Reklama

PRASA. “Mamy do spłacenia 1,5 roku kontraktu trenera Bredego”

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

23 grudnia 2020, 06:35 • 9 min czytania 18 komentarzy

Chcę wyraźnie podkreślić, że mamy do spłacenia 1,5 roku kontraktu trenera Bredego, który niedawno się z nami pożegnał. Dlatego nie możemy pozwolić sobie na szkoleniowca za 100 tysięcy. W związku z tym proszę kibiców o wyrozumiałość i wstrzymanie się z krytyką tej decyzji – mówi na łamach “Sportu” Bogdan Kłys, prezes Podbeskidzia Bielsko-Biała. Co poza tym dziś w prasie?

“SPORT”

Rozmowa z Bogdanem Kłysem, prezesem Podbeskidzia. Przede wszystkim o zatrudnieniu Roberta Kasperczyka w roli trenera, sytuacji klubu, rozważaniach na temat innych kandydatów (Mamrot, Zieliński, Skowronek, Tułacz i Surma).

PRASA. “Mamy do spłacenia 1,5 roku kontraktu trenera Bredego”
Czy to, co w przeszłości trener Kasperczyk zrobił dla Podbeskidzia, miało wpływ na pańską decyzję?

– Nie chciałbym wracać do historii. Dla mnie ważne jest tu i teraz. Doszedłem do wniosku, że zatrudniając go mogę nawet zniszczyć to, co kiedyś dla klubu zrobił. Nie potrzebuję trenera Kasperczyka z 2011 roku. Potrzebuję go z 2020 – jego wiedzy, determinacji i chęci poprowadzenia tego zespołu.

Nie przeszkadza panu, że przez ostatnie niemal 5 lat trener Kasperczyk nie pracował z seniorami?

– Przekonał mnie tym, że cały czas się dokształcał. W Cracovii blisko współpracował z Michałem Probierzem, czyli podpatrywał najlepszych. Dlatego uznałem, że warto mu dać szansę, aby wszystko to przełożył na samodzielną pracę.

Warto też chyba podkreślić, że Podbeskidzie nie należy do krezusów, o czym pan całkiem niedawno mówił…

– To było również istotne w podejmowaniu tej decyzji. Chcę wyraźnie podkreślić, że mamy do spłacenia 1,5 roku kontraktu trenera Bredego, który niedawno się z nami pożegnał. Dlatego nie możemy pozwolić sobie na szkoleniowca za 100 tysięcy. W związku z tym proszę kibiców o wyrozumiałość i wstrzymanie się z krytyką tej decyzji.

Reklama

Piast Gliwice pożegnał Mikkela Kirkeskova, który wraz z końcem kontraktu trafił do Niemiec. Ale trener Fornalik nie ma co liczyć na potężne wzmocnienia tej zimy.

Odejście Kirkeskova oznacza, że tej zimy w Gliwicach należy się spodziewać nowego lewego obrońcy. Numerem 1 jest Słowak Holubek, który długo czekał na szansę, ale zmiennika de facto nie ma. Z musu na lewym boku defensywy może grać Tomasz Mokwa, ale on bardziej kojarzony jest z prawą stroną. Trener Fornalik zapowiedział zmiany w kadrze, jednak wielkich roszad nie należy oczekiwać. Piast zimą zwykle działa spokojnie, a w tym sezonie przerwa będzie wyjątkowo krótka, co ma znaczenie przy wprowadzaniu nowych graczy. – Pracujemy nad kilkoma tematami, ale większych zmian nie będzie – zapowiada trener Fornalik. Jakich jeszcze roszad można się spodziewać? Ostatnie pół roku kontraktu ma przed sobą filar defensywy Jakub Czerwiński i nowej umowy raczej nie podpisze, bo chce spróbować swoich sił za granicą. Zima będzie więc idealnym momentem na sprowadzenie nowego środkowego defensora, który miałby czas na wkomponowanie się do zespołu. Pozostałe formacje liczebnie wydają się wypełnione.

Prezes Zagłębia Sosnowiec opowiada o tym, jak będzie wyglądała próba ratowania klubu przed spadkiem. Ponadto dementuje wieści o bójce dyrektora sportowego z trenerem.

Transfer Ambrosiewicza to początek zmian kadrowych, które okazały się w Zagłębiu nieuniknione. Przy tej okazji prezes sosnowiczan, Marcin Jaroszewski, rozwiał wątpliwości kto będzie za kadrowe ruchy w Sosnowcu odpowiadał. Wielu nurtowało pytanie czy będzie to Robert Tomczyk, były dyrektor sportowy, który nadal pracuje w klubie, czy Robert Podoliński, doradca zarządu, czy może bezpośrednio trener Kazimierz Moskal. – Tomczyk za transfery nie odpowiada i ten temat zamknijmy. Zajmuje się sprawami administracyjnymi w pionie sportowym. Dlatego opowiadania o jego kłótni z trenerem Moskalem po meczu z Miedzią są tak samo prawdziwe jak bójka Roberta Stanka z Dariuszem Dudkiem po meczu z Lechią Gdańsk. Urojenia wklepywane w klawiaturę przez żądnych taniej sensacji sobie darujmy, bo na tłumaczenia kolumn w gazecie nie starczy. Nad transferami pracuje wiele osób, w tym Robert Podoliński w konsultacji ze sztabem pierwszego zespołu. Dopiero po takiej weryfikacji kandydat musi zostać zaakceptowany przez pierwszego trenera. Bez akceptacji Kazimierza Moskala zawodnik w Zagłębiu nie zagra. Tyle. Zresztą nie ma klubu w Polsce ani na świecie, gdzie za transferami stoi jeden człowiek. To nie tak, że odpowiedzialność się rozmywa, ale pracy jest w tym obszarze mnóstwo – podkreśla prezes Zagłębia.

