Reklama

PRASA. Lech silniejszy od Bogów, Wilczek chciał trafić na Piasta, Drita przyjechała po awans

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

24 września 2020, 09:05 • 12 min czytania 13 komentarzy

O czym dziś piszą w gazetach? Głównie o Lechu, Legii oraz Piaście, czyli bez zaskoczenia. Mamy m.in. dwie rozmowy z Kamilem Wilczkiem, który bardzo się ucieszył na wieść, że zagra przeciwko gliwiczanom. – Bardzo! Obserwowałem losowanie i po cichu na to liczyłem. Dla mnie to podróż sentymentalna, choć sentymentów na boisku nie będzie. Fajnie jednak zagrać przeciwko polskiej drużynie w pucharach. Rok temu razem z Broendby Kopenhaga pokonaliśmy Lechię Gdańsk. Mam nadzieję, że teraz będzie podobnie – mówi napastnik w rozmowie z „Super Expressem”.

PRASA. Lech silniejszy od Bogów, Wilczek chciał trafić na Piasta, Drita przyjechała po awans

Przegląd Sportowy

Lech Poznań poskromił Bogów. Przynajmniej w teorii, bo taki właśnie przydomek mają piłkarze Apollonu. Cóż, role się chyba odwróciły…

Przydomek Apollonu to Bogowie, ale jeśli zawodnicy z Limassol faktycznie poczuli się jak istoty z nadzwyczajnymi zdolnościami, to w środowy wieczór piłkarze Lecha Poznań brutalnie sprowadzili ich na ziemię i pokazali, że jednak są zwykłymi śmiertelnikami. Wicemistrzowie Polski odnieśli zwycięstwo 5:0 i pierwszy raz od 11 lat przebrnęli przez III rundę eliminacji Ligi Europy. Poza pierwszą minutą (dwie szanse dla Apollonu) i wspomnianym momentem przed przerwą Kolejorz kontrolował to, co działo się na GSP Stadion. Atakował z rozmachem i fantazją (podania piętą Tiby czy Tymoteusza Puchacza). Po bramce Jakuba Kamińskiego na 3:0 drużyna trenera Dariusza Żurawia bawiła się piłką, w czym obok Tiby przodował Ramirez. Zimą Portugalczyk namawiał Hiszpana do transferu do ekipy z Poznania i ani jeden, ani drugi nie żałują tego, że zdolność przekonywania Tiby pomogła w podjęciu decyzji Ramirezowi. Wychowanek Realu Madryt kończył zawody z trzema asystami, bo to on dogrywał przy golach Kamińskiego i Jana Sykory na 4:0. Do fazy grupowej pozostał jeden krok. Już w tym momencie klub z Wielkopolski zarobił 1 milion 80 tysięcy euro i zebrał 2.500 pkt do rankingu UEFA, a przed nim przynajmniej jeszcze jedno spotkanie. W IV rundzie rywalem Lecha będzie belgijskie Charleroi SC lub Partizan Belgrad. Mecz za tydzień.

Pierwszy sprawdzian Czesława Michniewicza. Jak ma grać Legia w jego wyobrażeniu? Kreatywnie i bez chaosu na boisku. Sprawdzimy, czy to się dziś uda.

Chcemy grać uporządkowany futbol w każdej formacji. Wszyscy, od bramkarza po napastników, muszą wiedzieć, co mają robić na boisku. Pracę zacząłem od przedstawiania zawodnikom fundamentów pracy. W piłce są rzeczy niezmienne: w swoim polu karnym trzeba umieć bronić, gdzie indziej należy skrócić pole gry, asekurować skrzydła. I tak dalej. Każdy szkoleniowiec ma inne wymagania – my spróbujemy mieszać pomysły. Marzy mi się, by w trakcie meczu Legia mogła grać w kilku ustawieniach, by żaden system nie powodował u zawodników stresu i strachu. Pracujemy krótko, ale intensywnie. Mam nadzieję, że efekt będzie widoczny i uda się wdrożyć kilka pomysłów. Nie wiem, w jakim składzie zagramy w czwartek. Na każdej pozycji mamy sporo opcji. Poza Igorem Lewczukiem i kontuzjowanymi od dawna Marko Vešoviciem oraz Vamarą Sanogo wszyscy są do dyspozycji.

Reklama

Mariusz Piekarski o nowym szkoleniowcu Legii. Czy Czesław Michniewicz będzie polskim Mourinho? Nie, będzie polskim Czerczesowem.

