Reklama

Dziekanowski: Kiedy właściciel Legii zwolni prezesa?

redakcja

Autor:redakcja

28 września 2020, 08:47 • 8 min czytania 6 komentarzy

W poniedziałkowej prasie m.in. echa koronawirusa u Jerzego Brzęczka i w Pogoni Szczecin, wywiad z Ireneuszem Mamrotem, doping wśród medalistów z Barcelony czy szyderka z książki Małgorzaty Domagalik. 

Dziekanowski: Kiedy właściciel Legii zwolni prezesa?

PRZEGLĄD SPORTOWY

Selekcjoner Jerzy Brzęczek z koronawirusem, sztab kadry na kwarantannie. Kto poprowadzi zespół podczas najbliższych meczów?

Dlatego niewykluczone, że najbliższe mecze faktycznie poprowadzi z ławki jeden z asystentów. I nie ma znaczenia, że ani Tomasz Mazurkiewicz, ani Radosław Gilewicz nie mają licencji UEFA Pro. Dyrektor Departamentu Rozgrywek Krajowych PZPN Łukasz Wachowski poinformował na Twitterze, że regulamin Ligi Narodów dopuszcza sytuację, iż zespół poprowadzi trener, który dopiero uczestniczy w kursie UEFA Pro, a nawet szkoleniowiec, który dopiero ma zamiar zapisać się na taki kurs. Nie będzie to więc stanowiło żadnego problemu. Oby tylko nikt więcej się nie rozchorował. I tu kluczowe jest pytanie, jak się czują pozostali członkowie kadry i czy ostatnio mieli kontakt z Brzęczkiem. – Do wtorku przebywają na kwarantannie, ale nikt nie ma żadnych objawów. W poniedziałek wszyscy będą mieli robione testy wymazowe – mówi prezes PZPN. Te słowa potwierdza trener bramkarzy reprezentacji Andrzej Woźniak.

Reklama

Aż 30 osób z Pogoni Szczecin jest zakażonych SARS-CoV-2. W środę pozostałe kluby przejdą planowane badania.

ESA podała, że przed przerwą na zgrupowanie kadry wszystkie kluby najwyższej ligi przejdą badania wymazowe. Nie jest to związane bezpośrednio z tym, co stało się w Szczecinie. – Te testy były planowane od dawna. W wielu europejskich ligach robi się je przed zgrupowaniami kadr narodowych, bo wówczas jest czas na kwarantannę. Trudna sytuacja ze Szczecina nic nie zmienia. W wielu klubach zdarzają się przypadki zachorowań, ale stają one na wysokości zadania. Zawodnicy też mają większą świadomość i jak tylko któryś nieco słabiej się poczuje, to od razu wszyscy są badani. Dzięki temu jesteśmy w stanie izolować jednostki i do tej pory nie musieliśmy odwoływać meczów – zaznacza dyrektor operacyjny ESA, którego zapytaliśmy o to, dlaczego Portowcom nie groził walkower.

– Mamy jasne wytyczne UEFA, które stosujemy również u nas. Jeżeli w klubie jest zdrowych 13 zawodników, to trzeba zrobić wszystko, żeby mecz się odbył. W Szczecinie tylu piłkarzy do gry nie było, dlatego zdecydowaliśmy się przenieść spotkanie na inny termin. Tak będziemy postępować również w przyszłości. Jeżeli zakażonych będzie jednocześnie więcej niż siedmiu piłkarzy, to będziemy przekładać mecze, żeby uniknąć efektu „pełzającej pandemii”, czyli narażania graczy wewnątrz klubu na przenoszenie wirusa – kończy Stefański.

Antoni Bugajski nie zgadza się na przekładanie meczów pucharowiczów w taki sposób, w jaki odbyło się to w minionym tygodniu.

Zaznaczmy, że gdyby informacja o możliwości przeniesienia terminu była sygnalizowana przy ogłaszaniu kalendarza, mecz drugoligowych rezerw Śląska w Suwałkach z Wigrami (0:2) zapewne nie odbywałby się już w piątek, czyli ledwie 19 godzin po decyzji o odwołaniu spotkania z Legią. Nie było więc już szans, by wysłać tam kilku piłkarzy z pierwszej drużyny, którzy po dłuższych absencjach potrzebują grania choćby w rezerwach. Takiego kłopotu nie miał natomiast inny drugoligowiec Lech II Poznań, który mógł sobie swobodnie wytypować piłkarzy do drużyny rezerw. W efekcie w meczu z Górnikiem Polkowice (1:3) w podstawowym składzie wystąpił Filip Marchwiński, a w drugiej połowie na boisku pojawili się też Wasyl Kraweć i Karlo Muhar (swoją drogą ciekawe, że nikt w Lechu się nie przejął, że w drugiej lidze też można się zakazić koronawirusem…). Śląsk arbitralnymi decyzjami podejmowanymi za jego plecami został więc wykiwany podwójnie – w ekstraklasie i w drugiej lidze.

