– Podczas gdy byłem jeszcze aktywnym studentem, zostałem na pół roku wypożyczony do małego chorwackiego klubu. Mieli trochę problemów organizacyjnych, nie mogli zapewnić mi mieszkania. Spałem w pokoju z innymi chłopakami. Nie mogłem się uczyć. Wcześniej zawsze wstawałem rano i się uczyłem, a oni wkurzali się, że ich budzę, a gdy już wstawali, ciężko się było przy nich uczyć. Przez pół roku wychodziłem rano po śniadanie do piekarni, siadałem w samochodzie i tam przez kilka godzin siedziałem w książkach, na parkingu przy bloku, a potem jechałem na trening. Tak, staram się nie myśleć w życiu o limitach – opowiada Dante Stipica, który przez trzy lata studiował prawo. Czy radość po interwencjach smakuje jak radość po strzeleniu gola? Jakie cechy musi mieć lider? Dlaczego nieszczerą reakcją nie pomożesz drużynie?
Na początek rozstrzygnijmy – jak to jest z tym Rakowem? Jak poważny był to temat?
Nie chcę tego komentować, generalnie nie wypowiadam się o żadnych ofertach. Jestem piłkarzem Pogoni. Skupiam się na meczach.
Czyli kibice Pogoni mogą spać spokojnie.
Jak powiedziałem – skupiam się na swojej robocie.
A ta wychodzi całkiem nieźle. W poprzedniej rundzie byłeś najlepszym bramkarzem w lidze, w zeszłym sezonie też należałeś do ścisłej czołówki. Ochrzczono cię „Ośmiornicą”, jak się żyje na co dzień z ośmioma rękami?
Nie wiem, co powiedzieć! Faktycznie, zdarza się, że jestem w ten sposób nazywany. Odbieram to jako wyraz sympatii, ale musimy pamiętać, że składa się na to gra całej naszej drużyny. Staramy się wspierać nawzajem. Czerpię energię od chłopaków. Mam dobrą relację z trenerem, czułem chemię od pierwszej rozmowy z Kostą Runjaiciem. W Szczecinie jestem szczęśliwy już od pierwszego dnia tutaj. Mam swój dobry moment po kilku komplikacjach w karierze. W Pogoni szczególne jest to, jak mi zaufano. Przeżyłem tu wiele momentów, których nie zapomnę. Cieszę się każdym meczem.
Mam wrażenie, że często próbujesz antycypować, gdzie uderzy napastnik. To twoja celowa taktyka?
Jako bramkarz musisz przewidywać w każdym momencie meczu. Nie tylko przy strzałach, ale też przy wychodzeniu do dośrodkowań czy przy dublowaniu pozycji obrońcy. To po prostu jeden z elementów naszej roboty, a od od twojej indywidualnej jakości zależy twoja percepcja sytuacji. Jeśli masz dobry timing, możesz zablokować strzał właśnie w taki sposób. Koledzy zawsze pomagają w bronieniu bramki. Wiele razy w meczu nie muszę wychodzić na, powiedzmy, ósmy metr, mogę zostać na czwartym i dać sobie więcej czasu, bo wiem, że koledzy odpowiednio blokują przestrzeń. To gra zespołowa.
Analizujesz, jak uderzają napastnicy innych drużyn?
Raczej nie. Generalnie analizujemy oczywiście, jak grają inne drużyny, ale nie patrzę tak szczegółowo, bo na boisku wszystko zależy od sytuacji. Te analizy mi wystarczają, bo i tak widać na nich, jakie strzały im wychodzą, w jakich sytuacjach stwarzają zagrożenie.
Masz jakąś ulubioną interwencję z Ekstraklasy?
Nie wiem, szczerze mówiąc. Cieszę się z każdej mojej interwencji i bez znaczenia jest to, czy jest atrakcyjna pod kątem powtórek. Najbardziej cieszę się z udanych wyjść do dośrodkowań. Moja budowa ciała sprawia, że czasem są one trudne.
Często celebrujesz udane interwencje jak gola.
Nie wiem nawet, jak opisać to uczucie. Myślę, że takie samo mają napastnicy, którzy zdobywają gola. Ale najlepiej smakuje i tak to uczucie po wygranym meczu.
Ta energia po interwencjach jest naturalna czy to coś, co ma zarazić kolegów dobrą energią?
To naturalne, coś, co wychodzi z wnętrza. Może daje to dobry impuls moim kolegom, ale na boisku o tym nie myślę. Gdybym robił to z premedytacją, byłoby to trochę fałszywe. Z pewnością możesz swoją postawą dać dobry impuls drużynie, ale gdy nie jest to szczere, nie uda ci się. Po prostu wiem, jaki jestem. Cieszę się grą, dlatego to celebruje. Nie wiem, czy kolegom to pomaga. Nie gadamy o tym. Nikt nie pyta mnie “Dante, czemu celebrujesz interwencje?”.
Jakie cechy powinien mieć twoim zdaniem dobry lider?
