Reklama

PRASA. Cygan: Raków nie powiedział ostatniego słowa w kwestii transferów

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

22 lutego 2021, 08:08 • 13 min czytania 8 komentarzy

Co dziś w prasie? Kilka wywiadów i wniosków po lidze. Mamy rozmowę z Mateuszem Lisem, który zdradza, co powiedział mu Peter Hyballa, gdy zapytał o wolne z powodu porodu narzeczonej. Jest Maciej Gajos chwalący młodszego kolegę. Mamy także fragmenty „Ofensywnych” z Wojciechem Cyganem. – Trochę smuci mnie taka refleksja, że gdy coś jest logiczne, to nie ma szans powodzenia. A na marginesie – nie powiedzieliśmy ostatniego słowa w kwestii transferów – mówi „Przeglądowi” prezes Rakowa.

PRASA. Cygan: Raków nie powiedział ostatniego słowa w kwestii transferów

Sport

Poligowy klasyk, czyli przegrani, wygrani i komentarz w formie felietonu od „Sportu”.

1. Do kadry?
Legia bez Tomasza Pekharta oraz Artura Boruca świetnie poradziła sobie z Wisłą Płock. Nareszcie w grze ofensywnej warszawian widać było jakość. Szczególnie dobrze w ten weekend wyglądał Bartosz Kapustka. Swoimi ostatnimi występami 24-latek spowodował wznowienie dyskusji na temat jego gry w reprezentacji. Ma on spory wpływ na to, jak gra Legia i niewątpliwie dołożył swoją cegiełkę do powrotu zespołu na fotel lidera.

1. Dziura z prawej strony
Górnik Zabrze ma problem z ustabilizowaniem formy. Po wygranej ze Stalą Mielec poniósł porażkę z Lechią Gdańsk. Bardzo źle wyglądała współpraca na prawej stronie defensywy, a konkretnie Norberta Wojtuszka i Stefanosa Evangelu. Przy pierwszej bramce nie przypilnowali Flavio Paixao, przy drugiej dali się w dziecinny sposób ograć Josephowi Ceesayowi. I tak mogą mówić o szczęściu, bo po akcji na ich stronie defensywy w 64 minucie do pustej bramki nie trafił Ceesay.

Beztroska gra w defensywie przy świetnie usposobionym Flavio Paixao musiała się źle skończyć. […] Prawie dokładnie rok temu klub z Gdańska przedłużył z nim umowę do czerwca 2021 roku. Jest w niej opcja przedłużenia kontraktu o kolejny sezon. Nikomu nie przeszkadzało to, że Paixao jest wiekowy, bo z września 1984 roku. To ten sam rocznik co Igor Angulo, tyle że Bask jest ze stycznia. Nie ma go już w Górniku, który w ostatnim czasie dołuje. Czy pomoże gra Richmonda Boakye? Na razie snajper z Ghany musi poczekać na swojego gola w ekstraklasie. Co do zabrzan, to po fantastycznym starcie i 13 zdobytych punktach w pierwszych pięciu ligowych grach teraz nie jest już tak dobrze. W pozostałych 13 meczach udało się uzbierać czternaście punktów. Być może takie prawdziwe przełamanie nastąpi w sobotnim meczu z Legią na Stadionie im. Ernesta Pohla. W poprzednim roku z legionistami „górnikom” dwa razy udało się przecież wygrać, raz u siebie w domu, a jesienią przy Łazienkowskiej.

Reklama

Maciej Gajos przełamał się na boisku, a potem porozmawiałem ze „Sportem”.

Jak skomentuje pan wygraną z Górnikiem?

– W poprzednich tygodniach nie było powodów do zadowolenia. Teraz wygrana z Rakowem i Górnikiem, więc humory już są lepsze. Ważne, że po tym wcześniejszym zwycięstwie tydzień temu, teraz pokazaliśmy, że dalej wygrywamy i jesteśmy mocni, tym bardziej, że w ostatnim czasie od czterech meczów nie potrafiliśmy odnieść wygranej na swoim stadionie. Chcieliśmy to przełamać i to się udało. Tabela jest na tyle spłaszczona, że już delikatnie patrzymy w górę.

W środku pola gra pan z 18-letnim Janem Biegańskim, który przyszedł do was z GKS Tychy. Jak pan ocenia tego chłopaka?

– Ma dobry odbiór, jest agresywny i zdecydowany w tym co robi. Z Górnikiem zagrał dobry mecz i spokojnie, teraz musi to powtarzać z tygodnia na tydzień, żeby jak najlepiej wkomponować się w nasz zespół. Pomaga nam i trzeba się z tego cieszyć.

