Reklama

Karbownik po zgrupowaniu kadry przejdzie do Napoli za 8,5 mln €

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

03 września 2020, 06:47 • 10 min czytania 46 komentarzy

– Do „SE” dotarły informacje, że młody legionista może kosztować nawet 8,5 mln euro (37 mln zł). „Karbo” przygotowuje się do meczów w Lidze Narodów z Holandią i Bośnią i Hercegowiną, ale w kuluarach cały czas huczy o jego rychłym transferze do Napoli. Włosi interesują się młodym legionistą od wielu miesięcy i po zgrupowaniu kadry sprawa powinna zostać sfinalizowana – czytamy w dzisiejszym „Super Expressie”. Co poza tym dziś w prasie?

Karbownik po zgrupowaniu kadry przejdzie do Napoli za 8,5 mln €

„SPORT”

Do tej pory siedmiokrotnie graliśmy z Holendrami na wyjazdach. I żadnego z tych meczów reprezentacja nie wygrała. A z tymi meczami wiążą się ciekawe historie, np. o tym, że piłkarze… szczekali na dziennikarzy.

17 października 1979, Amsterdam, Holandia – Polska 1:1 (0:1), eliminacje ME 0:1 – Rudy, 38 min, 1:1 – Stevens, 64 min 

Wojciech Rudy w reprezentacji Polski zdobył jedną bramką, ale za to jaką! Lewy obrońca Zagłębia Sosnowiec otrzymał piłkę na swojej stronie, pociągnął z nią do przodu i praktycznie spod linii bocznej – ku zaskoczeniu wszystkich – huknął tak, że świetny Piet Schrijvers musiał skapitulować. Piłka nabrała bowiem takiej rotacji, że wpadła do siatki, a radości Rudego nie było końca. W drugiej połowie gola przedniej urody strzelił też inny obrońca, doskonale znany w piłkarskim świecie, Huub Stevens. Ówczesny zawodnik PSV stał tyłem do bramki strzeżonej przez Zygmunta Kuklę, a mimo to zdołał go przelobować. Podobnie jak w przypadku Rudego, było to jedyne trafienie Stevensa w narodowych barwach. Dla zawodnika Zagłębia był to zresztą świetny czas, bo został wtedy wybrany piłkarzem roku w Polsce. Jego bramka awansu na mistrzostwa Europy jednak nie dała. Grupę ponownie wygrali ówcześni wicemistrzowie świata i to oni zagrali na włoskim Euro 1980, jednak bez powodzenia. Polaków wyprzedzili wtedy o punkt. W drodze powrotnej, jak można przeczytać w albumie Andrzeja Gowarzewskiego „Biało-czerwoni 1921-2018”, piłkarze zamiast wywiadów uraczyli dziennikarzy… szczekaniem! Niewiele ponad rok później doszło do afery na Okęciu i kres pracy Ryszarda Kuleszy z kadrą…

Reforma Ligi Narodów pozwoliła utrzymać się Polsce w Dywizji A. Za brak spadku możemy podziękować Niemcom.

Reklama

Nasza reprezentacja w I edycji LN powalczyła, punktowała na wyjazdach, ale przegrywała u siebie, zajęła ostatnie miejsce i miała spaść do Dywizji B. Podobnie jak aktualni wicemistrzowie świata Chorwaci, Islandczycy i Niemcy, mający ciąg dalszy koszmaru rozpoczętego na mundialu. Ich obecność w tym gronie wyszła nam na dobre. Nie ma się co łudzić, że liczebna zmiana w Dywizji A została dokonana z innego powodu niż ratowanie prestiżu i interesu Niemiec. Ledwo faza grupowa się skończyła, a już podniosły się głosy, że trzeba reformy rozgrywek. Najlepiej powiększyć grupy w Dywizji A, które liczyły tylko po 3 zespoły. Trudno nie zgodzić się z tą argumentacją, bo sytuacja że dwaj grają a trzeci się przygląda, nie jest zbyt fair na finiszu rozgrywek. Powiększono grupy do 4 zespołów, nikt nie spadł, a dołączyły Szwecja, Dania, Ukraina oraz Bośnia i Hercegowina, która znalazła się w jednej grupie z Polska i z nią zagramy drugi mecz w poniedziałek w Zenicy.

