
weszlo.com / Weszło
Opublikowane 01.08.2020 16:26 przez
redakcja
Artur Boruc nie musi nic nikomu udowadniać. Za nim kapitalna karta tak w klubach zagranicznych, jak i w reprezentacji Polski. Ale karta legijna? No ma mistrzostwo Polski z sezonu 01/02, ale był wtedy drugim bramkarzem, który zagrał tylko kilka spotkań. Puchary? Austria Wiedeń wrzuciła mu cztery bramki i to w zasadzie tyle z ważnych spotkań. Jego legijny rozdział może nie wymaga uzupełnień, ale jako legionista z krwi i kości na pewno chciałby z Legią ugrać więcej.
KANAR, KOZAK, MIŁOŚNIK ŻYCIA. SCENY Z DROGI ARTURA BORUCA
PISZ I DZIEKAN W SIEDLCACH
Powiedzieć, że Boruc to legionista, to nic nie powiedzieć. Marzec 1988. Na pucharowy mecz do Siedlec przyjeżdża Legia. Ojciec Artura, Władysław, hokeista siedlczan, zabiera syna na mecz.
Boruc z trybun ogląda Legię w składzie:
Zbigniew Robakiewicz – Dariusz Kubicki, Paweł Janas, Krzysztof Gawara, Zbigniew Kaczmarek (46 Tomasz Arceusz), Jan Karaś, Leszek Pisz, Krzysztof Iwanicki (71 Kazimierz Buda), Andrzej Łatka, Dariusz Dziekanowski.
Bramki wrzucają Iwanicki, Pisz, Łatka.
Dodajmy też, że na sport może nie był skazany, ale co tu kryć – miał utartą ścieżkę. W ekstraklasie zagrał też przecież Herbert Boruc.
Źródło: 90minut.pl
Boruc w seniorskiej Pogoni Siedlce debiutował już jako szesnastolatek. Później trafił do Legii II, w której barwach grał III-ligowy sezon 99/00. Taka to była liga – Arka, Radomiak, ale i znacznie mniejsze marki.
PÓŹNY DEBIUT
Ciekawe jest to, że jego debiut w Legii nie nadszedł szczególnie szybko. Może czasy się zmieniły i to dlatego. Ale dziś, gdy w lidze debiutują nastolatki, gdy w Jadze występuje szesnastoletni Dziekoński, a w Zagłębiu dostaje szanse rok starszy Bieszczad, jego debiut zdaje się dość późny. Boruc zadebiutował w lidze dopiero jako 22-latek. Wskoczył do klatki za kontuzjowanego w trakcie meczu Stanewa w meczu z Pogonią wiosną 2002 roku.
Przez te kilka meczów sprawował się dobrze, wystąpił też w Pucharze Ligi – może sobie dopisać mistrzostwo i to pomniejsze trofeum pucharowe. Ale jak Stanew się wyleczył, grał dalej. Nie było takiego olśnienia, po którym Boruc nie wypuściłby już bluzy z numerem 1. Pucharowa przygoda, podczas której Legia grała z Barceloną, Utrechtem czy Schalke, przepadła mu. Tylko oglądał jak bronią inni.
Rok wcześniej, rzecz jasna, spotkania z Valencią również obserwował z boku.
OSIĄGNIĘCIA? TAK, ALE OSOBISTE
Stanew zimą sezonu 02/03 odszedł, a awaryjnie do jakiejkolwiek rywalizacji z Borucem ściągnięto Zorana Mijanovicia. Boruc wygrał tę rywalizację, ale wtedy Legia nawet nie awansowała do pucharów.
Ugruntował sobie jednak tamtej wiosny pozycję – dowodem fakt, że Legia na bramkę po sezonie sprowadziła tylko Andrzeja Krzyształowicza. Nie da się ukryć, było jasne kto tu jest drugim golkiperem.
