– Dość długo bez pracy pozostają trenerzy, których kandydatury do objęcia schedy po Krzysztofie Brede raczej można zaliczyć do „nierealnych”. Jacek Zieliński nie pracuje od października 2019 roku, Jan Urban od lutego 2018, a Maciej Skorża – po raz ostatni w Polsce – prowadził drużynę jesienią 2017 roku. Wymienione nazwiska z całą pewnością charakteryzuje pożądane pod Klimczokiem doświadczenie, ale łączy też coś innego. Podbeskidzia – prezes Kłys mówił niedawno, że z powodu koronawirusa budżet klubu skurczy się o ok. 30 procent, co daje jakieś 6 mln złotych – może po prostu nie będzie stać, aby spełnić oczekiwania wymienionych, utytułowanych przecież trenerów, bo każdy z nich ma na swoim koncie mistrzostwo Polski – czytamy w “Sporcie”. Co poza tym dziś w prasie?
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Rozmowa z Krzysztofem Brede, zwolnionym trenerze Podbeskidzia Bielsko-Biała. Nie przebija się przez nią żal, raczej rozczarowanie, że dymisja przyszła już teraz.
Spodziewał się pan dymisji?
Nie. Przed sezonem naszym – czyli właścicieli klubu, rady nadzorczej, prezesa i moim – najważniejszym i jasno sprecyzowanym celem było utrzymanie Podbeskidzia w ekstraklasie. Zdecydowaliśmy, że do grudnia gramy tymi piłkarzami, których mamy w kadrze, z kosmetycznymi zmianami. Koniec roku miał być czasem weryfikacji, czyli określenia, jakie wzmocnienia są niezbędne. Ale ostatnie porażki przyspieszyły…
…decyzję o weryfikacji. Z tym, że nie piłkarze, a pan padł jej ofiarą.
Dokładnie. Miałem przeprowadzić ją z najważniejszymi ludźmi w klubie, a tymczasem mnie jako pierwszego zweryfikowano. Ustaliliśmy warunki rozstania, pożegnałem się, uścisnęliśmy sobie dłonie.
Czyli bez piłowania telewizora na pół, rozbijania talerzy i sądu?
Nic z tych rzeczy. W Bielsku przeżyłem bardzo piękne dwa i pół roku. Udało nam się zrobić dużo dobrego. Gdy podjąłem pracę w Podbeskidziu, było wiele kłopotów finansowo-organizacyjnych, a dziś klub jest w dobrej kondycji. Jednak wiadomo – wszystko determinują wyniki.
Rozmowa z Flavio Paixao. Przede wszystkim o książce, która wydał Portugalczyk. Sporo o psychologii, o dorastaniu, o pewności siebie.
Kto pana nauczył dyscypliny, zawartej w tytule pana książki?
Ojciec. Kiedy jako dziecko źle zachowywałem się w szkole wobec kolegów czy nauczycieli i mój tata się o tym dowiadywał, zabierał mnie ze sobą o świcie do pracy. Musiałem wstać przed piątą rano i jechaliśmy do fabryki przetwarzającej ryby, w której był zatrudniony. Pracowałem tam z nim, bywało, że aż do wieczora. Zdarzały się nawet takie dwa tygodnie. Wtedy tego nie akceptowałem, ale dziś jestem przekonany, że tamta kara była dla mnie najlepszą formą dyscypliny. Tata stosował kary, ale potrafił też mnie nagradzać. Kiedy robiłem coś dobrego, kupował mi koszulki ulubionych klubów lub inne tego typu rzeczy. Sprawił, że nauczyłem się odróżniać dobro od zła.
Nie był pan grzecznym dzieckiem, prawda?
Wpływ na to miało rozstanie rodziców, którego nie rozumiałem. Kochałem mamę i tatę, pytałem, dlaczego się rozchodzą, mając dwójkę dzieci. W takich sytuacjach łatwo się pogubić i właśnie to mnie spotkało. Zareagowałem buntem, często brałem udział w bójkach. Kiedyś zaatakowałem kolegę, który mnie zdenerwował, mając w ręku nóż. Pamiętam, że tamten chłopiec miał na imię Mario. Do najgorszego nie doszło, ale mogłem mu zrobić dużą krzywdę. Wpadłem w złe towarzystwo, zdarzało się nam przebijać opony w samochodach. Kiedyś ze znajomymi mieliśmy wolny dzień i z nudów podpaliliśmy las. Był duży ogień, ale na szczęście szybko przyjechały wozy strażackie. Po tamtej sytuacji dostałem lanie od ojca. Miał rację, że tak zareagował.
