Reklama

Koślawa I liga, czyli nudny hit

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

25 września 2020, 20:53 • 3 min czytania 7 komentarzy

Dajcie spokój. Jesteśmy zażenowani. Straciliśmy dziewięćdziesiąt minut naszego życia. Nikt nam już ich nie odda. Zamiast hitowego meczu I ligi między Termalicą a Arką zobaczyliśmy koszmarek, o którym wszyscy powinniśmy zapomnieć w momencie ostatniego gwizdka arbitra. 

Koślawa I liga, czyli nudny hit

Nie spodziewaliśmy się, że po meczu Arki z Termaliką właściwie nie będzie zbyt wielu tematów, o których moglibyśmy napisać. To miał być absolutny hit kolejki. Przecież mierzyły się ze sobą dwie dotąd niepokonane drużyny, które na starcie ligi imponowały niesamowitą dojrzałością i wyforsowały się na samo czoło ekip typowanych do walki o awans do Ekstraklasy. Termalica gniotła świetną defensywą, ułożeniem, ustawieniem, taktyką, a Arka ofensywą, przebojowością, błyskotliwością, nowoczesnością.

Oczekiwaliśmy fajnego meczu.

Co dostaliśmy?

Hit? Jaki hit, to kit!

Sami nie wiemy, jak to nazwać. Że to emocje jak na grzybobraniu? No kurde, poszlibyśmy na grzyby z Kowalem i byłoby ciekawiej, więc nie użyjemy tego porównania. Piłkarskie szachy? Może i tak, ale takie, gdzie są tylko pionki.

Reklama

Nie działo się kompletnie nic. Kompletnie, ale to kompletnie nic. Optycznie lepiej wyglądała Termalika, ale nic z tego nie wynikało. Wlazło raz huknął z dystansu w jednego z defensorów Arki, jakiś tam niecelny strzał wyszedł też gospodarzom po rzucie rożnym, ale to by było na tyle z tej historii. Inna sprawa, że piłkarze Mariusza Lewandowskiego swój plan chyba realizowali, bo tak dominująca w poprzednich meczach ofensywa Arki nie była w stanie zdziałać niczego konkretnego.

Ot, taki Juliusz Letniowski na przykład. Chłopak, który zjadał I ligę na śniadanie, był tym razem cieniem samego siebie. Zaliczył może ze dwa fajne przerzuty, jedną podcinkę do Młyńskiego, jeden całkowicie niecelny strzał i na tym skończył się jego występ. Jedyna ciekawsza akcja podopiecznych Ireneusza Mamrota to strzał Szymona Drewniaka z rzutu wolnego, który obronił Tomasz Loska.

Poza tym mnóstwo przepychanek, kłótni, machania rękami do sędziego, który co chwilę kogoś upominał. I mnóstwo rzutów rożnych. Cały czas te nic niewnoszące rzuty rożne. A nawet, jak już coś wniosły, bo Termalica stworzyła sobie nawet niezłą okazję, to zaraz zagwizdał sędzia, że sorry panowie, sorry widzowie, krew zabuzowała, ciśnienie przyspieszyło, ale był ofensywny faul, więc nie ma się czym emocjonować. Albo wtedy, jak Gergel miał niezłą okazję do oddania strzału głową, ale zrobił to tak, że Kajzer naprawdę zmusił się, żeby interweniować, mimo że futbolówka wolniutko leciała za linię bramkową.

Śmierdziało okropnym 0:0.

Aż do indywidualnej akcji Rafała Wolsztyńskiego, który napędził się i strzałem z dystansu pokonał byłego bramkarza Górnika Zabrze. Nie była to brzydka bramka, ale przyznamy, że właściwie trochę z dupy. Taka sobie, po prostu, strzał, gol, zaskoczenie. Termalica jeszcze mogła wyrównać, też po bardzo przypadkowej kotłowaninie w polu karnym Arki, ale ze wszystkim pięknie poradził sobie Daniel Kajzer.

I tyle. Nic więcej nie mamy do dodania. Uwierzcie nam, to i tak za dużo, jak na tej paździerz. Na Polsacie ten mecz leciał bez komentarza. Niesamowicie symboliczne.

Bruk-Bet Termalica Nieciecza 0:1 Arka Gdynia

Reklama

Wolsztyński 89′

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

7 komentarzy

Loading...