– Ale nie jestem zadowolony z tego, jak toczy się moja przygoda z Eibar. Gotówkowy transfer z Dinama Zagrzeb to było coś, bo mój klub za dużo takich transakcji nie przeprowadza. Dwa miliony euro zapłacone w czasach pandemii robiło wrażenie, coś we mnie dostrzegali. Ale… Po dobrym meczu i remisie w Barcelonie liczyłem, że w kolejnym spotkaniu jeśli nie zagram ponownie w podstawowym składzie, to przynajmniej wejdę na boisko. Przesiedziałem je na ławce. Mimo to nie tracę wiary w wyjazd na EURO – mówi Damian Kądzior na łamach “Przeglądu Sportowego”. Co poza tym dziś w prasie?
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Przekrojowa rozmowa z Damianem Kądziorem. O pierwszych miesiącach w Hiszpanii, nieregularnej grze w Eibarze, szansach na wyjazd na Euro, ale i o początkach kariery.
Całkiem niedawno zagrał pan przeciwko Barcelonie w podstawowym składzie Eibar, ale na pustym Camp Nou.
To coś pięknego, że z Dinama Zagrzeb trafiłem do drugiej, po angielskiej, najlepszej ligi świata. Przed przyjazdem do Hiszpanii oczami wyobraźni widziałem stadiony, wielkie drużyny, kibiców, pełne Camp Nou, lecz wirus pokrzyżował plany. 80-minutowy występ na stadionie Barcelony ma swoją wartość, to kolejne spełnione marzenie, jednak nie ma co się oszukiwać: chciałbym grać znacznie więcej. Przepadł mi mecz z Realem Madryt – istniało podejrzenie, że jestem zakażony i nawet nie mogłem przyjechać na stadion. Parę dni wcześniej poczułem się źle: „Coś mnie łamie, źle się czuję, głowa boli” – powiedziałem żonie. Miałem lekko podwyższoną temperaturę, pojawił się kaszel. Wysłano mnie na test, a w tym czasie drużyna grała w Eibar z „moim” Realem, klubem, któremu kibicuję od dziecka. Siedziałem w szpitalu i czekałem na wynik testu. Szczęśliwie okazało się, że to grypa.
Za kilka miesięcy, właśnie w Bilbao, reprezentacja Polski zmierzy się w meczu mistrzostw Europy z Hiszpanią.
Na stadion San Mames mam z domu kilka minut spaceru przez park. Fajnie byłoby spełnić kolejne marzenie i znaleźć się z reprezentacją na EURO. Z tyłu głowy mam pragnienie, by EURO mi nie umknęło, granie dla Polski to największa duma.
Jesienią był pan powoływany, więc szansa jest.
Jeśli w Eibar będę grał nieregularnie, to moje szanse na wyjazd zmaleją.
W ubiegłym roku podpisał pan trzyletni kontrakt z Eibar, więc jest czas, by udowodnić swoją wartość.
To wyróżnienie być w tym momencie jedynym Polakiem w LaLiga, do której trafiłem w wieku 28 lat. Ale nie jestem zadowolony z tego, jak toczy się moja przygoda z Eibar. Gotówkowy transfer z Dinama Zagrzeb to było coś, bo mój klub za dużo takich transakcji nie przeprowadza. Dwa miliony euro zapłacone w czasach pandemii robiło wrażenie, coś we mnie dostrzegali. Ale… Po dobrym meczu i remisie w Barcelonie liczyłem, że w kolejnym spotkaniu jeśli nie zagram ponownie w podstawowym składzie, to przynajmniej wejdę na boisko. Przesiedziałem je na ławce. Mimo to nie tracę wiary w wyjazd na EURO.
Jose Kante odejdzie z Legii Warszawa. Choć miewał momenty, gdy dawał sporo warszawskiej drużynie, to w ostatnich miesiącach już jedynie statystował w kadrze Legii.