Rozmowa z Pawłem Magdoniem, nowym dyrektorem Wisły Płock. Trochę o tym, co robił tuż po zakończeniu kariery, ale i o tym, jaki jest jego plan na zarządzanie pionem sportowym płocczan.
W filozofii budowania drużyny bliżej będzie panu do tego, co robił w płocku Łukasz Masłowski czy może Marek Jóźwiak? Więcej w zespole będzie Polaków czy zawodników zagranicznych?
Priorytetem będą zawodnicy polscy. Sam wiem, że atmosferę i życie szatni zawsze budowali i budują Polacy. Jeżeli już trafi do nas nowy obcokrajowiec, będzie musiał być zdecydowanie wyróżniającym się piłkarzem. Nie może to być „zapchaj dziura” albo „przecinak”, który zabierze miejsce młodemu chłopakowi z Polski. Prezes Tomasz Marzec ma podobne podejście. Zweryfikuje nas rynek, a wiosną wyniki.
Zimą Wisłę czekają duże zmiany? Prezes Marzec daje do zrozumienia, że kadra pierwszego zespołu będzie mniej liczna i kilku zawodników odejdzie. Ilu graczy planujecie pozyskać?
Nie będzie rewolucji. Uważam, że w Wiśle są zawodnicy z odpowiednią jakością. Mocno liczymy na przykład na Rafała Wolskiego. Wraca do pełni formy po rekonstrukcji więzadeł krzyżowych i jeżeli będzie w normalnej dyspozycji, stanie się dla nas dużym wzmocnieniem. Nie będę chciał burzyć trzonu zespołu i budować wszystkiego od początku. Potrzebna jest ewolucja. Transferów do klubu nie będzie za dużo. Pojawią się przetasowania i korekty, jak w każdym zespole ligowym, ale nie ma mowy o rewolucji. Na razie nie chcę mówić, na jakie pozycje szukamy piłkarzy. Przyglądam się tym, których obecnie mamy. Patrzę, jak funkcjonują, trenują i jakie mają możliwości.
Kilku młodych piłkarzy Górnika Zabrze ma odejść zimą na wypożyczenie. W to miejsce Górnik ma ściągnąć zawodników, którzy z miejsca mogą zwiększyć rywalizację w pierwszym zespole.
W klubie trwają przygotowania do zimowego okna transferowego. Najpierw Górnik chce zrobić porządki u siebie. W ostatnich miesiącach młodzież w Zabrzu została przez trenera obdarzona zaufaniem, ale podsumowując rundę – a teraz jest na to najlepszy czas – można uznać, że zawiodła. Na boisku jej przedstawiciele pojawiali się często, dostawali szanse, ale żadnemu nie udało się zająć miejsca w podstawowym składzie. Z młodzieżowców regularnie gra tylko Adrian Gryszkiewicz, do którego trudno mieć pretensje. Dodatkowym utrudnieniem dla nich okazały się obostrzenia związane z koronawirusem, z powodu których nie mogli występować w III-ligowych rezerwach. Zdarzały się więc weekendy bez grania – młodzi przesiedzieli mecz pierwszego zespołu na ławce lub trybunach, a w drugiej drużynie nadrobić zaległości nie mieli szans. Zimą górnicze władze czterech lub pięciu z nich chcą wypożyczyć. W innych klubach mają ogrywać się m.in. Daniel Ściślak i Wojciech Hajda. O wypożyczeniu Krzysztofa Kubicy myślą w Mielcu, ale Górnik akurat tego zawodnika raczej będzie chciał zatrzymać, bo też musi zabezpieczyć pozycję młodzieżowca. Na razie przesunięto do pierwszej drużyny 18-letniego Bartłomieja Korbeckiego.
Rozmowa z Danielem Kokosińskim. To od jego nazwiska powstał słynny Klub Kokosa w Polonii Warszawa. Dziś po latach rozlicza się z Wojciechowskim, z Polonią. Ale i opowiada o trenerce – został właśnie szkoleniowcem Znicza Pruszków.
Klub Kokosa stał się symbolem gnębienia piłkarzy. Co pan czuje, gdy słyszy to określenie?
