Reklama

„Śmiałem się z nastrojów, że tylko z Anglikami zagramy poważne mecze”

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

10 grudnia 2020, 08:32 • 9 min czytania 19 komentarzy

Cieszę się jednak, że gramy z Anglikami. Muszę jednak powiedzieć, że analizując nastroje po losowaniu, zacząłem się śmiać, bo dostrzegłem taką narrację, że w naszej grupie tylko z Anglikami będziemy mieli poważne mecze. Wojtek Kowalczyk na Twitterze napisał: „Nawet moja teściowa w tej grupie minimum 24 punkty gwarantuje”. Z ciekawości wszedłem więc na Wikipedię i zobaczyłem, co ten Kowalczyk w reprezentacji zrobił. Okazało się, że grał w 39 meczach, z których tylko 13 wygrał, w tym kilka z „ogórkami” – mówi Zbigniew Boniek na łamach „Sportu”. Co poza tym dziś w prasie?

„Śmiałem się z nastrojów, że tylko z Anglikami zagramy poważne mecze”

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

Real uciekł spod topora, mecz w Paryżu dokończony z nowymi sędziami, Ajax odpadł z Ligi Mistrzów – czyli podsumowanie środy z Champions League.

Piłkarze z Madrytu nie chcieli liczyć na innych, od pierwszej minuty zaatakowali, goście nie byli w stanie wyjść z własnej połowy. A kiedy wreszcie im się to udało, to w 25. minucie Alassane Plea zmarnował bardzo dobry kontratak. Skutecznością popisał się za to Karim Benzema. W 9. minucie Lucas Vazquez zagrał do niego z prawej strony, Stefan Lainer i Matthias Ginter tylko patrzyli, jak Francuz wyskakuje do piłki i po chwili Yann Sommer wyciągnął ją z siatki. Ogromne błędy popełniała defensywa Borussii nie tylko w tej sytuacji, ale i w 32. minucie, gdy Benzema znów bez problemu poradził sobie z obrońcami i ponownie strzałem głową pokonał bramkarza gości. Dwa gole Francuza zapewniły Realowi awans w ważnym dla niego meczu. Wyrównał rekord Roberto Carlosa – obcokrajowca z największą liczbą występów w zespole Królewskich. Borussia miała jednak szczęście – remis w drugim spotkaniu spowodował, że i ona wyszła z grupy

To nie jest tak, że Lech Poznań gra dzisiaj o nic. Gra o lepsze rozstawienie, wyprzedzenie Węgrów w rankingu UEFA i o kasę

Reklama

Wydawałoby się, że po ubiegłotygodniowej porażce 0:4 z Benficą, wicemistrz Polski już o nic, poza honorem, w Lidze Europy nie walczy. Okazuje się, że w pożegnalnym meczu ma coś do ugrania. I to coś ważnego – nie tylko z perspektywy swojej, ale i polskiej piłki. Kolejorz walczy o punkty w krajowym rankingu UEFA. Wygrana w dzisiejszym spotkaniu z Rangers FC zapewni Polsce 27. miejsce. Jeśli się uda, w sezonie 2022/23 nasz kraj będzie miał trzy drużyny rozpoczynające eliminacje Ligi Konferencji od drugiej rundy. Szansa pojawiła się dzięki wtorkowej porażce Ferencvarosu Budapeszt z Dynamem Kijów (0:1) w Lidze Mistrzów. Jeśli zespół Dariusza Żurawia pokona Szkotów, Polska wyprzedzi Węgry. Ranking UEFA to pierwsza motywacja dla Lecha. Drugą są pieniądze. Zwycięstwo w fazie grupowej Ligi Europy to zysk w wysokości 570 tysięcy euro, natomiast za remis UEFA płaci 190 tysięcy euro. Dotychczas piłkarze z Poznania wygrali w tych rozgrywkach raz, więc zyskali prawie 5 milionów zł. Jest więc o co walczyć, mimo że szans na wyjście z grupy Lech nie ma już żadnych.

Rozmowa z Wojciechem Łazarkiem. W sumie o wszystkim. Łazarek rzuca tekstami w swoim stylu, tu o Anglii, tu o Fergusonie.

Skoro jesteśmy w klimatach wyspiarskich. Pan, w roli szkoleniowca Lecha Poznań, którego poprowadził do mistrzostwa Polski, zaznajomił się z Alexem Fergusonem, rywalizując z jego Aberdeen.

Przecudowny człowiek. Wychyliliśmy po szklaneczce whisky, chociaż w Szkocji było pewne nieporozumienie.

Wiem, że nie między wami!

Ale ty Piotruś kiedyś przytoczyłeś tę anegdotę, choć niedokładnie. Do Szkocji przyjechali polscy dziennikarze, przesympatyczni ludzie. Tyle że to był rok 1984, a im przysługiwały diety delegacyjne w wysokości kilku funtów. Nawet na spanie nie starczyło. Odstąpiłem im swój pokój w hotelu, w którym mieszkałem z Lechem. Niestety, doszło do tragedii…

Tragedii?

