– Rzeczywiście była w drużynie duża sielanka i spore rozpuszczenie. Myślę, że kibice mieli dosyć takiej bardzo aroganckiej drużyny. […] Mówiąc wprost, nie chciałbym wchodzić do tego szamba i się w nim taplać. Myślę, że nie mam się czego wstydzić, odbudowałem kilku doświadczonych piłkarzy, wprowadziłem wielu młodych – mówi “Przeglądowi Sportowemu” Piotr Stokowiec, który odpowiada na zarzuty byłych piłkarzy. Co jeszcze słychać w dzisiejszej prasie? “PS” ujawnia szczegóły zamieszania z powrotem do treningów i transfery Jagiellonii. “Sport” pisze natomiast o zakupach w Rakowie i Podbeskidziu, a w “Superaku” Angulo wspomina Górnika. Jest też sporo opinii o powrocie Artura Boruca do Legii.
Super Express
Igor Angulo wspomina czas spędzony w Górniku Zabrze. Hiszpan mówi “Superakowi” m.in. o problemach z… kogutem. Zdradza też, że Górnik to najważniejszy klub w jego karierze.
– Jakie miejsce Górnik zajmuje w twoim sercu?
– Grałem w różnych krajach i bez wątpienia mogę powiedzieć, że Górnik jest najważniejszym klubem w karierze. Zawsze będę jego częścią. I zawsze będę miał Górnika w sercu, a Zabrze będzie moim domem.
– Jakie są twoje najlepsze wspomnienia z Górnika?
– Na pewno awans do Ligi Europy przed dwoma laty, gdy w ostatniej kolejce pokonaliśmy Wisłę Kraków, a ja strzeliłem decydującego gola w końcówce. Pierwszy mecz w ekstraklasie z Legią, gdy na starcie wygraliśmy z mistrzem Polski, a ja zdobyłem dwie bramki. Być może najlepsze wspomnienie: mój gol w Puławach z Wisłą przed trzema laty na zakończenie sezonu pierwszej ligi. Nigdy nie zapomnę tej chwili. To był ważny moment, bo dał nam awans. Górnik wrócił do ekstraklasy.
– Ile kogutów dostałeś dla najlepszego piłkarza meczu?
– Uff, już straciłem rachubę (śmiech). Gdy dostałem pierwszego, to… nie wiedzieliśmy z narzeczoną Argi, co z nim zrobić! Dlatego noc spędził na balkonie. Następnego dnia „zaopiekował się” nim Leon, nasz wierny kibic. Potem już nie dostawaliśmy żywych kogutów. Z kolejnych przygotowaliśmy z Argi rosół oraz buliony.
Przegląd Sportowy
Duży bałagan w sprawie testów na koronawirusa w klubach. “PS” opisuje kulisy zamieszania przed startem sezonu. Kluby mają badać piłkarzy raz w miesiącu i zapłacą za to z własnej kieszeni. Problem w tym, że… nikt nie chce im tego powiedzieć. Nie wiadomo też, gdzie trzeba się zgłaszać z wykonanymi testami.
Przyszykowano listę wytycznych dotyczących m.in. tego, jak spędzać urlopy mają zawodnicy. Nigdy nie trafiła ona jednak do klubów. Wtedy, podczas nieoficjalnych rozmów, dochodziło do tarć. W klubach mówili, że nie będą na siłę trzymać piłkarzy w swoich miastach, bo po długim i wyczerpującym sezonie mają prawo do odpoczynku z rodzinami. Nie do końca zrozumiałe jest jednak, czemu zrezygnowano całkowicie z ankiet medycznych w okresie wakacji, skoro wcześniej każdy gracz musiał je wysyłać codziennie. W Komisji Medycznej PZPN pojawiały się głosy, żeby nadal to robić, aby chociaż po części mieć kontrolę nad odpoczywającymi zawodnikami. Członkowie Komisji obawiali się również tego, że gracze wyjeżdżający poza terytorium Polski mogą zarazić się groźniejszą odmianą koronawirusa, niż ta, która jest w naszym kraju. […] Ani PZPN, ani Ekstraklasa SA nie przekazały klubom, że od sezonu 2020/21 to na nie spada odpowiedzialność za przeprowadzanie badań oraz ich koszty. Po wznowieniu rozgrywek pod koniec maja, za testy od ekstraklasy do II ligi płacił PZPN. Kosztowało to związek ok. 1,7 mln zł. Teraz część klubów po przypadku koronawirusa w Wiśle Płock została przebadana. Nie do końca jednak wiadomo, jakie badania zostały wykonane i komu kluby mają to zgłaszać. […]
Według naszych informacji w rozgrywkach 2020/21 wymagane od klubów będzie to, żeby powtarzały badania na obecność COVID-19 przynajmniej raz w miesiącu. Przez cały sezon może to kosztować nawet 200 tys. zł na każdy zespół (przy założeniu, że testować trzeba będzie piłkarzy przez 10 miesięcy). Ktoś jednak musi to nakazać. Zarówno PZPN, jak i Ekstraklasa SA, na razie się od tego odżegnują. – Kluby muszą zacząć za siebie odpowiadać. Do tej pory były prowadzone za rękę. One same powinny wpaść na to, że należy wykonać badania przed pierwszymi treningami. Na to wskazywał zdrowy rozsądek – usłyszeliśmy od jednej z ważnych osób.