Reklama

Piast Gliwice złapał taką formę, że może pobić rekord. Liczby meczów z pozytywnymi wynikami, czyli bez porażki na koncie.

Kilka dni temu pisaliśmy na naszych łamach, że Piast jest bliski pobicia swojego ekstraklasowego rekordu w liczbie nieprzerwanych meczów z pozytywnymi wynikami. Do tego potrzebny będzie co najmniej punkt z Wartą. – Nie liczymy sobie tych meczów bez porażki, to bardziej media wyliczają. My myślimy tylko o każdym najbliższym meczu, to najlepsza taktyka i podejście, które sprawdzało się w poprzednich sezonach. Nie myślimy co za nami, bo to w pewnym sensie jest już historia. My chcemy pisać kolejne rozdziały – wyjaśnia Waldemar Fornalik, który uważa, że w tabeli jeszcze wiele się może zmienić i nie jest tak, że Piast zupełnie już nie patrzy za siebie. – Różnice w tabeli? Wielkie i niewielkie zarazem. Jeśli popatrzymy w dół to odległość za nami jest taka sama jak przed nami. Skupiamy się na tym, aby prezentować się dobrze w każdym meczu, a co to da i jak zakończymy ligę… życie pokaże – mówi gliwicki szkoleniowiec.

Łukasz Fabiański miał spory udział w tym, że West Ham zameldował się w TOP4 Premier League.

Bo przez całą drugą połowę zespół Jose Mourinho przeważał. Bramkę, strzałem nie do obrony, zdobył Lucas Moura. W pozostały sytuacjach jednak golkiper gospodarzy, Łukasz Fabiański, spisywał się bez zarzutu. A na dodatek sprzyjało mu szczęście. Był bezkompromisowy w walce na przedpolu, a przed przerwą obronił ostry strzał Harry’ego Kane’a. Później Anglik nieznacznie się pomylił i wydawało się, że nasz reprezentant nie sięgnąłby tej piłki. Po uderzeniu Garetha Bale’a, z kolei, futbolówka trafiła w poprzeczkę bramki West Hamu. A po przypadkowym zagraniu Son Heung-mina… odbiła się od słupka. Konstrukcja bramki współpracowała zatem wczoraj z Polakiem i również dzięki temu drużyna ze wschodniego Londynu zainkasowała trzy punkty. Okupiła je m.in… rozciętym łukiem brwiowym Tomasza Souczka. Czeski pomocnik w pierwszej połowie doznał urazu. Zbiegł z boiska do szatni, tam go zaopatrzono, a następnie wrócił na plac gry. I choć rana, od czasu do czasu, dawała o sobie krwawo znać, kolega Łukasza Fabiańskiego, jeden z kluczowych graczy zespołu Moyesa, grał do końca spotkania.

Super Express

W „Superaku” głos trenerów po wygranej Lechii Gdańsk nad Górnikiem Zabrze. Piotr Stokowiec jest pewny swego.

– Ostatnio dużo pracowaliśmy nad mentalnością i udało się dotrzeć do głów piłkarzy – powiedział po meczu. – Mówiłem już wcześniej, że jesteśmy dobrze przygotowani do rundy, i ostatnie mecze to pokazały, a potrzebna była zmiana w głowach. Strzeliliśmy gole po firmowych akcjach skrzydłami i tak chcemy grać – tłumaczył szkoleniowiec gospodarzy. – Przegrywaliśmy dużo pojedynków indywidualnych i nie odbieraliśmy piłki rywalowi, co było kluczem w meczu – analizował zawody trener Górnika, Marcin Brosz. – Nie dostarczaliśmy podań do zawodników ofensywnych i było zbyt mało sytuacji, żeby zdobyć choć punkt. – ocenił= opiekun śląskiej drużyny.

Co dzieje się z Patrykiem Dziczkiem? Reprezentant młodzieżówki już po raz drugi zasłabł w trakcie gry.

– Nie doszło do zatrzymania akcji serca. Jego język znalazł się w tylnej części ust i wykonano resuscytację oddechową – powiedział Epifano D’Arrigo, klubowy lekarz Salernitany Dziczek przeszedł już badania neurologiczne i kardiologiczne, ale nie wykazały one nic niepokojącego. Sytuacja jest jednak poważna, bo to drugi taki przypadek w ostatnich miesiącach. We wrześniu na treningu również stracił przytomność. D’Arrigo dodał, że w obu sytuacjach Dziczek przeszedł atak nerwu błędnego (w oponie mózgowej, red.). – Rozmawiałem z naszym sztabem medycznym. Powiedzieli, że nigdy u nas nie miał takich objawów – wyznał nam Bogdan Wilk, dyrektor sportowy Piasta, w barwach którego Dziczek grał w latach 2014–2019. 

