Działo się w starciu GKS-u Tychy z Radomiakiem Radom. Był rzut karny, była czerwona kartka, były emocje do samego końca spotkania. Nie był to może wielki mecz pod względem poziomu piłkarskiego, ale 1. ligę w takim wydaniu mimo wszystko lubimy. Spora intensywność z obu stron, mało kalkulacji, a sporo ofensywnych akcji. Ostatecznie 1:0 wygrał GKS, co może mieć bardzo duże znaczenie, jeżeli chodzi o ostateczne rozstrzygnięcia na zapleczu Ekstraklasy.
GKS Tychy – Radomiak. Trzęsienie ziemi przed przerwą
Spotkanie zaczęło się pod zdecydowane dyktando gości. Radomiak w pierwszej fazie meczu mógł się podobać – grał odważnie, ofensywnie, szukał sytuacji. Atakował dużą liczbą piłkarzy. Podopieczni Dariusz Banasika nie kreowali sobie może jednej setki za drugą, ale generalnie widać było, że kroczek po kroczku zbliżają się do wyjścia na prowadzenie. Sprawy zaczęły się gmatwać mniej więcej po trzydziestu minutach gry. Wówczas ekipa GKS-u zaczęła przejmować kontrolę nad środkiem pola i odbierać oponentom piłkę blisko ich bramki.
Początkowo szybkie akcje tyszan po odbiorze były dość niechlujne, na ogół łatwo rozczytywane przez defensorów Radomiaka, no ale robiło się coraz groźniej. Pierwszym poważnym sygnałem ostrzegawczym był nieuznany gol dla gospodarzy. Zespołowi z Radomia brakowało ewidentnie kogoś, kto uspokoi sytuację w centralnej części boiska. Zawodzili Radecki i Karwot, spokoju do gry swojej drużyny nie wnosił także doświadczony Leandro. Krótko mówiąc – prosił się Radomiak o kłopoty. No i się ich doczekał. Tuż przed przerwą Damian Jakubik wpadł na rywala w polu karnym, a arbiter bez większych wahań wskazał na wapno. Łukasz Grzeszczyk z jedenastu metrów dał GKS-owi prowadzenie.
Jakubik protestował przeciwko tej decyzji jak szalony i prawie wyszedł z siebie, podobnie zresztą jak trener Banasik, ale wydaje się, że sędzia tutaj akurat się nie pomylił. Co innego kilka chwil później. W doliczonym czasie gry pan Sylwester Rasmus pokazał drugą żółtą kartkę wspomnianemu Mateuszowi Radeckiemu, pieczętując w ten sposób nędzny występ piłkarza Radomiaka.
Nie otrzymaliśmy od realizatorów dobrych powtórek tego zajścia, ale wydaje się, że Radecki nie faulował aż na czerwo. Ot, zwykła walka o piłkę w środku boiska, wejście jakich wiele w meczu.
GKS Tychy – Radomiak. Nieskuteczność tyszan
Radomiakowi w ciągu kilku finałowych minut pierwszej połowy posypał się zatem cały mecz. I GKS Tychy umiejętnie z tego skorzystał. Gospodarze całkowicie zdominowali początek drugiej odsłony meczu. Raz po raz wpadali w pole karne przyjezdnych i w sobie tylko wiadomym stylu nie zdołali w żadnej z tych sytuacji zdobyć bramki. W zasadzie to wiele naprawdę groźnych akcji tyszan nie kończyło się nawet przyzwoitym strzałem. A to ktoś decydował się na niepotrzebny drybling, a to nieprecyzyjnie zagrywał na wole pole. Skandaliczna nieskuteczność.
W sumie niewiele zresztą zabrakło, by Radomiak gospodarzy za te wszystkie zmarnowane szanse skarcił. Generalnie po przerwie przeważał GKS i to zdecydowanie, jasna sprawa, ale goście też bywali niebezpieczni. Choćby po stałych fragmentach gry, przy których bardzo niepewnie na przedpolu zachowywał się Jałocha. Do tego trzeba doliczyć strzał w poprzeczkę w wykonaniu Gąski, no i stuprocentową okazję Dominika Sokoła, który pojawił się na murawie w 84. minucie, a już kilkadziesiąt sekund później mógł zapewnić swojemu zespołowi punkt. Uderzył z bliska, mocno, lecz na tyle blisko Jałochy, że ten zdołał z najwyższym trudem odbić futbolówkę, rehabilitując się za wszelkie wcześniejsze pomyłki.
Nawet w ostatniej akcji meczu Radomiak miał jeszcze szansę na gola, lecz ponownie zabrakło szczęścia – Bartosz Szeliga stanął na drodze piłki uderzonej przez Patryka Mikitę i odbił ją głową. Nic dziwnego, że Jałocha go wyściskał, bo gdyby nie to, to Mikita zostałby bohaterem zespołu gości. Nie po raz pierwszy zresztą, bo sezon temu to on zapewnił Radomiakowi remis w Tychach w podobnych okolicznościach: tuż przed końcem spotkania.
Summa summarum – raczej zasłużone zwycięstwo GKS-u, choć gdyby druga połowa toczyła się 11 na 11, to raczej tyszanie aż tak by nie zdołali jej zdominować i być może ich nieskuteczność doczekałaby się kary. Ale to gdybanie. Świetna passa Radomiaka zostaje przerwana. GKS wskakuje na 3. miejsce w pierwszej lidze, drużyna z Radomia ląduje na 5. pozycji, lecz ma jeden mecz rozegrany mniej. Finisz sezonu będzie pasjonujący.
GKS TYCHY 1:0 RADOMIAK RADOM
Łukasz Grzeszczyk 44′ (rzut karny)
fot. NewsPix.pl