W sobotniej prasie wszyscy skupiają się już głównie na meczu z Włochami. Jan Tomaszewski ostro krytykuje wystawiania Arkadiusza Milika, są rozmowy z Krzysztofem Piątkiem i Grzegorzem Krychowiakiem, mamy też tekst o Jacku Góralskim i analizę wariantów w drugiej linii.
PRZEGLĄD SPORTOWY
W meczu z Włochami nie chcemy oglądać tylko jednego – bojaźni! Polacy jadą do Italii jako lider grupy A1.
Brzęczek wciąż buduje u kibiców zaufanie do siebie i swojej drużyny. On nawet pracę selekcjonera zaczął na debecie, po pierwsze w postaci zwątpienia w niego z powodu braku sukcesów w klubie, a po drugie, bo stał się ofiarą traumy fanów po rozczarowującym występie reprezentacji w MŚ. Eliminacje EURO, choć wygrane, pozycji Brzęczka w oczach kibiców nie poprawiły. Taki mecz jak z Włochami może pomóc i jemu. Choć dobierając taktykę, musi być uważny jak naukowiec w laboratorium – mający świadomość, że każde złe wyważenie proporcji spowoduje eksplozję. Włochy to zespół lepiej czujący się z piłką niż nasi zawodnicy, jest więc duże prawdopodobieństwo, że gdyby doszło do wymiany ciosów bez trzymania gardy, to padliby akurat ci będący w gościach. Mogłaby też nasza kadra zagrać wysokim pressingiem, przycisnąć rywala do narożnika, ale tu znów pojawiają się rozterki. Bo to, co zadziałało w meczu z Finami, niekoniecznie musi zdać egzamin, gdy przyjdzie walczyć z rywalem dużo lepiej radzącym sobie z obecnością przeciwnika na własnej połowie.
Brzęczek nie może też pójść w drugą stronę i kazać zespołowi okopać się na 30. metrze, bo ta taktyka nie zdała egzaminu w Amsterdamie. Patrząc na nikłą porażkę z Holandią, ktoś mógłby doszukiwać się i plusów, ale problem w tym, że aż tak defensywne ustawienie odbiera pewność siebie broniącym, a mecze w Lidze Narodów są również po to, by ją budować.
Krzysztof Piątek cieszy się, że reprezentacja Polski jedzie do Włoch. To kraj, który ma w sercu, bo grał w Serie A w barwach Genoi i Milanu.
Nasza reprezentacja wybiera się na mecz do Włoch na spotkanie Ligi Narodów. Przyjemnie będzie wrócić do Italii, choćby na chwilę? Tam pańska kariera nabrała kosmicznej prędkości. Ładnie pokazał się pan w barwach Genoi, z której trafił do AC Milan, stając się najdroższym polskim piłkarzem w historii.
Oczywiste, że będzie przyjemnie odwiedzić Włochy. Półtora roku spędzone w tym miejscu kojarzy mi się wyłącznie dobrze. Kraj, życie w nim, piłka, uwielbienie tej dyscypliny – to wszystko zapisałem w swojej pamięci. Naprawdę nie jest to z mojej strony kurtuazja, bo zabrałem stamtąd wyłącznie pozytywne wspomnienia. Niekiedy dopada mnie tęsknota, choćby za zjedzeniem czegoś dobrego w mojej ulubionej restauracji. Z przyjemnością tam wrócę, choćby na chwilę, mimo że mamy pandemiczną rzeczywistość.
Utrzymuje pan kontakt z milanistami, kumplami ze swojej byłej drużyny?
O tak. Ostatnio rozmawiałem z Hakanem Calhanoglu i Rafaelem Leao. Nieco wcześniej z Ante Rebiciem. A przy okazji meczu Ligi Narodów u nas uciąłem pogawędkę z Gigim Donnarummą, wymieniliśmy się koszulkami. Kontakt jest i podejrzewam, że nie tylko ja, ale każdy, kto pożegnał się z Milanem, ma kontakt z chłopakami. Fajna drużyna i taki sam klub. Trener Stefano Pioli potrzebował czasu, by według własnego pomysłu ułożyć zespół, odbudować chłopaków. Kibicuję im i cieszę się, że liderują w Serie A.