Bundesliga powoli szykuje się do wpuszczania kibiców na stadiony. Wiele będzie zależało od władz lokalnych.

Merkel przyznała, że najlepiej byłoby, aby imprezy sportowe odbywały się bez kibiców aż do końca 2020 roku. Ogólnoniemiecki rząd w miniony czwartek zadecydował zresztą, że nie będzie powrotu fanów co najmniej do 31 października, z tym że… to może tak naprawdę nic nie znaczyć. Należy pamiętać, że Niemcy to federacja, a więc kraj silnie zdecentralizowany. Kluczowe słowo w kwestii ponownego otwarcia trybun będzie więc należało od władz na szczeblu landu, a nie całego państwa. Federalny (a więc ogólnopaństwowy) minister zdrowia może sobie mówić, że to nie jest dobry pomysł, ale koniec końców o wszystkim i tak zadecydują władze regionalne, regionalne inspektoraty sanitarne i regionalni ministrowie zdrowia. Zarządzająca 1. i 2. Bundesligą DFL (Niemiecka Liga Piłkarska) zaktualizowała przepisy bezpieczeństwa, które stworzyła przed majowym restartem rozgrywek. Wprowadziła trzy poziomy pandemii, które mają być pomocne w podejmowaniu różnych decyzji. Opierają się one na liczbie nowych zarażonych na 100 tysięcy mieszkańców okolicy, w której znajduje się dany klub. Poziom jest wysoki, gdy nowych zarażonych jest przynajmniej 35, średni to od 5 do 35 zakażonych, a niski poniżej 5.

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

Wojciech Szczęsny ma bardzo mocną pozycję w kadrze. Jerzy Brzęczek nie zadeklarował kto będzie „jedynką” w bramce, ale sytuacja zdaje się być przesądzona.

Reklama

Selekcjoner nie musi w tym momencie decydować, który z bramkarzy jest numerem jeden. Gdyby jednak w piątek i poniedziałek reprezentacja grała mecze o punkty w kwalifikacjach do MŚ, a nie w Lidze Narodów z Holandią oraz Bośnią i Hercegowiną, wątpliwości byłyby mniejsze niż w ostatnich latach.  – Wystarczy spojrzeć na dokonania obu chłopaków w klubach i sytuacja staje się jasna. Na szczęście na pozycji bramkarza selekcjoner ma taki komfort, że na kogo nie postawi, błędu na pewno nie popełni – uważa znający obu zawodników Krzysztof Dowhań, trener bramkarzy Legii. – W kadrze jak najszybciej powinna być znana hierarchia. Łukasz, zostając numerem dwa, niczego nie traci. Latami solidną grą i sumienną postawą zapracował na zaufanie kolegów z zespołu oraz kibiców. Ale teraz numerem jeden jest Wojtek i Jurek powinien to ogłosić. Chodzi o to, by bramkarze przyjeżdżali na zgrupowanie przygotowywać się do konkretnych przeciwników, a nie rywalizować o miejsce – twierdzi Jan Tomaszewski, były bramkarz kadry, medalista MŚ 1974. – Wszystko zawalił mój przyjaciel z boiska, Adam Nawałka, który przed mundialem w Rosji do końca trzymał ich w niepewności. Tak nie wolno! Pierwszy bramkarz jest jeden i musi o tym wiedzieć – dodaje. Pośpiechu nie ma. Do końca roku reprezentacja rozegra sześć spotkań w Lidze Narodów i dwa towarzyskie.

Łobuziak, który spokorniał i zmądrzał. Ciekawa sylwetka Sebastiana Walukiewicza, czyli debiutanta na zgrupowaniu kadry.