Marek Jóźwiak opowiadał nam: – Boruc pasował do Legii charakterem. Choć nie uchodził za faceta rozgadanego, to potrafił się śmiać i żartować, a to najważniejsze. Nie pamiętam, żeby intonował przyśpiewki w autokarze, choć pojawiały się takie wspomnienia innych osób, ale na pewno miał ładny głos. Mówiliśmy mu, że powinien spróbować się w „Szansie na sukces”. Generalnie, Artur lubił towarzystwo kilku osób, z którymi się trzymał i bawił. Nigdy do przesady, ale wiadomo – miał swoje ścieżki, którymi chodził. Jeżeli ktoś mi mówi, że nakierowywał się na typową, profesjonalną karierę, no to trudno, żebym się nie uśmiechnął. Boruc był pracowity, potrafił się mobilizować, ale imprez nie odpuszczał. Taki miał styl życia, jeżeli chciał coś zjeść, to zjadał i tyle. Nie przejmował się, czuł się świetnie. Jeżeli później bronił dobrze, to nie widziałem żadnego problemu, nawet jak miał z dwa czy trzy kilogramy nadwagi.
Kolejne dwa lata to jego rządy.
Ale kolekcjonował tylko osiągnięcia indywidualne. Odkrycie Roku 2004 według „Piłki Nożnej”. Piłkarski Oscar 2005 dla najlepszego bramkarza ligi. Piłkarz sezonu Legii sezonu 04/05 według czytelników „Naszej Legii” i jeszcze kilka innych, podobnych. Do tego zaczął też grać w kadrze. Natomiast trofea drużynowe ani drgnęły.
Czasy były dla Legii trudne. Sezon 03/04: tylko dwie porażki przez cały sezon. Między listopadem 2003 roku a końcem sezonu legioniści tylko dwa razy zgubili punkty – przegrali z Wisłą w Krakowie i zremisowali z Groclinem w Grodzisku. Poza tym same wygrane, w tym 7:2 z Polonią czy 6:0 z Widzewem. A jednak i tak stracili pięć punktów do Wisły i zostali wicemistrzem.
W kolejnym sezonie tylko ligowy brąz, a do mistrzowskiej Wisły legioniści stracili aż 15 punktów. Był wtedy gwiazdą, niekwestionowanym idolem, ale Legia była w cieniu Białej Gwiazdy, nawet jeśli potrafiła ograć ją 5:1 u siebie.
Puchary? Dwa mecze z FC Tbilisi, potem porażki z Austrią Wiedeń i to by było na tyle. Karta całkowicie do zapomnienia. A raczej: nadrobienia.
Łukasz Surma: – Pociągał za sobą tłum przede wszystkim dlatego, że był dobrym bramkarzem. Charyzma swoją drogą, ona była rzeczą oczywistą, ale Boruc był też nieobliczalny. Pamiętam, jak strzelał karnego z Widzewem. Żeby to zrobić, trzeba mieć w sobie nutkę szaleństwa i odwagi, bez względu na wynik. Za to kochali go kibice. Po meczach chodziliśmy na kolację na miasto i faktycznie – ludzie do Boruca podchodzili, jednak szał było widać przede wszystkim na Łazienkowskiej, gdzie zawsze skandowano jego imię. Zdarzało się, że wdawał się w utarczki słowne z trenerami, ale nie mówimy o wielkich kłótniach czy konfliktach. Ot, sytuacje, jakich w szatni piłkarskiej wiele. Pamiętam czasy, kiedy Boruc był drugim bramkarzem za trenera Okuki. Był niezadowolony, to na pewno, ale na głowę szkoleniowcowi nigdy nie wszedł. Pomimo wszystko znał swoje miejsce w szeregu. Były z dwie czy trzy sprzeczki w szatni z trenerem Kubickim, ale mówimy o drobnostkach.
MIŁOŚĆ WIECZNIE ŻYWA
Bywa, że piłkarz ledwo melduje się w klubie, a już deklaruje nie wiadomo jakie przywiązanie. Bywa, że zagra kilka spotkań, a już całuje herb. Borucowi nie można odmówić: u niego ta miłość do legijnych jest po prostu szczera. Wyjechał, ale za granicę, robić karierę – i ją tam zrobił. Natomiast o Legii nigdy nie zapomniał.