Swego czasu żartowano ze Śląska Wrocław, że klub wiele planuje w sprawie trenerów, a na końcu i tak sięga po znanego i lubianego Tadeusza Pawłowskiego. Legii natomiast zatrudniano szkoleniowca na lata, a pracował do lata. Tu rytm był taki, że trener „na lata” zdobywał mistrzostwo Polski, wyłożył się w pucharach i żegnał ze stolicą. Według opinii sporej części kibiców klubu z Łazienkowskiej ostatnim szkoleniowcem skrojonym na miarę Legii był Stanisław Czerczesow, którego pan polecił.

Rosjanin był trenerem gotowym. Z czystym sumieniem poleciłem go Legii. A w roli jego następcy widziałem właśnie Cześka. Nie będę ukrywał, że od wielu lat obu bardzo dobrze znam. Warsztat, postrzeganie futbolu, charakter pracy, ponadprzeciętna inteligencja – mają bardzo zbliżone. Dlatego uważałem, że naturalnym i najlepszym następcą Czerczesowa, odchodzącego do reprezentacji Rosji, powinien zostać Michniewicz. To nie żaden polski Jose Mourinho czy Pep Guardiola, tylko polski Czerczesow. Nawet posturą przypomina Stasia. Jedynie wąs ich różni (śmiech). I jeszcze jedno. Obaj są medialni. Na ich konferencjach prasowych było ciekawie. A mecz Legii nie kończył się z gwizdkiem, bo niemal każdy chciał posłuchać to, co Stanisław ma do powiedzenia, jak skomentuje. Mówił wiele, do tego barwnie oraz interesująco. Tak, jak Czesiek. To są wyraziste postaci.

Gdy prowadził młodzieżówkę, bywało, że zarzucano mu nadmierną uwagę poświęcaną defensywie. Skrajne głosy wspominały o „parkowaniu autobusu”. A może: „Tak krawiec kraje, jak mu materii staje”? Na chłodno kalkulował potencjał podopiecznych.

Nie przypominam sobie szkoleniowca, który w dwumeczu ograł Portugalię, a tego dokonała właśnie jego młodzieżówka, awansując do mistrzostw Europy. W młodzieżowym EURO przegraliśmy z późniejszymi triumfatorami z Hiszpanii, a ograliśmy gospodarzy – Włochów czy Belgów, posiadających ogromny potencjał. Te wygrane wynikały z tego, o czym mówiłem: potrafi znaleźć pomysł na rywala, zaskoczyć. Weźmy przedostatnie spotkanie jego młodzieżówki. Przeciwko Estonii. Czesław nakazał wyjść wysokim pressingiem, by na dzień dobry rywala skasować, zmiażdżyć. I tego piłkarze dokonali. W następnym spotkaniu – z Rosją – wygrał też dzięki pomysłowi. W kwestii rozwiązań taktycznych Czesław jest top. Ciekawe, czy ktoś z tych wiecznie narzekających zadał sobie trud i przeanalizował skład i to, co chce grać nasza reprezentacja, wziął pod uwagę możliwości drugiego zespołu? Niech kibice Legii zaufają Czesiowi, bo= zobaczą pozytywne efekty jego pracy.

Reklama

Dziś w Budapeszcie czeka nas starcie o Superpuchar Europy. Czy Robert Lewandowski dorzuci kolejny puchar do gabloty? Sevilla oddeleguje najlepszego obrońcę do krycia Polaka, żeby go zatrzymać.

Nie może zatem dziwić, że do pilnowania naszego asa Sevilla planuje oddelegować swojego najlepszego obrońcę. Za zatrzymanie Polaka odpowiadać ma Jules Kounde. – Nie boję się Roberta – deklaruje Francuz, który jednak docenia klasę rywala. – To piłkarz z najwyższej półki. Lewandowski jest wzorem do naśladowania dla innych napastników. Zatrzymanie go będzie dla mnie dużym wyzwaniem, które akceptuję i do którego podchodzę ze sporym optymizmem – przekonuje stoper.  Francuz ma dopiero 21 lat, jednak już teraz jest najbardziej pożądanym obrońcą na rynku. Manchester City oferuje za niego 50 mln euro, ale dla Sevilli to za mało. The Citizens albo zapłacą kwotę wpisaną w klauzulę odstępnego (75 mln), albo Kounde zostanie w Hiszpanii. Na Ramon Sanchez Pizjuan są jednak przyzwyczajeni do życia w atmosferze plotek, bo rokrocznie któraś z gwiazd ma opuścić klub. – Jeśli City wróci z nową ofertą, porozmawiamy. Ale na razie zupełnie się tym nie martwimy. Znając Julesa, pewnie nie myśli o transferze, a siedzi i analizuje, co zrobić, by zatrzymać Lewandowskiego oraz jego kolegów – ocenił Monchi, dyrektor sportowy triumfatora Ligi Europy.

