Reklama

Idealny moment dla Lewandowskiego. Boniek: Jeśli Bayern wygra, wejdzie na inną orbitę

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

22 sierpnia 2020, 09:23 • 15 min czytania 5 komentarzy

Co tam w weekendowej prasie? Wiadomo – głównym tematem finał Ligi Mistrzów i szansa na to, że po to trofeum w końcu sięgnie Robert Lewandowski. – Do jego triumfów w Niemczech się już przyzwyczailiśmy, a zwycięstwo w Lidze Mistrzów otworzyłoby nowe furtki. Mógłby dołożyć do listy trofeów np. klubowe mistrzostwo świata. Jeśli w niedzielę Bayern zwycięży, Lewy wejdzie na inną orbitę – twierdzi Zbigniew Boniek, prezes PZPN. Co poza Ligą Mistrzów? Kilka tematów ligowych, w tym rozmówka z Waldemarem Fornalikiem o Świerczoku, czy tekst o tym, jak długo będzie rokręcać się Legia.

Idealny moment dla Lewandowskiego. Boniek: Jeśli Bayern wygra, wejdzie na inną orbitę

Przegląd Sportowy

Czy Legię Warszawa czeka trudny start sezonu? Zwykle tak było, więc warszawianie są przygotowani na to, że złapanie odpowiedniego rytmu trochę im zajmie.

– Dobra maszyna rozkręca się powoli – stwierdza Robert Podoliński, były trener, obecnie ekspert TVP Sport. – Powiem więcej: nie tylko Legia tak zaczyna, dotyczy to 80 procent zespołów, grających w europejskich rozgrywkach. To logiczne i zasadne: żaden trener nie przygotowuje przecież szczytu formy na początek. Sztuką jest, by będąc w nie najlepszej jeszcze dyspozycji, poradzić sobie z teoretycznie słabszymi rywalami na kontynencie – dodaje szkoleniowiec. […] Trener Aleksandar Vuković zapewnia, że (przynajmniej na razie) nie zamierza tego robić. Mówi, że wystawi zespół, który uzna na tę chwilę za najmocniejszy. – Nie będzie zbyt wiele rotacji w porównaniu do meczu z Linfield. Mieliśmy wystarczająco dużo czasu, by odpocząć, będziemy też mieć odpowiednią przerwę przed spotkaniem z Omonią. Dopiero wchodzimy w sezon, potrzebujemy tych spotkań, by złapać rytm meczowy – taka filozofia przyświeca trenerowi Legii. 

Jaką wersję Waldemara Soboty zobaczymy po powrocie do Ekstraklasy? Piłkarz podkreśla, że dobrze czuje się w środkowej strefie boiska i być może właśnie tam będzie grał w Śląsku. 

Reklama

Czy teraz, mimo upływającego czasu, jest pan lepszym piłkarzem niż w 2013 roku?

Każdy sam sobie odpowie po moich występach. Skupiam się na tym, by jak najszybciej zgrać się z drużyną, przecież nie było za dużo czasu. W tej chwili to jest dla mnie najważniejsze. O formę się nie martwię, robię wszystko, jak należy, choć przygotowania są wyjątkowo krótkie.

Zapamiętaliśmy pana jako szybkiego skrzydłowego z dobrym dryblingiem, minięciem rywala. Coś się zmieniło?

Powiem nieskromnie, że mam też inne walory, no ale wszystko okaże się w praniu. W Polsce jestem kojarzony ze skrzydłem, jednak ostatnie półtora roku grałem już tylko w środku, pozycja numer 8 albo numer 10. Oczywiście, jeśli będzie potrzeba, może być znowu skrzydło, nie zamykam się na tę opcję. Może to właśnie nawet mój nowy atut i element zaskoczenia: stałem się bardziej uniwersalny, dla rywali zawsze to będzie jakaś zagadka.

W pana planach Śląsk może być już ostatnim poważnym przystankiem w zawodowej piłce? Bo to by mogło oznaczać, że pobędzie pan w tym klubie całkiem długo.

Nie myślę w takich kategoriach. Ale znakomicie się tutaj czuję i zawsze tak było. Stąd mam blisko do mojego rodzinnego Ozimka, wokół mam wielu dobrych znajomych i przyjaciół. Mówiłem już panu, że to jest mój dom.