Nie siedzi w panu zadra, bo przecież po roku Milan postanowił pana sprzedać?
Nie. Jestem kibicem tego klubu, bo przeżyłem w nim wspaniałe chwile z niesamowitą wręcz połową roku. Wcześniej taki sam czas spędziłem w Genoi. Podsumowując – tamten rok był najlepszy w mojej karierze. Co do sprzedania mnie do Herthy Berlin: piłka to też jest biznes i nie ma co się na to obrażać. Rynek transferowy ma swoje prawa.
Jesteśmy w stanie przynajmniej powtórzyć wynik sprzed dwóch lat – mówi Grzegorz Krychowiak, pomocnik reprezentacji Polski. Zawodnik Lokomotiwu Moskwa jest dobrej myśli przed meczem Włochy – Polska w Lidze Narodów.
Pana odpowiedzią na październikowe zachwyty nad młodzieżą był piękny gol dla Lokomotiwu w ligowym spotkaniu z Ufą i wybór na najlepszego gracza tamtych zawodów?
Nie traktuję tego w taki sposób. Od dawna słyszałem opinie, że ten czy tamten piłkarz zajmie moje miejsce w kadrze. Nikomu niczego nie muszę udowadniać, wciąż gram w zespole, czuję się ważną postacią reprezentacji i jeszcze nie raz pokażę na boisku, ile jestem wart. Rozmawiałem z trenerem Brzęczkiem i doskonale rozumiem, że czasem chce sprawdzić innych piłkarzy. Już mówiłem, że gram dla drużyny i jeśli przeciwnik wystawia dwóch ofensywnych pomocników, to jasne, że wtedy muszę się skoncentrować na grze obronnej. Kto ogląda mecze Lokomotiwu, wie, że potrafię grać ofensywnie, ale jeśli mam być mniej efektowny, a bardziej efektywny i pożyteczny dla zespołu, to nie ma problemu.
Gdyby pan mógł wybrać sobie pozycję na boisku: numer sześć czy osiem?
Spójrzmy na mecz z Włochami w Gdańsku. Miałem obok siebie dwóch zawodników grających bardziej ofensywnie – Jakuba Modera i Mateusza Klicha. Zrozumiałem, że moja pozycja będzie inna, że muszę być bardziej cofnięty, czyli grać jako numer sześć. Moją główną rolą i zadaniem była wtedy gra w destrukcji, bliżej własnej bramki niż rywala – dobro drużyny jest ważniejsze. A i jeszcze naprzeciwko miałem Verrattiego, który jest graczem wysokiej klasy. Mógłbym radośnie biegać od lewej do prawej strony na połowie przeciwnika i powiedzieć: „Hej, ja też jestem ofensywnym zawodnikiem, też jestem ósemką i tutaj mogę dać drużynie więcej z przodu”. Ale to nie w moim stylu. O wszystkim decyduje trener, powie: graj bliżej naszej bramki, to będę grał bliżej. Oczywiście większą przyjemność czerpię, będąc ustawionym wyżej. W lidze rosyjskiej jestem w czołówce zawodników najczęściej strzelających zza pola karnego i najczęściej faulowanych. To nie bierze się z niczego. Kiedy jesteś ustawiony wyżej, masz więcej możliwości i okazji błysnąć z przodu. Grając głębiej, jest trudniej. Akceptuję swoją rolę w kadrze.
Jaki jest Jacek Góralski, każdy widzi. Waleczny, nieustępliwy. A może tak naprawdę nie znamy tego zawodnika?
Jest też w grze Góralskiego coś, czego zmierzyć się nie da, a Grzegorz Kurdziel nazywa to energią zespołową. Razem pracowali w Jagiellonii, – Drużyna mogła być śnięta, mecz toczony w leniwym tempie, a wystarczyła jedna interwencja Jacka, by dać impuls kolegom. Wtedy reagowali też kibice, podrywali się z miejsc. Ci z Białegostoku za taką właśnie grę polubili go od pierwszego meczu.