Reklama

“PRZEGLĄD SPORTOWY”

Rozmowa z Arkadiuszem Recą. O przełamywaniu się w mówieniu po włosku, zwyżce formy, pewności w grze i salcie, które ostatnio pokazał po golu.

Skąd te akrobacje?

Nauczyłem się ich jako dziecko. Kiedy na wsi nie graliśmy w piłkę, chodziliśmy na parkour, pokonywaliśmy przeszkody z różnymi akrobacjami. Szukaliśmy adrenaliny. Uczyliśmy się różnych figur – na sianie, w liściach i na śniegu. Gdzie się tylko dało. Obejrzałem kilka filmików, poznałem teorię, jak zrobić salto, choć najtrudniej było się przełamać. Pokonać strach, lęk, odblokować głowę. Koledzy, z którymi się uczyłem, do dziś tego nie potrafi ą. Nie byli w stanie do końca się przemóc. Mnie się udało i postanowiłem to wykorzystać po bramkach. Fajnie mieć swój charakterystyczny znak.

W piłce równie trudno było się panu przełamać?

Kiedy poszedłem do Atalanty Bergamo i dopiero uczyłem się języka włoskiego, to przez długi czas bałem się odzywać. Nie chciałem się pomylić, czegoś przekręcić, więc milczałem. Dziś wiem, że to było głupie podejście, blokowało mnie. Trzeba próbować, rozmawiać. Tylko tak można się nauczyć. Bez obaw, że ktoś się będzie śmiał. Kiedy w Ferrarze przegrywaliśmy kolejne mecze, też nie mogliśmy się przełamać. Było widać, że baliśmy się brać odpowiedzialność, wchodzić w pojedynki, robić przewagę. Kiedy przychodzi czarna passa, bardzo ważna jest głowa. Tylko dzięki niej możemy poczuć się pewnie.

W Crotone czuje pan tę pewność?

Czuję się tutaj naprawdę dobrze. Mam za sobą dwa ciężkie, choć różne sezony. Pierwszy był najtrudniejszy, bo nie grałem. W SPAL występowałem, zbierałem minuty, doświadczenie, ale spadliśmy z Serie A. Tamten czas zaprocentował: dziś w Crotone wiem, co jest grane, jak się zachować właśnie wtedy, gdy nie idzie. Nie boję się próbować.

Rozmowa z Olafem Lubaszenko. O nagrodach dla Roberta Lewandowskiego, pandemii, śledzeniu futbolu i reprezentacji Polski.

Oglądał pan galę FIFA, podczas której wybrano Roberta na najlepszego piłkarza świata poprzedniego sezonu.

Dziś już nikt nie będzie sączył do ucha „starej śpiewki”, że na świecie jest kilku wybitnych napastników, a wśród nich Lewandowski, bla, bla, bla… Nie. Stempel został przybity. Robert wszedł do elitarnej grupy trzech–pięciu najlepszych piłkarzy świata, liczę, że na dłużej. Podczas gali Cristiano Ronaldo siedział naburmuszony i przyjął postawę zamkniętą, ale jednak zagłosował na Roberta na pierwszym miejscu. To trzeba docenić, bo w takim gronie nie są to zachowania standardowe. Najbardziej smakuje wyróżnienie od konkurenta z branży. Wpisuje się to trochę w moje osobiste sympatie, bo z duetu CR7 – Messi bliżej mi do Portugalczyka. Jestem „madrilistą”, choć po jego odejściu z Realu Królewskimi interesuję się trochę mniej, za to częściej oglądam mecze Juventusu.

Co ten wybór oznacza dla reprezentacji Polski?

Obawiam się, niestety, że to nie ma prostego przełożenia. Dla nas, kibiców, Robert był najlepszy już wcześniej. Miało to swoje dobre i złe strony. Gigantyczna gwiazda porządkuje założenia taktyczne, ustawienie, skład – trzeba docenić i dostosowywać się do herosa, którego los zesłał w darze (śmiech). To taki drobny minus, z którym można sobie poradzić, bo plusów jest zdecydowanie więcej. Gdyby było inaczej, Tom Hanks, Brad Pitt czy Leonardo DiCaprio nie byliby przez nikogo obsadzani (śmiech). Liczę, że Robert dostanie kolejny zastrzyk entuzjazmu i optymizmu. Ten wybór uspokoi go o tyle, że w piłce klubowej ma wszystkie pieczęcie na mistrzowskim pasie. Do kolekcji – w skali globalno-historycznej – brakuje mu sukcesu z reprezentacją, choć ja za taki uważam ten podlany niedosytem ćwierćfinał EURO 2016. Tytuły króla strzelców eliminacji nie są tym samym, co medal na dużej imprezie. Mam nadzieję, że mając wszystko, co było do zdobycia w piłce klubowej, Robert będzie umiał zarazić pragnieniem sukcesu resztę reprezentacji i wokół niego skumuluje się dużo pozytywnej energii, która przełoży się na drużynę narodową. Ma silną osobowość i charakter, więc wierzę, że się uda. A nawet jeśli medalu nie zdobędziemy, to przynajmniej zobaczymy ambitnie, nieustępliwie i efektownie grającą drużynę.