Reklama

Czy Ireneusz Mamrot ma jeszcze kask budowniczego? Co może robić trener w trakcie 10-godzinnej podróży? Jak ma grać Arka według pomysłu jej szkoleniowca?

W bilansie transferowym na razie remis. Szesnastu piłkarzy do Arki przyszło, szesnastu odeszło.

Już się w tym pogubiłem. Trzeba powiedzieć uczciwe: tu nie było innej możliwości. Musieliśmy przebudować zespół.

Powiedziałbym, że nawet zbudować.

Niektórzy dostali od nas oferty i gdyby zostali, to tych zmian nie byłoby tyle. Ale skorzystali z ekstraklasowych czy zagranicznych propozycji.

Chcieliście zatrzymać Pavelsa Šteinborsa, Michała Nalepę czy Damiana Zbozienia.

Były rozmowy z nimi, ale nie mieliśmy szans ich przekonać. Wiedzieliśmy, że kilku odejdzie. Część miała ważne kontrakty, jak Marciniak czy Jankowski. Plus był taki, że szybko pracowaliśmy nad transferami. Tak naprawdę to właściciel klubu rozmawiał z zawodnikami dwutorowo.

Przygotowywaliście się na dwa warianty: Arka w ekstraklasie i Arka w I lidze.

A gdy spadek stał się faktem, to przyspieszyliśmy rozmowy skierowane na nową ligę. Dzięki temu na zgrupowaniu w okresie przygotowawczym, gdzie najwięcej uwagi poświęciliśmy taktyce, miałem 90 procent kadry. Marcjanik z powodu kwarantanny dołączył później, Deja i Kwiecień pracowali indywidualnie, ale byli na zajęciach taktycznych. Dwa treningi dziennie, dużo analiz, żeby szybko wkomponować zawodników i każdy wiedział, co ma grać.

W Niecieczy wystawił pan siedmiu nowych zawodników w podstawowym składzie.

Z ławki weszli Wolsztyński, Mazek i Siemaszko, czyli kolejni nowi.

Dariusz Dziekanowski krytycznie o zarządzaniu Legią przez Dariusza Mioduskiego.

Wiemy, że w ostatnich latach trwa seria trenerskich pomyłek, długa jest też lista nietrafionych transferów piłkarzy. Jednym z tych, któremu nie można zarzucić błędów, jest dyrektor sportowy, bo wygląda na to, że nie podejmuje on żadnych decyzji. Romeo Jozak i Ricardo Sa Pinto dostali od właściciela/prezesa autonomię w kwestii transferów (czyli dziedziny, w której najwięcej do powiedzenia powinien mieć dyrektor sportowy). Teraz decyzja o zwolnieniu Vukovicia wyraźnie podjęta była nad głową dyrektora. Co powinno się stać, jeśli Legia chce aspirować do bycia europejskim średniakiem, stojącym na solidnych fundamentach? Myślę, że Dariusz Mioduski powinien w końcu stanąć przed lustrem… i podziękować za współpracę prezesowi. Na jego miejsce zatrudnić zaś człowieka, który zbuduje pion sportowy z prawdziwego zdarzenia. W przeciwnym wypadku Legia nigdy nie ruszy z tej wspomnianej na początku pierwszej bazy.

Piotr Wołosik i janekx obśmiewają m.in. książkę Małgorzaty Domagalik o Jerzym Brzęczku.

Nie da się nie lubić Kuby Błaszczykowskiego, Jerzy Brzęczek to również sympatyczny, życzliwy, absolutnie normalny człowiek i dajemy rękę uciąć, że jeśli usłyszałby zestawienie swojego nazwiska z Kazimierzem Górskim, poprosiłby o usunięcie tego absurdu.

