Reklama

Nie było innego wyjścia z Vukoviciem

redakcja

Autor:redakcja

23 września 2020, 08:40 • 10 min czytania 15 komentarzy

W środowej prasie m.in. kilka tekstów przed meczem Lecha z Apollonem, analiza przyczyn zwolnienia Aleksandara Vukovicia z Legii, rozmowa z wracającym do zdrowia Krystianem Bielikiem i materiał o dwóch polskich zawodnikach, którzy z niższych lig trafili do czeskiej ekstraklasy. 

Nie było innego wyjścia z Vukoviciem

PRZEGLĄD SPORTOWY

W 30-stopniowym upale Lech Poznań powalczy o pierwszy od 2009 roku awans z III rundy eliminacji Ligi Europy.

Sześciokrotnie Kolejorz rywalizował w tej fazie kwalifikacji i ledwie raz zdołał awansować do kolejnej. 11 lat temu ekipa prowadzona przez Jacka Zielińskiego pokonała w dwumeczu norweski Fredrikstad FK 7:3, ale już później za każdym podejściem awansował przeciwnik. I nie miała znaczenia jego klasa. Drużynę z Poznania eliminował i silny KRC Genk, który w tamtym sezonie zdobył mistrzostwo Belgii, i słabiutkie w skali Europy islandzkie Stjarnan czy litewski Żalgiris Wilno.

Siódma próba przebicia się przez III rundę raczej nie będzie łatwiejsza od poprzednich. Apollon może nie jest kontynentalną potęgą, jednak w ostatnich latach całkiem regularnie kwalifikował się do fazy grupowej Ligi Europy – czterokrotnie od sezonu 2013/14. Szczególnie dobrze spisywał się w Nikozji, gdzie rozgrywa spotkania w europejskich pucharach. O tym, że niełatwo rywalizować w upale, przekonały się ekipy FC Basel, FC Midtjylland i Austrii Wiedeń, a więc wyżej notowane od poznaniaków.

Reklama

Być może Aleksandar Vuković zbyt pochopnie został zwolniony z Legii Warszawa, ale prezes Dariusz Mioduski zadziałał na zasadzie “ratujmy, co się da”.

Vuković zaczął rządy od pozbycia się Michała Kucharczyka, którego – w domyśle – nazwał „legionistą całującym herb na pokaz”. Potem, bez słowa sprzeciwu zgodził się na transfer Carlitosa, twierdząc, że Hiszpan przedkłada interes własny nad dobro klubu. Słowa trenera „żaden zawodnik nie będzie się stawiał ponad Legią” nie miały adresata, ale dziś wiadomo, kogo Vuković miał na myśli. Zwolnienie trenera Kucharczyk i Carlitos podsumowali ironicznymi wpisami na kontach instagramowych – Hiszpan wspomniał nawet o „wracającej karmie”. Co do charakteru obu zawodników trener się nie mylił.

Jesień 2019 roku i początek 2020 to był najlepszy czas Legii pod wodzą Vukovicia. Z siedemnastu spotkań we wszystkich rozgrywkach zespół wygrał trzynaście, strzelił 47 goli (średnia prawie trzy na mecz) i zbudował przewagę w lidze. Po przerwie spowodowanej pandemią przyszło pięć wygranych w sześciu spotkaniach i losy tytułu były praktycznie przesądzone.

Vuković odbudował formę m.in. Mateusza Wieteski, Domagoja Antolicia, Jose Kante, Pawła Wszołka, a także Jarosława Niezgody. Dobrze grali Walerian Gwilia i Luquinhas. Wszystko, co pozytywne skończyło się w trakcie i po czerwcowym meczu ze Śląskiem (2:0). Poważnych urazów doznał będący wtedy w życiowej formie Marko Vešović, z boiska musiał zejść Kante, a potem jeszcze wypadł Vamara Sanogo, który dopiero co zdążył wyleczyć poprzednią kontuzję. Drużyna się rozsypała – przygotowania do fety z okazji odzyskania mistrzostwa przykryły fatalne wyniki w lidze i odpadnięcie z Pucharu Polski (bilans końcówki rozgrywek to siedem meczów, jedna wygrana i tylko pięć zdobytych bramek). Potem wcale nie było lepiej.