Reklama

Artur Wichniarek o finale Ligi Mistrzów. Jaki problem według niego ma Bayern? Kogo widzi w roli faworyta? Były napastnik Arminii zaskakuje, bo większość zakładała pewnie, że typuje zwycięstwo Bawarczyków.

Styl gry monachijczyków jest ryzykowny, bo wysoki pressing jest skuteczny tylko wtedy, gdy cały zespół wykonuje bezbłędnie założenia taktyczne. Obrońcy muszą zawężać pole gry i podchodzić aż do linii środkowej. Przy stratach piłek skutkuje to pojedynkami biegowymi z napastnikami lub zagraniami rywali na wolne pole za plecy defensorów. Bawarczycy mieli kłopot w ćwierćfinale i półfinale właśnie z kontrolą przestrzeni za swoimi plecami. Flick po zakończeniu meczu wskazywał to jako rzecz do poprawy, ponieważ to będzie woda na młyn gwiazd PSG. Szkoleniowiec Bayernu próbował ściągnąć krytykę ze swoich stoperów, podkreślając, że nie ma na świecie formacji defensywnej, która byłaby w stanie reagować na takie straty w środku pola, jakie zaliczali jego pomocnicy. To odpowiedź na zarzuty ekspertów, że Jerome Boateng i David Alaba są zbyt wolni. Według Flicka – nie w tym tkwi problem. Kto jest faworytem? Szanse są wyrównane, ale 5 procent więcej dałbym PSG. Dlaczego? Kiedy oglądałem ich mecze z Atalantą i Leipzig, widziałem poukładany zespół, który wiedział, co ma robić i nie tracił głowy w trudnych momentach. Przeciwko ekipie z Bergamo grało im się trudno i dopóki rywali nie opuściły siły, paryżanie mieli kłopoty, ale konsekwentnie grali swoje, spokojnie rozgrywali ataki, aż w końcu strzelili dwa gole tuż przed końcem. Ciągle byli wierni planowi Tuchela. Wydaje się, że szkoleniowiec wreszcie dotarł do głów swoich zawodników.

I w końcu mamy też obszerny dodatek o finale Ligi Mistrzów. Na start rozmówka z Willym Sagnolem, który typuje mecz finałowy. Nie zabrakło słów o tym, że Lewandowski zasłużył na Złotą Piłkę…

MACIEJ KALISZUK: Grał pan w Bayernie i prowadził tę drużynę, ale jest Francuzem. Kto wygra finał?

WILLY SAGNOL: Łatwiej mi powiedzieć, czego się spodziewać po przebiegu meczu. Bayern będzie miał piłkę, a PSG nastawi się na kontry, aby robić miejsce dla szarżujących Mbappe i Neymara. Szanse obu drużyn oceniam jako równe.

Złotej Piłki w tym roku nie będzie, ale gdyby była wręczana, to powinien ją dostać?

Tak, Robert bardziej na nią zasługuje niż Ronaldo czy Messi. Jeśli jednak PSG wygra Ligę Mistrzów, a Neymar strzeli w finale trzy gole, wtedy to on będzie największy w tym sezonie.

PSG awansowało do finału Ligi Mistrzów po raz pierwszy. To dla pana zaskoczenie?

Nie, wystarczy spojrzeć na drogę do fi nału. Borussia Dortmund, Atalanta i Leipzig, nie grali przeciw wielkim zespołom z europejskiego TOP 10. Mieli łatwiejszą drogę niż Bayern.

Komu będzie pan kibicować?

Jestem Francuzem, ale to Bayern dawał mi jeść… Uwielbiałem atmosferę w tym klubie i życie w Monachium. Grałem tam osiem sezonów, a gdyby nie kontuzja, która zmusiła mnie do zakończenia kariery w wieku 31 lat, to występowałbym tam jeszcze dłużej.

Dla Roberta Lewandowskiego to idealny moment na sięgnięcie po wygraną w Lidze Mistrzów. W Monachium w końcu wszystko jest na swoim miejscu.