Super Express

W „Superaku” znajdziemy dziś rozmówkę z trenerem kosowskiej Drity. Jego drużyna jest pewna siebie i chce się dobrze zaprezentować w Warszawie.

„Super Express”: – Faworytem jest Legia. Ale domyślam się, że też macie swoje ambicje…

Ardijan Nuhiji: – W porównaniu z Legią jesteśmy małym klubem, ale nie przybywamy do Warszawy z małymi ambicjami. Chcemy przejść Legię. Nie przylecieliśmy tu na wycieczkę. Nie wiem, czy to się uda, ale taki jest cel. Futbol w Kosowie przez cały czas idzie do góry. Chcemy to pokazać.

– Oglądał pan ostatni mecz Legii?

– Oczywiście, oglądałem. I nie tylko ten. Podejrzewam, że my wiemy dużo więcej o Legii niż Legia o nas. To może być na plus dla nas.

– Nie wiem, na ile chce pan mówić o budżecie, pensjach, ale różnica między Legią a Dritą jest zapewne bardzo duża…

– Roczny budżet Drity to milion euro. Wiem, że Legia ma o wiele większy (nieoficjalnie to ponad 25 mln euro – red.), ale pieniądze to nie wszystko. Gdyby to były dwa mecze, to nasze szanse byłyby dużo mniejsze. Ale w jednym spotkaniu wszystko się może zdarzyć.

Jest także rozmówka z Kamilem Wilczkiem. Napastnik Kopenhagi przyznaje, że chciał trafić na Piasta Gliwice. Z gola jednak przesadnie cieszył się nie będzie.

– Ucieszył się pan więc, gdy okazało się, że w Lidze Europy zagracie z gliwiczanami?

– Bardzo! Obserwowałem losowanie i po cichu na to liczyłem. Dla mnie to podróż sentymentalna, choć sentymentów na boisku nie będzie. Fajnie jednak zagrać przeciwko polskiej drużynie w pucharach. Rok temu razem z Broendby Kopenhaga pokonaliśmy Lechię Gdańsk. Mam nadzieję, że teraz będzie podobnie.

– Kto jest faworytem? FC Kopenhaga nie zachwyca ostatnio formą, choć pan strzela bramki.

– Mam trzy gole w trzech meczach i chcę podtrzymać tę serię. Choć przyznaję, że początek ligi nie był w naszym wykonaniu najlepszy. Ale i tak sądzę, że jesteśmy faworytami. FC Kopenhaga to klub z dużym doświadczeniem, od lat gra w Europie. Z drugiej strony, swoją wielkość faworyci muszą udowodnić na boisku. Na temat Piasta rozmawiałem z naszym analitykiem i powiedziałem mu, że łatwo nie będzie.

Sport

Tu także mamy rozmowę z Kamilem Wilczkiem, trochę dłuższą niż w „Superaku”. A w niej nowe wątki, więc warto zacytować, bo Wilczek mówi m.in. o powrocie do Ekstaraklasy.

Strzelał pan regularnie w Broendby, teraz zaczął pan w FC Kopenhaga. Dania to pana piłkarskie miejsce na ziemi, bo w Turcji nie wyglądało to tak, jak pan sobie wyobrażał.

– Coś w tym musi być. Nie ma przypadku, że tutaj strzelam, a kilka miesięcy temu byłem kompletnie innym piłkarzem. W Turcji nie potoczyło się wszystko tak, jak myślałem, ale to już przeszłość. Dlatego wróciłem do Danii, by znów cieszyć się z bramek.

Co z pana powrotem do ekstraklasy, bo w przeszłości były takie zapowiedzi?

– Gdy przechodziłem do tureckiego Goeztepe, planowałem, że po wypełnieniu kontraktu wrócę do Polski. Jak widać, życie napisało kompletnie inny scenariusz, dlatego już nic za bardzo nie planuję. Zobaczymy co będzie za kilka lat. Niczego nie wykluczam, ale teraz już o tym nie rozmyślam.

