Reklama

Gytkjaer: Nie żałuję odejścia z Lecha, Monza będzie wielka

redakcja

Autor:redakcja

28 listopada 2020, 08:49 • 8 min czytania 10 komentarzy

W sobotniej prasie Christian Gytkjaer opowiada o swoim odejściu do Monzy, Gerard Badia mówi o meczach z Legią, jest też sylwetka Iwo Kaczmarskiego, a w Magazynie Lig Zagranicznych historia silnej relacji Franka Lamparda z Jose Mourinho.

Gytkjaer: Nie żałuję odejścia z Lecha, Monza będzie wielka

PRZEGLĄD SPORTOWY

Legia w poprzednim sezonie nie wygrała z Piastem żadnego z trzech meczów. Teraz chce się przełamać.

Wygląda na to, że do dyspozycji trenera Michniewicza w niedzielę (godz. 17.30) będą już dwaj młodzieżowcy – Michał Karbownik i Bartosz Slisz. Obaj przeszli w ostatnich tygodniach zakażenie koronawirusem. W ostatnią środę wystąpili w 1/16 finału Pucharu Polski z Widzewem Łódź (1:0). Jeden zmienił drugiego, dzięki czemu zaliczyli po 45 minut. Po nich nie widać, żeby zainfekowanie wirusem SARS-CoV-2 wpływało jakoś na ich dyspozycję fizyczną, co nie zawsze jest zasadą w innych klubach.

– Spośród tych, którzy mają Covid-19 za sobą nikt nie ma takich problemów. Wszyscy przechodzili badania, w tym EKG wysiłkowe oraz inne podobne. Nic nie wskazuje na to, że mają kłopoty z wydolnością – przyznaje Michniewicz.

Reklama

– Oczywiście, pierwsze treningi po chorobie są zawsze lekkie i niezbyt obciążają organizm. Mimo wszystko większość zawodników szybko się regeneruje i adaptuje do zajęć. Patrzę chociażby na przykład Domagoja Antolicia, który wraca do nas i jest w coraz lepszej formie. Podobnie jest ze Sliszem i Karbownikiem. Pod tym względem nie jesteśmy jakoś strasznie traktowani przez koronawirus. Gorzej jest z zawodnikami z drugiej drużyny. Część z nich jest bardzo osłabionych i dużo wolniej wraca do normalnej formy – dodaje trener lidera ekstraklasy.

Piłkarska młodość Iwo Kaczmarskiego została skrócona do minimum. 16-latek szybko został seniorem.

Pierwszą szansę dostał w końcówce poprzedniego sezonu. Po szybkim przeglądzie wojsk Maciej Bartoszek przesunął kilku zdolnych młodzieżowców z drugiej drużyny do swojego zespołu i spokojnie, konsekwentnie wprowadzał ich do drużyny. – Trzeba była najpierw tym chłopcom dać trochę czasu, by okrzepli. Nie sztuka jest rzucić ich na głęboką wodę i powiedzieć: pływajcie. To proces i staraliśmy się przeprowadzić go jak najlepiej – mówi szkoleniowiec Korony.

Wyszło całkiem nieźle. Daniel Szelągowski ekstraklasę wziął szturmem, a dwa lata młodszy Kaczmarski już w czwartym meczu zapisał się na ligowych kartach historii, zostając drugim najmłodszym strzelcem, tuż za Włodzimierzem Lubańskim. – Fajnie, że w meczu z ŁKS udało się trafić mnie i Danielowi. Później siedzieliśmy po meczu na odnowie i chyba dopiero wtedy do nas zaczęło docierać, co się wydarzyło – wspomina piłkarz kieleckiego klubu.

Rozmowa z Christianem Gytkjaerem, który latem zamienił Poznań na Monzę.

Reklama
MACIEJ KALISZUK: Pana byli koledzy z Lecha grają niemal co tydzień z Benficą, Rangers i Standardem w Lidze Europy, zaś przed panem mecze z Regginą, Vicenzą i Reggianą w Serie B. Nie żałuje pan trochę, że odszedł?

CHRISTIAN GYTKJAER: Nie żałuję. Monza będzie wielkim klubem w ciągu kilku lat. Ma niesamowity plan, za którym stoją znaczący ludzie, którzy wiedzą, co robić, aby go zrealizować. Wszystko jest bardzo dobrze zorganizowane. Mamy jeden cel – awans do Serie A.

Mimo wszystko może wydawać się dziwne, że choć miał pan wiele innych ofert, to wybrał klub z Serie B.

Z powodu mojej sytuacji (kończył mu się kontrakt – przyp. red.) i ze względu na wiele goli, jakie strzeliłem, pojawiło się duże zainteresowanie. Gdy jednak wszystko zobaczyłem w Monzy, byłem bardzo zainteresowany, aby wziąć udział w tym projekcie. Nie żałuję tego, mam blisko do Mediolanu, a to dobre miasto do życia. Znajduje się w nim wiele sklepów i mojej dziewczynie bardzo się podoba (śmiech). Jest tu smaczne jedzenie i przyjemny klimat.