Lewandowski twierdzi, że jeszcze przez wiele lat będzie w stanie grać na światowym poziomie. I patrząc na to, jak dba o siebie, jak mocne ma kości i mięśnie, jak poważnie podchodzi do zawodu piłkarza – trudno w to wątpić. Ale też trudno uwierzyć, że z sezonu na sezon będzie coraz lepszy. Po prostu u każdego sportowca w pewnym momencie przychodzi życiowa forma. Lewy ma ją teraz. W idealnym momencie. I nieskorzystanie z tego byłoby po prostu frustrujące. W poprzednich latach miał pecha – a to pokiereszowana twarz i konieczność gry w masce z Barceloną, a to kontuzja w spotkaniu z Realem Madryt, a to fatalny trener, który chciał pokonać Liverpool bez gry ofensywnej. Teraz zgadza się po prostu wszystko. Bo w Bayernie nie tylko nasz napastnik osiągnął najlepszą dyspozycję w karierze. Podobnie jest z Thomasem Müllerem, Sergem Gnabrym, Leonem Goretzką, Davidem Alabą czy Alphonso Daviesem. Tak dobrzy jak teraz, nie byli nigdy i już nie wiadomo, czy będą. A na dodatek, zupełnie przypadkowo, trafi ł im się trener, który doskonale wie, jak należy grać w wielkich turniejach i postępować z gwiazdami. Kiedy więc, jak nie w niedzielę Robert Lewandowski miałby spełnić największe piłkarskie marzenie?

Drogę do finału obydwu drużyn pomijamy, lecimy do rozmowy ze Zbigniewem Bońkiem. Prezes PZPN chwali postawę Lewandowskiego w turnieju finałowym.

Gdy Bawarczycy rozbili Barcelonę aż 8:2, pewnie przecierał pan oczy ze zdumienia?

Zaskoczyło mnie nie samo zwycięstwo Bayernu, a jego rozmiar. Już przed meczem przypominałem, że w ostatnich latach Barca poniosła na obcych stadionach kilka bardzo dotkliwych porażek. Widać po tej drużynie, że ma kryzys. Żeby wygrywać, przede wszystkim najpierw trzeba biegać tyle samo co przeciwnicy. A Messi i inni wręcz chodzili po boisku. Zostali za to bardzo mocno skarceni. Natomiast jeśli chodzi o półfinał Bayernu, był to dla drużyny Flicka niebezpieczny mecz. Gdyby Olympique Lyon wykorzystał swoje szanse, zrobiłoby się 0:2. Francuzom zabrakło jednak tego, co ma Bayern – konkretniejszej gry pod bramką rywala. Mistrzowie Niemiec byli efektywniejsi. Pokazali niemiecką mentalność i maksimum koncentracji. To zdecydowało.

Jak ocenia pan grę Lewandowskiego w turnieju finałowym?

Robert wykonuje wielką pracę dla drużyny i to jest najważniejsze. Gole oraz asysty są dodatkowym plusem jego występów. Ci, którzy mówią, że mógł strzelić w Lizbonie jeszcze więcej, to tylko znawcy teoretyczni. My, Polacy, tak już mamy, że zawsze lubimy znaleźć coś negatywnego. Dziś Lewandowskiego chciałaby mieć w składzie każda drużyna na świecie. Robert jest w dobrej dyspozycji i robi to, co do niego należy. W meczu z Lyonem szukał swojej bramki do samego końca, żeby podtrzymać świetną serię. Miał trudną sytuację, a tymczasem pięknie wyskoczył i uderzył głową. Lewandowski jest jednym z najlepszych zawodników turnieju w Lizbonie. 

Jeśli Lewandowski nie wygra w karierze Ligi Mistrzów, chyba nie będzie do końca spełniony?

Przed Robertem jeden z najważniejszych meczów w jego życiu. Jak wszyscy wiemy, Lewandowski marzy o Champions League. Do jego triumfów w Niemczech się już przyzwyczailiśmy, a zwycięstwo w Lidze Mistrzów otworzyłoby nowe furtki. Mógłby dołożyć do listy trofeów np. klubowe mistrzostwo świata. Jeśli w niedzielę Bayern zwycięży, Lewy wejdzie na inną orbitę.

Super Express

Waldemar Fornalik opowiada o transferze Jakuba Świerczoka. Czy ściągnięcie napastnika Łudogorca spowoduje zmianę taktyki? Czy to prawda, że Bułgarzy chcą sprowadzić Jakuba Czerwińskiego?

