– Jeżeli przyjmujesz piłkę i już to wymaga od ciebie koncentracji, to trudno, żeby głowa była wysoko. Skupiasz się na przyjęciu i tracisz czas na rozejrzenie się. Inaczej jest, gdy przyjmujesz piłkę i wiesz, że ona na sto procent zostanie przy twojej nodze, wtedy masz czas, żeby się rozejrzeć. Sama gra w lidze hiszpańskiej nie wydaje się taka szybka, dynamiczna. Widzieliśmy to w pucharach, gdy piłkarze Manchesteru United urządzili tym z Realu Sociedad demolkę (4:0 dla MU – przyp. red.). Aspekty szybkości gry nie są po stronie Hiszpanów, w przeciwieństwie do techniki użytkowej. Piłka krąży, a oni trzymają głowy w górze i obserwują sytuację na boisku. W tym elemencie wyprzedzają nas zdecydowanie – mówi Cezary Wilk w “Przeglądzie Sportowym”. Co tam dziś w prasie?
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Wiadomo, skoro poniedziałek, to też dużo pomeczówek. Ale da się znaleźć też coś, co nie jest typową relacją z meczu. Jacek Magiera – straszak na wszystkich trenerów w Ekstraklasie. Media łączą go ze Śląskiem, Lechem, Jagiellonią, Cracovią…
A propos Lecha – czy ktoś da głowę, że właśnie nie do Kolejorza przymierzany jest Magiera? No jasne, że w swojej karierze mocno identyfikowany był z Legią, ale cóż to za przeszkoda? Bardziej atut: zatrudnienie takiego szkoleniowca dla poznaniaków byłoby też sukcesem wizerunkowym. Dariusz Żuraw nie może spać spokojnie, czegokolwiek by nie zrobił. Nagrabił sobie bardziej niż kiedyś Zieliński, który też miał kłopoty w lidze, ale – jak już wyżej zostało zauważone – przynajmniej z Pucharu Polski nie odpadł. Żuraw jest na cenzurowanym i jeżeli tylko pojawiłaby się możliwość, w Lechu wymieniliby go Magierę bez sekundy wahania. Do Jagiellonii Magiera też pasuje jak diabli. Drużyna potrzebuje dobrego impulsu, a Bogdan Zając nie wygląda ostatnio na faceta, który znalazł Świętego Graala. No i prezes Cezary Kulesza chce być prezesem PZPN, w wyborach ma duże szanse na wygraną. Gdzie Magierze będzie lepiej niż w klubie hołubionym przez domniemanego przyszłego szefa polskiej piłki?!
Jak co weekend – kolejne rekordy Roberta Lewandowskiego. W historii najlepszych strzelców Bundesligi jest przed nim tylko Gerd Mueller.
To już jego 32. trafienie w 24. meczu w tym sezonie (jedną kolejkę opuścił). Inny rekord Gerda Müllera, 40 goli w sezonie (z rozgrywek 1972/72), jest coraz bliżej. Jeśli Polak utrzyma dotychczasowe tempo, to w pozostałych dziewięciu spotkaniach do końca sezonu zdobędzie jeszcze 12 goli, czyli rozgrywkizakończy z dorobkiem 44 bramek. W ostatnim półwieczu w wielkich ligach tylko Lionel Messi i Cristiano Ronaldo popisywali się taką skutecznością. W poprzednich 15 spotkaniach Bundesligi tylko raz, w starciu z Herthą Berlin (1:0), Lewandowski nie pokonał golkipera przeciwników. Zdobył w nich aż 20 bramek. Od powrotu z Klubowych Mistrzostw Świata strzelał gole w sześciu kolejnych meczach (licząc także Ligę Mistrzów). Wyrównał też inny rekord. W tym sezonie zdobywał bramki już przeciwko 16 drużynom. Wcześniej dokonali tylko Ailton w sezonie 2003/04 i oczywiście Gerd Müller (1966/67 i 1969/70).
Milik z golem, Milik chwalony. Marsylia pokonała Brest, a francuska prasa nie szczędzi pochwał Polakowi.
Marsylski dziennik „La Provence” przyznał Polakowi notę 6,3 w skali 1–10. Była to jedna z dwóch najwyższych ocen w zespole, identyczną otrzymał też obrońca Leonardo Balerdi. Dziennik „L’Equipe” dał Milikowi notę 6. Tak samo Polaka oceniła strona Footballclubdemarseille.fr. Inne portale okazały się jeszcze łaskawsze – Footmercato.net przyznało mu 6,5, a Maxifoot. fr nawet 7. – Lekko osamotniony w ataku, gdyż Payet był cofnięty, dzięki porozumieniu z zawodnikiem z Reunion (z tej wyspy pochodzi Payet – przyp. red.) przeżył chwile radości. Ten wyłożył mu piłkę przed pięknym strzałem na bramkę. Bardzo aktywny w akcjach ofensywnych – napisało Footmercato.net. – Polski napastnik udowodnił, że Olympique dokonało dobrego wyboru, sprowadzając go zimą. Prawdziwy snajper, który otworzył wynik płaskim strzałem przed przerwą. Jego aktywność na boisku i inteligencja dały wiele dobrego Marsylii – uzasadnił ocenę Maxifoot. Olympique wcześniej brakowało właśnie skutecznego napastnika i to było jedną z przyczyn słabszej postawy.
