Reklama

Zmieniają się nazwiska, trenerzy, styl gry, a ŁKS dalej wygrywa mecze rywalom

redakcja

Autor:redakcja

16 kwietnia 2021, 20:27 • 4 min czytania 21 komentarzy

Ach, starcie dwóch ekstraklasowców z ubiegłego sezonu dało nam nieprawdopodobną frajdę – cofnęliśmy się do czasów, gdy trybuny były pełne, spadały trzy drużyny, a ŁKS strzelał gole dla swoich rywali. Dziś Łódzki Klub Sportowy ugościł Arkę Gdynia i ugościł naprawdę po królewsku – zdobywając dla swoich przeciwników dwa urocze gole. 

Zmieniają się nazwiska, trenerzy, styl gry, a ŁKS dalej wygrywa mecze rywalom

Jak to możliwe? Ano tak, że choć zmieniają się personalia, zmieniają się trenerzy przy linii, nie zmienia się jedno – ŁKS szczodrze obdarowuje swoich przeciwników. Dzisiaj w rolę spóźnionych o kilka miesięcy Świętych Mikołajów wcielił się duet Arkadiusz Malarz – Mikkel Rygaard. Łódzki KS prowadzi 1:0. Momentami dość groźnie kontruje coraz mocniej odkrywającą się Arkę Gdynia. Czas mija, do poczynań rywala zaczyna się wkradać nerwowość, w końcu do finiszu jakieś 20 minut. I co?

Najpierw Malarz wsadza na konia Rygaarda, ten w głupiutki sposób traci piłkę, po chwili Rosołek pokonuje bramkarza ŁKS-u. Mija pięć minut i tym razem Malarz nie korzysta z usług pośredników – po prostu podaje piłkę pod nogi Marcusa da Silvy i oczekuje, aż ten wykona wyrok. DWA gole w PIĘĆ minut, oba w IDENTYCZNY sposób.

NOWY TRENER, STARE DEMONY

A przecież ŁKS wcale nie grał takiego fatalnego meczu. W przeciwieństwie do ostatnich spotkań pod wodzą Ireneusza Mamrota – tym razem od gry łodzian nie bolały zęby. Już w pierwszych minutach dwie groźne próby miał Pirulo, raz świetnie zachował się Kajzer, raz to Hiszpan uderzył wysoko ponad bramką. Zaczynała się zazębiać gra pomocników, wreszcie aktywne były boki obrony, a więc coś, z czego znany był ŁKS Wojciecha Stawowego. Jak to zwykle bywa – swoje zrobił Ricardinho. Brazylijczyk świetnie wyszedł do dośrodkowania Rygaarda, uderzył w słupek, ale na tyle szczęśliwie, że piłka raz jeszcze odbiła się od niego i wpadła do siatki. ŁKS miał do przerwy oczekiwany wynik.

Oczywiście, coś za coś. W zamian za ofensywne bajery, ŁKS płacił drżeniem nóg w defensywie. Długo dawał sobie z tym radę poprzez dość brutalne faule, czy to Klimczaka, czy Tosika. Po stałych fragmentach zaś Arka nie tworzyła większego zagrożenia – praktycznie tylko raz, w doliczonym czasie gry, Marcjanik był bardzo bliski wyrównania.

Reklama

Po przerwie, wraz z wejściem Marcusa da Silvy, Arka ruszyła po swoje ze zdecydowanie większą odwagą. I wróciły demony ŁKS-u. Już przed przerwą po jednej ze strat Rygaarda gdynianie wychodzili z kontrą trzy na dwa. Ale to, jak absurdalnie słabo grał Duńczyk po przerwie, to materiał na osobny tekst z brutalnym rozsmarowaniem jego piłkarskiej indolencji. Błędy techniczne przeplatał nieróbstwem, zbyt wolne reakcje niedokładnymi podaniami. Wreszcie ten gol na 1:1, po chwili poprawka Malarza na 1:2.

Niby Kołbę zastępuje Malarz, niby za Sobocińskiego pojawia się Dąbrowski, Rozwandowicza wymienia Tosik i tak dalej, i tak dalej. Nie zmienia się jedno – odrobinę wyższy pressing, odrobinę żwawsze podejście pod ŁKS i łodzianie kompletnie się gubią.

FAJNY MECZ!

Natomiast nie ma sensu deprecjonować Arki Gdynia, która dzisiaj bardzo pewnie dążyła do korzystnego wyniku. Poza golami dobre okazje miał Rosołek (strzał z ostrego kąta) oraz ponownie Marcus (uderzenie tuż obok słupka). Memić obił słupek po niesygnalizowanym uderzeniu. Druga połowa to zresztą w ogóle kawał fajnego grania, bo i ŁKS tworzył sobie okazje, i przed utratą prowadzenia, i już w końcówce. Najbliżej był chyba Ricardinho po zagraniu wzdłuż bramki, ale lepiej dobić strzał Domingueza powinien też Sekulski, a i Klimczak fatalnie zachował się w dość prostej sytuacji, gdy mógł spokojnie zapewnić ełkaesiakom remis w końcówce.

Dla postronnego kibica – to był po prostu przyjemny w odbiorze mecz. 27 strzałów, trzy gole, doskonałe okazje pod obiema bramkami.

A ciekawie robi się zwłaszcza, gdy spojrzymy na konteksty. Ireneusz Mamrot przecież tę Arkę budował, potem do ŁKS-u trafił jako ratownik. I na ten moment wydaje się, że jest na prościuteńkiej drodze, by ten ŁKS w tabeli opuścić poniżej byłego klubu. Arkowcy odrobili dzisiaj do łodzian trzy punkty, strata wynosi już tylko cztery „oczka”, przy czym Arka ma mecz mniej. Dla łodzian to trzecia porażka w czwartym meczu, a przecież po drodze byli tacy mocarni rywale jak Resovia, Sandecja oraz GKS Bełchatów, też pokonany bez stylu, po karnym w ostatnich minutach.

Zdaje się, że ten mecz może być przełomowy. Patrząc na terminarz i formę – Arka może się podłączyć do wyścigu o drugie miejsce, premiowane bezpośrednim awansem. ŁKS z taką grą będzie musiał naprawdę uważać, by nie wypaść poza pierwszą szóstkę. Sprzedamy łodzianom bezpłatną poradę – ich szansę się zwiększą, jeśli gole będą strzelać tylko dla siebie, a nie dla siebie i dla rywali.

Reklama

ŁKS Łódź – Arka Gdynia 1:2 (1:0)

Ricardinho 42′ – Rosołek 69′, Marcus 74′

Fot.Newspix

Najnowsze

Francja

Bójka kibiców podczas meczu Francuzów. Stadion świeci pustkami

Patryk Stec
4
Bójka kibiców podczas meczu Francuzów. Stadion świeci pustkami

Betclic 1 liga

Komentarze

21 komentarzy

Loading...