Są także wypowiedzi Czesława Michniewicza. Sporo o wciskanym do reprezentacji Polski Bartoszu Kapustce.

– Stworzyliśmy wraz z Wisłą Płock dobre widowisko na Kartofel Plac przy ul. Łazienkowskiej. Boisko było w bardzo, bardzo złym stanie. Murawa przeszkadzała wszystkim, ale zdobyliśmy pięć bramek – tłumaczył po meczu Michniewicz. […] Kapustka był w sobotę nie do zatrzymania. On, Luquinhas i Filip Mladenović w świetny sposób zastąpili kontuzjowanego Tomasa Pekharta. Czech w tym sezonie ligowym strzelił 15 goli. – Czym lepsze będą boiska, tym lepiej będzie wyglądała ich gra. Mamy wielu zawodników, którzy rozumieją piłkę. Luquinhas i Bartek Kapustka brylują w aspekcie małej gry – dodał Michniewicz. Kapustka był niepocieszony tym, że legioniści tak łatwo dali sobie wbić w końcówce pierwszej połowy dwie bramki. –Byliśmy źli na siebie za ostatnie minuty przed przerwą. Trener nas musiał uspokajać. Nie możemy sobie pozwalać na dawanie przeciwnikom szans na takie powroty – ocenił w rozmowie z TVP Kapustka, który w drużynie narodowej rozegrał 14 meczów i strzelił trzy gole.

Przegląd Sportowy

Dariusz Żuraw twierdził, że potrzebuje jednej wygranej, żeby Lech wrócił na właściwe tory. Wygrana jest, więc zobaczymy, czy miał rację.

W niedzielę na obiekcie przy ulicy Bułgarskiej ciągle nie widzieliśmy Lecha z jego najlepszych dni w 2020 roku, aczkolwiek postęp był zauważalny. Po objęciu prowadzenia miejscowi kontrolowali wydarzenia na murawie, jakby dzięki trafieniu Johannssona odzyskali wiarę w siebie. Atakujący przy odrobinie lepszej skuteczności mógł kończyć zawody z trzema golami, ale i tak trzeba uznać, że udanie zaczął karierę w ekstraklasie. Żuraw przekonywał, że jego zespołowi potrzeba jednej wygranej, by wszystko wróciło do normy. Zobaczymy, czy szkoleniowiec miał rację. Natomiast Śląsk wraca do domów niepocieszony, przy dużej dozie szczęścia mógł pierwszy zdobyć bramkę. Po błędzie Czerwińskiego dobrą okazję miał Bartłomiej Pawłowski, ale Mickey van der Hart świetnie obronił jego strzał. A po stracie bramki ekipa Vitezslava Lavički nawet raz nie napędziła Lechowi strachu. Czeski szkoleniowiec w piątej potyczce z Kolejorzem poniósł pierwszą porażkę.

Rozmowa z Jakubem Horą, zawodnikiem Podbeskidzia. Piłkarz chwali Ekstraklasę i liczy, że zostanie w Bielsku na dłużej.

Co pan pomyślał, kiedy dostał ofertę z Podbeskidzia? Wtedy był to ostatni zespół w ekstraklasie, który w każdym meczu tracił mnóstwo goli.

Wiele wyjaśniła mi rozmowa z Janem Nezmarem (od początku roku doradca zarządu Podbeskidzia ds. sportowych – przyp. red.), który jako dyrektor sportowy Slavii Praga sprowadził mnie do tego klubu, a wcześniej z trenerem Jindřichem Trpišovskym kilka razy chcieli mnie ściągnąć do Slovana Liberec. Opowiedział mi o klubie, w jakich warunkach funkcjonuje. Potem miałem jeszcze spotkanie z prezesem. Przedstawił plan, który ma dać utrzymanie miejsca w lidze i powiedział, jak ma wyglądać dalszy rozwój Podbeskidzia.

Co już pan wie o polskiej lidze, a co wiedział wcześniej?

O samym futbolu wiedziałem niewiele. Jakieś pojedyncze wyniki, kto został mistrzem – to wszystko. Meczów jednak nie oglądałem. Miałem jednak świadomość, że stadiony i cała okołofutbolowa infrastruktura stoi na bardzo wysokim poziomie. Po tych kilku spotkaniach z moim udziałem mogę powiedzieć, pod względem umiejętności indywidualnych w Polsce są lepsi piłkarze. Natomiast czeska liga na tle waszej wyróżnia się przygotowaniem taktycznym drużyn.