Jeśli ktoś poznał Walukiewicza za czasów Legii czy nawet później – Pogoni Szczecin lub Cagliari Calcio – trudno przyszłoby mu uwierzyć, że w szkole podstawowej sprawiał problemy wychowawcze. A przecież łatka łobuza trzymała się go tak mocno, że nauczycielka zdecydowała się na nietypową próbę okiełznania chłopca – codziennie po zakończeniu lekcji w kilku słowach opisywała jego zachowanie, a mama Arleta podpisem musiała potwierdzać, że dobrze wie, jak jej syn się sprawował. I tak w sumie przez kilka miesięcy. Walukiewicz był od rówieśników wyższy, silniejszy i do tego świetnie grał w piłkę – po prostu czuł się mocny. W Warszawie zobaczył, że są mocniejsi i spokorniał. Po latach jest wyważony, powściągliwy, spokojny. Nie odzywa się bez potrzeby. Sam mówi, że woli stać gdzieś z boku. Nie czuje pokusy, by ciągle zabierać głos. No bo co mu to da? Nie szuka też wrażeń. W Szczecinie miał włoską restaurację pod domem, najczęściej zamawiał tagliatelle con spinaci. Trening, makaron, dom – wokół tego kręciło się jego życie. Po transferze do Italii wiele się nie zmieniło, jakoś bardzo dobrze Cagliari nie poznał. Po kawiarniach czy knajpach najczęściej chodzi przy okazji odwiedzin z Polski. Sam nie lubi. Woli zjeść w domu.

Filip Bednarek, który w Holandii żył dwanaście lat, opowiada o tamtejszej kadrze, zmiana pokoleniowych oraz tym, co charakteryzuje dziś tę kadrę.

Kapitan kadry Virgil van Dijk powiedział, że jest zniesmaczony obecną sytuacją. Trudną sytuacją, bo w czasie, kiedy ich reprezentacja się odradzała, odszedł od nich główny sternik, czyli selekcjoner. Ale oburzenie nic nie zmieni, bo skoro Ronald Koeman miał zapisaną w kontrakcie klauzulę, że gdy zgłosi się po niego Barcelona, na pewnych warunkach będzie mógł do niej odejść, to postąpił zgodnie z prawem. Wcześniej Hiszpanie chcieli go zatrudnić już dwa razy, za trzecim byli skuteczni. Nie mógł odmówić, w końcu było to jego marzeniem. Kadrę przejął asystent Koemana Dwight Lodeweges. Nie sądzę, by zmieniał filozofię gry. To trener, który też opiera się na systemie 1-4-3-3. Czy wystawi zespół z jednym ofensywnym pomocnikiem, czy z dwoma, zależy od tego, jak chcą zagrać z Polską. Lodeweges na razie jest trenerem tymczasowym, nie wiadomo, ile zostanie na stanowisku. Ostatnio Louis van Gaal przyznał, że jeśli ktoś z federacji zadzwoni do niego z propozycją przejścia do drużyny narodowej, na pewno nie odmówi. Na razie żadne ruchy nie są wykonywane. Wiele zależy od najbliższych wyników, dopiero po tych spotkaniach zapadną konkretne decyzje. Holandia ma nową generację piłkarzy. Po sukcesach, jakie odnosiła w 2010 i 2014 roku, przyszła pustka, ekipa wpadła w dołek. To był okres przejściowy, po którym w kadrze znów jest bardzo wielu perspektywicznych zawodników, piłkarzy ze światowego topu. Duży wpływ na odbudowę zespołu miał Koeman, ale zasług nie można przypisywać tylko jemu, bo ogromny udział w tym miała generacja piłkarzy. Holandia znów stała się silna, na co najlepszym dowodem były mecze z poprzedniej edycji Ligi Narodów, kiedy doszła do finału, w którym przegrała 0:1 z Portugalią.

Rozmowa z Rivaldinho. Piłkarz Cracovii opowiada o ojcu, ale i o tym, jak to się stało, że trafił do Cracovii i czy miał inne propozycje tego lata.

Jak to się stało, że trafił pan do Krakowa?

Ludzie z Viitorulu powiedzieli mi, że doszli do porozumienia z Cracovią i jak chcę, to mogę tam iść. Potem sprawnie wszystko zorganizował Paweł Golański, który teraz opiekuje się mną w Polsce. Załatwiliśmy wszystko w dwa, trzy dni.

Jak ojciec ocenił tę decyzję?

Powiedział, że to dla mnie krok do przodu i muszę tam iść.

Ojciec słyszał o Cracovii?

Tak, bo on śledzi każdą ligę. Wiedział, że klub, który mnie pozyskał, zdobył Puchar Polski.

Koledzy z drużyny dopytują pana o ojca?

Nie, to najbardziej interesuje media. Na treningach traktują mnie tak samo jak innych, zresztą nie chcę, by było inaczej.

Miał pan inne propozycje?

Tak, z Hiszpanii i z Dubaju. W Emiratach oferowali większe pieniądze, ale jestem ciągle młody i myślę, że dokonałem właściwego wyboru.