Ale autorka pisząc hagiografię uparła się, by jednak ludzie zmienili zdanie o Kubie i Jerzym, najlepiej, żeby za życia zostali uznani za świętych. Z Łukaszem Olkowiczem, przed premierą książki o Kubie spotkaliśmy się z autorką chcąc poznać kulisy tworzenia lektury. Spotkanie przypominało trzyodcinkowy film. Najpierw było kino familijne, czyli krótki, godzinny odcinek i opowieść o licznych sukcesach, literackich i osobistych pani MD. Następnie komedia, gdy pani Małgorzata wmawiała nam, że Kuba jest Erikiem Cantoną naszych czasów, a trzecim – horror, czyli autoryzacja. Podjął się jej Łukasz. Jeśli dostrzeżecie na jego czuprynie siwe włosy, miejcie pewność, że to pozostałość po ciężkiej walce z pisarką. Po dziesiątej godzinie wysyłania–odsyłania i niekończącej się telekonferencji wywiad można było uznać za gotowy. Cudem, udało się ocalić w nim fragmenty, które nie były hymnem o wielkości Kuby i autorki. A najgorsze, że z uporem odsyłała własne poprawki stylistyczne i błędy uparcie poprawiane przez redakcyjną korektę!

SPORT

Największą bolączką Piasta Gliwice jest skuteczność, a w Mielcu w szeregach gliwiczan nie będzie dwóch podstawowych napastników – kontuzjowanego Jakuba Świerczoka i finalizującego transfer do Włoch Piotra Parzyszka.

Z tego powodu pole manewru w ataku w dzisiejszym meczu gliwiczan w Mielcu jest mocno ograniczone. Tak naprawdę grać mogą jedynie Michał Żyro oraz Dominik Steczyk. Ten pierwszy był ostatnio zmiennikiem, ale pokazywał się z dobrej strony. Żyro – podobnie jak jego koledzy z ofensywy – raził jednak nieskutecznością. To największa bolączka całego zespołu. Od dawna sztab zastanawia się, jak sobie poradzić z tą niemocą. – Musi w dalszym ciągu robić swoje, nadal stwarzać okazje i nie nakładać na siebie zbędnej presji. Każdy zawodnik musi wziąć odpowiedzialność za strzelanie goli na swoje barki i wtedy ta sytuacja sama się unormuje – mówi Fornalik.

Bogdan Nather rezerwuje już miejsce w Ekstraklasie dla Arki Gdynia.

Jest stanowczo zbyt wcześnie, żeby dzielić zaszczytami i honorami, ale wyszedłem nieco przed szereg i już dokonałem rezerwacji w ekstraklasie dla Arki Gdynia. Zespół z Trójmiasta nic sobie nie robi z przejściowych problemów (zakażenie koronawirusem) i konsekwentnie odsyła przeciwników do narożnika ringu. Nie tylko wyniki podopiecznych trenera Ireneusza Mamrota robią wrażenie, ale również ich styl gry.

SUPER EXPRESS

Nic ciekawego.

GAZETA WYBORCZA

Nie ma już wątpliwości: srebro na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie reprezentacja Polski wykopała nogami piłkarzy, których przyłapano na dopingu – pisze Rafał Stec.

Od kilkunastu dni powinniśmy głuchnąć od huku walących się pomników, ale słyszymy ledwie szmer – nic zaskakującego, w przemilczaniu spraw niewygodnych nasze futbolowe środowisko osiągnęło mistrzostwo, nie przepada też za rozliczaniem się z brudną przeszłością, nie lubi jej nawet badać, by poznać prawdę. A tutaj mowa o obalaniu monumentu gigantycznego, wszak sukces z 1992 roku pozostaje jedynym, wyjąwszy świecidełka juniorskie, medalem naszej drużyny narodowej zdobytym po upadku komuny i jedynym jaśniejszym punktem na ponurej, zamazanej wyłącznie klęskami mapie nadwiślańskiego piłkarstwa w ostatniej dekadzie XX wieku. Wprawdzie w Barcelonie wygrywali młodzieżowcy, zawodnicy znajdujący się w przededniu dorosłości, lecz turniejowi splendoru dodawały olimpijskie kółka.

Rodacy kibicowali im ekstatycznie i milionami, po ulicach mojego osiedla w trakcie transmisji hulała absolutna pustka. Ani wcześniej, ani później nikomu nie zależało na tym, by weryfikować i przesadnie nagłaśniać informacje o wykrytym w organizmach bohaterów nienormalnie wysokim poziomie testosteronu – przeciwnie, mnóstwo osób, także odpowiedzialnych za walkę z zakazanym wspomaganiem, zaangażowało się w wielopiętrową operację zacierania śladów po szwindlu, więc na blisko 30 lat afera przepadła jako anegdotka, ploteczka oddająca koloryt epoki.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów

Szymon Janczyk
11
Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów
Ekstraklasa

Rocha: W Brazylii jest ciężko. Byłem na testach, a trenerzy na mnie nie patrzyli

Kamil Warzocha
0
Rocha: W Brazylii jest ciężko. Byłem na testach, a trenerzy na mnie nie patrzyli

Komentarze

6 komentarzy

Loading...