Pan do Podbeskidzia jest wypożyczony tylko do końca sezonu. Co dalej?

Klub ma opcję, by mnie wykupić. Oczywiście wiele zależy, czy utrzymamy miejsce w ekstraklasie i czy będę dobrze się prezentował. Liczę, że oba te warunki będą spełnione. Ta drużyna ma duży potencjał.

Sporo dziś wypowiedzi trenerów, więc oddajmy głos pierwszoligowcom. Wojciech Stawowy i Artur Derbin w odmiennych nastrojach po meczu ŁKS-u z GKS-em Tychy.

– Gdyby nie było spotkania w Pucharze Polski z Legią i ten mecz rozpoczynałby nasze rozgrywki w rundzie rewanżowej, to mógłbym z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że coś złego dzieje w zespole. Drużyna wyglądała inaczej niż przed paroma dniami. Tamto spotkanie wlało w nas optymizm ale dziś nie wyglądaliśmy na drużynę zdeterminowaną i taką, która walczy o określony cel – mówił po meczu trener ŁKS Wojciech Stawowy. Po przerwie w ciągu kilku minut jego drużyna straciła dwa kolejne gole i nie było już nadziei na korzystny wynik. Tym bardziej, że w bramce GKS świetnie spisywał się Konrad Jałocha. 30-latek dwukrotnie w sytuacji sam na sam zatrzymał Łukasza Sekulskiego. – Jak dobrze pamiętam, to wygraną zaczęliśmy tylko, gdy przychodziłem do Tychów. Później każdy początek rundy to były nasze porażki, więc ten wynik tym bardziej mnie cieszy – mówił bramkarz GKS. Zadowolenia nie krył także trener gości Artur Derbin. W przerwie zimowej mówił, że jego zespół celuje w pierwszą szóstkę. Po wygranej nad ŁKS strata do drugiego miejsca znacznie się zmniejszyła i być może cele trzeba będzie zmienić. – Mierzyliśmy się w z jednym głównych kandydatów do awansu i wygraliśmy 3:0. Nie ukrywamy tego, że walczymy o czołowe lokaty. Dopiero tym meczem zakończyliśmy pierwsza rundę. Liczę na taką energię drużyny w dalszej części sezonu – powiedział po spotkaniu Derbin.

Mateusz Lis z Wisły Kraków gościem „Prześwietlenia”. A skoro tak, to sporo o metodach Petera Hyballi.

Przyzwyczailiście się już do wymagań Petra Hyballi?

Nie słyszę narzekania. Każdy robi, co trener każe. On nie pozwoli sobie na głosy, że komuś się nie chce. Gdyby coś takiego zobaczył, to od razu out.

Może tak trzeba.

Z Pogonią graliśmy w piątek, w sobotę spotkaliśmy się na pomeczowym treningu, a w niedzielę odpoczywaliśmy. Trener nie daje nam długiego wolnego. W poniedziałek i wtorek trenujemy po dwa razy dziennie. Ten poranny trening spokojnie trwa dwie i pół godziny. Dla bramkarzy treningi też są cięższe niż wcześniej? Zdarzało się, że biegaliśmy z zespołem. Z powodu intensywności treningów nawet straciłem na wadze. Jem cały czas tyle samo, a ubyły dwa– trzy kilogramy. Michał Buchalik mówi podobnie, też trochę stracił.

[…]

A były przy tym, czy w takich okolicznościach ma pan wystąpić z Piastem (narzeczona Lisa rodziła w dniu meczu – przyp.)?

Poszedłem do trenera Hyballi z pytaniem, co robić. Chciałem zagrać i być przy narzeczonej, ale tak się nie dało. Myślałem o tym, że opuszczę mecz. Wie pan, jak to jest. Mnie nie ma, mój zastępca zagra mecz życia i od następnej kolejki mogę trafić na ławkę.

Jak zareagował trener?

Zaproponował, żebym zamknął oczy na pięć sekund i odpowiedział na pytanie: piłka nożna czy żona? Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden. Żona. Spojrzał na mnie: „No to wszystko jasne, jedziesz do szpitala”. Myślę, że spodziewał się takiej odpowiedzi, ale chciał mi uświadomić, jak ważny to dzień w moim życiu, wyjątkowy. Kamień spadł mi z serca. Z taksówki wysłałem mu wiadomość: „Dziękuję trenerze jeszcze raz”. Odpisał: „Jedź do szpitala, zajmij się żoną, dzieckiem i nie myśl o pierd… piłce”.