Niechcący zostawiłem w pokoju kilka butelek genialnej whisky, które sprezentował mi Alex Ferguson. A oni je w ciągu nocy wszystkie wytrąbili. Nad ranem, gdy odbierałem od nich klucze, spostrzegłem puste szkło. Dosłownie płakać mi się chciało i zapytałem: „Wiecie chociaż, co piliście?! To było markowe, rocznikowe whisky!”.

Reklama

„SPORT”

Zbigniew Boniek podszczypuje Wojtka Kowalczyka. Poza tym mówi, że poza Ekstraklasą nie ogląda za wiele zagranicznej piłki. A i mówi, że w grupie eliminacyjnej jest tylko jeden chłopiec do bicia – San Marino – reszty nie należy lekceważyć.

To, że marcowy tydzień reprezentacji zakończy spotkanie z Anglią nie oznacza, że szef PZPN zacznie śledzić uważnie zmagania Premier League. – Pod tym jedynym względem jestem narodowościowcem – deklaruje Zbigniew Boniek. – Śledzę polską piłkę. Oglądanie zagranicznych lig: niemieckiej, francuskiej czy angielskiej mnie nie wciąga. Trochę mnie jeszcze podnieca Serie A, bo mam tam wielu znajomych. Oczywiście czasem spojrzę na Lewandowskiego czy na kogoś innego z naszej reprezentacji, ale nie mam nic przeciwko tym ludziom, którym się to podoba. Niech oglądają. Cieszę się jednak, że gramy z Anglikami. Muszę jednak powiedzieć, że analizując nastroje po losowaniu, zacząłem się śmiać, bo dostrzegłem taką narrację, że w naszej grupie tylko z Anglikami będziemy mieli poważne mecze. Wojtek Kowalczyk na Twitterze napisał: „Nawet moja teściowa w tej grupie minimum 24 punkty gwarantuje”. Z ciekawości wszedłem więc na Wikipedię i zobaczyłem, co ten Kowalczyk w reprezentacji zrobił. Okazało się, że grał w 39 meczach, z których tylko 13 wygrał, w tym kilka z „ogórkami”. Ja pamiętam, że silna polska drużyna – z Bońkiem, Smolarkiem, Żmudą czy Młynarczykiem – po mistrzostwach świata w Hiszpanii, gdzie zdobyliśmy 3. miejsce, w latach 1984-85 grała w eliminacjach mistrzostw świata z Albanią. Wtedy zremisowaliśmy 2:2 w Mielcu i – po mojej bramce – wygraliśmy w Tiranie 1:0.

Marek Sokołowski komentuje sytuację w Podbeskidziu. Czeka na radykalne decyzje, załamuje ręce nad postawą bielszczan w Ekstraklasie i mówi, że potrzeba tam trenera pokroju Michniewicza czy Ojrzyńskiego.

Podobno w poniedziałek i wtorek odbyły się w klubie poważne rozmowy, ale żadnych radykalnych decyzji nie podjęto. Czy dobrym rozwiązaniem byłaby zmiana na stanowisku trenera?

– Nie wiemy, o czym rozmawiano, lecz najgorszą reakcją na to, co się dzieje, jest brak reakcji, która – nawet radykalna – powinna nastąpić. Nawet wygranie dwóch ostatnich tegorocznych meczów nie zmieni obrazu całej rundy. Wydaje mi się, że impuls związany ze zmianą szkoleniowca – nawet przed końcem rundy – byłby odpowiedni. Nie może to być jednak zastępca z łapanki, ale ktoś do budowania drużyny. Władze klubu na razie nic nie robią, bo za bardzo nie wiedzą co zrobić. Wychodzą z założenia, żeby nie mieszać, bo się zamiesza nie w tę stronę, co trzeba. Wydaje mi się jednak, że decyzja o zmianie trenera już zapadła.

Gdyby Krzysztof Brede został zwolniony w najbliższym czasie, to kogo widziałby pan na jego miejscu?

– Dobrymi rozwiązaniami byliby trenerzy pokroju Leszka Ojrzyńskiego czy Czesława Michniewicza, choć wiemy, że akurat te nazwiska są zajęte. Musiałby być to szkoleniowiec, który ma zarówno charyzmę, jak i doświadczenie, potrafiący objąć zespół będący w trudnej sytuacji. Ponadto szybko musiałby przedstawić plan. Kadra jest za duża, a na dodatek brakuje w niej jakości. Brakuje też poczucia zespołowości. Nie widzę, że jeden chce walczyć za drugiego. Wygląda to tak, że każdy gra sam dla siebie.

Przebudowa stadionu Rakowa może się wydłużyć z uwagi na fakt, że firma prowadząca remont ma problemy z pandemią.

