W środowej prasie dużo o Superlidze, choć nie wszystkie teksty są w pełni aktualne i uwzględniają wydarzenia z drugiej połowy wtorku. Oprócz tego raczej ligowa młócka.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Dzień po ogłoszeniu powstania Super League część klubów zaczęła się wycofywać z projektu. We wtorkowy wieczór z udziału w rozgrywkach oficjalnie zrezygnowało sześć angielskich klubów, a media donosiły, że Superliga została zawieszona!
Nie tylko jednak angielskie kluby nie chcą w tym uczestniczyć. Od początku do projektu nie przystąpiły PSG, Bayern i Borussia Dortmund. – Bayern z zadowoleniem przyjmuje reformy Ligi Mistrzów. Uważamy, że są one właściwym krokiem do rozwoju europejskiego futbolu – głosi oświadczenie bawarskiego klubu.
– Nie sądzę, że Superliga rozwiąże problemy finansowe spowodowane przez pandemię koronawirusa. To raczej wszystkie kluby w Europie powinny solidarnie pracować nad tym, aby struktura kosztów, w szczególności pensje zawodników, została dostosowana do dochodu w racjonalny sposób – dodał prezes tego klubu Karl-Heinz Rummenigge.
Trochę dziwnie wygląda obecność Paris Saint-Germain w gronie obrońców tradycyjnego porządku. Tyle że prezes PSG Nasser Al-Khelaifi kieruje też beIN Media Group, która już kupiła prawa do transmisji Ligi Mistrzów we Francji na kolejne trzy lata, a pewnie na tym się nie skończy, bo obecnie posiada takie prawa w siedmiu krajach. W jej interesie nie leży więc niszczenie LM.
Legia Warszawa nie przegrała w lidze od dziesięciu meczów, ale w ostatnich tygodniach grała słabo.
Po raz pierwszy w tym sezonie zdarzyło się, że Legia nie strzeliła gola w dwóch kolejnych spotkaniach, po raz pierwszy również nie pokonała bramkarza przeciwnika na swoim boisku. Przewaga nad Pogonią stopniała do sześciu punktów (w praktyce do siedmiu, bo legioniści mają lepszy bilans bezpośrednich meczów – 0:0 i 4:2). Szanse na tytuł mistrza Polski drastycznie nie zmalały, ale z Lechem i Cracovią drużyna zatraciła sporo atutów, choć mierzyła się z przeciętniakami, drużynami z drugiej części tabeli.
– Gramy wolnej niż kilka tygodni temu, zatraciliśmy skuteczność. Wcześniej nie potrzebowaliśmy zbyt wielu sytuacji do zdobycia bramki, a z Lechem i Cracovią było inaczej – tłumaczył trener Michniewicz. – Jeżeli znowu zaczniemy grać szybciej, dokładniej, mniej przewidywalnie, częściej będziemy zmieniać kierunek ataku, pozycje na boisku, to nasza gra stanie się płynniejsza i sytuacji będzie więcej. Jeśli któryś z tych elementów nie funkcjonuje na najwyższym poziomie, to mamy problemy. Marnym pocieszeniem jest fakt, że goli nie tracimy. Martwi mnie, że nie strzelamy, a przecież jesteśmy najskuteczniejszym zespołem ekstraklasy – dodał Michniewicz. Po dwóch ostatnich meczach średnia goli strzelanych przez Legię w meczu ligowym spadła poniżej dwóch.
25-letni Lorenco Šimić miał być gwiazdą i filarem defensywy Zagłębia Lubin, ale nieoczekiwanie nagle wylądował na ławie.
Były obrońca młodzieżowej reprezentacji Chorwacji i zawodnik z kilkunastoma występami we włoskiej Serie A zaczął przegrywać rywalizację o miejsce w składzie Zagłębia z młodymi Polakami – Damianem Oko i Kamilem Krukiem. Lorenco Šimić jesienią był chwalony przede wszystkim za strzelane gole, ale coraz częściej okazywało się, że jako stoper nie dawał odpowiedniej jakości pod swoją bramką.
Wreszcie miarka się przebrała: trener Martin Ševela posadził obrońcę na ławce. Ostatnio nie było go nawet w szerokiej kadrze meczowej, bo narzekał na uraz i nie zanosi się, aby znalazł się też w dwudziestce na dzisiejsze spotkanie z Wisłą Kraków.
Znamienne jest to, że w Lubinie za grającym Šimiciem raczej nikt nie tęskni, a niektórzy jego absencję przyjmują wręcz z uczuciem ulgi. Szczególnie jesienią potrafił być efektowny, umiał z sukcesem powalczyć o górne piłki, mądrze włączyć się do akcji ofensywnej. Był zresztą moment, kiedy legitymował się statusem najlepszego strzelca drużyny, co wystawiało fatalne świadectwo napastnikom. Zarazem w lubińskiej szesnastce popełniał zadziwiające błędy, jego „elektryczność” robiła znaczące szkody w defensywie i to wrażenie zaczęło być dominujące.
