Reklama

Liverpool potrzebuje cudu?

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

14 kwietnia 2021, 12:55 • 3 min czytania 5 komentarzy

Liverpool nie tak znowu dawno odrabiał w Lidze Mistrzów stratę, której – wydawało się – nie można odrobić. 0:3 na Camp Nou, nawet przy rewanżu u siebie, wówczas z kibicami… Brzmiało jak mrzonka. Ale się udało. Tylko problem dzisiaj jest chyba inny. Głównym argumentem The Reds rzeczywiście może być fakt, że wtedy im wyszło. Cóż, trochę to mało.

Liverpool potrzebuje cudu?

A zresztą pamiętajmy, że wtedy to starcie z Barceloną wyglądało nieco inaczej. Owszem, Katalończycy wygrali 3:0, mieli nawet patelnię na 4:0, którą zmarnował Dembele, natomiast goście nie pokazali się z aż tak złej strony. Mieli swoje okazje, przegrali też z geniuszem Messiego, bo kto się spodziewał, że facet strzeli gola z takiego wolnego, natomiast nie oni pierwsi i nie ostatni z tym kosmitą nie dali sobie rady.

Natomiast tydzień temu? Gorsza historia. Liverpool potrafił Realowi podarować bramkę, bo przecież co wymyślił Alexander-Arnold przy trafieniu Asensio, to wie tylko on sam. W ofensywie? Żałoba. Jeden celny strzał, tak, zamieniony na bramkę, natomiast przed przerwą angielska machina nie potrafiła wypluć żadnego uderzenia. Nie to, że celnego, po prostu żadnego, nikt się nie pokusił nawet o celowanie w okoliczne ptaki. Dramat.

LIVERPOOL NA TRZECIM BIEGU

Rodzi się więc pytanie, czy The Reds mają dzisiaj siłę, by Realowi faktycznie się przeciwstawić. Każda, nawet najlepsza ekipa, ma swoje kryzysy i gorsze chwile. Może Liverpool ten najgorszy moment już przetrawił, kiedy przegrywał trzy mecze z rzędu, kiedy dostawał w derbach, kiedy ogrywał go Fulham, ale to nadal nie jest to. Owszem, pewne zwycięstwa z Lipskiem trzeba zapisać na plus, również 3:0 z Arsenalem piechotą nie chodzi, natomiast trudno nie mieć wrażenia, że gdzieś ta piłkarska magia uleciała.

Inaczej mówiąc – Liverpool już tak nie elektryzuje swoją grą. I to jest, jakkolwiek spojrzeć, również normalne. Swoje powygrywali, czy to w Lidze Mistrzów, czy – wreszcie – w Anglii i po takim maratonie zwycięstw jednak przychodzi etap pauzy. Może i sytości.

Reklama

Choć na pewno czuć frustrację, że kiedyś wychodziło, a teraz nie. Choćby u Kloppa, który momentami szuka naprawdę durnych wytłumaczeń. Po meczu z Realem twierdził, że przeszkadzał stadion, bo treningowy, a nie Bernabeu i starć Ligi Mistrzów takie obiekty nie powinny widzieć. Przed rewanżem z kolei zwraca uwagę, że Liverpoolowi będzie brakowało publiczności. No będzie, jak prawie każdemu na tym świecie.

Generalnie Klopp jest fajny jak wygrywa, uśmiechnie się, rzuci żartem, jak idzie gorzej – trochę przypomina dziecko, któremu zabrało się zabawkę.

A REAL JEST W GAZIE

Dzisiaj zmierzy się z rywalem, Ameryki nie odkryjemy, piekielnie trudnym. Real rośnie z tygodnia na tydzień, w lidze wygrywa seryjnie, ostatnio ograł Barcelonę, na jego grę patrzy się z przyjemnością. Szeroka, ofensywna, skuteczna gra. Zidane może liczyć na cały przekrój – chłopca Viniciusa, chcącego brać na siebie coraz większą odpowiedzialność Asensio, Kroosa i Modricia, którym lata lecą, ale tylko w papierach, nie na boisku.

Żeby znaleźć ostatnią porażkę Realu, trzeba się cofnąć do 30 stycznia. Żeby znaleźć porażkę Realu, która urządzałaby dzisiaj Liverpool, trzeba wrócić aż do ósmego listopada i spotkania z Valencią, przegranego 1:4.

Naturalnie Real też ma swoje kłopoty, bo czyste konto zachował w ostatnim czasie tylko jak przyjechało Eibar, lepiej mieć Ramosa niż nie mieć, natomiast przecież Liverpool od dawna pozbawiony jest choćby Van Dijka. Chodzi o to, że trudno złapać jakiś punkt zaczepienia dla optymizmu.

Noc cudów, 90 minut, w czasie których wszystko wychodzi. Takich haseł trzeba szukać. Z jednej strony jest to dla Liverpoolu nadzieja, z drugiej – rzecz trochę bolesna.

Reklama

Fot. Newspix

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...