Miesiąc temu do magistratu wpłynęło pismo z firmy Interhall. Wykonawca wylicza w nim problemy związane z zaostrzeniem epidemii, izolacją i kwarantanną u pracowników, podwykonawców i dostawców, a także z… wykorzystywaniem urlopów. – Firma zwraca uwagę na braki kadrowe, problemy z transportem pracowników oraz długi termin oczekiwania na materiały budowlane z uwagi na kłopoty dostawców i producentów, czyli mniej ludzi, sprzętu i materiałów w stosunku do przewidywanego w harmonogramie prac. Firma zwraca także uwagę, że niezależne od woli firmy zewnętrzne okoliczności, w tym także ewentualne dalsze decyzje instytucji państwowych, mogą mieć wpływ na możliwość należytego i terminowego wykonania umowy – mówi rzecznik Urzędu Miasta Częstochowy, Włodzimierz Tutaj.

„SUPER EXPRESS”

Kamyk rzucony na głęboką wodę, czyli krótka sylwetka Jakuba Kamińskiego, objawienia poprzedniego sezonu w barwach Lecha Poznań.

W reprezentacji Polski juniorów młody piłkarz trafił pod skrzydła trenera Przemysława Małeckiego. – Do pewnego momentu Kuba był zamknięty w sobie – wspomina były szkoleniowiec reprezentacji Polski U-17. – Był małomówny, stał nieco z boku, ale w końcu się otworzył. Stał się aktywniejszy w grupie, zaczął wypowiadać swoje zdanie. Wcześniej to było niespotykane. Nie było go widać i słychać. Dopiero jak dostał piłkę, to zwracało się na niego uwagę – opowiada. Szkoleniowiec podkreśla ważną cechę u młodego piłkarza. – Z nim się zawsze rozmawiało jak z dojrzałą osobą – stwierdza. – Trzeba było użyć konkretnych argumentów, żeby wejść z nim w dyskusję. Nie kupiło się go słowami: masz zrobić to. Musiał usłyszeć, dlaczego ma to zrobić. Jak się przekonał do tego, to wychodził na boisko i dodawał coś od siebie. Nie był odtwórczy, lecz kreatywny – komplementuje młodego zawodnika.

Nemanja Nikolić cieszy się z wylosowania Polski w eliminacjach. Mówi, że biało-czerwoni są tak samo silni, jak Anglicy.

– Faworytem grupy jest Anglia. Polska i Węgry będą walczyć o drugie miejsce?

– Dla mnie Polska jest tak samo silna jak Anglia. Polacy mają najlepszego napastnika na świecie, Roberta Lewandowskiego, który w każdym momencie może rozstrzygnąć mecz. Anglia to mocna drużyna, która ma dobrych piłkarzy. Polska ma doświadczony zespół, z wielkimi możliwościami i dobrymi piłkarzami. Szczęsny, Glik, Krychowiak, Grosicki, Lewandowski, Piątek, Milik… A wymieniłem przecież tylko kilku zawodników. To pokazuje siłę Polaków.

– Gdzie w tym wszystkim są Węgry?

– Nie zapominajcie o nas. Chcemy być wojownikami i będziemy próbować pokrzyżować plany każdego z rywali. Jeśli będziemy grać tak jak w barażach z Bułgarią i Islandią, to nie mamy się czego bać.

„GAZETA WYBORCZA”

Odgrzewany temat z wtorkowego wieczoru, czyli rasizm w Paryżu. 

Rumuńscy sędziowie próbowali tłumaczyć, że słowo „negru” w ich języku nie zawiera negatywnych emocji, że określa się nim kolor. Bez skutku. Kamery wychwyciły, jak na sędziego wścieka się Pape Demba Ba. – O białym nigdy nie mówisz „ten biały facet”, tylko „ten facet”. Więc dlaczego, gdy wskazujesz na czarnego, musisz powtarzać „ten czarny facet”?! Dlaczego? – krzyczał senegalski rezerwowy drużyny ze Stambułu. Razem z nim, solidarnie, natarli na arbitrów zawodnicy PSG. Wśród nich Kylian Mbappe, który jako pierwszy zaczął namawiać kolegów, by również odmówić kontynuowania gry. Ich decyzję pochwali potem Roxana Maracineanu, urodzona w Rumunii francuska minister sportu. Na profilach społecznościowych czołowych tureckich klubów rozbłyskiwało w tym momencie „No to racism”, czyli hasło antyrasistowskiej kampanii prowadzonej przez UEFA. A rumuński dziennikarz Emmanuel Rosu informował na Twitterze, że Ovidiu Hategan, główny sędzia paryskiego meczu, kilka lat temu podczas derbów Bukaresztu nie reagował na wymierzone w jednego z zawodników małpie pohukiwanie całego sektora. Po ostatnim gwizdku tłumaczył, że niczego nie słyszał. W Paryżu awantura wybuchła z powodu dialogu, którzy arbitrzy prowadzili przez mikrofon i słuchawki. Techniczny informował drugiego, że stojący wśród rezerwowych Webo niewłaściwie się zachowuje i odwołał się do koloru skóry, by wytłumaczyć, o kogo mu chodzi. „Zidentyfikuj go” – powtarzał. 

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Śląsk rozgląda się za nowym bramkarzem. Media: Transfer blisko finalizacji

Piotr Rzepecki
1
Śląsk rozgląda się za nowym bramkarzem. Media: Transfer blisko finalizacji

Komentarze

19 komentarzy

Loading...