Reklama

Mladenović: Lechia wszystko mi wypłaciła. Miałem dobre relacje z prezesem i trenerem

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

14 sierpnia 2020, 08:53 • 10 min czytania 3 komentarze

– Wiedziałem, na co się piszę, byłem przekonany, że nawet jeśli będą zaległości, to ostatecznie dostanę swoje pieniądze. Miałem rację. Podpisałem umowę z Legią, na koniec Lechia wszystko mi wypłaciła. Nie było sensu się obrażać, wykłócać – mówi “Przeglądowi Sportowemu” Filip Mladenović, który bardzo dobrze wspomina Piotra Stokowca i Adama Mandziarę. Co poza tym w prasie? Lewandowski, Lewandowski, Lewandowski… a i ten drugi, czyli Messi. Większość dzienników poświęciła sporo miejsca temu duetowi, znajdziemy też jednak ciekawą historię Damiana Nowaka, czy pozytywne wieści z Korony Kielce.

Mladenović: Lechia wszystko mi wypłaciła. Miałem dobre relacje z prezesem i trenerem

Sport

Wiadomo, jaki jest dziś temat przewodni. Barcelona kontra Bayern, Lewandowski kontra Messi. “Sport” wyciąga ciekawostkę – zwycięzca trzech ostatnich meczów Barcy z Bayernem okazywał się zwycięzcą Ligi Mistrzów.

Quique Setien unika rozmów na ten temat składu. Oświadczył, że kluczową sprawą będzie wzmocnienie środka pola, przytrzymanie piłki i wybicie Bayernu z uderzenia. Resztę ma załatwić „magia Messiego”, który jest bardzo zmotywowany i ma poprowadzić zespół do pierwszego od pięciu lat sukcesu w europejskich rozgrywkach. Wtedy „Barca” triumfowała, eliminując w półfinale Bayern (3:0, 2:3). Jej trenerem był Luis Enrique, niemiecki zespół prowadził Pep Guardiola. Trzy ostatnie konfrontacje obu drużyn kreowały późniejszego triumfatora Ligi Mistrzów. W sezonie 2008/09 w ćwierćfinale także górą była Barcelona pod wodzą Pepa Guardioli (4:0, 1:1), a na ławce Bawarczyków siedział Juergen Klinsmann. W rozgrywkach 2012/13 lepszy w półfinale był Bayern (4:0, 3:0), prowadzony przez Juppa Heynckesa. W finale pokonał Borussię Dortmund, której barw bronił Robert Lewandowski. Był to piąty i ostatni triumf Bayernu w najbardziej prestiżowych rozgrywkach klubowych Europy.

Jest też tekst o wczorajszym meczu Pucharu Polski. Śląskim redaktorom spodobała się postawa Górnika Zabrze, mamy więc pochwałę dla 14-krotnych mistrzów Polski. Z boku mała, ale ciekawa notka – Erik Jirka zagra w hiszpańskim CD Mirandes.

Reklama

Zabrzanie rozpoczęli grę, co było do przewidzenia, z dwójką pozyskanych właśnie zawodników – Bartoszem Nowakiem w drugiej linii oraz Alexem Sobczykiem z przodu. Chyba jednak większą niespodzianką było ustawienie „górników” i gra na trzech środkowych obrońców. Trener Marcin Brosz próbował już tego wariantu wiosną, w meczu z Wisłą w Płocku, ale nie najlepiej to wtedy wyszło. Teraz było znacznie lepiej. U boku pewniaków w centrum defensywy, Przemysława Wiśniewskiego oraz Pawła Bochniewicza, biegał młodzieżowiec Adrian Gryszkiewicz. Szansę od początku dostał też inny młody zawodnik – Dariusz Pawłowski.

Piast Gliwice nie chce grać w Mińsku. “Piastunki” obawiają się o swoje bezpieczeństwo podczas podróży na Białoruś. Mecz może zostać rozegrany na neutralnym terenie.