Warszawski klub może zarobić, a on odejdzie z miejsca, w którym wielu kibiców wciąż nie wybaczyło mu sytuacji z końcówki poprzedniego sezonu, kiedy schodząc z boiska w trakcie meczu ze Śląskiem, skopał koszulkę. Nerwy puściły, bo doznał kolejnego urazu – kolana. Przeprosił za zachowanie, wsparł go prowadzący wtedy drużynę trener Aleksandar Vuković, ale wielu kibiców to nie przekonało. Od tamtej pory nie było lepiej. – Jose sam przyznaje, że to w tamtym momencie wszystko się posypało – opowiadał potem Michniewicz. I układał zespół bez Kante w składzie. Patrząc na rundę jesienną, strata jest więc niewielka: 30-latek wystąpił w siedmiu meczach (we wszystkich rozgrywkach), strzelił jednego gola. Ale spoglądając na ubiegły sezon, widać, jak ważną był postacią drużyny Vukovicia – zdobył 13 bramek. Poprzedni trener mocno postawił na Kante, efektem tego były jego trafienia. Wszystko co dobre dla tego gracza skończyło się wraz ze zmianą szkoleniowca. Odejście napastnika oznacza, że zimą Legia będzie musiała pozyskać kogoś w jego miejsce.
Rozgrzewka przed finałem plebiscytu na sportowca roku w “PS”. W głosach redakcji sportowych wygrał Lewandowski przed Igą Świątek i Bartoszem Zmarzlikiem.
Zwycięzca Ligi Mistrzów, król strzelców Bundesligi i jej mistrz, triumfator Superpucharu Niemiec, zdobywca nagrody dla najlepszego piłkarza roku FIFA, zwycięzca… naszego wewnętrznego głosowania na najlepszego sportowca świata, które od kilku lat prowadzimy w „Przeglądzie Sportowym” – Robert Lewandowski wygrywa wszystko, co może wygrać. Teraz kapitan piłkarskiej reprezentacji Polski zwyciężył w tradycyjnym głosowaniu redakcji, które towarzyszy przygotowaniom do finału Plebiscytu na Najlepszego Sportowca Polski Lewy nie zwyciężył wprawdzie jednogłośnie, ale jego przewaga nad Igą Świątek była bardzo dużo, bezdyskusyjna. Na 22 redakcje biorące udział w tej zabawie, aż 20 na pierwszym miejscu wskazywało Lewandowskiego. Oczywiście Świątek także ma ugruntowaną pozycję, bo zwyciężczyni ostatniego French Open właściwie także nie schodziła z drugiego stopnia podium – zdarzyło się to tylko w trzech przypadkach.
“SPORT”
Zawodników Podbeskidzia do rundy wiosennej przygotuje człowiek, który specjalizuje się w sportach ekstremalnych. Ale piłkarze beniaminka nie będą przygotowywać się jak do startów w Iron Manie.
Jerzy Lipczyński w roli trenera przygotowywał zawodników m.in. do mistrzostw Europy w 1/2 Ironmana czy też do słynnych biegów maratońskich w Bostonie i Berlinie. Jedną z jego podopiecznych jest też – uwaga – Aleksandra Zamachowska-Jarecka, drużynowa mistrzyni Europy w szpadzie. Z piłką nożną nowy członek sztabu szkoleniowego Podbeskidzia związany jest od dłuższego czasu, bo pracował jako trener przygotowania fizycznego w Hutniku Kraków, a także przebywał na zgrupowaniu reprezentacji Polski do lat 20 u Jacka Magiery, która przygotowywała się do mistrzostw świata. Z takim trenerem nietrudno sobie wyobrazić, że piłkarze Podbeskidzia mogą tej zimy… mocno dostać w kość. – Ironman i maratony to moje hobby. Czy zawodnicy będą mogli wystartować? Na razie to nie jest ich cel, utrzymajmy się w ekstraklasie. To jest nasz priorytet – uspokaja z uśmiechem Jerzy Lipczyński. – Pracę w Podbeskidziu traktuję jak misję. Zawsze rozwijałem się w kierunku przygotowania fizycznego zawodników. W najbliższym czasie z przygotowania fizycznego będę bronił doktorat.
Podstawą do pracy Jerzego Lipczyńskiego z Podbeskidziem jest szereg testów, jakie zostały przeprowadzony przed rozpoczęciem treningów. – Po tym, co zastaliśmy, jak również w związku z tym, co chcemy zrobić, jesteśmy optymistycznie nastawieni do pracy. Zawodnicy otrzymali indywidualne rozpiski. Dostali również bardzo dokładnie rozpisaną dietę od pani dietetyk – podkreślił trener przygotowania fizycznego, który w najbliższym czasie skupiał się będzie na innych rzeczach.