Frank Lampard nie ukrywa, że jednym z najważniejszych ludzi, których spotkał na swej futbolowej drodze jest Jose Mourinho. W przeszłości obaj zdobywali razem mistrzostwo Anglii, dziś prowadzone przez nich kluby są jednymi z faworytów do walki o wygraną w Premier League.

– To jeden z najważniejszych ludzi w mojej karierze – nie ukrywa Frank Lampard. Tak naprawdę menadżera Chelsea można byłoby śmiało uczynić bohaterem opisanej powyżej przez Dudka sytuacji. Wystarczyło ledwie jedno spotkanie, latem 2004 roku, by Anglik zaufał Mourinho bezgranicznie. Portugalczyk ledwie co został ogłoszony trenerem The Blues i postanowił spotkać się z najważniejszymi graczami zespołu podczas zgrupowania reprezentacji Anglii szykującej się do mistrzostw Europy. Już podczas pierwszej rozmowy Portugalczyk nazwał Lamparda: „jednym z najlepszych graczy na świecie”. – Wiedziałem, że tak nie było, ale uwierzyłem w to. Poczułem się mocniejszy – tłumaczył później.

Zbudowana błyskawicznie więź zacieśniła się jeszcze bardziej kilka tygodni później, gdy do korzystającego z prysznica po treningu pomocnika, niespodziewanie dołączył trener i jakby nigdy nic rozpoczął konwersację. Trochę o futbolu, trochę o życiu. – Nie wiem, czy to planował, czy nie. Musicie jego spytać. Ale to było ciekawe doświadczenie. Nie była to zwykła rozmowa na linii pracownik-szef. Nie, to było coś zupełnie innego. Wtedy zrozumiałem, jak ważne jest budowanie relacji w drużynie – przyznał po latach Lampard.

David AlabaJerome Boateng to ulubieni obrońcy trenera Bayernu. Ale już szefowie monachijskiego klubu niezbyt za nimi przepadają, co stwarza spore problemy.

Zarówno Austriakowi, jak i byłemu reprezentantowi Niemiec latem przyszłego roku kończą się kontrakty. I na ten moment umowy obu piłkarzy nie zostaną przedłużone. Alaba, a w zasadzie jego menedżer Pini Zahavi, domagał się rzekomo zbyt dużych zarobków. Natomiast Boateng dowiedział się niedawno, że jego czas w Monachium się kończy. Decyzje podjęte przez dyrektora wykonawczego Karla-Heinza Rummenigge, dyrektora sportowego Hasana Salihamidžicia i mającego coraz większy wpływ na funkcjonowanie klubu Olivera Kahna mocno zdenerwowały Hansiego Flicka. Trener Bayernu zapowiedział walkę o obu zawodników. I nie ma się co dziwić. Obaj piłkarze w zasadzie go nie zawiedli, są pewniakami na środku defensywy, rzadko łapią kontuzje lub głupie kartki. – Jeśli miałbym wymienić piłkarzy, na których mogę polegać, to z pewnością David i Jerome byliby na tej liście. Mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec ich kariery w Monachium, że jeszcze będziemy współpracować po tym sezonie – mówił Flick.

Szkoleniowiec, który jest trenerskim odkryciem minionych miesięcy, ma w Bayernie coraz mocniejszą pozycję, więc może otwarcie się sprzeciwiać decyzjom szefów. I nawet jeśli najważniejsze osoby ogłaszają pewne decyzje jako ostateczne, to Flick potrafi sprawić, że jednak ostateczne nie są. I okazuje się, że odejście obu zawodników nie jest jeszcze przesądzone.

SPORT

W spotkaniu z Lechem Oskar Zawada zdobył pierwszą bramkę dla Rakowa, ale jest mało prawdopodobne, żeby w spotkaniu z Wartą znów był w pierwszej jedenastce.

Liczący 24 lata Oskar Zawada pod Jasną Górą zameldował się na początku października. Sam transfer był sporym zaskoczeniem – niewielu wierzyło, że będzie w stanie prowadzić wyrównaną rywalizację z Vladislavsem Gutkovskisem, a w przypadku kontuzji lub zawieszenia Łotysza godnie go zastąpić.

Weryfikacja przyszła dość szybko. Po niecałych dwóch tygodniach Zawada pojawił się na boisku od pierwszej minuty. W spotkaniu z Górnikiem zdobył nawet gola, który ostatecznie nie został uznany. W kolejnych dwóch ligowych spotkaniach dostał tylko kilka minut, by w pojedynku z Lechem ponownie zameldować się w pierwszej jedenastce Rakowa i udało mu się przełamać. – Tak, ta bramka doda mi pewności siebie. Potrzebowałem jej. Już w spotkaniu z Górnikiem było blisko, ale wtedy sędzia niestety gola nie uznał. Teraz powinno mi być łatwiej, dlatego jestem bardzo zadowolony z tego trafienia – powiedział Zawada po spotkaniu z Lechem.