Felieton Antoniego Bugajskiego o tym, jak FIFA chce pomóc m.in. Polsce projektem upowszechniającym know-how na temat szkolenia.

Po co to wszystko? FIFA oczywiście nie jest organizacją charytatywną, jak najbardziej ma interes, aby na całym świecie podnosić poziom szkolenia i niwelować różnice w możliwościach piłkarskiego rozwoju młodych zawodników, bo to się przekłada na wielki piłkarski biznes. Robert Lewandowski dla światowej piłki jest raczej przejawem rozwoju, a nie zastoju, żeby sięgnąć po bliski nam polski przykład. Jeżeli FIFA chce, by z różnych krajów – nie tylko tych najlepszych, bo one sobie same poradzą – wychodzili kolejni Lewandowscy, musi je wspierać w szkoleniu. I świat to zrozumiał, bo w projekcie jest ponad dwieście federacji. W Polsce pod lupę trafiło trzynaście akademii, które pomógł wytypować PZPN. Dziewięć z nich to obecne kluby ekstraklasy (Lech Poznań, Zagłębie Lubin, Legia Warszawa, Pogoń Szczecin, Raków Częstochowa, Jagiellonia Białystok, Górnik Zabrze, Śląsk Wrocław i Warta Poznań). Doceniona została też piłka kobieca, dlatego w projekcie znalazło się miejsce dla akademii związanej z Medykiem Konin. Pandemia trochę opóźniła proces, ograniczyła bezpośredni kontakt, który w pewnych obszarach wydaje się konieczny, ale widać już ostatnią prostą – poszczególne raporty mają być gotowe w ciągu najbliższych tygodni. Później będziemy się bacznie przyglądać, co ludzie zarządzający szkoleniem zamierzają z pozyskaną wiedzą zrobić i jaką faktyczną rolę w dalszym procesie odegra FIFA.

“SUPER EXPRESS”

Tekst o kolizji, którą spowodował Michał Żewłakow – były reprezentant Polski po pijaku wjechał w autobus. Żewłakow wydał już oświadczenie, w którym wyraża skruchę.

Mam świadomość, że jako były kapitan reprezentacji Polski i wielokrotny reprezentant kraju, a także osoba wciąż aktywna w środowisku piłkarskim, powinienem być nie tylko źródłem dumy dla kibiców, ale także wzorem dla piłkarzy, przede wszystkim tych najmłodszych. (…) Rozumiem teraz, że konsekwencje mojego karygodnego zachowania mogły być znacznie gorsze. Dlatego nie pozostaje mi nic innego jak jeszcze raz prosić o wybaczenie oraz szansę na naprawę szkód, jakie poczyniłem. (…) w najbliższym czasie aktywnie włączę się w działania społeczne na rzecz propagowania trzeźwości kierowców oraz pomocy ofiarom wypadków drogowych. Wiem, że nie cofnie to czasu, ale być może pozwoli choć w części zadośćuczynić mojej głupocie oraz uchronić innych od błędu, który popełniłem. Nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo jest mi wstyd”.

Werner Liczka zachwala Tomasa Pekharta i nie wyklucza, że Czech pojedzie z kadrą na przyszłoroczne Euro

– Niektórzy narzekają na styl Czecha, wytykają, że brakuje mu szybkości i startu do piłki. Jak pan to skomentuje?

– To napastnik pola karnego, tam czuje się najlepiej. Ma instynkt, a gole przychodzą mu naturalnie. Pamiętajmy, że jego rozlicza się z bramek, a nie z tego, jak będzie biegał. On zawsze był skupiony na 25–30 metrze. Jeżeli chodzi o grę głową, to Pekhart przypomina mi Andrzeja Szarmacha. Ma dobre wyczucie, wie, jak się ustawić.

– Czy może powalczyć o powołanie do reprezentacji Czech na Euro?

– Nie stoi na straconej pozycji. Pewniakiem w ataku naszej kadry jest Patrik Schick z Bayeru Leverkusen. Jest kompletnym napastnikiem. Szybki, dobry w grze kombinacyjnej. W ostatniej kolejce pięknym uderzeniem pokonał Manuela Neuera z Bayernu Monachium.

“GAZETA WYBORCZA”

Jest o NBA, jest o kolarstwie, ale o piłce dzisiaj nic.

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Kamil Warzocha
0
Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Komentarze

18 komentarzy

Loading...