– Arek Milik gra lepiej tyłem do bramki. Właśnie z tego powodu Piątek miał pewien problem w Hercie i zamiast niego grał Ibisević. Krzysiek poprawił się w tym elemencie gry, ale moim zdaniem napastnikiem bardziej mobilnym, mogącym dłużej utrzymać się przy piłce tyłem do bramki, jest Milik – mówi Artur Wichniarek o zastępstwie dla Roberta Lewandowskiego w kadrze. Co poza tym dziś w prasie?
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Milik i Piątek zastąpią Lewandowskiego w kadrze, a później… zmienią kluby? Głośno o tym, że obaj mogą zostać kupieni tuż po zgrupowaniu.
Brzęczek ma o czym myśleć, za to nie ma dużego wyboru przy obsadzie ataku. Po tym, jak amerykańska Major League Soccer zablokowała przyjazd na zgrupowanie Adama Buksy z New England Revolution, zostało mu do dyspozycji jedynie dwóch napastników – Arkadiusz Milik z SSC Napoli i Krzysztof Piątek z Herthy Berlin. Przy czym nie wiadomo, jak długo przy ich nazwiskach będą pojawiać się właśnie te kluby jako pracodawcy. Jakby zadanie zastąpienia Lewandowskiego nie było dostatecznie trudne, obu właśnie z tego powodu może być także niełatwo o zachowanie koncentracji. W przypadku Milika już tylko cud mógłby go zatrzymać w Neapolu. I chyba musiałby być znacznie większy niż przypadający na 19 września „Cud krwi św. Januarego”, który polega na tym, że zakrzepła od wieków krew męczennika znów staje się płynna… A to jeden z najważniejszych dni dla stolicy regionu Kampania, bo tempo przeobrażenia krwi jest wróżbą. Jeśli zachodzi zbyt wolno, najbliższe miesiące mają być dla mieszkańców trudne. Tyle że Milika to już nie będzie obchodzić, trudno sobie wyobrazić, by jednak został w Napoli.
Rozmowa z Grzegorzem Krychowiakiem o tym, jak koronawirus wpłynął na jego życie, ale i o reprezentacji czy grze w Rosji.
Jest pan piłkarzem o rozległych horyzontach – ma pan hobby związane z podróżami, salon włoskiej mody męskiej Balamonte, a teraz został współudziałowcem platformy Podioom dla trenerów personalnych. Czy po skończeniu kariery widzi pan siebie pracującego w piłce?
Jest taka opcja. Piłka nożna sprawia mi ogromną przyjemność, czerpię radość z każdego treningu i meczu.
Ona wypełnia całe moje życie, gram i trenuję od dziecka. To moja pasja. Dała mi bardzo dużo, dzięki futbolowi mam ogromne możliwości, dlatego nie wykluczam, że po skończeniu kariery szybko zatęsknię i wrócę w innej roli.
Czy brak możliwości swobodnego podróżowania po świecie bardzo pana dotknął, czy jednak mimo pandemii udało się gdzieś pojechać?
Odczułem skutki tego wirusa także pod tym względem. Kiedy nie można było wychodzić z domu, to nie wychodziłem. Po wznowieniu rozgrywek w Rosji dokończyliśmy sezon, a potem przerwa była bardzo krótka. Mieliśmy dosłownie kilka dni wolnego. I to był najlepszy moment, żeby… zobaczyć kawałek Rosji. To ogromny i piękny kraj. Gdybyśmy mieli normalne wakacje, dłuższe, pewnie bym tego nie zrobił. A teraz… pojechałem na Kamczatkę. Słyszałem o tym miejscu same pozytywne rzeczy, ale w życiu nie spodziewałem się, że będzie tam tak pięknie.
Trudna droga Modera od I ligi do reprezentacji Polski. W rok przeniósł się z Opola do hotelu, gdzie kadra szykuje się do kolejnego spotkania.
Moder i pierwsza reprezentacja? Kilkanaście miesięcy temu to połączenie wydawało się nieprawdopodobne. Maj ubiegłego roku, ostatnia kolejka I ligi, Odra podejmowała w Opolu ŁKS. Dla pomocnika był to pożegnalny występ w drużynie gospodarzy przed powrotem do Lecha. Z trybun spotkanie oglądał Jarosław Araszkiewicz. Pięciokrotny mistrz kraju z Kolejorzem odpowiada w poznańskim klubie za zawodników wypożyczonych, w ogromnej mierze od jego oceny zależy, czy władze zdecydują się sprowadzić ich z powrotem. Nie tylko pisze raporty na temat gry, lecz także rozmawia z tymi piłkarzami, podpowiada, czasem podtrzymuje na duchu. Araszkiewicz od dekad jest związany z futbolem, wiele potrafi przewidzieć. I dlatego już pięć minut przed końcem pierwszej połowy postanowił zejść w okolice szatni. Moder nie spisywał się za dobrze na prawej pomocy, dodatkowo biegał przy ławce rezerwowych, więc trener Mariusz Rumak widział to doskonale. Araszkiewicz czuł, że młodzian nie wybiegnie na boisko po przerwie. – Zszedłem, czekam, patrzę i faktycznie miałem nosa. Idzie Kuba. No cóż, tak bywa – wspomina 55-latek.