Trudno jednak powiedzieć, że przed meczami z „Kolejorzem”, a wcześniej z Górnikiem wygrał rywalizację z Gutkovskisem o pierwszy skład.

Rozmowa z Mateuszem Grzybkiem, byłym zawodnikiem GKS-u Tychy, a obecnie obrońcą Termaliki.

W poprzednim sezonie, licząc z meczem barażowym, wystąpił pan w 32 spotkaniach drużyny z Niecieczy, a w rundzie jesiennej tego sezonu 7 razy wybiegł pan w wyjściowej jedenastce. Czym to wytłumaczyć?

– Tym, że mamy szeroką i równą kadrę. O miejsce na prawej obronie rywalizuję z Marcinem Wasilewskim, a trener Mariusz Lewandowski, mając dwóch równorzędnych zawodników, decyduje o tym, który z nas wybiegnie na boisko. Najważniejsze, że zdrowie nam dopisuje. Jesteśmy kolegami i obaj czujemy się potrzebni drużynie, która ma tyle spotkań w tej rundzie, że dla każdego wystarcza czasu na granie. Często treningi tak naprawdę ograniczają się do pomeczowej regeneracji i przedmeczowych rozruchów. W środę przecież graliśmy z Puszczą, a już mamy spotkanie z GKS-em.

Jaki jest główny atutu waszej drużyny w tym sezonie?

– Przede wszystkim trudno nam strzelić gola. Nowa taktyka trenera Lewandowskiego zdaje egzamin o czym świadczy 6 straconych bramek. Długo utrzymujemy się przy piłce, bo były mecze, w których 70 procent czasu gry piłka była w naszym posiadaniu. Nawet gdy z Górnikiem Łęczna od 33 minuty musieliśmy grać w dziesiątkę, to prowadziliśmy grę i strzeliliśmy gola, a po wyrównaniu jeszcze w ostatnich sekundach odpowiedzieliśmy drugą bramką i zdobyliśmy komplet punktów. Dorobek strzelecki, bo tylko ŁKS ma więcej zdobytych bramek, świadczy też o naszej dobrej ofensywie, a połączenie tego wszystkiego indywidualnościami, które mamy w zespole, broni się w tej lidze.

Dla Neapolu Diego Maradona był symbolem tego, co najlepsze w tym mieście, ale też tam zaczęły się jego największe problemy.

Trumna ze zwłokami Diego wystawiona została w pałacu prezydenckim Casa Rosada w Buenos Aires. Było dużo policji, która rygorystycznie przestrzegała reżimu sanitarnego obowiązującego w czasie pandemii. Nikt bez maseczki nie mógł wejść, wymagany był odpowiedni dystans. Przez wiele godzin na trumnie były tylko koszulki Argentyny i Boca Juniors. Od razu w Italii pojawiły się pytania, dlaczego nie ma także koszulki Napoli. Po pewnym czasie została dostarczona przez ambasadę Włoch i umieściła ją na trumnie jedna z córek Maradony. Dodano też koszulkę Argentinos Juniors, brakowało za to koszulek Barcelony i Sevilli. Hiszpanie niezbyt dobrze wspominają Diego, zwłaszcza w Sewilli. Trafił tam po dyskwalifikacji za doping i w klubie oczekiwano, że tak jak w przypadku Napoli także Sevillę podniesie na wyższy poziom i będzie mistrzem. Natomiast Maradona oczekiwał, że w Sewilli będzie robił co chciał, tak jak w Neapolu. Obie strony się pomyliły i nic dobrego z tego nie wyszło.

SUPER EXPRESS

Rozmówka z Gerardem Badią przed Legią.

– W ostatnich sezonach napsułeś Legii sporo krwi. Do której z ostatnich bramek masz sentyment?

– Strzeliłem Legii trzy gole. Sentyment mam do tej z sezonu mistrzowskiego, bo przybliżyła nas do tytułu. Ale najpiękniejszy jest gol z tego roku. Wtedy nawet nie wiedziałem, że trafiłem.

– Wtedy żartowałeś: „Ten gol trafił mi się jak ślepej kurze ziarno”. Ponownie ich skarcisz?

– Wiadomo, że znowu chciałbym strzelić. Zawsze chcę wygrać. Gol to dla mnie taki ekstraprezent. Będę robił wszystko, aby przeszkadzać Legii, która jest liderem i ma dobrych zawodników. Jestem pewny, że będą o mnie rozmawiać przed spotkaniem. „Uważajcie na niego, jest słaby, ale przeciwko nam jest groźny” (śmiech).

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
1
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Komentarze

10 komentarzy

Loading...