Reklama

PRASA. Tworek: Zwracam uwagę na to, by zespół był jedną rodziną

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

26 lutego 2021, 10:19 • 10 min czytania 8 komentarzy

Na tym polega piękno sportu, że nie faworyci, kluby z wysokim budżetem, nie te, które mają gwiazdy, ale zespół, który jest kolektywem i ma ducha walki, odnosi zwycięstwa. Ogromną uwagę zwracam na team spirit, żeby być jedną rodziną. To daje nam dodatkowe procenty szans. Kiedyś Dania z biletem od losu wygrała Euro – mówi Piotr Tworek, trener Warty, na łamach “Super Expressu”. Co poza tym dziś w prasie?

PRASA. Tworek: Zwracam uwagę na to, by zespół był jedną rodziną

“PRZEGLĄD SPORTOWY”

Górnik chce zbudować sobie taką pozycję na Śląsku, że młodzi zawodnicy z regionu będą lgnąć do klubu. Czy się uda?

Górnik, przynajmniej w teorii, ma możliwości, żeby być liderem regionu i werbować najzdolniejszych śląskich piłkarzy. Klub utytułowany, rozpoznawalny, pewny miejsca w ekstraklasie, no i w niedalekiej przeszłości udowadniający, że dla młodych drzwi do pierwszego zespołu są uchylone. Mimo to wielu graczy ze Śląska omija ten klub. Jakub Kamiński (2002) zdążył już błysnąć w Lechu, Mariusz Fornalczyk (2003) przebija się w Pogoni, a Mateusz Praszelik (2000) próbuje liderować w Śląsku. Tego ostatniego, który z juniorów Odry Wodzisław przeniósł się do Legii, trener Marcin Brosz chciał w Górniku już wtedy, gdy nastolatek dopiero smakował seniorskiej piłki  przy ulicy Łazienkowskiej. Podobnie jak wychowanka Iskry Pszczyna, Łukasza Zjawińskiego, dziś gracza PGE Stali Mielec. – To chłopcy stąd, wpisujący się w naszą filozofię – tłumaczył Brosz w „Przeglądzie Sportowym”. – Tych nazwisk jest więcej. Ze Śląska wyciągnięto wielu zdolnych chłopaków: Bartosz Slisz powinien być u nas, podobnie jak Bartosz Kopacz. Pouciekało wielu chłopaków, silne kluby widzą, że tutaj jest wiele talentów i nam ich podbierają. W Górniku odbudowujemy pozycję i to jeszcze potrwa. Przy tej odbudowie Górnik potrafi ł już wypatrywać zdolnych piłkarzy. 3,7 miliona euro zarobił na sprzedaży Szymona Żurkowskiego, który wcześniej grał w Gwarku, podobnie jak podstawowy obecnie obrońca Górnika, Adrian Gryszkiewicz. Daniel Ściślak przyszedł z Jastrzębia-Zdroju, a Krzysztofa Kubicę wyskautowano w Żywcu.

Sylwetka Luisa Maty z Pogoni Szczecin. Zawodnik, któremu przed nosem przeleciał chociażby wyjazd na mecz z Liverpoolem, gdy był w Porto.