Po meczu z Piastem trener dopiero mógł pomyśleć, że to pierd… piłka. Od 3:0 do 3:4.

Po takim meczu mógłby już inaczej zareagować na moje rozterki.

Zapis „Ofensywnych”, których gościem był Wojciech Cygan. Forma zapisu dość dziwna, bo to w dużej mierze pourywane cytaty, więc wyłapaliśmy te fragmenty, które akurat są powiązane z pytaniami.

OFENSYWNI: „Fragment naszego reportażu sprzed lat: W profesji adwokata Wojciech Cygan nie poznał tylu komorników, co jako prezes GKS. W klubie do dziś żartują, żeby sprawdzić tył telewizora w gabinecie prezesa, czy nie zostały tam komornicze naklejki, gdy zajmowano majątek”.

„Ilu komorników poznałem będąc w GKS? Przynajmniej kilkunastu. Znałem starych, którzy regularnie odwiedzali klub, ale bardzo szybko miałem znakomite rozeznanie wśród nowych, bo niestety wchodzili w rolę stałych gości. Gdy na Bukową przychodził pan z teczką, wiedzieliśmy, że to nie sponsor, a komornik”.

OFENSYWNI: Jak na żywo wygląda 6 milionów euro, zarobione przez Raków za transfer Kamila Piątkowskiego do Red Bulla Salzburg?

„Nie powiem, gdzie je ukryliśmy… A poważnie. Sumę widziałem tylko na umowie. Poza tym minęły czasy, gdy w polskiej piłce transakcje odbywały się przez wręczenie reklamówki z gotówką. Dziś to są raty, przelewy”.

Pytanie od Grzegorza Gancewskiego, słuchacza podcastu Ofensywni po transferze Mateusza Wdowiaka, obrońcy Cracovii: „Moim zdaniem Raków popełnia ogromne błędy, bo za dobrze z ich strony wygląda to okno transferowe. Oglądam ekstraklasę od 20 lat. Na logikę idą na mistrza, więc pewnie sukcesem będzie zajęcie przez nich czwartego miejsca. Błędy nowicjuszy”.

„Trochę smuci mnie taka refleksja, że gdy coś jest logiczne, to nie ma szans powodzenia. A na marginesie – nie powiedzieliśmy ostatniego słowa w kwestii transferów”.

Gazeta Wyborcza

Rafał Stec w swoim felietonie pisze o Erlingu Haalandzie. A konkretnie o tym, że to cud, że Norwegowie nie zabili jego talentu.

Przecież to się nie powinno udać – miał pięć lat, gdy został królikiem doświadczalnym. I eksperymentowano na nim – oraz na żywych organizmach 39 innych ganiających za piłką dzieciaków – przez następną dekadę. A jednak ocalał, ba – z każdym tygodniem wystrzeliwuje kolejny twardy dowód nakazujący podejrzewać, że podziwiamy kolejnego po Lewandowskim wybitnego napastnika pochodzącego z krainy, w której nie rodzą się wybitni napastnicy. Mógł królować Polak, może i Norweg. Jeszcze trudniej uwierzyć w opowieści Alfa Ingve Berntsena, który nadzorował sportowy rozwój Erlinga przez okres podstawówki oraz gimnazjum. Otóż pięciolatek dołączył do 40-osobowej grupki o rok starszych brzdąców w klubiku z miasteczka Bryne, pozostał w niej przez dekadę i ani on, ani nikt inny nie zaznał tam specjalnego traktowania jako szczególny talent. Wspomniany Berntsen tłumaczy, że renomowane akademie inwestują w pielęgnowanie talentu, więc nie dość, że zdolniejsi kopią ze zdolniejszymi, to jeszcze uczą ich zdolniejsi trenerzy, przez co nierówności stale rosną. Tymczasem w Bryne wymyślono, że wszyscy rówieśnicy będą trenować identycznie dzięki czemu to słabsi zyskiwali sportowo, a wszyscy zyskiwali społecznie, bo się przyjaźnili.  Im bardziej wnikałem w ideę tamtej szkółki, tym łatwiej było mi wyobrazić sobie prychnięcia: ot, typowy skandynawski projekt inżynierii społecznej, zrodzony z rojeń o utopii, w której zanikają naturalne różnice między ludźmi. To cud, że nie stłumił talentu Haalanda, z przypadku nie ma sensu wyciągać generalnych wniosków.

fot. 

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

8 komentarzy

Loading...