W sobotniej prasie głównym tematem oczywiście jutrzejszy mecz z Włochami. Jest wspomnienie wygranej 3:1 z 2003 roku, jest wywiad z Robertem Acquafreską, jest tekst o grze obronnej w lidze włoskiej. Oprócz tego m.in. rozmowa z Kamilem Jóźwiakiem.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Jerzy Brzęczek ochoczo korzysta z piłkarzy, którzy sztukę bronienia doskonalili u mistrzów w tym fachu, czyli Włochów. Opowiada o tym Paweł Bochniewicz, mający doświadczenia z Regginy i Udinese.
Piłkarz Heerenveen zaprasza nas na wykład, jak z perspektywy polskiego obrońcy uczą Włosi. – Zacznijmy od sytuacji, gdy przeciwnik ma piłkę. W zależności od jego ustawienia miałem korygować swoje. Jeżeli stoi przodem, to ja jako obrońca muszę stać bokiem. Przewiduję, że w każdej chwili może podać za moje plecy, a mi wtedy łatwiej wystartować do piłki. To gra otwarta. Jest też zamknięta. Wtedy, gdy rywal nie może zagrać w kierunku naszej bramki, bo jest pressowany albo po prostu nie ma stuprocentowej kontroli nad piłką. Włosi zwracali też uwagę na sposób biegania. Jeżeli piłka jest w twoim polu karnym i zagrywasz ją na pięć metrów, to biegniesz inaczej niż przy podaniu na trzydzieści metrów. Wtedy już tempo biegu powinno być inne. W Polsce nie zwraca się na to uwagi. Trenerzy liczą, że przyjdzie naturalnie, natomiast Włosi wolą to doszlifować.
Zdarzało się, że trakcie treningu przez godzinę nie dotykałem piłki, tylko biegałem z jednej strefy do drugiej. Obok ustawiało się trzech trenerów: jeden udawał skrzydłowego, drugi prawego obrońcę, a ostatni stopera. Podawali między sobą, a ja miałem modyfikować ustawienie w zależności od tego, gdzie jest piłka. Gdy akcja przenosiła się dalej od naszej bramki, to musiałem skrócić linię. A kiedy trenerzy markowali, że chcą zagrać za moje plecy, wtedy się cofałem. Tak to wygląda we Włoszech.
Kamil Jóźwiak o grze w reprezentacji i w Derby County.
Mam wrażenie, że wy, młodzi, nowi w kadrze, macie większą odwagę niż uważa wielu ekspertów. Często słychać, że trzeba wam dać czas na wejście do drużyny. A pan, Krystian Bielik, Sebastian Szymański, a w środę Kuba Moder, Michał Karbownik i Sebastian Walukiewicz pokazujecie, że tego nie potrzebujecie.
Często na młodych nakłada się parasol ochronny, ale ja gram w piłkę nie od wczoraj i nie potrzebuję tego. Jestem młody, wiem, że będę popełniał błędy, ale nie oczekuję taryfy ulgowej. Wiem, na co mnie stać, co mogę dać reprezentacji.
W Derby County też już czuje pan tę pewność i ma odwagę, by ryzykować, by pokazywać pełen wachlarz swoich możliwości?
Staram się. Kiedy do nich dołączałem, mieli słabszy moment. Potem przegraliśmy jeszcze dwa mecze, ale wyszliśmy z tego dołka. Mam nadzieję, że to utrzymamy. W pierwszych meczach było mi łatwiej wskoczyć, bo nasza taktyka była zbliżona do tego, co znałem z Lecha. Mieliśmy utrzymywać się przy piłce, dominować nad przeciwnikiem. To jednak nie przyniosło nam zwycięstw. Zobaczymy, jak będzie dalej.
Zgadza się pan ze stwierdzeniem Kamila Kosowskiego, że Championship to najtrudniejsza liga świata?
Żeby wydać na jej temat opinię, potrzebuję więcej czasu, bo miesiąc to trochę mało. Na razie wiem, że to inna intensywność niż w ekstraklasie, wszystko szybciej się dzieje. Na pewno to liga fizyczna, ale czy bardziej niż ekstraklasa? Wydaje mi się, że pod tym względem są podobne. Motoryka musi być tu na najwyższym poziomie, ale wierzę, że sobie z tym poradzę.
Przyjechali w kiepskich nastrojach, narzekali na przenikliwy chłód. I bezdyskusyjnie przegrali. Wspomnienie zwycięstwa Polski nad Włochami z 2003 roku.
