanym z Superligą przeszła nieco niepostrzeżenie, a nowe zasady tych elitarnych rozgrywek niewiele się różnią od tego, co proponowali działacze dwunastu klubów.
„SUPER EXPRESS”
Kozłowski i Piątkowski imponują formą od ostatniego zgrupowania. Piłkarz Pogoni być może pójdzie śladami stopera Rakowa, bo też obserwuje go Red Bull Salzburg.
Prawdziwą furorę robi pomocnik Pogoni Kacper Kozłowski! Rewelacyjny 17-latek imponuje wyszkoleniem technicznym i siłą fizyczną, ale przede wszystkim wrażenie robi jego boiskowa dojrzałość. W niedawnym wyjazdowym meczu z Podbeskidziem Kozłowski zaliczył swoją premierową bramkę w PKO BP Ekstraklasie. Młodzian twardo stąpa jednak po ziemi ima świadomość, że jest dopiero w przedsionku wielkiej kariery. – Nie nakręcam się za mocno. Nie jest mi to potrzebne. Fajnie byłoby zdobywać gole i zaliczać asysty w każdym meczu, ale tak się pewnie nie da. Chociaż ja będę dążył do tego, by tak było – podkreśla. Znakomita forma 17-latka sprawiła, że zainteresował się nim m.in. Red Bull Salzburg. Ten sam, który w zimowym okienku transferowym wyciągnął z Rakowa innego z młodych wilków Sousy –Kamila Piątkowskiego. 20-latek prezentuje się w obecnych rozgrywkach na tyle dobrze, że Austriacy nie wahali się wydać na jego sprowadzenie ponad 5 mln euro.