Trener Piotr Stokowiec swoje od byłych podopiecznych usłyszał. Teraz odpowiada na zarzuty w mocnej rozmowie z “Przeglądem”. Jest też ocena ubiegłego sezonu i plany transferowe, m.in. w sprawie możliwego odejścia Karola Fili.
[…] Gdy przychodziłem do Lechii dwa lata temu i widziałem, co się dzieje, więc wiem, że klub mógł się znaleźć w podobnej sytuacji. Na pewno część kibiców może być sfrustrowana, ale większość rozumie sytuację Lechii widzi wkładany trud.
Co musiał pan zmienić na początku?
Przychodząc do Lechii, wiedziałem, że jest potrzeba wprowadzenia zasad i ich konsekwentnego przestrzegania niezależnie od nazwiska. Drużynie ewidentnie brakowało dyscypliny. To była jedyna droga.
Istniała w zespole grupa bankietowa?
Rzeczywiście była w drużynie duża sielanka i spore rozpuszczenie. Myślę, że kibice mieli dosyć takiej bardzo aroganckiej drużyny. […]
Wiadomo, że relacje na linii trener – zawodnik różnie się układają, ale rzadko się zdarza, że aż tylu piłkarzy uderza w byłego szkoleniowca. Spodziewał się pan, że niemal od razu po otrzymaniu zaległych wynagrodzeń zaczną wylewać żale w mediach?
Chodzi w tym wypadku o konkretną grupę, która ostatnio była w konflikcie z klubem. Często zdarza się, że potem trener staje w niezręcznej roli. Znajduje się między młotem a kowadłem, bo nie jest stroną i trudno zająć mu stanowisko.
Nie chciał pan od razu odpowiedzieć na te zarzuty, tylko wolał pan poczekać na koniec sezonu?
Nie kusiło mnie, bo nawet nie wiem, przed czym miałbym się bronić. Mówiąc wprost, nie chciałbym wchodzić do tego szamba i się w nim taplać. Jest tyle pracy z obecną drużyną, zawodnikami, którzy chcą się rozwijać. Myślę, że nie mam się czego wstydzić, odbudowałem kilku doświadczonych piłkarzy, wprowadziłem wielu młodych. Przygotowałem też kilku chłopaków pod zagraniczny transfer, co dla klubu jest bardzo ważne. Mam swój kręgosłup moralny i jestem konsekwentny w swoich działaniach. Nie wiem, w którym miejscu byłaby teraz Lechia, gdybym przychodząc, nie podjął wielu trudnych decyzji i nie trzymał się swoich zasad.
Maciej Murawski ocenia transfery Legii. Były piłkarz warszawskiego klubu chwali m.in. pozyskanie Artura Boruca. Wspomina, jak młody Boruc “nawinął” go na treningu.
Świetny ruch pod każdym względem. 40 lat to wiek, który dla bramkarza nie jest ograniczeniem. Artur przyjechał do stolicy wypoczęty, czuje ogromny głód grania, nie jest „zajechany”. Szybko złapie meczowy rytm i stanie się Borucem sprzed lat. To pozytywna osoba, sportowe i mentalne wzmocnienie zespołu. Dobrze zadziała na szatnię. Zawsze był bezczelny – w pozytywnym znaczeniu. To pierwszy bramkarz, który mnie „nawinął” na treningu. Wtedy bramkarze nie grali tak dobrze nogami jak teraz. Zaskoczył mnie, bo zrobił to w czasach, w których to ja byłem „stary”, a on „młody”. […] W klubie zrobiono wiele, by pomóc i ułatwić trenerowi stworzyć zespół zdolny walczyć o awans do grupy europejskich pucharów. Pamiętając ostatnie lata nie wolno mówić, że coś nam się należy i musimy się zakwalifikować, bo przyszło czterech dobrych piłkarzy. Nie ma sensu narzucać presji, natomiast Legia wydaje się mocniejsza niż przed rokiem. Trener Vuković już ma fundamenty zespołu, niczego nie musi – jak przed rokiem – budować i zaczynać od początku.