Marcin Kaczmarek, który z polskich trenerów najdłużej prowadził Góralskiego w seniorskiej piłce, bo przez trzy lata w Wiśle Płock, przypomina sobie treningowe gierki, w których spotykało się czterech na czterech plus bramkarze. – Istniało duże prawdopodobieństwo, że drużyna z Jackiem w składzie wygra. Chodziło o jego zaangażowanie, innym wobec tego trudno było podejść lajtowo. On chciał uczestniczyć w każdej akcji, a gdy piłkę miał przeciwnik, to zaraz mu ją zabrać. Wokół takich postaci można budować zespół. Pamiętam, że Jacek w trakcie tych gierek wewnętrznych motywował kolegów okrzykiem „wślizg” – uśmiecha się Kaczmarek.
I tego wślizgu w tym tekście zabraknąć nie może. Bo główne zarzuty dotyczące gry Góralskiego dotyczą właśnie nadużywania tego elementu. Trener Stefaniak mówi o okresie jego gry w III-ligowej Victorii Koronowo. – Tym, czym imponował i robi to do dziś, był odbiór piłki, również za pomocą wślizgów. Tłumaczyłem mu tylko, żeby ich nie nadużywał – opowiada doświadczony trener.
Piotr Zieliński – problem czy rozwiązanie kłopotów kadry? Dyskusja, która nie ma końca.
Kiedy rozpoczyna się dyskusja o przydatności pomocnika do reprezentacji, najczęściej przewija się argument jego pozycji na boisku. Zwolennicy Zielińskiego twierdzą, że w kadrze rzadko gra tak, jak w klubie. Przeciwnicy z kolei podnoszą argument, że piłkarz ten grał już właściwie na każdej pozycji w pomocy i na żadnej nie prezentował się dobrze. – Spojrzałbym na tę sprawę inaczej. To nie kwestia ustawienia, a sposobu gry. Napoli po prostu częściej ma piłkę i w takiej grze Zieliński czuje się znacznie lepiej – mówi Wiśniowski i jako przykład podaje mecze eliminacji mistrzostw świata w Rosji. Tam kadra Adama Nawałki w większości spotkań była faworytem i częściej konstruowała akcje w ataku pozycyjnym. – Efekt był taki, że drugim najlepszym, po Robercie Lewandowskim, graczem eliminacji był Zieliński – dodaje komentator Eleven.
Druga sprawa to psychika. Wielu zapadła w pamięć scena po meczu z Ukrainą (1:0) w trakcie EURO 2016, kiedy załamany słabym występem Zieliński nie mógł się pozbierać i mocno przeżywał złą dyspozycję. Wtedy załamanego pomocnika pocieszał Lewandowski. Kapitan kadry stwierdził krótko, że jeden słabszy występ nie określa Zielińskiego jako piłkarza. Jeśli będzie takie miał co trzy dni, wtedy można zacząć się poważnie martwić.
SPORT
Zagadek dotyczących wyjściowego składu naszego zespołu na mecz z Włochami nie ma zbyt wielu. W porównaniu do meczu z Ukrainą powinien zmienić się o 100 procent.
W stosunku do tego meczu nasz wyjściowy skład na Italię będzie się prawdopodobnie różnił w stu procentach. Na lewym skrzydle spodziewamy się Kamila Jóźwiaka, a w środku pomocy wystąpić winni Grzegorz Krychowiak i Karol Linetty. Zagadką jest trzeci ze środkowych pomocników, bo trzeba pamiętać, że za kartki nie będzie mógł zagrać Mateusz Klich. Ale trener Brzęczek ma trzy opcje do wyboru. Pierwsza z nich jest najbardziej ofensywna i najczęściej przez trenera stosowana, bo dotyczy Piotra Zielińskiego. Który jest po koronawirusie i nie doszedł jeszcze do pełni formy fizycznej. Z Ukrainą zagrał tylko w I połowie. Selekcjoner przyznał wówczas, że potrzebuje go na kolejne mecze. Swoją drogą mecz z września 2018 roku był jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym występem „Ziela” w drużynie narodowej.