„SUPER EXPRESS”

Michał Karbownik jest na dobrej drodze do tego, by trafić do Napoli. Kwota transferu ma wynieść nawet 8,5 miliona euro.

Do „SE” dotarły informacje, że młody legionista może kosztować nawet 8,5 mln euro (37 mln zł). „Karbo” przygotowuje się do meczów w Lidze Narodów z Holandią i Bośnią i Hercegowiną, ale w kuluarach cały czas huczy o jego rychłym transferze do Napoli. Włosi interesują się młodym legionistą od wielu miesięcy i po zgrupowaniu kadry sprawa powinna zostać sfinalizowana. Wprawdzie doniesienia o tym, że Karbownik, dyrektor sportowy Legii (Radosław Kucharski) i agent piłkarza (Mariusz Piekarski) byli w ostatnich dniach na rekonesansie w Neapolu, okazały się fałszywe, ale jak słyszymy z dobrego źródła, prędzej czy później ten tercet i tak tam poleci. I to raczej prędzej niż później. Do tej pory w mediach krążyły też informacje o różnych sumach odnośnie do zbliżającej się transakcji. Ostatnio włoskie media podały, że Napoli zapłaci za Karbownika 7 mln euro plus 500 tys. euro w bonusach. Do „SE” dotarły jednak wieści, że kwota może być nawet na poziomie 8,5 mln euro plus dodatki.

Kamil Glik pod nieobecność Roberta Lewandowskiego będzie zakładał opaskę kapitańską. I mimo długiej przerwy od gry zapewnia, że o jego formę nie trzeba się martwić.

Choć Glik ostatni mecz zagrał przed kilkoma miesiącami, to nie obawia się o swoją dyspozycję. – Liga francuska zakończyła rozgrywki pod koniec marca –przypomniał. –Przez kolejny miesiąc byliśmy w treningu domowym. Między początkiem maja a połową czerwca dostaliśmy wolne. 20 czerwca zaczęliśmy przygotowania z Monaco. Można powiedzieć, że ponad dwa miesiące jestem w pełnym treningu i mam za sobą dużo jednostek treningowych. Jednak meczu nic nie zastąpi – stwierdził. Przez ostatnie cztery lata Glik występował w AS Monaco. W nowym sezonie jego nowym klubem będzie Benevento Calcio. –Od początku roku kalendarzowego w mojej głowie były pomysły, żeby wrócić do Włoch, do Serie A – zapewnia. – Dlaczego Benevento? Byli pierwsi, którzy się mną zainteresowali. Rozmawiałem wielokrotnie z trenerem Inzaghim, dyrektorem i prezydentem.

„GAZETA WYBORCZA”

Kadra bez Lewandowskiego – jaka będzie? I przede wszystkim – kto zastąpi „Lewego” w ataku?

Na dwa najbliższe spotkania Brzęczek ma w kadrze tylko dwóch napastników. Arkadiusz Milik i Krzysztof Piątek będą musieli zastąpić Lewandowskiego. Obydwu szansa gry w kadrze jest bardzo potrzebna. Milik zdecydował już o odejściu z Napoli, ale jeszcze nie znalazł nowego pracodawcy. Bliski był transfer do Juventusu Turyn, ale wydaje się, że nowy trener Andrea Pirlo woli skorzystać z okazji wykupienia z Barcelony Luisa Suáreza. Teraz Milik jest kojarzony z Romą. Decyzja wciąż nie zapadła. Ostatnią bramkę dla drużyny narodowej Milik zdobył w starciu z Macedonią Płn. w Warszawie 13 października 2019 r. Miesiąc później w Jerozolimie przeciw Izraelowi ostatni raz z gola w kadrze cieszył się Piątek. W sparingach przed obecnym sezonem Piątek gra w podstawowym składzie Herthy, ale bramki jeszcze nie zdobył. Nieobecność Lewandowskiego wypada więc w momencie, gdy jego zastępcy bardzo potrzebują gry i goli. Przecież niewiele ponad rok temu eksplozja talentu Piątka w Serie A spowodowała lawinę dyskusji, czy to nie on powinien być numerem 1 wśród napastników kadry. Czas i Lewandowski zweryfikowali te opinie.

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

46 komentarzy

Loading...