Ruch transferowy w Białymstoku. Jagiellonia jest bliska ściągnięcia na Podlasie Fedora Cernycha. Jest też szansa, że “Jaga” zgarnie Mateusza Młyńskiego, o którego walczy m.in. z Zagłębiem Lubin.
Już minionej zimy tajemniczy wpis na facebookowym koncie Litwina o treści „Wracam” zelektryzował kibiców Jagi. Sądzili, iż jest to sygnał od napastnika, zapowiadający comeback do białostockiego klubu. Okazało się, iż na żarty zebrało się bratu Fedora, który dopadł do jego konta… Dziś, już bez żadnych dowcipów, można oznajmić: temat powrotu Černych do Jagiellonii jest poważny. Ósmy klub poprzedniego sezonu ekstraklasy chciałby pozyskać Mateusza Młyńskiego z Arki Gdynia. 19-latek spadł z dotychczasowym klubem z ligi, ale prawdopodobnie zostanie na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, bo interesuje się nim… pół ligi. Wśród ośmiu–dziewięciu chętnych jest Jagiellonia, ale konkurencja jest poważna. Zagłębie Lubin zaproponowało Arce 250 tys. euro, ale gdynianie odrzucili tę ofertę.
Kamil Kosowski także ocenia transfer Artura Boruca. Zastanawia się, czy kibice nie będą mieli wobec niego zbyt dużych oczekiwań. Wie o czym mówi, bo przecież sam wracał do kraju po europejskich wojażach.
Pułapki na pewno są. Trudno dziś znaleźć kibica Legii, który nie ma nadziei, że Artur zdecydowanie pomoże Legii w awansie do Ligi Mistrzów czy Ligi Europy. Nauczony doświadczeniami wiem jednak, że to nie musi być takie proste. Boruc będzie miał genialne mecze i będzie jednym z faworytów do nagrody dla bramkarza sezonu, ale nie wszystko od niego zależy, bo defensywa stołecznego zespołu w poprzednim sezonie nie przypominała monolitu. Bramkarze są też szczególnie narażeni na błędy. Ciekawy jestem, jak potencjalne pomyłki Artura zostaną odebrane przez fanów. My lubimy krytykować zawodników albo wypominać im, że zarabiają sporo kasy za to, że chwilę potrenują, pograją, a na koniec rozczarują w europejskich pucharach. W Europie zawodnik cieszy się większym szacunkiem. Na niektórych graczy mogłoby to mieć wpływ, ale Artur jest na tyle mocny psychicznie, że spokojnie sobie z tym poradzi.
Sport
Przebudowa ataku Piasta Gliwice trwa w najlepsze. Zielone światło na transfer dostał Patryk Tuszyński. Na Śląsku został negatywnie zweryfikowany, więc czas na kogoś nowego.
Tuszyński najczęściej wchodził w drugich połowach meczów i przypięto mu łatkę „napastnika defensywnego”. Dużo biegał, walczył, przeszkadzał, ale… nie robił tego, czego powinien, czyli nie strzelał goli. 36 meczów ligowych i jedno, jedyne trafienie, w meczu z Wisłą Kraków na 4:0, gdy jego losy były rozstrzygnięte. Umówmy się, jest to bilans bardziej odpowiadający obrońcy, choć jest w ekstraklasie wielu skuteczniejszych defensorów […] Cały sezon, to dość czasu by zweryfikować gracza. Ten najbliższy będzie przejściowym, a trener Waldemar Fornalik buduje nową drużynę. Coraz więcej mistrzów opuszcza Gliwice i sztab dobiera nowe klocki. Zwłaszcza w ofensywie. Jest już Michał Żyro, a będzie także nowy snajper, bo gliwiczanie takowego już szukają. No i nie wiadomo, jaka przyszłość czeka Piotra Parzyszka, który wzbudza zainteresowanie zagranicznych klubów. Ale to już temat na później…
Podbeskidzie Bielsko-Biała szuka wzmocnień w Izraelu. Pod Klimczoka może trafić Lidor Cohen. Brzmi znajomo? Możliwe, bo przed laty w Bielsku grał… Liran Cohen. Zawodnika oferowano także Jagiellonii.