Jacek Góralski, choć pokazał w ostatnich meczach, że potrafi grać do przodu, wydaje się opcją najbardziej defensywną. Świeżo upieczony mistrz Kazachstanu z Kajratem Ałmaty rozpoczął mecz z Ukrainą od pierwszej minuty, co może sugerować, że z Włochami nie wyjdzie w podstawowym składzie. W związku z tym wydaje się, że Jerzemu Brzęczkowi najbliższe jest rozwiązanie z Jakubem Moderem. Miesiąc temu w Gdańsku gracz Lecha Poznań zagrał przeciw Italii cały mecz. Z Ukrainą wszedł z ławki i strzelił swojego premierowego gola w drużynie narodowej. Niezmiennie od kilku, a może i kilkunastu tygodni jest w wysokiej formie, co potwierdzają jego występy w Lidze Europy. Warto pamiętać, że Modera nieco ponad rok temu na Euro U-21 nie było. Nie było go również wcześniej na mundialu do lat 20, który odbywał się w naszym kraju. A teraz to on jest najpoważniejszym kandydatem do występu w meczu o punkty przeciwko czterokrotnym mistrzom świata.
Rozmowa z Marco Bo, dziennikarzem włoskiego dziennika „Tuttosport”.
Co w Italii mówi się i pisze o czekającym nas w niedzielę meczu w Lidze Narodów?
– Pierwsza sprawa, która dominuje to koronawirus. Wielu piłkarzy walczy z COVID-em. Nie wiemy czy na ławce trenerskiej w meczu z Polską zasiądzie Roberto Mancini. W środę z Estonią zastępował go asystent Alberico Evani. Czekamy na rozstrzygnięcia w tej sprawie i to samo dotyczy naszych reprezentantów. Można powiedzieć, że tutaj wszystko zmienia się z godziny na godzinę.
A jakie są oczekiwania kibiców odnośnie samego spotkania?
– Wiemy, że stać nas na dobry występ. Obecna reprezentacja to silny zespół, z poczuciem swojej wartości. Ostatnie wyniki dają powody do optymizmu. Piłkarze są w formie, po zawirowaniach z przerwą w rozgrywkach grają regularnie, więc mamy powody sądzić, że dobrze zaprezentują się w kolejnych meczach.
SUPER EXPRESS
Jan Tomaszewski uważa, że wystawianie Arkadiusza Milika w reprezentacji jest dziś nieporozumieniem.
– Dawno nie widzieliśmy piłkarza, który byłby w meczu kadry w tak słabej formie jak Arkadiusz Milik.
– Na jakiej podstawie on wystawia Milika? To, że nie gra, wszyscy wiemy. Ale ja nie wiem, czy on w ogóle trenuje! Reprezentacja Polski nie jest Caritasem! Milik sobie sam taki los zgotował, to jego sprawa. Ale dlaczego gra w kadrze? Powracamy do wariacji Brzęczka z dwoma „9” na boisku. Trzeba próbować Buksę czy Klimalę, a nie Milika i Piątka razem! Przez nich z Ukrainą to my graliśmy w dziewiątkę, bo ten duet statystował na boisku.
– Mecz z Włochami wydaje się bardzo ważny dla Grzegorza Krychowiaka, który jeszcze miesiąc temu był mocno krytykowany za występy w kadrze.
– Grzesiu stworzył pewien mit o sobie jak Kamil Glik. Oni są dyrektorami defensywy. I tak było. Tylko moim zdaniem Grzesiek gra za bardzo defensywnie, nie ma tego przebłysku, jaki pokazali na przykład Góralski czy Linetty, którzy też są defensywnymi pomocnikami. A jedynym atutem Grześka w ofensywie jest to, że strzeli bramkę po rzucie wolnym lub rożnym. Zatracił szybkie podanie. Ale na tej pozycji nie mam obaw, bo mamy kłopot bogactwa. Mamy kapitalnego Linettego, Góralskiego, Modera.
Fot. FotoPyK