„Super Express”: – Zależało panu szczególnie na pozyskaniu Świerczoka?

Waldemar Fornalik: – Wszystkim nam zależało. Znałem go już wcześniej z innych drużyn. Będąc selekcjonerem reprezentacji, przyglądałem mu się, gdy występował w kadrach młodzieżowych Polski. Grał kilka sezonów w najlepszej drużynie bułgarskiej, co wystawia mu jak najlepsze świadectwo.

– Świerczok podkreślił, że pana osoba miała wpływ na jego decyzję o przyjściu do Piasta.

– Piłkarze zdają sobie sprawę, co dany trener preferuje i jak pracuje, więc może miało to wpływ. Mamy trzech napastników w kadrze, dzięki czemu będę miał możliwość ustawiania drużyny pod kątem konkretnego rywala. Gra dwójką napastników otwiera też możliwość gry trójką w obronie.

– To prawda, że Ludogorec był zainteresowany pozyskaniem Jakuba Czerwińskiego przy okazji wypożyczenia wam Świerczoka?

– Było zainteresowanie, ale nasi prezesi nie chcieli łączyć tych dwóch transferów. Czerwiński jest z nami i jestem przekonany, że będzie przynajmniej do zimowego okienka transferowego.

Ogromne premie dla PSG. Właściciele paryskiego klubu obiecali członkom kadry po pół miliona euro. Pytanie, czy to wystarczająca motywacja na Bayern?

Na boisku w Lizbonie w niedzielę gra toczyć się będzie również o premie indywidualne. Paryżanie zagrają w finale Ligi Mistrzów po raz pierwszy  w historii, a ponieważ triumf w tych rozgrywkach jest prawdziwą obsesją ich katarskich właścicieli, zadbano o to, aby piłkarze PSG byli odpowiednio zmotywowani. Za zwycięstwo nad Bayernem każdy zawodnik i członek kadry dostanie po 500 tys. euro. Wcześniej klub wypłacił już premie za mistrzostwo Francji (400 tys. euro) oraz za wygranie Pucharu Francji i Pucharu Ligi Francuskiej (po 50 tys. euro). Oznacza to, że każdy piłkarz może otrzymać od klubu niespełna milion euro!

Sport

“Sport” wspomina finały Ligi Mistrzów z udziałem Polaków. Najmniej pamiętny jest chyba ten, w którym wystąpił Józef Młynarczyk, więc skupmy się na nim.

W 1986 roku w Meksyku bramki biało-czerwonych strzegł Józef Młynarczyk. Był już wówczas piłkarzem FC Porto, z którym niespełna rok później dotarł do finału PEMK, eliminując po drodze m.in. Dynamo Kijów. Ekipa z Portugalii nie była faworytem starcia z Bayernem Monachium, które rozegrano na wiedeńskim Praterze. W 24 minucie polski bramkarz skapitulował po strzale Ludwiga Koegla. Później jednak bronił świetnie, a Porto – w końcówce spotkania – przechyliło szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Najpierw Rabah Madjer, legendarny algierski piłkarz, strzelił jedną z najbardziej charakterystycznych bramek w historii finałów Pucharu Europy. Do siatki trafił piętą, a trzy minuty później o triumfie „Smoków” przesądził Brazylijczyk Juary. Porto wzniosło swoje pierwsze w historii trofeum, a my na kolejny finał Pucharu Europy z udziałem polskiego piłkarza musieliśmy trochę poczekać.

Jest też rzecz o indywidualnych sukcesach Roberta Lewandowskiego. Polak będzie królem strzelców Ligi Mistrzów, a być może i najlepszym asystentem rozgrywek. 

„Lewy” trafiał do siatki we wszystkich spotkaniach Ligi Mistrzów w tym sezonie. A na dodatek, w każdym z trzech ostatnich meczów – czyli wszystkich po wznowieniu rywalizacji – notował asysty! Uzbierał ich cztery w starciach z Chelsea, Barceloną i Olympique Lyon, a w sumie, w całych rozgrywkach, ma ich na swoim koncie sześć. Co oznacza, że brał udział przy 21 strzelonych przez Bayern golach. To połowa wszystkich trafień, jakie Bayern uzyskał w tym sezonie LM. W klasyfikacji asystentów Champions League „Lewy” zajmuje pierwsze miejsce ex aequo z jednym ze swoich dzisiejszych rywali, Angelem Di Marią. […] Nasz napastnik również celebrować będzie jutro mały jubileusz. Zagra w najbardziej prestiżowych rozgrywkach po raz 90. w karierze. Do tej pory strzelił 68 goli i zapisał na swoim koncie 22 asysty, co oznacza… 90 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej.