Reklama

Później los ciągle się do niego uśmiechał. Nie to, że dostawał coś od niego za darmo – na wszystko musiał zapracować, nie w Porto takie numery – aczkolwiek nie rzucał mu kłód pod nogi, a to już dużo. W klubie występował regularnie, na reprezentację jeździł od kategorii U-15, w EURO U-17 zdobył z kadrą brązowy medal za miejsca 3.–4. (w tym turnieju nie ma dodatkowego meczu o krążek, obie przegrane ekipy z półfi nałów są klasyfikowane razem). Wreszcie jesienią 2016 roku miała nadejść upragniona szansa w pierwszym zespole. W III rundzie Pucharu Portugalii Smoki miały zmierzyć się z III-ligowym GD Gafanha i w tym spotkaniu Mata najprawdopodobniej by zadebiutował. Dawał radę w rezerwach, więc przed tym starciem został dołączony do zespołu Nuno Espirito Santo i również nie zawodził. Trzy dni przed meczem w ramach treningu była gierka z drużyną U-19, z Matą w wyjściowym zestawieniu. Po półgodzinie musiał zejść z powodu urazu. – Od razu wiedziałem, że szansa przepadła. Byłem zawiedziony, jasne, jednak trzeba było żyć dalej – wyjaśnia. Druga okazja miała się nadarzyć po niecałych dwóch latach. Po laniu z Liverpoolem 0:5 w pierwszym spotkaniu trener Sergio Conceicao uznał, że na rewanż zabierze wyróżniających się młodych z zespołu B – padło na Matę, wówczas wyjątkowo biegającego po prawej fl ance, oraz Bruno Costę. Po zakończeniu zajęć rezerw szkoleniowiec Antonio Folha zawołał ich do siebie i zapowiedział, że następnego dnia mają się stawić w pierwszej drużynie. Wiedzieli, że to oznacza wyjazd na Ligę Mistrzów. – O mój Boże, jedziemy na Liverpool – powiedział jeden do drugiego. Tak to zapamiętał Mata. Nie zapomniał również czekających na lotnisku kibiców, którzy witali Porto po powrocie ze zremisowanej 0:0 potyczki, a wśród nich jego wieloletnich przyjaciół, którzy wrzeszczeli jak opętani. Wydawało się, że spełnia marzenie, w końcu cała rodzina, odkąd pamięta, trzymała kciuki za Smoki, a teraz on, Luis z Gai, może zacząć dla nich grać. Kolejny uśmiech losu? W tym wypadku prędzej szyderczy chichot. – Ponownie doznałem urazu, a kiedy się wyleczyłem, było po wszystkim. Czasem tak bywa w życiu. Szczęście jest potrzebne. W Porto nie będą na nikogo czekać, bo kolejka wychowanków akademii jest ogromna i gdy się z niej wypadnie, trudno wrócić. Ale nie zastanawiam się, co by było, gdyby nie te kontuzje. Zwariowałbym. Raczej myślę o tym, co przede mną – tłumaczy.

“Chwila z…” Izy Koprowiak – tym razem z Piotrem Pyrdołem. Sporo o tym, jak musiał przemyśleć sobie to, co zrobił mu Crnomarković. Dużo trafnych i mądrych spostrzeżeń.

Poruszenie w środowisku było ogromne. Wiadomość od kogo najmocniej pana zaskoczyła?

Zadzwonił do mnie Daniel Mąka, którego nie znałem. Chciał tylko powiedzieć, że miał taką samą kontuzję i jeśli będę czegoś potrzebował, mogę dzwonić. Odezwał się całkowicie bezinteresownie, poradził, abym zbadał staw skokowy, bo strzałka jest z nią połączona i te dwa urazy często się ze sobą łączą. Na szczęście mnie to ominęło.

Co pan myślał, oglądając tę sytuację w powtórkach?

Widziałem, że Crnomarković już wcześniej próbował złapać kartkę, faulując Airama Cabrerę i Matiego Szwocha. Gdybym zauważył to na boisku, to w tamtej sytuacji bym się zatrzymał i nie szedł do piłki. Ale przecież nie mogę mieć do siebie o to pretensji.

Sędzia powinien zareagować na jego wcześniejsze faule?

Zadania arbitrów trochę się zmieniają. Ich obowiązkiem jest też wiedzieć, kto jest zagrożony pauzą lub może chcieć celowo złapać upomnienie. Sędzia musi mieć szersze spojrzenie na to, co robią zawodnicy, właśnie po to, by nie dopuszczać do takich sytuacji. Oczywiście, podczas prowadzenia spotkania może się pomylić, ludzka rzecz. Ale wydaje mi się, że wtedy powinni interweniować sędziowie VAR. Moim zdaniem system nie jest dobrze wykorzystywany. Właśnie w takiej sytuacji osoby z wozu powinny dać znać głównemu arbitrowi, co się dzieje.

Reklama
Pan będzie pauzował kilkanaście spotkań, Crnomarković trzy. Czy to sprawiedliwe?

Niedawno w Lidze+ Ekstra tłumaczono, jak taka sytuacja jest oceniana, jakie są zasady karania zawodników. Z tego co mówili wynika, że decyzja Komisji Ligi jest zgodna z przepisami, bo dostał żółtą kartkę. Rozumiem to, jednak patrząc na etykę, moralność, nie jest to sprawiedliwe. Może gdyby sędzia dostał sygnał z wozu VAR i dał czerwoną kartkę, to kara byłaby inna?

Czuje pan żal?