Władze Piasta widząc, co dzieje się w stolicy Białorusi od czasu niedzielnych wyborów prezydenckich, zwróciły się do UEFA o rozważenie zmiany miejsca rozegrania tego meczu. – Jesteśmy w stałym kontakcie z polską ambasadą w Mińsku i mamy dokładne informacje, co się tam dzieje. Spokojnie nadal nie jest. Nie wyobrażam sobie, że drużyna będzie mieszkała w hotelu w centrum miasta, a pod oknami będą miały miejsce zamieszki – mówi nam Paweł Żelem, prezes Piasta. Brązowy medalista poprzedniego sezonu przygotował dla UEFA obszerną dokumentację tego, dlaczego obawia się o swoje bezpieczeństwo. Z drugiej jednak strony gliwiczanie zapewniają, że są już przygotowani do wyprawy na Białoruś.

Damian Nowak trafił do GKS-u Tychy z Radomiaka, ale już wcześniej mógł grać w tyskim klubie. I to dwa razy! “Sport” przybliża pokręcone losy piłkarza z Czechowic-Dziedzic, które wreszcie pozwoliły mu na powrót w rodzinne strony.

Reklama

Można powiedzieć, że Damian Nowak swoje strzelanie dla GKS-u Tychy już rozpoczął. 7 grudnia 2018 roku w wyjazdowym sparingowym meczu z MFK Frydek-Mistek, wtedy jeszcze zawodnik Skry Częstochowa zdobył jedynego gola. – Ale tak naprawdę pierwszy raz do GKS-u Tychy przymierzałem się kilka lata wcześniej – mówi napastnik. – W 2012 roku Podbeskidzie chciało mnie wypożyczyć i w grę wchodziły GKS Tychy albo GKS Katowice. Ostatecznie stanęło na Katowicach, ale przez zakaz transferów nałożony na ten klub nic z tego nie wyszło i gra w Tychach także uciekła mi sprzed nosa. Ten drugi raz, dwa lata temu, było już znacznie bliżej, ale ostatecznie trener Ryszard Tarasiewicz po wygranym sparingu, w którym zdobyłem bramkę, główkując po rzucie rożnym, nie zdecydował się na ściągnięcie mnie do swojej drużyny.  

Super Express

W “Superaku” znajdziemy w zasadzie tylko tekst o rywalizacji Roberta Lewandowskiego i Leo Messiego. Ostateczne rozstrzygnięcie tego, kto był najlepszy w 2020 roku? 

Mnóstwo ich łączy, ale idużo różni. Obaj potrafią w pojedynkę zdecydować o losach meczu, jednym zagraniem mogą doprowadzić rywali do bezradności. Styl gry mają jednak zupełnie inny. Lewandowski to maszyna, gladiator, cyborg. Każde włókno mięśniowe w jego ciele jest wytrenowane do granic możliwości, na pierwszym miejscu w jego futbolowym słowniku stoi ciężka praca. Messi? Samorodny talent, piłkarski geniusz, który z piłką potrafi zrobić niemal wszystko. I właśnie tym najbardziej zaskakuje i doprowadza do łez rywali. Kto wie, czy piątkowa bitwa Lewandowskiego z Messim nie jest pojedynkiem o tytuł najlepszego piłkarza na świecie w 2020 roku (choć plebiscyt Złotej Piłki został odwołany).

Przegląd Sportowy

Na start klasyk – Bayern i Barcelona, Lewandowski i Messi. “Przegląd” zauważa, że Robert to więcej niż piłkarz, a dziś może dołożyć kolejną cegiełkę do swojej legendy.

Lewandowski i Messi dotarli tak wysoko dzięki swojej wytrwałości i zawziętości. Znamy ich historie. Robert stracił ojca, a gdy odrzuciła go Legia, chciał dać sobie spokój z futbolem. Messi musiał przyjmować hormon wzrostu, a jako trzynastolatek przeprowadził się o kilka tysięcy kilometrów, szukać szczęścia w Katalonii. Nie złamała ich krytyka, przeciwności losu, momenty zwątpienia. Dziś możemy się zachwycać ich podejściem do pracy. Polak ciężko trenuje, ma ciało godne gladiatora, w mediach opowiada o dietach oraz ich wpływie na zdrowie, w czym pomaga mu żona Anna. Antonella, partnerka Messiego, towarzyszy mu od dziecka. Leo też sobie nie odpuszcza – ma w domu gigantyczną siłownię, a do dietetyka jeździ aż do Włoch. Warto zadawać sobie tyle trudu, bo lekarz pomógł mu uporać się z problemami mięśniowymi, które przeszkadzały mu na początku kariery. Obaj wiodą spokojne, wręcz idylliczne życie pozbawione skandali obyczajowych, w którym kluczowe role odgrywają ludzie związani z nimi od dawna. Messi partnerkę poznał w wieku dziewięciu lat, Lewandowski miał lat 19. Agentem Argentyńczyka jest jego ojciec Jorge, a wiele spraw załatwia dla niego brat Rodrigo. Robert ma oparcie w żonie. Dziś Lewandowski jest kimś więcej niż piłkarzem. W przeświadczeniu opinii publicznej jest człowiekiem, który nie popełnia błędów i na szczyt doszedł nie tylko dzięki talentowi, bo większy od niego miał choćby Messi, ale dzięki ciężkiej pracy. Ludziom łatwo się z nim identyfikować, bo to „success story”, jakiego polski sport w światowej skali nie widział. Dziś Robert może dołożyć kolejną cegiełkę do budowania swojej legendy. Wystarczy wyeliminować Barcelonę prowadzoną przez króla Messiego.