Paweł Żelem po 3,5 latach pracy w roli prezesa Piasta Gliwice żegna się z klubem. Kto zostanie jego następcą?
Sternik gliwiczan od dawna myślał o odejściu. Już po mistrzostwie Polski miał taki pomysł, by wrócić w swoje rodzinne strony, a pochodzi z Dolnego Śląska, konkretnie z Oławy. Choć został i zapewnił drużynie warunki do zdobycia kolejnego medalu, wciąż myśl o zakończeniu tego etapu zawodowej kariery kiełkowała. Tym bardziej,
że pół roku temu po raz trzeci został szczęśliwym ojcem. Czy teraz wróci w rodzinne strony, czy skorzysta z innych, ciekawych i bardzo dobrych ofert, bo wg naszych informacji takie są na stole? Tego jeszcze nie wiemy. Na razie miasto rozgląda się za jego następcą. Kto nim zostanie? Jeszcze we wtorek do południa wydawało się, że faworytem jest Tomasz Kulczycki, kojarzony z futsalem, obecnie wiceprezes ŚZPN podokręgu Zabrze, zasiadający w radzie nadzorczej gliwickiego Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej. Innym kandydatem był Grzegorz Bednarski i to właśnie jemu ratusz ostatecznie ma powierzyć misję prowadzenia Piasta. Bednarski niedawno był prezesem spółki Tyski Sport, gdzie sprawował pieczę nad piłkarskim i hokejowym GKS-em Tychy.
21-latek Taichi Hara z FC Tokyo ma zostać nowym napastnikiem Górnika Zabrze. Tam przynajmniej donoszą japońskie media.
„Brany pod uwagę przy okazji występu w igrzyskach olimpijskich w Tokio piłkarz, otrzymał oficjalną ofertę od Górnika Zabrze. Według osób zaznajomionych ze sprawą, trwają negocjacje dotyczące jego przejścia do Polski. W grę wchodzi kwota 500 tysięcy euro, tj. 63 milionów jenów. FC Tokyo dokłada jednak wszelkich starań, żeby zatrzymać u siebie przyszłego kandydata na asa, który w poprzednim sezonie został królem strzelców w J3. Piłkarz jest jednak zdeterminowany, żeby spróbować sił w zagranicznym klubie, a na jego wyobraźnię działa fakt, że mógłby grać w kraju, skąd pochodzi jego idol Lewandowski” – pisze portal „Sponichi Annex”. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia prezes górniczego klubu Dariusz Czernik zdradził, że zimą „górnicy” mają się wzmocnić. Do drużyny prowadzonej przez Marcina Brosza ma dojść dwóch-trzech piłkarzy.
“SUPER EXPRESS”
Kontynuacja pijackiego rajdu Michała Żewłakowa po ulicach Warszawy. Tym razem wypowiada się na ten temat Franciszek Smuda, który swego czasu wyrzucił “Żewłaka” z kadry za picie alkoholu podczas zgrupowania.
– Zaskoczyła pana informacja o jeździe Żewłakowa na podwójnym gazie?
Franciszek Smuda: – Zaskoczyła. Oceniam to jako mało przyjemną wywrotkę wynikającą z nieprzemyślenia. Michał na pewno nie jest pijakiem. Wypił kielicha i zachował się nieodpowiedzialnie, wsiadając za kierownicę.
– To pan usunął Żewłakowa z kadry po słynnej aferze samolotowej. Podjął pan wówczas słuszną decyzję?
– Oczywiście. Znałem trenerów, którzy darowali piłkarzom wyskoki z alkoholem i przebaczali. W takich
przypadkach nie ma przebacz. Przebaczysz jeden raz, piłkarz to wykorzysta i może zrobić to samo kolejny raz. Jesteśmy nie tylko trenerami, ale też wychowawcami młodych ludzi, więc trzeba nad tym zapanować. Od początku pracy trenera byłem konsekwentny i za alkohol często waliłem straszne kary.
Poza tym jakieś obyczajowe pierdoły o związku Arkadiusza Milka. Odpuścimy cytowanie.
“GAZETA WYBORCZA”
Dzisiaj tylko o skokach.
fot. FotoPyk