Podbeskidzie interesuje się Kamilem Wojtkowskim, który poprzedni sezon spędził w Wiśle Kraków. Pozycja, a więc miejsce w środku pola, się zgadza. Niemniej status młodzieżowca już nie, bo gracz ten skończył w tym roku 22 lata. Podbeskidzie wzmocnienia w środku pola jednak potrzebuje, choć wydaje się, że transferowym priorytetem beniaminka jest skrzydłowy. I właśnie ktoś taki się pojawił. Chodzi o niespełna 28-letniego lewoskrzydłowego pomocnika z Izraela, Lidora Cohena. To wychowanek Maccabi Petah Tikva, który w barwach tego klubu występował przez trzy ostatnie sezony. Wcześniej, również przez trzy lata, był graczem Beitaru Jerozolima. Według medialnych doniesień, zawodnik, który ostatnio grał na zapleczu izraelskiej ekstraklasy, został zaoferowany – przez swoich menedżerów – nie tylko Podbeskidziu, ale też Jagiellonii Białystok.
Kibice Rakowa długo główkowali, kim jest tajemniczy “Z”, który ma trafić do ich klubu. Okazuje się, że będzie to Damian Zbozień z Arki Gdynia.
Raków w najbliższych dniach zakontraktuje nowego zawodnika. Nie wiadomo jeszcze kto nim będzie, choć najczęściej padają dwa nazwiska – Maciej Wilusz i Damian Zbozień. Obie potencjalne transakcje wydają się ciekawe, jak i pełne niepewności. Jeżeli któryś z wymienionych defensorów faktycznie trafi do Rakowa, to będzie to dodanie sporej konkurencji do linii obronnej klubu z Częstochowy. Na zgrupowaniu w Warce, na którym obecnie przebywają zawodnicy trenera Marka Papszuna, jest tylko pięciu obrońców. Każdy nowy potencjalny defensor będzie mile widziany. Szczególnie lewonożny jak Wilusz. Zawodnika na pozycję pół-lewego stopera ze świecą w Rakowie szukać odkąd z drużyny odszedł Jarosław Jach. Był on jedynym lewonożnym stoperem w drużynie, a testowani zamiast niego zawodnicy nie zawsze prezentowali się wystarczająco dobrze, by zając jego miejsce.
Zagłębie Sosnowiec obrało kierunek portugalski. Do klubu trafił Joao Ribeiro i – jak informuje “Sport” – nie będzie to ostatni z piłkarzy z Półwyspu Iberyjskiego na Ludowym.
Portugalski pomocnik zbierał pochlebne recenzje na boiskach Liga Pro (odpowiednik Fortuna 1. Ligi), będąc 4-krotnie wybranym najlepszym zawodnikiem meczu, jak również w Pucharze Portugalii. W pierwszym ćwierćfinałowym spotkaniu przeciwko słynnemu FC Porto (1:1) został wybrany najlepszym zawodnikiem meczu. Przed przyjazdem do Polski miał podobno odrzucić dwie oferty z portugalskiej ekstraklasy. – To zawodnik, którego z działem skautingu oglądaliśmy przez cały sezon. Jak zresztą wielu innych graczy. Po dogłębnej analizie z trenerem Krzysztofem Dębkiem i jego współpracownikami zdecydowaliśmy się na transfer. To chłopak, który został wybrany do najlepszej jedenastki sezonu Liga Pro według renomowanego portalu Transfermarkt i Fut24 – podkreśla Robert Tomczyk, dyrektor sportowy Zagłębia. Piłkarzowi w adaptacji w nowy klubie pomaga rodak Fabio Ribeiro, który od początku roku pracuje na Ludowym jako trener-analityk.
Dawid Gojny, piłkarz GKS-u Jastrzębie, mówi m.in. o odejściu Jarosława Skrobacza. Zaznacza, że drużyna wstawiła się za trenerem i nie grała na jego zwolnienie.
Trener Jarosław Skrobacz w wywiadzie udzielonym „Sportowi” już po odejściu z Jastrzębia powiedział, że nie wszystkim piłkarzom odpowiadał system gry 4-3- 3, bo trzeba było więcej pracować w defensywie niż przy wcześniejszym ustawieniu. Pan też odniósł wrażenie, ze niektórzy koledzy byli zbyt „leniwi”, nie angażowali się na maksa?