Reprezentacja Polski 17 lat temu ostatni raz rozprawiała się z Włochami (3:1). – Właśnie po tym spotkaniu zapamiętał mnie selekcjoner Giovanni Trapattoni i gdy po EURO 2004 został trenerem Benfiki Lizbona, chciał mnie w swoim klubie. Grałem wtedy w 1. FC Kaiserslautern, właściwie byłem już spakowany. Nie wiem, dlaczego nie doszło do tego transferu – mówi Kamil Kosowski. – To był chyba najlepszy mój mecz w reprezentacji. O szczegóły trzeba by zapytać Christiana Panucciego, który występował na mojej stronie – dodaje były skrzydłowy naszej kadry.
– Tyle meczów się grało, ale tego się nie zapomina. A ja strzeliłem takiego gola, że każdemu obrońcy jeszcze długo śniłby się po nocach – zapewnia stoper Jacek Bąk, który wtedy wystąpił w reprezentacji po raz 50.
– Takie spotkanie musiało zostać w głowie. Ze szczegółami – przyznaje Tomasz Kłos. I bez zająknięcia recytuje nie tylko nazwiska zdobywców bramek, po kolei tak jak one padały, ale też okoliczności, w których zmieniał się wynik. – Mój gol? Wygrałem w powietrzu walkę o piłkę z Alessandro Nestą i bramkarz był bez szans – dodaje ówczesny obrońca 1. FC Köln, w którym dopiero zaczynał łapać się do meczowej kadry 18-letni Lukas Podolski.
Robert Acquafresca dziś nawet w najlepszym okresie swojej kariery nie miałby szans na regularne granie w reprezentacji Polski. Ale ponad dekadę temu ktoś strzelający w Serie A to byłoby wydarzenie. Zawodnik wybrał jednak Włochy.
Gdy kuszono pana, do Cagliari przyjechał asystent Leo Beenhakkera Dariusz Dziekanowski. Tyle że później podobno nawet pan do niego nie oddzwonił.
Jestem człowiekiem, który ma swoje zasady. Nie było tak, że nie oddzwoniłem do Dziekanowskiego. Po prostu długo nad tym myślałem i gdy trzeba było dokonać wyboru, w pełni postawiłem na Włochy. Wtedy byłem w szczytowym momencie kariery i Włosi też widzieli mnie w swojej kadrze. To była trudna decyzja.
Tyle że jeszcze w 2007 roku mówił pan w polskich mediach: „Mam polski paszport. Byłbym dumny, gdybym otrzymał powołanie. Jeśli ktoś chce się ze mną kontaktować, jestem do dyspozycji”.
Zgadza się, tak powiedziałem. Byłem gotowy grać dla Polski. Wtedy jeszcze na poważnie o tym myślałem, jednak życie to sztuka wyboru.
W szczytowym momencie kariery grał pan w Cagliari Calcio, ale na zasadzie wypożyczenia z Interu. Nigdy nie doczekał się pan szansy na San Siro. Miał pan o to żal?
Gra w Cagliari była najlepszym okresem w mojej karierze. Trochę szkoda, że mimo to w Mediolanie na mnie nie postawiono. W 2009 roku Nerazzurri odzyskali pełnię praw do mojej karty zawodniczej, a Jose Mourinho chciał mnie w drużynie. Jednak Marco Branca (pracownik klubu odpowiedzialny za transfery – przyp. red.) zdecydował o sprzedaniu mnie do Genoi. W przeciwnym razie byłbym członkiem drużyny, która sięgnęła po potrójną koronę.
Inter oddał pana lekką ręką, mimo że w sezonie 2008/09 strzelił pan przeciwko niemu dwa gole.
Po tamtym meczu byłem bliski płaczu. Targały mną sprzeczne emocje. Z jednej strony byłem bardzo zadowolony, że trafiłem do siatki, ale z drugiej – wiedziałem, że powinienem grać i zdobywać bramki w barwach Interu. Jose Mourinho miał wtedy powiedzieć, że z powodu tych goli nie wrócę do Mediolanu. Do dziś nie wiem, czy żartował, czy chciał mi wbić szpilkę. Nie rozmawiałem o tym z Jose, ale nie sądzę, żeby powiedział to na poważnie. Choć w jego przypadku nigdy nie można być do końca pewnym. Mogłem pocieszać się tym, że Inter pozbył się wtedy także Zlatana Ibrahimovicia, Maxwella, Hernana Crespo, Leonardo Bonucciego i paru innych piłkarzy.