Wciąż mnie ono dotyka. Staram się odciąć, zapomnieć, a jednak wraca jak bumerang. Przez pierwsze lata po odejściu z Polonii bez problemu mogłem się od tej sprawy uwolnić, zdystansować. Poszedłem do Bałtyku Gdynia, Kotwicy Kołobrzeg, tam ten temat nie pojawiał się w rozmowach ze znajomymi. Byłem od tego daleko. Kiedy zacząłem iść w stronę trenerki, wróciłem do Warszawy i to hasło znów zaczęło się pojawiać. Ostatnio nawet częściej.
Jak było ze słynnym bieganiem po schodach?
Ono stało się najgłośniejsze w całej sprawie, a tak naprawdę biegałem może trzy razy, nigdy sam. Kiedy zrezygnowano z kilku zawodników z Młodej Ekstraklasy, Libor Pala kazał im biegać po schodach, ja robiłem to razem z nimi.
Trener Jarosław Bako, który przez pewien czas był do pana oddelegowany, był zamordystą?
Trudno powiedzieć, bo mało mówił. Wypowiadał tylko polecenia, nic więcej. Typowy pracownik. To był problem Polonii – w niej każdy czuł się pracownikiem, to ją różniło od innych klubów, w których ludzie czuli się trenerami, piłkarzami. A w Polonii każdy przychodził odpierd… swoją robotę dla Wojciechowskiego, zarobić i pojechać do domu. Niezależnie, czy byli to działacze, dyrektorzy sportowi, szkoleniowych, czy zawodnicy. Wszyscy mieli takie samo nastawienie. I dlatego nigdy nie udało się w tym klubie stworzyć poważnej piłki, bo każdy to traktował tylko jako miejsce pracy. W piłce tak się nie da.
“SPORT”
Dużo kandydatów do objęcia Podbeskidzia Bielsko-Biała. Padają nazwiska Artura Skowronka, Mariusza Rumaka, Łukasza Surmy, Ireneusza Mamrota, Jacka Zielińskiego, Macieja Skorży…
Z nieoficjalnych informacji wynika, że lista nazwisk trenerów łączonych z klubem spod Klimczoka nie jest krótka, a fruwające w eterze personalia można podzielić na trzy kategorie. Wśród, nazwijmy to, „oczywistych” kandydatur najwięcej mówi się o Arturze Skowronku i Mariuszu Rumaku, choć klub na razie nie potwierdza, z kim rozmawia. Pierwszy z wymienionych niedawno został zwolniony z Wisły Kraków. W tym sezonie z „Białą gwiazdą” trener ten zdobył 10 punktów, czyli o… jedno „oczko” więcej od Podbeskidzia. Jeżeli chodzi o Mariusza Rumaka, to szkoleniowiec ten, który pracował w ekstraklasie m.in. z Lechem Poznań i Śląskiem Wrocław, chciałby wrócić na trenerską karuzelę, bo od sierpnia 2019 roku, czyli od momentu zwolnienia z pierwszoligowej Odry Opole, pozostaje bez zatrudnienia. Dość długo bez pracy pozostają trenerzy, których kandydatury do objęcia schedy po Krzysztofie Brede raczej można zaliczyć do „nierealnych”. Jacek Zieliński nie pracuje od października 2019 roku, Jan Urban od lutego 2018, a Maciej Skorża – po raz ostatni w Polsce – prowadził drużynę jesienią 2017 roku. Wymienione nazwiska z całą pewnością charakteryzuje pożądane pod Klimczokiem doświadczenie, ale łączy też coś innego. Podbeskidzia – prezes Kłys mówił niedawno, że z powodu koronawirusa budżet klubu skurczy się o ok. 30 procent, co daje jakieś 6 mln złotych – może po prostu nie będzie stać, aby spełnić oczekiwania wymienionych, utytułowanych przecież trenerów, bo każdy z nich ma na swoim koncie mistrzostwo Polski.
18-letni Jan Biegański trafił z GKS-u Tychy do Lechii Gdańsk. W Tychach mogli na niego chuchać i dmuchać, ale młody pomocnik wybrał transfer do Trójmiasta.