Powrót do Piasta?

– Nie mówię nie, ale… to zależeć może nie tylko ode mnie. Najpierw Piast musiałby mnie chcieć. To jednak odległy temat i nie ma co się rozwodzić nad nim.

Kamil Grosicki poza kadrą West Bromwich Albion na mecz EFL Cup. Powód? Kontuzja. Ale rokowania nie są dobre, bo to jedyne rozgrywki, w których Polak ma szanse na regularną grę.

Nawet na ławce rezerwowych w ekipie West Bromwich nie znalazł się Kamil Grosicki na mecz przeciwko Brentfordowi. W poprzedniej rundzie grał od pierwszej minuty, a następnie nie było go w kadrze na mecz ligowy. Wtorkowa decyzja trenera Slavena Bilicia podyktowana była urazem. – W poniedziałek Kamil poczuł dwie rzeczy. Plecy i niektóre jego mięśnie były pospinane. Tak, to kontuzja – poinformował szkoleniowiec West Bromwich. To kolejna zła wiadomość dla polskiego skrzydłowego. Już jakiś czas temu pisaliśmy, że „Grosik” będzie miał problemy z regularną grą w ekipie beniaminka Premier League, a następnie Mateusz Borek poinformował, że nasz reprezentant wkrótce może pożegnać się zarówno z zespołem, jak i z angielską ekstraklasą. Dziennikarz dodał, że Grosickim interesuje się poważny klub z… południa Europy, choć szczegółów nie zdradził. Na razie nie wiadomo, jak poważna jest kontuzja 32-letniego piłkarza, ale nie tylko może ona zablokować mu miejsce w obecnym zespole, jak również uniemożliwić transfer. Dodajmy, że West Bromwich odpadł z EFL Cup po rzutach karnych, czyli zniknęła szansa na to, że Polak mógłby jakieś minuty w tych rozgrywkach łapać w przyszłości. 

Mecz o Superpuchar Europy, tym razem widziany od strony hiszpańskiej. Sevilla ręcznika nie rzuca, jednak w przeszłości nie spisywała się zbyt dobrze w tych rozgrywkach.

Meczem o Superpuchar Europy Sevilla rozpoczyna nowy sezon. Jest to jej pierwszy ofi cjalny mecz od fi nału Ligi Europy, w której triumfowała po raz szósty. Każde jej podejście w tych rozgrywkach (wcześniej Puchar UEFA) jest udane. Nie można tego powiedzieć o Superpucharze Europy. W meczu o to trofeum grała już pięciokrotnie i tylko raz wygrała. To był ten pierwszy raz, gdy pokonała Barcelonę 3:0. Potem musiała uznać wyższość Realu Madryt (dwukrotnie), Barcelony i Milanu. Szansa na przerwanie tej niepomyślnej serii nie wygląda najlepiej, bo monachijski walec miażdży wszystko po drodze i wygrał 22 mecze z rzędu. Ten ostatni najefektowniej, 8:0 z Schalke 04 na inaugurację Bundesligi. Jedak Sevilla też ma się czym pochwalić – jest niepokonana od 21 spotkań, z których 12 wygrała. Nie ma takiej siły uderzeniowej jak Bayern, ale Hiszpanie zwracają uwagę, że w rywalizacji o Superpuchar Europy mistrz Niemiec wcale lepszy do Sevilli nie jest. Też triumfował tylko raz, pokonując rzutami karnymi Chelsea, a zanim to nastąpiło trzykrotnie trofeum przypadło jego przeciwnikom.

Ciekawostki dotyczące klubów, które w przeszłości zaliczały równie dobry start co Górnik Zabrze. Inni górnicy, bo z Bełchatowa, mimo tak udanego początku potrafili nawet spaść z ligi.