W pewnym stopniu tak, ale życie i sport nie są sprawiedliwe. Pewnie jeszcze nieraz tego doświadczę.

Tyle że ta sytuacja miała ze sportem niewiele wspólnego.

To prawda. Udzielam wywiadów, bo nie chciałbym, żeby jeszcze jakiś sportowiec ucierpiał w podobny sposób, by musiał pauzować z powodu czynu, który nie wynika z rywalizacji. Na tym mi zależy. Gdyby moja kontuzja wyniknęła z normalnej walki, nie zgodziłbym się na żaden wywiad na jej temat. Ale w tej sytuacji jest inaczej. W sporcie nie ma miejsca na takie zagrania.

Kamil Grosicki zostanie w West Bromie. Tym samym zmniejsza swoje szanse na wyjazd na Euro. O co tu chodzi?

W styczniu Grosicki poinformował swojego pracodawcę, że chce zmienić barwy. Zaczęły się poszukiwania. Kiedy zamknęło się okno transferowe w najsilniejszych europejskich klubach, głośno zrobiło się o jego powrocie do Polski. Legia – to miał być zespół, w którym wydawało się, że Grosicki może ratować marzenia o wyjeździe na EURO. Od środy jednak wiadomo, że z tego przelotnego romansu nie będzie trwałego związku. Dlaczego? Po pierwsze: zarobki. Powód, którym kibiców trudno przekonać, jednak liczby działają na wyobraźnię. Jeśli spojrzy się na uposażenie, jakie ma Grosicki w Anglii: 40 tysięcy funtów tygodniowo, czyli 160 tys. euro miesięcznie (ponad 830 tys. zł) i porówna do pieniędzy, na jakie mógłby liczyć w polskiej lidze (w Legii 150 tys. zł miesięcznie), to łatwiej zrozumieć jego argumenty, by zostać w WBA. Być może pieniądze nie odgrywałyby tak dużej roli, gdyby miał pewność, że przenosiny do Polski zapewnią mu powołanie do kadry na mistrzostwa Europy. Kiedy trenerem kadry był Jerzy Brzęczek, łatwiej było to zakładać. Paulo Sousa nie będzie miał sentymentów. Do tego jeśli zmieni system gry, to dla Grosickiego trudno będzie znaleźć miejsce na boisku. Mówi się, że Portugalczyk zamierza grać trzema obrońcami i wahadłowymi, bez skrzydłowych. A tylko ustawiony na skrzydle Grosicki może wykorzystać swoje atuty, m.in. szybkość. Mogłoby się więc okazać, że przenosiny do Legii wcale by jego notowań u nowego selekcjonera nie poprawiły. Być może podjąłby inną decyzję, gdyby był już po rozmowie z selekcjonerem, ale Sousa jeszcze się z nim nie kontaktował.

“SPORT”

Rafał Janicki niespodziewanie stał się bardzo istotną postacią Podbeskidzia. W tyłach jest pewny, w ataku dokłada bramki.

Oprócz Lechii grał dla Lecha Poznań i Wisły Kraków, a teraz broni barw Podbeskidzia i śmiało można stwierdzić, że na przestrzeni zaledwie kilku kolejek wyrósł na lidera zespołu. A także, zdobywając gole w meczach z Legią Warszawa i Jagiellonią Białystok, stał się… drugim najskuteczniejszym graczem bielskiego zespołu w tym sezonie. Oba te trafienia padły po ćwiczonych zagraniach. – Przykładamy wagę do stałych fragmentów i to nam na razie oddaje – mówi Rafał Janicki, który podkreślił, że I połowa meczu z Jagiellonią była najlepszą odsłoną bielskiego zespołu w tej rundzie, ale… – Trzeba o tym zapomnieć. Musimy zastanowić się nad tym, dlaczego po przerwie tak nie było. Źle weszliśmy w II połowę, rywal od razu miał sytuację, a tak być nie powinno – obrońca Podbeskidzia, mimo pochwał, jakie spływają na jego drużynę za postawę na wiosnę, twardo stąpa po ziemi. I takiemu podejściu można tylko przyklasnąć. Zdroworozsądkowe nastawienie Podbeskidzia do dzisiejszego starcia w Bełchatowie, gdzie „górale” zmierzą się z Rakowem Częstochowa, zdaje się kluczowe. Bo warto przypomnieć, że ligowego meczu z tym rywalem – zarówno w ekstraklasie, jak i na jej zapleczu, Podbeskidzie nigdy nie wygrało.