Cezary Wilk nie gra już w piłkę, zakończył karierę. W “Prześwietleniu” opowiada o tym, dlaczego nie poradził sobie z Hiszpanii na poziomie La Liga, jakie polscy piłkarzy mają deficyty i czy klimat wpływ na to, że Hiszpanie lepiej grają w piłkę.
Czy LaLiga może być za trudna dla naszych piłkarzy?
Odpowiedź twierdząca mi pasuje. Ta liga wymaga umiejętności czysto piłkarskich, technicznych. Szuka się zawodników kreatywnych, którzy z piłką przy nodze lubią się pobawić. Polacy kojarzą się z szybkością, dynamiką, walecznością, przeważnie walorami fizycznymi.
Trudno zaprzeczyć.
To powoli się zmienia, ale potrzeba jeszcze trochę czasu. Z drugiej strony czym wygrał Grzesiek Krychowiak w Sevilli? Głównie atutami fizycznymi i przygotowaniem mentalnym, więc jest jakby zaprzeczeniem mojej teorii. Sam rozegrałem w LaLidze 11 meczów, epizodzik, ale też byłem człowiekiem od brudnej roboty, a nie kreatorem.
Bartłomiej Pawłowski, z przeszłością w Maladze, opowiadał, że dla niego największa różnica była w szybkości myślenia. Dla pana też?
Znam tę wypowiedź Bartka. U mnie nie tu był najw i ę k s z y problem.
A gdzie?
E l e m e n t y techniczne. W sumie jedno wynika z drugiego. Bo jeżeli przyjmujesz piłkę i już to wymaga od ciebie koncentracji, to trudno, żeby głowa była wysoko. Skupiasz się na przyjęciu i tracisz czas na rozejrzenie się. Inaczej jest, gdy przyjmujesz piłkę i wiesz, że ona na sto procent zostanie przy twojej nodze, wtedy masz czas, żeby się rozejrzeć. Sama gra w lidze hiszpańskiej nie wydaje się taka szybka, dynamiczna. Widzieliśmy to w pucharach, gdy piłkarze Manchesteru United urządzili tym z Realu Sociedad demolkę (4:0 dla MU – przyp. red.). Aspekty szybkości gry nie są po stronie Hiszpanów, w przeciwieństwie do techniki użytkowej. Piłka krąży, a oni trzymają głowy w górze i obserwują sytuację na boisku. W tym elemencie wyprzedzają nas zdecydowanie.
“SPORT”
Probierz przejechał się po Sadikoviciu, którego błąd w końcówce meczu kosztował Cracovię punkty w starciu ze Śląskiem.
Rozgoryczony był trener gospodarzy, Michał Probierz. – W I połowie chcieliśmy zagrać dwoma napastnikami, żeby stworzyć dużo sytuacji. Zabrakło nam jednak utrzymania się przy piłce, Śląsk był pod tym względem pewniejszy. Po zmianie ustawienia wyglądało to już lepiej, mieliśmy swoje sytuacje. Za łatwo jednak pozwalaliśmy piłkarzom Śląska wychodzić z naszego pressingu. Po zmianach przejęliśmy inicjatywę i zdobyliśmy bramkę. Wydawało się, że będziemy kontrolowali spotkanie, bo mieliśmy sytuacje na zamknięcie tego meczu, ale nie udało się podwyższyć prowadzenia. W końcówce popełniliśmy dziecinny błąd. Sadikovic mógł zrobić wszystko w tej sytuacji, ale nie powinien się tak zachować. Gdyby próbował biec do końca, a tak wszyscy zawodnicy stanęli. Nie mamy prawa stracić takiej bramki. Na błąd indywidualny nie pomoże żaden wstrząs. To jest odpowiedzialność zawodnika za siebie i za zespół.
Dobra informacja dla Podbeskidzia – Janicki wraca do zdrowia i będzie mógł wystąpić w meczu o utrzymanie. Dzisiaj hit ze Stalą.