“SPORT”
Holendrów w starciu z Polską poprowadzi jeszcze asystent Koemana, ale później reprezentację ma przejąć Louis van Gaal.
W tych meczach kadrę poprowadzi dotychczasowy asystent Koemana, Dwight Lodeweges. Powołał czterech kolejnych debiutantów, z których szansę na występ ma trzech: 20-letni obrońcy Perr Schuurs z Ajaksu (syn byłego reprezentanta Holandii w piłce… ręcznej) i Owen Wijndal z AZ Alkmaar, który reprezentował już Holandię we wszystkich niższych kategoriach wiekowych, a także także 18-letni pomocnik Mohamed Ihattaren, wychowanek PSV Eindhoven. Syn marokańskich imigrantów urodzony w Utrechcie ma na koncie mistrzostwo Europy z reprezentacją Holandii U-17. Czwartym nowicjuszem jest bramkarz Marco Bizot z AZ, który ma już 29 lat. Jest dopiero trzecim golkiperem po Jesperze Cillessenie z Valencii i Timie Krulu z Norwich City. Wielkim nieobecnym w kadrze jest Daley Blind, mający problemy kardiologiczne. Kilka dni temu w sparingu z Herthą obrońca Ajaksu pod koniec meczu zasłabł na boisku i został przewieziony do szpitala na badania. Blind od grudnia 2019 roku ma wszczepiony kardiowerter-defibrylator, po tym jak miał zapalenie mięśnia sercowego. Był w szerokiej kadrze na wrześniowe mecze, ale na 70. występ w „Oranje” musi poczekać. Debiutował w reprezentacji z Włochami na amsterdamskiej Arenie, teraz z tym rywalem na tym obiekcie 7 września nie zagra.
Po losowaniu Ligi Europy zadowoleni i w Piaście, i w Hartbergu. Przede wszystkim obie strony cieszą się ze względów logistycznych.
– Myśleliśmy przed losowaniem, że dobrze byłoby trafić właśnie na TSV Hartberg. Jest to rywal będący w naszym zasięgu. Szczęśliwie dodatkowo zagramy tym razem u siebie. To korzystne także ze strony logistycznej i ze względu na COVID, bo wyjazdy w obecnej sytuacji wiążą się z obostrzeniami, co stanowi dodatkową trudność. Zdajemy sobie sprawę, że w lidze austriackiej są zespoły potrafiące grać w piłkę. Na pewno rywala nie można lekceważyć, ale losowanie było dla nas w sumie niezłe. Musimy być jak najlepiej przygotowani i uważam, że jesteśmy w stanie awansować – mówi dyrektor sportowy Piasta Bogdan Wilk. Swoją opinię przedstawił jego vis-a-vis z Austrii i podzielił się on ciekawymi spostrzeżeniami. – Jesteśmy zadowoleni z losowania. Nie czeka nas długa podróż, a z powodu obostrzeń i braku kibiców na trybunach gra na wyjeździe nie jest taka zła. Nie możemy się już doczekać tego meczu – przyznał Erich Korherr, dyrektor TSV.
Paweł Bochniewicz zagra w kadrze, a później wróci się spakować do Zabrza, by wyjechać do Holandii?
Wśród powołanych piłkarzy znalazło się kilka nowych twarzy. To gracze, którzy nigdy wcześniej powoływani do drużyny narodowej nie byli. Paweł Bochniewicz, obrońca Górnika Zabrze, jest najstarszy z omawianego towarzystwa. Nie jest jednak tak, że gra z orzełkiem na piersi to dla 24-letniego piłkarza coś nowego. Wprost przeciwnie, Bochniewicz w juniorskich i młodzieżowej reprezentacji Polski zaliczył łącznie aż 41 meczów. A przed rokiem z drużyną Czesława Michniewicza, czyli zespołem U-21, był na mistrzostwach Europy we Włoszech. Kraj ten zresztą zna jak własną kieszeń, bo w 2012 roku w wieku 16 lat został zawodnikiem Regginy. Później, przez pięć lat był zawodnikiem Udinese, z dwuletnią prezerwą na występy w rezerwach hiszpańskiej Granady. W 2018 roku, najpierw na zasadzie wypożyczenia, został graczem zabrzańskiego Górnika, a w zeszłym roku trafił na Roosevelta na stałe. Powołanie do seniorskiej drużyny narodowej było kwestią odpowiedniej chwili. Od dłuższego czasu mówi się o tym, że środkowy obrońca szykuje się do kolejnego zagranicznego transferu. Na początku tego roku zainteresowanie rosłym środkowym obrońcą wyraził Real Saragossa, ale ostatecznie zawodnik nie zdecydował się na przenosiny do Hiszpanii. Teraz wszystko wskazuje na to, że Paweł Bochniewicz zostanie graczem holenderskiego Heerenveen. Górnik ma zarobić na nim ok. 1,4 mln euro. Kwota, jak na zawodnika z ekstraklasy, jest zacna i klubu z Roosevelta po prostu nie stać, by ją odrzucić. Zdaniem mediów z krajów Beneluksu do dogadania pozostały już tylko szczegóły i należy spodziewać się, że ze zgrupowania kadry Bochniewicz do Zabrza wróci jedynie po to, aby zabrać swoje rzeczy.