Rozmowa z Piotrem Rzepką, byłym trenerem GKS-u Jastrzębie i Arki Gdynia. Akurat przed piątkowym meczem obu tych ekip.

Był pan zaskoczony, gdy w grudniu ubiegłego roku trener Ireneusz Mamrot odszedł z Arki?

– Byłem bardzo zaskoczony. Trener Mamrot miał być bowiem trenerem na lata, tak jak w kilku klubach Wojciech Stawowy. Mamrot to solidna firma, pokazał dobrą robotę w Chrobrym Głogów i w Jagiellonii Białystok. To był naprawdę bardzo dobry wybór właścicieli Arki.

Rozstanie nastąpiło za porozumieniem stron, ale szkoleniowiec zapewne rozstał się z klubem nie dla kaprysu. Jakie były powody jego odejścia? Co mówiło się w Gdyni na ten temat?

– Nigdy nie wiemy do końca, dlaczego trener odszedł z klubu. Tę wiedzę mają tylko on sam oraz właściciel klubu. To oni mogą udzielić odpowiedzi na pytanie o przyczyny rozstania.  W kuluarach mówiło się o różnych wizjach rozwoju drużyny – szkoleniowca i szefów klubu. Na tym tle doszło do nieporozumień. Arce od początku bieżącego sezonu przyświeca tylko jeden cel – bezpośredni awans do ekstraklasy. Konieczności rozgrywania baraży gdynianie nie biorą pod uwagę.

Arka jest silniejsza czy słabsza niż w rundzie jesiennej? Doszli do niej tacy piłkarze jak Maciej Rosołek z Legii, Paweł Sasin z Łęcznej czy Fabian Hiszpański z Kalisza, który jednak ma kilkadziesiąt meczów w I lidze w barwach Wisły Płock oraz 5 występów w ekstraklasie jako zawodnik Podbeskidzia. Ubytki jednak też były znaczące, odeszli m.in. Szymon Drewniak, Maciej Jankowski, Bartosz Kwiecień czy Adam Marciniak…

– Piłkarze, którzy odeszli zimą, byli ważnymi postaciami w zespole. Ja na pewno nie pozbywałbym się Jankowskiego, bardzo ważnego ogniwa drużyny. Dawał sobie radę w ekstraklasie, ale może ktoś uznał, że w I lidze nie potrafił dostosować się do zmiany sposobu grania… Jeżeli chodzi o nabytki, to są to piłkarze znani i wartościowi, więc zapewne będą wartością dodaną. Każdy klub poszukuje skutecznego napastnika, dlatego Arka sięgnęła po Rosołka. On już w stołecznej drużynie udowodnił, że ma instynkt strzelecki, a jego drugim atutem jest… status młodzieżowca. Pierwsza liga jest dla tego zawodnika znakomitym poligonem doświadczalnym. Jeżeli nie będzie zachowywał się jak obrażona panienka, która została zesłana do I ligi za karę, to może być to kolejny bardzo ważny etap w jego rozwoju. Regularna gra powinna być korzystna zarówno dla niego, jak i dla Arki.

“SUPER EXPRESS”

Rozmówka z Piotrem Tworkiem o tym, jak to się stało, że Warta z najmniejszym budżetem w lidze radzi sobie tak dzielnie.

– Mimo że najważniejszymi postaciami są niechciany wLechu Łukasz Trałka i pracujący jeszcze niedawno fizycznie – z całym szacunkiem dla niego –Mateusz Kuzimski, ogrywacie rywali. Jak to możliwe?

– Na tym polega piękno sportu, że nie faworyci, kluby z wysokim budżetem, nie te, które mają gwiazdy, ale zespół, który jest kolektywem i ma ducha walki, odnosi zwycięstwa. Ogromną uwagę zwracam na team spirit, żeby być jedną rodziną. To daje nam dodatkowe procenty szans. Kiedyś Dania z biletem od losu wygrała Euro.

– Czy jest jakiś trener, z którego stara się pan brać przykład?

– Nigdy nie przybieram maski i nie naśladuję jeden do jednego innego trenera, bo byłoby to źle odebrane przez zespół i ja bym się źle czuł. Kiedyś na stażu trenerskim w Nyonie usłyszałem jedno zdanie, które miało być wskazówką: „Bądź sobą”

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

8 komentarzy

Loading...