– Ja zawsze wychodziłem na boisko, by realizować wskazówki trenera i wygrać mecz. Zawodnik jest od grania, a trener przygotowuje plan. Nie wiem, jak inni do tego podchodzili, chociaż czasami – mimo najszczerszych chęci – po prostu nie wychodzi. W sparingach nie narzekaliśmy na nowy system gry, a Piast Gliwice i czeska Opawa niewiele mogły nam zrobić. Gdy przychodzą porażki, szuka się dziury w całym. A trener Skrobacz zajmował się nie tylko trenowaniem, był również dyrektorem sportowym, na jego głowie były wszystkie transfery. Jak drużyna wygrywa, to zasługa piłkarzy, jak przegrywa – winien trener. To nieuczciwe stawianie sprawy, bo trener Skrobacz miał bardzo duży wkład w nasze zwycięstwa.
Był moment w trakcie rozgrywek, gdy mieliście obawy, że się nie utrzymacie?
– Szczerze? Aż takich czarnych myśli, że spadniemy, nie było. Mimo wszystko wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie wyjść z dołka, chociaż po porażce z Podbeskidziem był pewien niepokój. Pojawiły się w mojej głowie różne myśli, lecz spadek nie wchodził w grę. Przecież w ciągu kilku tygodni nie zapomnieliśmy, jak się gra w piłkę.
Na zakończenie szczerze, jak czekista z czekistą. Wiosną graliście przeciwko trenerowi Skrobaczowi?
– Nigdy w życiu! Były rozmowy w szatni, jak nie było wyników. O ile dobrze pamiętam, wszyscy stanęliśmy murem za trenerem. A że inni wieszali na nim psy…
Gazeta Wyborcza
W “Wyborczej” także sporo o Arturze Borucu. Dariusz Dziekanowski porównuje bramkarza Legii do Gianluigiego Buffona. Tu także przewija się temat zbyt wysokich oczekiwań.
– Powrót Artura to znakomita wiadomość dla kibiców Legii. Odzyskali idola, piłkarza, który zasługuje na to, by jego nazwisko skandować z trybun podczas meczów. W obecnej Legii takich nie ma. Trener Aleksandar Vuković stawia na solidne rzemiosło, piłkarzy przypominających mu samego siebie sprzed lat: pracusiów, którzy swoimi zagraniami nie podrywają kibiców z krzeseł – mówi Dariusz Dziekanowski, były legionista i 63-krotny reprezentant kraju. On uważa, że Boruc jest dla Legii tym, kim o dwa lata starszy Gianluigi Buffon dla Juventusu Turyn, czyli symbolem, autorytetem. Ale Dziekanowski zgłasza również wątpliwości. – Bo gdyby Juve składało ciężar odpowiedzialności za triumf w Lidze Mistrzów na barkach Buffona, bylibyśmy zdumieni, prawda? Od tego jest w Turynie inny świetny bramkarz – 30-letni Wojciech Szczęsny. Artur może pomóc Legii, ale wolałbym, żeby jej właściciel nie zasłaniał się entuzjazmem wokół Boruca w dyskusji o szansach drużyny na powrót do Europy. Artur ma dać Legii miejsce w fazie grupowej Ligi Mistrzów lub Ligi Europy? Nonsensem jest stawianie 40-latka pod taką presją – przekonuje.
Jest także tekst o Josipie Iliciciu. Słoweński piłkarz był bohaterem Atalanty Bergamo w tym sezonie, a teraz przez depresję może opuścić jego finał.
W ostatnich tygodniach dziennikarze coraz śmielej wspominali, że Słoweniec boryka się z problemami pozasportowymi i „nie jest w stanie myśleć o futbolu”. „La Repubblica” oraz „La Gazzetta dello Sport” sugerowały, że cierpi na depresję, którą wywołał lockdown. Fatalnie zniósł odosobnienie – sporo czasu spędził bez rodziny, od osamotnienia nie mógł też uciec na trening. „Corriere dello Sport” napisało, że zmaga się z kłopotem absolutnie prywatnym, a na zajęciach po ich wznowieniu zjawił się odchudzony o pięć kilo i skrajnie wyzuty z energii. Trener Gian Piero Gasperini napomykał, iż z każdym dniem maleje prawdopodobieństwo, że gwiazdor zagra we wspomnianym ćwierćfi nale Champions League z Paris Saint-Germain. Aż wreszcie klub ogłosił, że Ilicić poleciał do ojczyzny, by spotkać się z rodziną, i sezon się dla niego skończył. A media donoszą, iż zapada się w sobie – rozważa całkowite rozstanie z zawodowym futbolem. Teraz, gdy wzbił się na swój szczyt.
Fot. FotoPyK