Nie jest łatwo być prawdziwym liderem, niezależnie od grupy, jaką masz. Tworzy go wiele detali. Lider nie może być przez kogoś wskazany. Drużyna sama czuje, kto nim jest i nieważne czy nosi opaskę kapitana, czy nie. Teraz w Pogoni taką osobą jest na pewno Adam Frączczak. Musi na pewno mieć określony zestaw cech – odpowiednie nastawienie do piłki, charakter. W drużynie nie gada się o takich rzeczach, czuje się to po prostu, zwykle od pierwszego momentu. Wielokrotnie powtarzałem, że nie możesz stać się liderem. Nie możesz sobie powiedzieć “teraz nabiorę cech lidera”. Musisz się nim urodzić.
Liderzy nigdy nie są sami. Zawsze mają wokół siebie osoby, które pomagają im w liderowaniu. Nieważne, czy jesteś trenerem, dyrektorem korporacji czy kapitanem w drużynie. Otaczanie się odpowiednimi ludźmi – to ważna cecha lidera.
A ty, urodziłeś się jako lider?
Nie wiem. Chyba inni mogliby to przesądzić. Na pewno daję z siebie wszystko dla tego zespołu. Generalnie bramkarz musi być liderem na swoim terenie. Nikt nie może opanować jego szesnastki.
Skauci Pogoni powiedzieli o tobie: „Dante wygląda, jakby miał 21 i dostał właśnie pierwszą życiową szansę. On delektuje się tą chwilą i zaraża wszystkich dookoła pozytywną energią”. Faktycznie czujesz się jak młody chłopak, który dostał w Pogoni pierwszą szansę w życiu?
Niekoniecznie. Nie czuję się jakby to była pierwsza szansa w życiu, bo debiutowałem, gdy miałem 18 lat. Byłem jednym z najmłodszym bramkarzy w historii Hajduka, jednego z największych klubów w Chorwacji. To ogromna duma.
Doskonale wiem jednak, że kariera nie zawsze układa się tak, jak tego chcemy. Jest wiele trudnych momentów. Chodzi o to, żeby każdego dnia walczyć i stawać się lepszym. Zanim trafiłem do Pogoni, mówiłem sobie: nieważne, czy grasz, czy nie, zawsze musisz dawać z siebie sto procent, bo szansa może przyjść w każdej chwili. Myślałem ciągle o tym, że w którymś momencie ktoś na mnie postawi. Gdy tak się działo, nie mogłem mieć żadnych wymówek. Musiałem po prostu być gotowy.
Dzięki temu, nawet przed Pogonią, miałem kilka dobrych momentów w karierze. Nawet mój ostatni mecz dla Hajduka – finał Pucharu Chorwacji z Dinamo Zagrzeb. Przegraliśmy 0:1, ale to była duża sprawa. Gdy przyszła szansa grać w najważniejszym meczu sezonu, byłem w nim najlepszy. Pracowałem, dokładałem do talentu zaangażowanie i dzięki temu teraz w Pogoni jestem w dobrej formie. Moja dyspozycja to więc też wynik tego, jak pracowałem w czasie, gdy nie grałem. Dlatego niezależnie, czy grasz, musisz mieć formę. Robisz to dla siebie.
Dlaczego zdecydowałeś się na studiowanie prawa? To dość niecodzienny kierunek jak na piłkarza.
Powiedziałem sobie, że moim życiowym celem numer jeden jest futbol. Ale w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że mogę równolegle studiować. Uznałem, że jak będzie taka opcja, interesujący kierunek, może spróbuję, by mieć zabezpieczenie na przyszłość. Wybrałem więc prawo. Nie przeszkadzało mi to w karierze. W Chorwacji studia te trwają pięć lat. Ukończyłem trzy lata i musiałem zawiesić studia, gdy odchodziłem do CSKA. Przyjdzie pewnie moment w życiu, gdy będę chciał kontynuować naukę i zdać wszystkie egzaminy. Byłem dobrym studentem.
Chcesz po karierze być typowym prawnikiem czy to coś, co ci może pomóc w pracy przy piłce?
Naprawdę nie myślę o tym, co będzie po karierze. Żyję chwilą, najbliższą przyszłością. Teraz najważniejszą rzeczą dla mnie jest rodzina, zdrowie. Cieszę się piłką. A potem – zobaczymy. Ale zdaję sobie sprawę, że dyplom uczelni otwiera wiele drzwi.
Generalnie nie jest to prosty kierunek studiów.
Na pewno nie. Tak w piłce, jak i przy studiach bardzo pomogła mi rodzina i ludzie wokół mnie. Będę zawsze wdzięczny rodzicom i siostrze, którzy bardzo się dla mnie poświęcali, żebym mógł skończyć szkoły. A czy były łatwe, czy trudne? W sumie nie wiem, bo w życiu staram nie stawiać sobie limitów.
Podczas gdy byłem jeszcze aktywnym studentem, zostałem na pół roku wypożyczony do małego chorwackiego klubu. Mieli trochę problemów organizacyjnych, nie mogli zapewnić mi mieszkania. Spałem w pokoju z innymi chłopakami. Nie mogłem się uczyć. Wcześniej zawsze wstawałem rano i się uczyłem, a oni wkurzali się, że ich budzę, a gdy już wstawali, ciężko się było przy nich uczyć. Przez pół roku wychodziłem rano po śniadanie do piekarni, siadałem w samochodzie i tam przez kilka godzin siedziałem w książkach, na parkingu przy bloku, a potem jechałem na trening. Tak, staram się nie myśleć w życiu o limitach.
Fot. FotoPyK