Dobra seria Widzewa i cztery kolejne wygrane na początku rozgrywek 2012/13 zostały powstrzymane przez Górnika Zabrze w piątej kolejce tamtego sezonu. W Łodzi skończyło się na podziale punktów i rezultacie 1:1. Widzewiaków załatwił wtedy Ołeksandr Szeweluchin, który zdobył gola do przerwy. Było to jedno z jego sześciu trafień na ekstraklasowych boiskach. Dla łodzian były to piękne złego początki, bo sezon skończyli na… 13. miejscu. Ledwie dwa punkty przed ostatnim w tabeli Bełchatowem. To i tak nic wobec tego, co wydarzyło się właśnie z bełchatowską ekipą dwa lata później. Udany starty drużyny pod wodzą Kamila Kieresia (1. miejsce po czterech kolejkach) dawał nadzieję na udany sezon GKS-u. Okazało się, że te pierwsze trzy wygrane na początku rozgrywek, to był przysłowiowy łabędzi śpiew zespołu, który potem okazał się dostarczycielem punktów dla innych, a sezon – dzielono wtedy punkty – skończył z dorobkiem ledwie 21 „oczek” i spadkiem z najwyższej klasy rozgrywkowej…

Brutalny faul Macieja Wilusza zapewnił Maksymilianowi Sitkowi odpoczynek od futbolu. Młodzieżowiec doznał urazu stawu skokowego i uszkodzenia więzadeł.

To, co wszyscy możemy zobaczyć w internecie, skomentował również po meczu Rafał Figiel, pomocnik Podbeskidzia. – Wielka szkoda, że Maks doznał urazu. Widziałem w szatni jego nogę i wygląda to na poważną kontuzję – powiedział piłkarz „górali”, który, przynajmniej przez najbliższych kilka tygodni, nie będzie widywał młodszego kolegi na treningach. Na razie nie wiadomo, jak długo Maksymilian Sitek będzie pauzował. Wiadomo jednak, że doszło w jego przypadku do urazu stawu skokowego trzeciego stopnia, a także uszkodzenia więzadła. Przynajmniej kilka najbliższych spotkań Maksymilian Sitek ma zatem z głowy. Warto przypomnieć, że zawodnik, który dołączył do Podbeskidzia latem z Legii Warszawa, a poprzedni sezon spędził na wypożyczeniu w Puszczy Niepołomice, po raz pierwszy zagrał w ekstraklasie od pierwszej minuty. W wyjściowym ustawieniu zastąpił Łukasza Sierpinę. Kapitan „górali” usiadł na ławce, gdyż trener Brede zaproponował inne rozwiązanie wśród młodzieżowców. Po kontuzji jednego z nich w piątek je utracił. W najbliższym czasie albo wróci do pomysłu gry z Jakubem Bierońskim, bądź z Szymonem Mroczką, albo też poszuka innej opcji. Taka istnieje, bo przypomnijmy, że wraz z Maksymilianem Sitkiem do Podbeskidzia trafił Dominik Frelek z Olimpii Grudziądz. W październiku skończy 19 lat i jest defensywnym pomocnikiem.

Miedź Legnica jak już przegrywa, to wysoko. 0:4 od Radomiaka, 0:4 od Arki… Nic dziwnego, że trener Jarosław Skrobacz rozważa zmiany w składzie.

Kibice Miedzi w sobotnim meczu ze spadkowiczem z ekstraklasy oczekują rewolucji w wyjściowej jedenastce, a zwłaszcza gruntownych zmian w formacji obronnej. – Nigdy nie trzymałem się kurczowo zasady, że zwycięskiego składu się nie zmienia – powiedział trener Skrobacz. – Tak samo po przegranym meczu nie zawsze niezbędne są radykalne zmiany, chociaż być może korekty będą wskazane. Już zapowiedziałem zawodnikom, że do ostatniego momentu będziemy czekali z decyzją, to zagra od 1 minuty. W tej chwili każdy scenariusz jest możliwy. Nie da się ukryć, że w ostatnim meczu skompromitowali się dwaj obrońcy – stoper Bożo Musa oraz grający na lewej stronie Marcin Pietrowski. Ich los wydaje się przesądzony… – Niczego takiego nie powiem publicznie, sprawy personalne omawiamy we własnym gronie – powiedział Jarosław Skrobacz. – Wy, dziennikarze, możecie sobie spekulować. Czy na środku obrony zagra Wiktor Pleśnierowicz? Trenuje z nami cały czas, ale jeszcze nie zagrał nawet minuty. Nie wiem, czy zaryzykuję w tak ważnym meczu, chociaż niczego nie przesądzam.

Gazeta Wyborcza

Nic o piłce.

Fot. FotoPytK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Litwinka odmówiła walki z Rosjanką. „Ten brąz lśni bardziej niż złoto”

redakcja
2
Litwinka odmówiła walki z Rosjanką. „Ten brąz lśni bardziej niż złoto”

Komentarze

13 komentarzy

Loading...