Pomocnik występujący również w reprezentacji Polski U-19 zakotwiczył w Lechii Gdańsk, z którą podpisał kontrakt do 30 czerwca 2025 roku. – To, czy zrobił dobry krok, dopiero się okaże i w tej chwili nie ma sensu prorokować – twierdzi Krzysztof Bizacki odpowiedzialny za transfery GKS-u. – Życzę mu jak najlepiej. Obserwowałem go przez trzy lata, a na rozmowach z ojcem o przyszłości Janka, bo jemu nie chcieliśmy zaprzątać głowy, skoro nie był jeszcze pełnoletni, spędziłem wiele godzin pokazując nasz pomysł na jego rozwój. Dlatego jego odejście traktuję jako swoje niepowodzenie. Mam obawy, bo nie trzeba mieć wyjątkowo dobrej pamięci, żeby wyliczyć przynajmniej pięciu zawodników, którzy chcieli szybko odejść z GKS-u myśląc o tym, że zrobią wielką karierę, a nie zrobili. Zamiast iść spokojnie do przodu to wykonali skok i… się przewrócili.
Edin Terzić rozpoczął swoją kadencję w Borussii Dortmund od zwycięstwa, ale w grze BVB próżno doszukiwać się jeszcze rewolucji.
– Po tak słabym występie pojawiła się większa presja, dlatego odczuwam ulgę, że udało nam się wygrać – mówił bramkarz Roman Buerki w nawiązaniu do weekendowej porażki ze Stuttgartem 1:5, która przypieczętowała zwolnienie Favre’a. – Ten mecz był w chłopakach głęboko zakorzeniony, widać było presję. Ważne było nie tylko to, że wygraliśmy, ale że udało nam się obronić wynik w końcówce. Na boisku była wtedy prawdziwa drużyna i to było świetne – cieszył się z udanego debiutu Terzić. Młody szkoleniowiec wie, że przed nim jeszcze dużo pracy, bo takie elementy jak agresywny pressing – który Terzić chciałby wprowadzić razem ze zdecydowanie agresywniejszym i intensywniejszym podejściem – trenuje się tygodniami, jeśli nie miesiącami. W starciu z Werderem wciąż dużo było „typowej” Borussii, czyli dość nieporadnej, chaotycznej, czasem podejmującej błędne decyzje. Nie zabrakło także pomyłek w defensywie, z których jedna – ta Manuela Akanjiego – poskutkowała golem dla bremeńczyków.
“SUPER EXPRESS”
“Lewandowski to 95% perfekcji” – mówi Pierre Littbarski, mistrz świata i były piłkarz klubów Bundesligi.
– W czwartek poznamy najlepszego piłkarza roku FIFA. Kto pańskim zdaniem najbardziej zasłużył na to wyróżnienie?
Pierre Littbarski: – Lewandowski. Bez wątpliwości. Nie tylko ze względu na jego osiągnięcia, a także profesjonalizm, poziom gry i to, jak rozwinął się przez ostatnie lata. Stał się przede wszystkim silniejszy fizycznie i mądrzejszy piłkarsko. Poprawił się też, jeśli chodzi o grę kombinacyjną. To totalnie inny piłkarz od Ronaldo i Messiego, ale jeśli chodzi o efektywność pod bramką, jest absolutnie fantastyczny.
– Lewandowski potrafi już wszystko, czy ma jeszcze co poprawiać?
– Moim zdaniem osiągnął 95 proc. perfekcji. Te brakujące 5 proc. to drybling, Lewandowski nie jest piłkarzem, który sam przedrybluje kilku zawodników. Mocno to przez lata poprawił, ale do 100 proc. jeszcze odrobinkę brakuje. Czasem chciałoby się, żeby podjął ryzyko i spróbował zaskoczyć rywala dryblingiem.
Messi, Ronaldo czy Lewandowski? Brak nagrody dla Lewandowskiego byłby skandalem. Dzisiaj poznamy Piłkarza Roku FIFA.
Każdy z tych zawodników generował w 2020 r. znakomite liczby. Cieniem na formie Messiego kładzie się jednak
katastrofalna forma Barcelony, spuentowana klęską z Bayernem w ćwierćfinale Ligi Mistrzów (2:8). Portugalczyk grający w Juventusie także może czuć spory niesmak wywołany występami swojego klubu w tegorocznej edycji rozgrywek. „Lewy” natomiast w mijającym roku był nie do zatrzymania. Z klubem zdobył potrójną koronę (mistrzostwo Niemiec, Puchar Niemiec oraz Ligę Mistrzów), każde z tych rozgrywek kończąc z tytułem króla strzelców.
“GAZETA WYBORCZA”
Nie ma dziś nic o piłce.
fot. NewsPix