Po cichutku wraca problem budzących oburzenie długów Polonii Warszawa z czasów Ireneusza Króla. W najbliższy poniedziałek w Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy ma się odbyć rozprawa na wniosek dość tajemniczej firmy, która siłą rzeczy nasuwa skojarzenia z byłym właścicielem klubu.
(…) Tamten klub upadł, pozostał po nim dług spowodowany skandalicznym zarządzaniem. Na kanwie tych wszystkich wydarzeń powstał film Adama Drygalskiego i Mateusza Sokołowskiego „Kasa będzie jutro” – dojmujący reportaż o smutnym losie piłkarskiego klubu, który dostał się w ręce nierzetelnego inwestora.
******
Ale to nie koniec historii, bo do rozdysponowania ciągle pozostało jeszcze ponad 3 miliony złotych z praw telewizyjnych, które powinny trafić do już upadłej Polonii, a raczej do jej wierzycieli. Ekstraklasa SA swego czasu uznała, że nie będzie wypłacać należnych pieniędzy nawet tym podmiotom, które w sposób szczególny są chronione przez PZPN (jak choćby sami piłkarze i ludzie ze sztabu szkoleniowego), tylko przekaże je do depozytu sądowego.
Uniknęła w ten sposób niechybnego zarzutu, że zaspokoiła jednych wierzycieli kosztem innych. Zdeponowane środki leżą sobie od lat na sądowym koncie, oczywiście nieoprocentowane. Aby je uruchomić, potrzebny jest albo wyrok sądowy, wskazujący zasadę podziału pieniędzy, albo ugoda między wierzycielami (a jest ich ponad czterdziestu), którzy znajdą kompromis, bo zabezpieczona kwota na spłatę całego zadłużenia oczywiście dalece nie wystarczy.
******
W żaden sposób nie można wykluczać, że firma wnosząca o wypłatę należności zakłada, że część wierzytelności zwyczajnie się przedawniła, więc uznała, że właśnie teraz – kiedy na dodatek bulwersująca sprawa długów ówczesnego właściciela Polonii już dawno przycichła medialnie – warto złożyć taki wniosek do sądu.
SPORT
Martin Konczkowski z Piasta Gliwice przed meczem z Legią.
Legia wciąż jest w komfortowej sytuacji, blisko zdobycia mistrzostwa Polski. Na kim ciąży większa presja?
– Legia nie ma już takiego luzu, jaki miała wcześniej. W dwóch ostatnich meczach straciła punkty i jej przewaga trochę stopniała, więc myślę, że rywale będą chcieli przypieczętować tytuł. My patrzymy przede wszystkim na siebie.
W tym roku zremisowaliście z Legią w lidze i wygraliście w Pucharze Polski. Statystyka ma dla was znaczenie?
– Ostatnie rywalizacje z Legią były naprawdę dobre w naszym wykonaniu, ale to jest już historia i statystyki. Jeśli chcemy uzyskać kolejny dobry wynik, musimy rozegrać naprawdę bardzo dobre spotkanie, być odpowiednio zmobilizowani oraz skoncentrowani.
Trener Radomiaka, Dariusz Banasik miał olbrzymie pretensje do sędziów po porażce 0:1 w Tychach. Jego drużyna kończyła mecz w dziewiątkę i przeciwko niej podyktowano rzut karny.
Przegraliśmy mecz, którego nie musieliśmy przegrać. Tak sobie przed meczem pomyślałem, że jak nie można nam bramki strzelić, to można to zrobić z karnego. Niestety wykrakałem. Obawiałem się tego meczu. Cofnę się do przeszłości i spotkania z GKS-em Tychy u nas. Wtedy wydawało się nam, że wygramy 2:1, ale sędzia podyktował bardzo kontrowersyjny rzut karny i zremisowaliśmy 2:2. Teraz to samo. W pierwszej połowie panowie sędziowie niestety ustawili całkowicie to spotkanie, bo dostaliśmy rzut karny i czerwoną kartę, czyli drugą żółtą za bardzo delikatny faul Radeckiego. Można było powiedzieć, że w 45. minucie jest po meczu, ale my się nie poddaliśmy i walczyliśmy do końca.
Słowa uznania dla zawodników, bo w dziesięciu potrafiliśmy sobie stworzyć sporo sytuacji, ale tyska bramka była zaczarowana. Strzelaliśmy z bliska, piłka była wybijana z linii, odbiła się też od poprzeczki. Nie chciała wpaść, a szkoda, bo uważam, że na punkt z przekroju tego meczu zasłużyliśmy. Żałujemy, bo byliśmy na fali, ale jeżeli panowie takie decyzje podejmują, to nie jesteśmy sobie w stanie tym poradzić i dlatego było nerwowo. Jak ostatnio bardzo chwaliłem tutaj sędziowanie, to tym razem w moim odczuciu było fatalne. Nie chcę mówić, że tylko przez to przegraliśmy, ale tak to wyglądało.