“SUPER EXPRESS”
Zdaniem Artura Wichniarka przy grze w kadrze na jednego napastnika selekcjoner powinien wystawić w ataku Milika, bo lepiej od Piątka gra tyłem do bramki.
Kto w meczu z Holandią za Lewandowskiego, Krzysztof Piątek czy Arkadiusz Milik?
To zależy, jakim systemem chce grać trener Brzęczek. W 4-4-2 mogą zagrać obaj. Natomiast jeśli z jednym wysuniętym napastnikiem, to Arek Milik jest bardziej predysponowany, żeby grać tyłem do bramki.
Ten element jest decydujący?
Właśnie z tego powodu Piątek miał pewien problem w Hercie i zamiast niego grał Ibisević. Krzysiek poprawił się w tym elemencie gry, ale moim zdaniem napastnikiem bardziej mobilnym, mogącym dłużej utrzymać się przy piłce tyłem do bramki, jest Milik. W systemie z dwoma napastnikami Piątek może być tym wysuniętym, a Milik cofniętym.
Dusan Kuciak po siedmiu latach wrócił do reprezentacji Słowacji i jak sam mówi – cieszy się jak dziecko.
Po siedmiu latach wraca pan do reprezentacji Słowacji, do której został pan powołany na mecze z Czechami i Izraelem. Jakie to uczucie?
Kiedy usłyszałem informację o powołaniu, ucieszyłem się jak dziecko. To było miłe zaskoczenie, bo ja kariery w reprezentacji nigdy nie zakończyłem. Wciąż chcę grać w drużynie narodowej, choć mam w sobie wiele pokory. Miło jest jednak wiedzieć, że trener Pavel Hapal docenił pracę, którą wykonuję.
Poprzedni sezon był dla pana wyjątkowy? Został pan wybrany na najlepszego bramkarza ekstraklasy.
Nie przepadam za ocenianiem samego siebie, ale tamten sezon umieszczam w moim rankingu TOP3, obok wiosny 2017, gdy wróciłem do Lechii z Hull City, i sezonu 2012/2013 w barwach Legii Warszawa…
“GAZETA WYBORCZA”
W europejskich pucharach kwestia awansu rozstrzyga się między klubami oraz sanepidem. Eliminacje zaczynają przypominać pokera z koronawirusem.
Slovan w eliminacjach Ligi Mistrzów wylosował zespół KÍ Klaksvík z Wysp Owczych. Słowacy wysłali na wyjazdowy mecz swoją drużynę, którą przetestowali na obecność koronawirusa – wyniki były negatywne. Jednak na miejscu, na Wyspach Owczych, u jednego z członków sztabu medycznego wykryto wirusa. W tej sytuacji – na mocy miejscowego prawa – cała drużyna Slovana musiała się udać na kwarantannę, a mecz nie mógł się odbyć w terminie. Słowacy protestowali, podawali w wątpliwość rzetelność miejscowych testów wykonywanych przez farerską firmę. UEFA zgodziła się na to, by mecz opóźnić o dwa dni, ale nie mogła podważyć miejscowych przepisów o kwarantannie. Slovan dostał więc możliwość sprowadzenia na Wyspy Owcze nowych zawodników z drużyny rezerw. Gdy rezerwowi dotarli, także w ich szeregach wykryto patogen. Klub ze Słowacji znów nie mógł grać, więc został ukarany walkowerem. Teraz grozi procesami za stratę pieniędzy za awans do kolejnych rund, a gospodarzy oskarża o manipulację i o to, że wykorzystali miejscowe przepisy sanitarne, by storpedować sportową rywalizację. Takich przypadków w Europie jest więcej, nie ma w nich żadnej konsekwencji. Kiedy w rozgrywanej w Szwajcarii rundzie wstępnej Ligi Mistrzów miały się zmierzyć ze sobą zespoły Linfield Belfast z Irlandii Północnej i Drita Gnjilane z Kosowa, u jednego z kosowskich piłkarzy wykryto koronawirusa, po czym szwajcarskie władze medyczne nie zgodziły się na grę całego zespołu. Kosowianie przegrali walkowerem.