Raheem Sterling i jego metamorfoza to zasługa Pepa Guardioli. Hiszpański trener otoczył piłkarza szczególną opieką, a ten odpłaca mu się golami.

Metamorfoza i chęć pracy nad sobą pojawiły się wraz z przyjściem do klubu Pepa Guardioli. Hiszpan wziął Anglika pod szczególną opiekę. Zobaczył w nim wyjątkowy talent i wiedział, że jeśli odpowiednio go poprowadzi, dostanie zawodnika zdolnego do strzelenia minimum 20 goli w sezonie. Charakterystyczny jest film w internecie, kiedy Guardiola najpierw przez 50 sekund energicznie tłumaczy coś Sterlingowi na treningu: obraca się, pokazuje ręką, łapie piłkarza za ramiona, by odwrócić go w odpowiednim kierunku, a następnie pojawia się druga część nagrania, gdy reprezentant Anglii odtwarza te ruchy podczas jednego z meczów i strzela gola. Albo gdy Katalończyk po spotkaniu nie czeka z analizą gry Raheema do następnego dnia, tylko od razu, na oczach całego świata, z pasją tłumaczy lekko zaskoczonemu i speszonemu zawodnikowi – wyraźnie chcącemu już zejść do szatni – co mógł zrobić lepiej. Słowem: Guardiola umodelował sobie zawodnika tak, jak chciał. I dziś ma w Sterlingu najlepszego strzelca, wyprzedzającego w tej klasyfikacji dwóch nominalnych napastników: Sergio Agüero i Gabriela Jesusa aż o 8 bramek (obaj mają po 23).

Eric Choupo-Moting był memem, nie ma co ukrywać. Szydzili z niego kibice, nie pasował do PSG, ale gdyby nie otrzymał propozycji przedłużenia umowy do końca sierpnia, paryżan mogłoby nie być w półfinale Ligi Mistrzów.

W kwietniu zeszłego roku szydzono z niego, gdy w meczu ze Strasbourgiem zatrzymał piłkę zmierzającą do bramki rywali, umożliwiając obrońcy przeciwników jej wybicie. Strzelał Christopher Nkunku, a bohater środowego spotkania asekurował futbolówkę. Gdy ta była na linii, zatrzymał ją, samemu zderzając się ze słupkiem. Do piłki dopadł jeden z przeciwników i ją wybił. PSG zremisowało 2:2. Widać było, że do mistrzów Francji po prostu nie pasuje. Sprawdzał się w Mainz, radził sobie w Schalke, ale paryski zespół to dla niego po prostu za wysokie progi. Skoro w najlepszym sezonie w karierze zdobył 11 bramek we wszystkich rozgrywkach (choć trzeba pamiętać, że nie jest klasycznym środkowym napastnikiem, może też grać na skrzydle), dlaczego nagle w Paryżu po trzydziestce miałby się specjalnie rozwinąć? Nic dziwnego, że klub zapowiedział, że nie podpisze z nim kontraktu na kolejny sezon, ale zaproponował mu, aby przedłużył do sierpnia umowę, która kończyła się w czerwcu. Zawodnik się zgodził i został bohaterem. – Za kilka dni odchodzi z naszego klubu, ale na każdym treningu ćwiczy, jakby to były jego ostatnie zajęcia. Symbolizuje ducha naszego zespołu – chwalił go pomocnik Ander Herrera.