Sezon ligi francuskiej startuje, ale nie bez problemów. W Marsylii stwierdzono obecność koronawirusa i odwołano mecz OM. Okazuje się, że w mieście jest też problem z… noszeniem koszulek PSG.

W inauguracyjnej kolejce przełożono mecze z udziałem uczestników Ligi Mistrzów Paris SG i Olympique Lyon. Jednak trzeba było odwołać jeszcze jeden i to ten inauguracyjny. Olympique Marsylia miał zagrać z St. Etienne, ale z powodu wykrycia kolejnych przypadków Covid-19 w zespole wicemistrza Francji, mecz się nie odbędzie. Pierwszy przypadek zakażenia w OM stwierdzono w ubiegły czwartek, kolejne trzy we wtorek i wtedy LFP podjęła decyzję o odwołaniu meczu. Dwa przypadki pozytywnych testów stwierdzono też w Nimes. Poza zakazem rozegrania meczu w Marsylii jest jeszcze jeden i to dotyczący finału Ligi Mistrzów. Prefekt Marsylii zakazał noszenia w niedzielę w tym mieście koszulek Paris SG, największego wroga Olympique. Zakazano tego w pubach, restauracjach, na ulicach od godziny 15 do trzeciej nad ranem. We wtorek, podczas meczu półfinałowego PSG z RB Lipsk, w Marsylii zaatakowano dwie osoby w koszulkach PSG.

Górnik Zabrze inauguruje ligę meczem z Podbeskidziem. To dobra okazja, żeby pokazać światu odświeżoną, ofensywną wersję 14-krotnego mistrza Polski.

Jedną z ciekawszych kwestii jest na pewno ta, na jaką taktykę w starciu z beniaminkiem zdecyduje się trener Marcin Brosz. Przeciwko „Jadze” 14-krotnych mistrzów Polski oglądaliśmy w nowym ustawieniu z trzema środkowymi obrońcami i dwoma wahadłowymi, biegającymi po całej prawej i lewej flance. Zabrzanie przez bardzo krótki okres przygotowawczy kładli nacisk na ćwiczenie nowego systemu, co ma zapewnić dodatkową płynność i elastyczność. – Czy w czwórce, czy w trójce, chcemy grać ofensywnie. W klubie cały czas podkreślamy, że chcemy tworzyć emocje dla kibiców. W meczu pucharowym z Jagiellonią wyszliśmy trójką, ale dla mnie jest to tylko jedna z opcji, którą chcemy wykorzystać w całej rundzie – mówił trener Brosz. System stosowany przez Górnika będzie zależał przede wszystkim od rywala i celów, jakie w danym meczu będzie chciała osiągnąć drużyna.

I liga w Wodzisławiu Śląskim. Skąd taki manewr? GKS Jastrzębie potrzebuje stadionu zastępczego, z uwagi na remont płyty głównej własnego obiektu.

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że w rundzie jesiennej GKS 1962 Jastrzębie kilka meczów w roli gospodarza rozegra na Stadionie Miejskim „Aleja” przy ulicy Bogumińskiej w Wodzisławiu Śląskim, gdzie swoje mecze ligowe na co dzień rozgrywają MKP Odra „Centrum” i Odra. – Nie wiem, skąd pan się dowiedział, że działacze GKS-u Jastrzębie przed kilkoma dniami zwrócili się do nas z prośbą o pomoc – nie ukrywał zdziwienia Roman Zieliński, kierownik w Miejskim Ośrodku Sportu i Rekreacji w Wodzisławiu Śląskim, odpowiedzialny za boiska sportowe i obiekty zielone. – Potwierdzam, że zgodziliśmy się im pomóc, w ramach dobrosąsiedzkiej współpracy. Formalnie sprawę wynajęcia naszego boiska przedstawiciele klubu z Jastrzębia muszą załatwić z prezydentem naszego miasta, Mieczysławem Kiecą. W sobotę między godziną 9.00 i 10.00 przyjadą do nas przedstawiciele PZPN-u, by zweryfikować obiekt. Dodam, że na naszym stadionie mecze w I lidze mogą się odbywać, ale bez udziału publiczności. Jeżeli cała „operacja” zakończy się pomyślnie, GKS 1962 Jastrzębie zmierzy się z Arką Gdynia w najbliższy piątek, 28 sierpnia, o godzinie 17.00.