Reklama

Jeśli zdrowie mi dopisze, to na pewno pojadę na Euro – nie ma wątpliwości Krystian Bielik, piłkarz Derby County, który w styczniu doznał poważnej kontuzji.

By pan pomógł w ambitnych planach o awansie, najpierw musi pan wrócić na boisko po zerwaniu więzadeł krzyżowych. Kiedy to nastąpi?

Trenuję z drużyną już na pełnych obrotach. Kolano czuje się super. Operacja, którą przeszedłem w lutym, polegała na tym, że wyciągnięto graft z mięśnia dwugłowego w mojej lewej, zdrowej nodze i wszczepiono go w miejsce więzadeł krzyżowych. Czuję się teraz bardzo dobrze. Po ciężkich treningach nie ma żadnego bólu, kolano szybko się regeneruje. Mój powrót do gry trochę spowalnia jeszcze mięsień dwugłowy, nie doszedł w stu procentach do siebie. Cały czas nad nim pracuję. Myślę, że za jakieś osiem dni powinienem być już gotowy, by zagrać z zespołem U-23. W takim meczu nie ma większej presji, będę grał u siebie w domu, na murawie, którą dobrze znam. Ważne, by wchodząc na boisko po tak długiej przerwie niczym się nie stresować. Jeśli kolano dobrze zareaguje na te obciążenia, to najprawdopodobniej za tydzień-dwa będę mógł być branym pod uwagę do gry w pierwszym zespole.

Twierdzi pan, że podczas występu w zespole U-23 jest mniejsza presja, że to mniejsze niebezpieczeństwo. A przecież kontuzji doznał pan podczas meczu właśnie tej drużyny.

Pamiętam ten moment, pamiętam, jak krzyczałem, czułem, że w ogóle nie powinienem tam być, że przecież to nie mój zespół. Wszystko się źle złożyło. Dostałem w meczu Championship czerwona kartkę, pauzowałem. Klub wpadł na pomysł, abym zagrał z drużyną U-23 dla podtrzymania formy. Niestety… To był wielki pech. Najtrudniejszy czas w moim życiu. Gdy spoglądałem na swoje nogi po operacji, robiło mi się słabo. Odciąłem się od wszystkiego, od wszystkich, przygotowywałem się do zabiegu, by potem łatwiej mi było wrócić. Nie miałem ochoty na jakiekolwiek rozmowy. Po takim urazie trzeba dojść do siebie. trochę czasu mi to zajęło. Na początku nie mogłem w to uwierzyć. Pierwsza myśl: stracę cały sezon. Druga: Nie pojadę na Euro. A wszystko potoczyło się tak, że wirus, który przyniósł ludziom tyle zła, mi pomógł. Na tym skończmy ten temat. Nie chciałbym już do tego wszystkiego wracać…

Dlatego przejdźmy do tego, co przed panem. Według prognoz miał pan wrócił na boisko w październiku. Wszystko idzie więc zgodnie z planem?

Myślę, że pod koniec października wrócę, choć jeśli chodzi o kolano, to czuję, że mógłbym nawet jutro wyjść na boisko i zagrać. Muszę jednak uważać. Podczas rehabilitacji są różne momenty, mięsień nie pozwala mi rozwinąć skrzydeł. Daję sobie czas. Wiem, że nie można się spieszyć.

Arkadiusz Milik jest na ten moment wielkim przegranym letniego okna transferowego. Grozi mu rok na trybunach w Napoli.