Filip Mladenović w długiej rozmowie z Izabelą Koprowiak. Serb bardzo dobrze wspomina czas w Lechii Gdańsk, ciepło wypowiada się i o trenerze Stokowcu i o prezesie Mandziarze.

Pana były szkoleniowiec PiotrStokowiec z pewnością jest dobrym trenerem. A jakim jest człowiekiem? Ostatnio pojawiają się na ten temat różne głosy.

Mieliśmy bardzo dobre relacje i tak już zostanie. On pomógł mi, a ja się odwdzięczałem. Kiedy przyszedł do Gdańska, nie byłem w najlepszej dyspozycji. Szybko zrozumiałem, czego trener Stokowiec ode mnie wymaga, dostosowałem się. Miał rację, kiedy na początku, gdy objął drużynę, na mnie nie stawiał. Potrzebowałem okresu przygotowawczego, po nim wszystko się poukładało. I kiedy w następnym sezonie wskoczyłem do pierwszego składu, to tak już zostało. Miałem jego zaufanie, ale to było obustronne. Razem osiągnęliśmy historyczny wynik, nikt przed nami tego nie dokonał. Piękna sprawa. Te dwa i pół roku to była mozolna praca, najbardziej intensywna w mojej karierze. Nie mogę złego słowa o nim powiedzieć, nie chcę komentować opinii innych zawodników. To ich historie, nie znam tematu.

Zaległości finansowe w Lechii irytowały?

Przyszedłem do Lechii, aby się odbudować. Cieszę się, że mi się to udało, a klub osiągnął w tym czasie sukces. Wiedziałem, na co się piszę, byłem przekonany, że nawet jeśli będą zaległości, to ostatecznie dostanę swoje pieniądze. Miałem rację. Podpisałem umowę z Legią, na koniec Lechia wszystko mi wypłaciła. Nie było sensu się obrażać, wykłócać. To jest moje zdanie. Nie oceniam innych, ale jeśli chodzi o mnie, to nigdy nie zależało mi tylko na pieniądzach. Liczyło się przede wszystkim to, by wrócić na ten poziom, co dawniej. Udało się. Już kilka razy powtarzałem, że miałem idealne relacje z prezesem, mogę mu podziękować, że kiedy byłem w trudnym momencie kariery, podał mi rękę. Myślę, że się odwdzięczyłem.

Nie przedłużył pan umowy z Lechią na lipiec – to była decyzja pana czy klubu?

Wspólna. Myślę, że to była najlepsza opcja dla obu stron. Dzięki temu miał pan nieco dłuższy urlop od pozostałych. Czasu na przerwę nie było wiele, ja miałem wolne od 1 lipca. Byłem w Serbii jednak tylko dziesięć dni. Sytuacja w moim kraju nie wygląda dobrze, jest coraz więcej zachorowań. Wróciłem ostatnim samolotem, z miedzylądowaniem w Wiedniu. Potem zaczęto zamykać granice, odwoływać połączenia. Dobrze, że zdążyłem. 

Korona Kielce wraca na właściwe tory. Trener zostaje, są transfery, możliwe też, że uda się zatrzymać młode talenty. Dla kibiców z Kielc to jak inna rzeczywistość.

Drużyna ma być oparta o Polaków, najczęściej na dorobku, a skład uzupełniać mają doświadczeni gracze, najlepiej znający specyfikę Złocisto-Krwistych. – Ten klub od lat słynął z waleczności i charakterystycznego stylu gry. Tak było w niższych ligach, później swoje dołożył Leszek Ojrzyński i Korona budowała markę. W ostatnich latach gdzieś to wszystko uciekło i teraz będziemy chcieli przywrócić blask – zapowiada Bartoszek. Bardzo możliwe, że w klubie uda się zatrzymać większość młodych, zdolnych wychowanków, którzy tak dobrze zaprezentowali się pod koniec ubiegłego sezonu. Co prawda do Kielc spływały wstępne zapytania o kilku z nich, ale przy Ściegiennego nie chcą się pozbywać piłkarzy, którzy dobrze znają klub i są w stanie mu pomóc w pierwszej lidze.

Gazeta Wyborcza

No dobra, ale czwarty tekst o tym, że Lewandowskiego czeka pojedynek z Messim, to już sobie darujemy.

Fot. 400mm.pl

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
0
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

3 komentarze

Loading...