„Kazek” udanie zawiadywał obroną swojego zespołu w kolejnych spotkaniach. – Umiejętnie skraca i zawęża pole gry – mówił trener Robert Kapserczyk, który nie ukrywał, że 29-letni stoper będzie kluczowym zawodnikiem zespołu w walce o utrzymanie w ekstraklasie. A dziś czeka „górali” spotkanie z kategorii tych „o sześć punktów”. Rachunek jest bardzo prosty. Jeżeli w Mielcu, w starciu beniaminków, Podbeskidzie pokona Stal, odskoczy jej, a co za tym idzie od strefy spadkowej, na pięć punktów. Jeżeli jednak poszczęści się mielczanom, to „górale” spadną na ostatnie miejsce w tabeli. Wprawdzie po tym meczu do rozegrania zostanie jeszcze 9 kolejek, ale zdaniem wielu ekspertów to właśnie drużyny, które staną przeciw siebie dziś, stoczą walkę o utrzymanie. Liczyć może się również bezpośredni bilans.
Zagłębie Sosnowiec na kursie do II ligi. Sosnowiczanie wciąż nie wygrali w tym roku meczu, a po porażce z Odrą spadli na ostatnie miejsce w tabeli.
Na konferencji prasowej szkoleniowiec Zagłębia Kazimierz Moskal, który po raz dziesiąty prowadził sosnowiczan w meczu ligowym, podsumowując postawę podopiecznych powiedział o kompromitacji. Trudno się z nim nie zgodzić. Problem jest tym większy, że poza GKS-em Bełchatów każdy zespół z dołu tabeli wiosną potrafił już wygrać ligowy bój. Sosnowiczanie na wygraną wciąż czekają, ale po tym, co zaprezentowali w sobotnie popołudnie, trudno być optymistą przed kolejnym meczem z ŁKS-em Łódź. Podsumowując obecną sytuację Zagłębia śmiało można użyć słów pisarza Stefana Kisielewskiego, które idealnie oddają obecną sytuację drużyny z Sosnowca. „To, że jesteśmy w d…, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać”. W porównaniu z ostatnim meczem trener Moskal dokonał dwóch zmian w składzie. Na ławce rezerwowych usiedli Quentin Seedorf i Nikolas Korzeniecki, a ich miejsce zajęli Joao Oliveira oraz Filip Karbowy. Obaj zagrali w środku pola z Maciejem Ambrosiewiczem, a na bok pomocy przesunięty został Patrik Miszak. Przez pierwszy kwadrans sosnowiczan zza korony stadionu wspierała grupa kibiców, która głośnym dopingiem zagrzewała swój zespół do walki. Potem do akcji wkroczyły służby porządkowe.
Bednarek nie jest w dobrej formie, za to Helik znów strzelił gola i ciągnie swój zespół do baraży o Premier League. “Sport” pyta – czy Helik wygryzie z kadry stopera Southampton?
Kiepska forma Jana Bednarka, w kontekście zbliżającego się zgrupowania reprezentacji Polski przed trzema meczami eliminacji MŚ w Katarze, może niepokoić. Dziś selekcjoner Paulo Sousa ogłosi ostateczne powołania na mecze z Węgrami, Andorą i Anglią. Z drugiej strony cieszy, jak na zapleczu angielskiej ekstraklasy radzi sobie Michał Helik. Obrońca Barnsley znów strzelił bramkę (w starciu z Bournemouth) i było to już 5. jego trafienie w tym sezonie. Dla drużyny zawodnika rodem z Chorzowa najważniejsze jest zwycięstwo, które pozwoliło utrzymać miejsce w strefie gwarantującej baraże o Premier League. Przed sezonem było to nie do pomyślenia. „Górnicy” mieli walczyć o utrzymanie na zapleczu angielskiej ekstraklasy, a tymczasem są jednym z kandydatów do awansu. W znacznej mierze dzięki grze Helika i nie jest to przesada. Polak został przez kibiców zespołu uznany najlepszym piłkarzem zarówno stycznia, jak i lutego.
“SUPER EXPRESS”
Mladenović ciągnie Legię. Zmiana formacji pozwoliła uwolnić formę Serba, który ma więcej goli niż wielu napastników Ekstraklasy.
Skąd ta eksplozja formy? Sekret tkwi w ustawieniu. Legioniści grają systemem 1-3-5-2. Wahadłowi na prawej stronie boiska się zmieniają, ale lewa strona to królestwo Mladenovicia. – Nie grałem zbyt długo w takiej formacji jako wahadłowy, ale mówiłem wiele razy, że podoba mi się to, częściej podłączam się do ataku – tłumaczył po meczu Mladenović. Jego formę dostrzegł również selekcjoner reprezentacji Serbii Dragan Stojković, powołując go na marcowe spotkania el. MŚ. Przed wyjazdem na kadrę w Legii już nie zagra. W najbliższej kolejce warszawianie powalczą w Lubinie z Zagłębiem bez Mladenovicia, który w sobotę zobaczył żółtą kartkę wykluczającą go z tego meczu. – Zapytałem sędziego: „Jak mam grać, żebym nie dostawał kartek?”. Myślę, że nie byłem tak blisko tej kartki, jak widział ją arbiter. W tamtej sytuacji nie stało się nic strasznego – przekonywał piłkarz Legii.
fot. FotoPyk