Na dziś, w tej wielkiej grze jest jeden przegrany — Milik. Z listy jego potencjalnych nowych pracodawców regularnie skreślane są kolejne kluby. Najpierw zniknął z niej Juventus, potem Roma, a ostatnio Tottenham, który sprowadził do ataku Garetha Bale’a. Naszym asem interesowały się np. RB Leipzig czy Fiorentina, więc nie da się wykluczyć transferu, tym bardziej, że do zamknięcia okna (5 października) pozostały jeszcze niespełna dwa tygodnie. Zmiana barw to dla Polaka najlepsze, jak nie jedyne rozwiązanie. Gennaro Gattuso, trener Napoli, wypychał go z drużyny mówiąc, że Arek „albo odejdzie, albo czeka go sezon na trybunach, bo klub sprowadził już jego następcę”. Milik nie może pozwolić sobie na taki scenariusz. Po pierwsze dlatego, że wszedłby na rynek z kartą w ręku po roku bez gry. Drugim, niemniej ważnym powodem są mistrzostwa Europy. Jerzy Brzęczek z niepokojem przygląda się sytuacji swojego kluczowego napastnika, bo trudno wyobrazić sobie, by ten, nawet mimo niekwestionowanego wielkiego talentu, mógł myśleć o wyjeździe na Euro bez regularnych występów w klubie.

SPORT

Świetna gra Górnika sprawia, że o klubie z Zabrza głośno jest w całym kraju. Gdzie szukać tajemnicy sukcesów drużyny prowadzonej przez Marcina Brosza?

5. BIEGAJĄ NAJWIĘCEJ

118,54 kilometra to średni przebieg piłkarzy Górnika w tym sezonie. Pod tym względem zabrzan nikt nie przebija. Nierzadko są w stanie „wybiegać” nawet 123 km na spotkanie, jak w sobotę przy Łazienkowskiej. Gra wysokim pressingiem, atakowanie rywala już na jego połowie to znaki rozpoznawcze „górników”. Tak ten zespół grał, kiedy w 2017 roku wywalczył awans do ekstraklasy, a potem był w niej rewelacją. Wtedy skończyło się na 4. miejscu i grze w europejskich pucharach. Warto dodać, że drużyny prowadzone przez Marcina Brosza pod względem motorycznym zawsze są solidnie przygotowane.

6. DOBRE TRANSFERY

Pieczę nad transferami dzierży Artur Płatek. Nie wszystkie wychodzą, ale teraz „zgrały”. Świetnie prezentuje się wspomniany Nowak, bardzo stara się Sobczyk, który w stolicy dał prawdziwe show, strzelają gola i zaliczając dwie asysty. Do tego duetu dochodzi Grek Giannis Masouras oraz młodzi zawodnicy. W zeszłym roku Płatek namówił na kontynuację gry w Zabrzu Pawła Bochniewicza, którego niespełna dwa tygodnie temu – za około 1,4 miliona euro – sprzedano do holenderskiego SC Heerenveen, gdzie na inaugurację sezonu zadebiutował i zdobył bramkę.

Skuteczność, a raczej jej brak, to główny powód, dla którego Piast Gliwice w tym sezonie ma zero strzelonych goli i wygranych meczów.

Podobnie wyglądają mecze w tym sezonie. Być może tych sytuacji nie ma aż tak wiele, ale nawet 50% skuteczności wystarczyłoby do zwycięstw. W poniedziałkowym spotkaniu Piast zanotował dwie poprzeczki, a kilka strzałów w ostatniej chwili minęło bramkę. – Zobaczyliśmy jak cienka jest granica między wygraną a porażką. Kilka dni temu cieszyliśmy się po zwycięstwie, a teraz musimy uznać minimalną, ale jednak wyższość przeciwnika. Trudno się gra z taką presją, kiedy piłka nie chce wpaść do bramki. Z każdą upływającą minutą pojawiało się więcej emocji. Plusem jest to, że są okazje. W tym spotkaniu oddaliśmy dużo strzałów w klarownych sytuacjach. Potrzeba czasu i większej pewności siebie zawodników, a bramki na pewno przyjdą – mówi Tomasz Fornalik, który zastępuje brata Waldemara w roli głównego szkoleniowca.

Najbardziej zastanawia jednak różnica między skutecznością w europejskich pucharach a tą w lidze. Teoretycznie większa trema i presja powinna towarzyszyć w eliminacjach Ligi Europy. Tu jednak w dwóch meczach gliwiczanie strzelili pięć goli, w ekstraklasie zero w czterech meczach.