Gazeta Wyborcza

W “Wyborczej” sporo o finale Ligi Mistrzów. Mecz Bayernu z PSG przedstawiono jako starcie oszczędności z rozrzutnością.

Finał z PSG mógłby nosić filmowy tytuł „Wojna światów”, spotykają się bowiem dwa kluby o odmiennym etosie pracy. Bayern buduje drużynę, wystrzegając się szastania groszem. Paryżanie, od kiedy finansuje ich Qatar Sports Investment, wydają pieniądze jak opętani. Same transfery pochłonęły 1,2 mln euro, z Neymara i Mbappégo uczyniono dwóch najdroższych graczy w historii – Brazylijczyk kosztował 222 mln euro, Francuz 180 mln.  Trzeba było udawać, że Mbappé został tylko wypożyczony, a odkupiony rok później, by sprytnie zaksięgować nieziemskie wydatki, nie łamiąc zasad finansowego fair play ustalonych przez UEFA. Przez dziewięć lat katarscy właściciele i prezes Al-Khelaifi odbierali w Lidze Mistrzów lekcję pokory. PSG nie umiało złamać granicy ćwierćfinału, a od przyjścia Neymara i Mbappégo było nawet gorzej. Jedyny półfinał pochodził z innej epoki (1995 rok), kiedy klub finansowała stacja Canal+. Dekadę później PSG tonęło w długach i w Ligue 1 ocierało się o degradację.

Jest także tekst Rafała Steca o tym, jak zmienił się Neymar. Dziennikarz “Wyborczej” zadaje pytanie, czy klaun w końcu wydoroślał?

Latami intensywnie pracował na reputację zepsutego smarkacza, który czuje się ważniejszy niż grupa, i cyrkowego solisty, który skupia się na szpanowaniu dryblingiem i w ogóle techniką – zjawiskową – zamiast wkładać energię dla osiągnięcia celu zbiorowego. Nie rozczarowywał ani nie wywoływał żrących kontrowersji tylko w katalońskim klubie, gdzie zaprzyjaźnił się z Messim oraz Luisem Suárezem. Mieszkali po sąsiedzku, spędzali ze sobą także wolny czas, lubili razem grać. I stworzyli bajeczny tercet ofensywny. Miał udźwignąć całą reprezentację Brazylii, którą zawsze interesuje tylko złoto. Podołał jedynie na turnieju olimpijskim, czyli imprezie niezbyt prestiżowej, właściwie młodzieżowej. […] Wyrywał Neymar piłkę Edinsonowi Cavaniemu, bo obaj zamierzali wykonać rzut wolny albo karny; kolekcjonował czerwone kartki wlepiane mu za zachowanie zwyczajnie głupie (uzbierał ich więcej niż wielu obrońców z reputacją brutali); rugał trenera; przysługiwały mu przywileje niedostępne nikomu innemu w szatni – jak przydzielony tylko jego mięśniom masażysta czy polecenie, by podczas treningowych gierek nie był atakowany zbyt ostro. I rok w rok podupadał na zdrowiu akurat przed urodzinami siostry. Grać nie mógł, ale jej party nigdy nie opuścił, imprezował na całego. Aż nastał bieżący sezon. Pozornie taki jak poprzednie – paryżanie tłukli wszystkich we Francji (przerwanych rozgrywek nie dokończono), a Neymar znów głównie się leczył. Jednak latem, gdy Brazylijczyk przyleciał na ostatni akt Ligi Mistrzów, wpadł w amok. Drybluje jak szatan, konstruuje prawie każde natarcie i gania po całym boisku, by zawsze podążać za piłką, non stop prosi o podanie. Piłkarz natchniony.

Fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...