Powiedzieć, że spotkanie Miedzi Legnica z Bruk-Bet Termalicą Nieciecza było tak zwanym „meczem dwóch połówek”, to nic nie powiedzieć. Po pierwszej części gry mieliśmy ochotę utopić się w talerzu rosołu. Nie dało się tej kopaniny oglądać. Z kolei druga połowa była tak efektowna i pełna tak wielu zwrotów akcji, że wystygł nam kotlet schabowy, bo zwyczajnie nie było kiedy zamachnąć się widelcem, by czegoś przypadkiem nie przegapić. Koniec końców trzy punkty zgarniają goście i, przy całym szacunku dla waleczności legniczan, zgarniają je zasłużenie.
Faul, faul, faul
Ależ ciężko się oglądało pierwszą połowę tego spotkania, aż zęby bolały. Mnóstwo niedokładności, chaotycznych zagrań, a przede wszystkim – przewinień. Piłkarze obu ekip jeździli po murawie ostrymi wślizgami bez żadnych ceregieli i opamiętania. Regularnie demolowali swoich przeciwników w walce o piłkę. Już przed przerwą statystyka fauli zatrzymała się na zawrotnej liczbie 20. Efekt był naturalnie taki, że spotkanie toczyło się w bardzo kiepskim tempie, regularnie przerywane gwizdkami arbitra. Można żałować, że sędzia Paweł Malec ani jednemu piłkarzowi nie pokazał kartki. Jeden czy dwa żółte kartoniki i być może sytuacja trochę by się uspokoiła, a zawodnicy skupiliby się jednak na konstruowaniu składnych akcji, a nie tym słynnym „jeżdżeniu na tyłkach”.
Oczywiście nie jest tak, że zupełnie nic się nie działo w obu polach karnych. Przewaga była po stronie Bruk-Betu. Goście zdecydowanie przeważali, jeżeli chodzi o posiadanie piłki, kilka razy udało im się skleić przyzwoitą kombinację w środku pola. Czy wynikały z tego jednak jakiekolwiek konkrety, klarowne sytuacje strzeleckie? Nie. Miedź również takich sobie nie wykreowała. Jeżeli już robiło się niebezpiecznie pod którąś z bramek, to zwykle był to efekt jakiegoś chaotycznego wstrzelenia piłki w szesnastce.
Zanosiło się na klasyczne 0:0 po bezbarwnej.
Wymiana ciosów
Druga połowa przyniosła jednak zaskakujący zwrot akcji. Paździerz przerodził się w ostrą jazdę bez trzymanki, z której ostatecznie cało wyszła Termalica. Zresztą zasłużenie, choć naprawdę różnie mógł się ten mecz skończyć.
Już chwilkę po wznowieniu gry goście wykreowali sobie naprawdę znakomitą sytuację do wyjścia na prowadzenie. Widać było, że trener Mariusz Lewandowski wstrząsnął swoimi podopiecznymi w przerwie. Dobrym pomysłem okazało się też wpuszczenie na murawę Vlastimir Jovanovicia, który uporządkował grę w drugiej linii i pomógł w okiełznaniu Davida Panki, siejącego spore spustoszenie w szeregach Bruk-Betu w początkowej fazie spotkania. Przyjezdni swoją przewagę golem przypieczętowali natomiast w 60 minucie. Kłopot w tym, że już dwie minut później Miedź wyrównała, choć niewiele na to wskazywało. Ale po paru chwilach znów na prowadzeniu była ekipa z Niecieczy. Tym razem z rzutu karnego do siatki trafił Piotr Wlazło. Ten sam, który kilka minut później… sprokurował jedenastkę we własnym polu karnym. Nie pomylił się Kamil Zapolnik i na dwadzieścia minut przed końcem meczu mieliśmy wynik 2:2. Tylko po to, by zaraz znów bliżej zwycięstwa był Bruk-Bet. Martin Zeman trafił do siatki bezpośrednio z rzutu wolnego.
Prawdziwa wymiana ciosów, którą oglądało się jak porządny pojedynek bokserski.
Jasne, że raczej mówimy o pięściarzach klasy regionalnej, a nie pretendentach do pasa mistrzowskiego w federacji IBF albo WBC. Jakości piłkarskiej momentami brakowało, zresztą właściwie każda bramka padała po indywidualnym błędzie któregoś z defensorów. A to faul w polu karnym albo tuż przed nim, a to zgubione krycie, a to złamana linia spalonego. No ale przynajmniej sporo się działo.
Karny z kapelusza
Wydawało się, że gol na 2:3 rozstrzygnie kwestię zwycięstwa Bruk-Betu. Goście byli ewidentnie drużyną lepszą, na dodatek Miedź kończyła mecz w osłabieniu. A jednak niewiele brakowało, a akcja rozpaczy w wykonaniu podopiecznych Jarosława Skrobacza przyniosłaby legniczanom wyrównanie w doliczonym czasie gry. Marcin Biernat wpadł w pole karne i próbował dryblingiem zgubić obrońcę, ale nic mu z tego nie wyszło, więc na koniec swojej szarży po prostu desperacko padł na murawę w nadziei, że sędzia Malec da się nabrać.
No i się nie zawiódł. Patrzcie na to padolino:
Jasne, jest tak kontakt między nogami obrońcy i napastnika, ale umówmy się – nie powoduje on upadku. Zresztą Biernat swoją teatralną wywrotkę zrobił o co najmniej ułamek sekundy za późno, by można było uwierzyć, że był faulowany. Ale sędzia Malec kupił ten kit. Miejmy nadzieję, że tego meczu nie oglądał żaden z cwaniaków, którzy próbują wciskać ludziom telefonicznie garnki albo pościel za piętnaście tysięcy złotych, bo pewnie już wykręcałby numer do Malca z „bardzo korzystną ofertą”.
Całe szczęście, że Tomasz Loska tym razem wyczuł intencje Zapolnika i nie dopuścił do porażki swojego zespołu. Nie życzymy źle Miedzi, ale gdyby urwała remis po takim karnym, niesmak byłby ogromny. Inna sprawa, że kilka decyzji Malca było też krzywdzących dla gospodarzy, więc tak naprawdę z poziomu sędziowania nie może być dziś zadowolona żadna ze stron.
Czy nas to dziwy? Halo, mówimy o 1. lidze. Tutaj sędziowskie babole są, niestety, normą.
MIEDŹ LEGNICA 2:3 BRUK-BET TERMALICA NIECIECZA
(S. Matuszek 62′, K. Zapolnik 71′ – K. Śpiewak 60′, P. Wlazło 65′, M. Zeman 77′)
fot. NewsPix.pl