Ograniczeń od dziś jest sporo, ale nikt nie myśli o tym, żeby zatrzymać sport. Przynajmniej na razie…
W tak zwanej strefie żółtej trybuny będą mogły być wypełnione w 25 procentach, a w strefach czerwonych wydarzenia sportowe odbędą się bez udziału publiki. W strefie żółtej ma być udostępnione co czwarte miejsce na widowni, w rzędach naprzemiennie, a jeśli nie będzie wyznaczonych miejsc – z zachowaniem odległości 1,5 metra. Obowiązek ten nie dotyczy m.in. opiekunów dzieci do 13 lat, osób z orzeczeniem o niepełnosprawności czy wreszcie osób „wspólnie zamieszkujących lub gospodarujących”. W każdym z tych przypadków obowiązkowe jest zakrywanie ust i nosa. Przepisy będą tak samo dotyczyły sportów halowych i odbywających się na otwartym powietrzu.
– Na pewno uderzy w cały sport. Patrzę z przerażeniem na wzrost zachorowań. Robimy często badania, staramy się izolować zawodników. Nie da się jednak całkowicie odseparować piłkarzy – powiedział prezes Jagiellonii Cezary Kulesza i dodał, że zmniejszenie liczby widzów na trybunach uderzy w klub, ale na razie za wcześnie, żeby szacować straty. Spokój zachowują też szefowie PKO Ekstraklasy.
SPORT
Jeszcze dwa lata temu Włosi przeżywali kryzys, ale w ubiegłym roku wygrali eliminacje Euro 2020 bez straty punktów, a teraz są niepokonani od 17 meczów.
(…) Włosi przed dwoma laty byli w dołku. Reprezentacji zabrakło w finałach mistrzostw świata po raz pierwszy od 60 lat. W Federcalcio były konflikty i walka o władzę, a nowy selekcjoner Roberto Mancini narzekał, że nie ma z kogo wybierać. – W klubach Serie A dominują „stranieri”, włoscy zawodnicy odgrywają drugoplanowe role – stwierdził.
Stara gwardia się wykruszała, a wartościowych następców nie było widać. A jednak Mancini w ciągu tych dwóch lat sprawił, że żadna inne reprezentacja nie zrobiła takich postępów. Szansę dostaje każdy, kto się wyróżnia i nieważne, w jakim jest wieku. To bardzo motywuje. Najlepszym przykładem ostatni mecz z Mołdawią, gdy zadebiutował ponad 33-letni Francesco Caputo z Sassuolo i strzelił gola. – Pojedzie na Euro? – pytali dziennikarze Manciniego. – Jeśli nadal będzie tak grał… – odparł selekcjoner. Pierwsze bramki zaliczyli dwaj inni zawodnicy z niewielkim stażem w reprezentacji. Na tle Mołdawii, klasyfikowanej na 175. miejscu rankingu FIFA, włoskie rezerwy zaprezentowały się znakomicie.
Za tydzień mecz, który zapowiada się jako hit rundy jesiennej – Górnik Zabrze zmierzy się z Rakowem Częstochowa. Zabrzanie po remisie z Wisłą Kraków i remisie w Lubinie znajdują się w lekkim dołku.
– Dobry zespół musi sobie też radzić na wyjazdach, tym bardziej że wcześniej przywiózł punkty i z Mielca, i z Warszawy. Przed meczem z Lubinem myślałem, że uda nam się przynajmniej zremisować, że będzie jakiś punkcik, który da utrzymanie prowadzenia w tabeli. Stało się inaczej, trzeba więc popracować solidnie i przygotować się do kolejnych ligowych spotkań. W następnej kolejce gramy przecież z liderem – mówi Stanisław Oślizło.
Wielka legenda Górnika, wieloletni kapitan zespołu, który na swoim koncie ma osiem mistrzowskich tytułów, przestrzega przed najbliższym rywalem – Rakowem. – To bardzo dobry zespół. Wróżę mu dużą przyszłość, o ile trenerowi Papszunowi uda się utrzymać dyspozycję zawodników w takiej formie, w jakiej są obecnie. Fizycznie i w ogóle… Swoją drogą, mogą imponować warunki fizyczne, jakimi dysponują piłkarze Rakowa, co zwłaszcza dotyczy stoperów i napastników. Nic, tylko zazdrościć – mówi Oślizło.
SUPER EXPRESS
Kadrowicze przejechali się na rowerach.
Fot. Newspix