Stefan Anioł, bramkarz, który doprowadził GKS Tychy do wicemistrzostwa Polski, ocenia swoich następców.

– Zacznę od plusów, a konkretnie od jednego plusa, bo na pewno podczas meczów na naszym boisku dało się zauważyć waleczność i agresywność – wylicza Stefan Anioł. – W porównaniu z tym, co było w poprzednim sezonie, to jest na pewno poprawa. Ale więcej jest minusów. Drużyna, w której na inaugurację sezonu wybiegło sześciu nowych zawodników, a w następnym meczu było ich aż siedmiu, nie może mówić o stabilności składu. To się odbija także na grze, a szczególnie na komunikacji. W dobrze zgranej drużynie czasem nie trzeba nic mówić, albo wystarczy tylko jeden gest, a każdy wie, co za chwilę się stanie na boisku. Ale przy takiej zmianie w składzie potrzebny jest głośny krzyk, którego nie słyszę. Zaczynając od bramkarza, choć Konrada Jałochę za jego udane interwencje można pochwalić, wymagam głośnych i konkretnych komend. Ja wybiegałem z bramki z okrzykiem „moja, moja” i do dzisiaj się to pamięta. A w tym zespole jest za cicho.

Dobrze znany w Polsce Lumir Sedlaczek mocno wspiera w SFC Opava dwójkę polskich zawodników: Bartosza Pikula i Nataniela Wybrańca.

Jak widzi szanse Pikula i Wybrańca? – Pikul przekonał do siebie trenera Kovacza, choć był u nas już wcześniej. Dobrze pracuje i myślę, że będziemy z niego zadowoleni. To w tej chwili pierwszy czy drugi zawodnik do zmiany. Jak się jeszcze lepiej u nas zaadaptuje, to będziemy z niego mieli jeszcze większą pociechę. Co do Nataniela, to jest jeszcze młodym zawodnikiem. Musi pracować. Na jego pozycji gra teraz Pavel Zavadil, który ma już 42 lata. Szukamy jeszcze nowych zawodników, wzmocnień po prostu, ale łatwo nie jest, bo nie oferujemy takich pieniędzy, jak inni; z Pragi do Opawy nikt się raczej nie przeniesie, bo nie stać nas na płacenie wysokich gaż – mówi Sedlaczek.

Stąd więc sprowadzenie Pikula i Wybrańca. Wkrótce piłkarzy zza polskiej granicy może być więcej, bo w zespołach juniorskich nie brakuje naszych rodaków. W drużynie do lat 19 jest ledwie 17-letni prawy obrońca Michał Jaroszek, a w U-17 dobry środkowy obrońca Kamil Miensopust, którego ojciec Andrzej jest dobrze znany z gry na boiskach raciborskich boisk, obecnie występuje w LKS Tworków. Z kolei w rezerwach SFC Opava jest Michał Rycka, który – jak Pikul – także grał w czwartoligowej Odrze Wodzisław.

SUPER EXPRESS

Łukasz Sosin ostrzega defensywę Lecha przed francuskim napastnikiem Apollonu.

– Na co, na kogo poznaniacy muszą uważać? Zapewne na napastnika Bagaliy Dabo. W tej edycji pucharów dwa mecze i trzy gole, w lidze cypryjskiej 4 spotkania i 2 bramki.

– Dokładnie. Dobry gracz, odpowiednio przygotowany też fizycznie, potrafi strzelać gole. Ale Dabo to niejedyny atut Apollonu. Przede wszystkim trener, który dałby się za ten klub pokroić. Zresztą, graliśmy razem w Apollonie. Sofronis Avgousti, bo o nim mówię, jest tak kochany i podziwiany przez kibiców Apollonu, że gdy prezes go zwolnił, to po naciskach fanów… musiał przywrócić. On pasję i serce do walki za klub potrafi przekazać piłkarzom, dlatego oni zawsze będą walczyć.

GAZETA WYBORCZA

Liczyliśmy na jakiś tekst przed meczem Lecha, ale w głównym wydaniu nie ma nic z piłki…

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów

Szymon Janczyk
14
Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów

Komentarze

15 komentarzy

Loading...