Ruch Chorzów intensywnie świętował wczoraj 101. urodziny. Zaprezentował też nowy herb.
Przed rokiem Ruch obchodził 100. rocznicę powstania, a wczoraj zadbał o to, by 101. urodziny fetowane były z nie mniejszą pompą. Dlatego już o północy z poniedziałku na wtorek klub zaprezentował kibicom… nowy herb. Był do tego dobry moment. Przez ostatni rok „Niebieskim” towarzyszyło logo jubileuszowe, a poprzedni herb był używany od 2007 roku. Teraz nadszedł czas zmian. – Ten herb wywoływał wiele dyskusji, wiele było do niego uwag – przyznał Tomasz Ferens, rzecznik Ruchu. Kontrowersje budziły gradienty, charakterystyczne cieniowanie, co dawało efekt odblasku i 3D. Teraz „eRka” została uproszczona, a wykonał ją grafik Karol Gwóźdź, współpracujący wcześniej z klubem przy wielu różnych projektach.
– Zależało nam, by herb poddany re-designowi nie zmienił się w nowoczesną formę emblematu, całkowicie przekreślającą 100-letnią historię. Herb Ruchu należy do najbardziej znanych w Polsce. Usunięcie charakterystycznego trójkąta to byłoby sepuku – powiedział Gwóźdź. Zmienił się odcień niebieskiego, zmieniła też czcionka liter. Zaprojektowano ją specjalnie dla Ruchu, czego podjęła się Karolina Wiśniewska, typograf i projektantka liter z Gliwic.
Przy Cichej wczorajsze urodziny określono mianem „nowej ery”, dlatego na tę nową erę jest też nowa „eRka”… Dokonano wymiany asortymentu w klubowym sklepie, w którym trwały w ostatnich tygodniach wyprzedaże. Teraz produkty mają już w komplecie nowy herb. Szaliki, koszulki, bluzy, kubki, poduszki, serwisy do kawy, czapki, plecaki, chusty, smycze, zegary, torebki, długopisy. I tak dalej, i tak dalej..
SUPER EXPRESS
Rozmowa o Superlidze z dr Janem Sową. Chyba wtedy jeszcze nie zakładano, że ten projekt zaraz się ośmieszy.
„Super Express”: – Powstanie Superligi zrzeszającej większość najbogatszych i najlepszych klubów piłkarskich świata wzbudziło ogromne emocje. Niemal wszyscy mówią o sprzedaniu szlachetnej dyscypliny sportowej, chciwości, która zabija sport. UEFA i FIFA grożą wykluczeniem klubów i piłkarzy, które biorą w tym udział. To oburzenie nie jest trochę spóźnione, wziąwszy pod uwagę, jak przynajmniej od lat 90. profesjonalny sport uległ całkowitej komercjalizacji, a Superliga to tylko logiczna konsekwencja tego, czym stała się Liga Mistrzów?
Dr Jan Sowa: –Przede wszystkim to, co najbardziej uderza, to FIFA i UEFA oskarżające kogoś o chciwość i zżymające się, że chciwość zwycięża nad sportem, to ironia historii i cynizm tych ludzi. Superliga to kontynuacja procesów, do których zarówno FIFA, jak i UEFA się przyczyniły. Powstanie Superligi doskonale wpisuje się w schemat, zgodnie z którym przebiega utowarowienie, czyli podporządkowanie czegoś – w tym wypadku piłki nożnej – regułom gospodarki rynkowej.
– Co ma pan na myśli?
– Najpierw mamy dziedzinę, która funkcjonuje zgodnie ze swoimi prawami. Do niej doczepiają się interesy komercyjne po to, żeby zmonetyzować rzeczy, które się dzieją. Ktoś gra znakomicie, przyciągając zainteresowanie fanów, więc pojawia się sponsor. Potem pojawia się telewizja, która chce to transmitować.
– Nie wygląda to groźnie.
– Tyle że na tym to się nie kończy. Następny krok jest taki, że interesy komercyjne zaczynają podporządkowywać sobie logikę produkcji tego, co sprzedają. Jest czymś naturalnym w kapitalizmie, że skoro zainwestowałeś w coś pieniądze, chcesz kontrolować strumień zysków. Po to, żeby kontrolować strumień zysków, musisz kontrolować to, jak to funkcjonuje. W tym przypadku: kto z kim gra i kiedy. I oczywiście, im więcej pieniędzy zainwestowałeś, tym więcej chcesz ich wyciągnąć, więc roztaczasz jeszcze większą kontrolę. Superliga jest tylko najbardziej zaawansowanym etapem tego procesu.