W 2007 potrafił przyjechać na mecz z Wisłą Płock.
Ostatnio w Glasgow był na meczu z Rangers.
Boruc nie musiałby wracać na Legię. Ale ewidentnie chce to zrobić, chce coś z tym klubem wygrać, chce pomóc mu zapisać ważną kartę w pucharach. Mistrzostwo ma inny smak, gdy dołożysz nie cegiełkę, ale zapieprzałeś tydzień w tydzień z taczką. Dlatego coś nam mówi, że Boruc w Legii nie będzie napędzany tylko tym, że to jego klub. Boruc ma motywację, by z Legią coś jeszcze wygrać.
Fot. FotoPyK
Fot. NewsPix
Opublikowane 01.08.2020 16:26 przez
Główny powód powrotu można odnaleźć na stronie plotek.pl w wypowiedzi małżonki: ,,Ruszam zaraz z marką odzieżową, więc i tak planowałam być tutaj częściej. Czas na zmiany nie mógł być zatem lepszy.” No i chyba tez koronawirus pokrzyżował plany podboju Ameryki na zakończenie kariery.
Tego można Legii zazdrościć – takich piłkarzy. Jako fan Lecha szczerze gratuluję takiego piłkarza / takich piłkarzy – Rado, Vuko, Magiera, wcześniej Kowal, Kosa, Dziekan, Pisz. Lech też ma swoje gwiazdy. Natomiast ciekawi mnie to czy kiedyś Kownacki, Kamiński, Linetty, Bednarek wrocą? Wątpię. Lewandowski? Prędzej w Polsce zagra w Legii niż w Lechu.. No nic. Tylko pogratulować
Łukasz, taka refleksja to żadkość u kibica Lecha,
Kownacki może wrócić szybciej aby się odbdować.
Dodatkowo Legia to absolutny nr1, więc ci którzy wracają, mają szsnsę na zakończenie kariery mistrzostwem, to też jest plusem i przyciąga.
Lech Rutkowskich cały czas błądzi po omacku i nigdy nie wiesz czego się spodziewać.
Co chodzi o Lewego, to mimo tego, że Legia potraktowała go tak a nie inaczej, to jednak warszawiak i urodzony zwycięzca, wiec chyba chciałby coś na koniec udowodnić.
Wątpię jednak aby zakończył karierę w Polsce
Z Lewandowskim jest jak z Papieżem . Do kraju jako piłkarz już nie wróci. Choć jak już to do Legii. W wawie ma rodzine jak i mieszkania…
To w końcu wróci czy nie wróci, zdecyduj się.
Piekne ze sa piłkarze legendy w Polsce, ktorzy poza hajsem maja pewne zasady, lojalność i pasje. Kuba uratował Wisle Kraków, do tego gra za darmo zaraz 3 sezon. Mogl isc do Legii poprosić o 100k i by dostal od ręki, nawet za samo nazwisko i wartość marketingowa. Boruc jest jebniety na punkcie Legii i nie trzeba nikogo przekonywać, kibice wielu klubow zazdroszczą takich postaci ktore wychodzą tylko poza kwestie materialne i całym sobą identyfikują sie z klubem. Nie wiem jak z Sobotą w Śląsku ale ten trend jest bardzo dobry i oby z roku na rok rósł w sile bo wszyscy na tym skorzystają.
Z całym szacunkiem.
Błaszczykowski wrócił do Wisły, bo chciał załapać się do kadry na mistrzostwa Europy.
W Legii tak kontuzjogenny zawodnik nie łapalby się do pierwszej 11, jako współwłaściciel Wisły ma pewny skład nawet z urwaną nogą, wiec wybrał to co dla niego najlepsze. Bardziej interes niż miłość do klubu.
Nie zgodzę sie z Tobą. Oczywiście Euro bylo motywacją jak najbardziej ale przedstawiłes to krzywdząco – ze tylko prywatny interes mial znaczenie. Raczej cala reszta czynow temu przeczy. A 1,5 roku temu w sytuacji jakiej byla Legia wierz mi ze Miodek by na kleczaco ten kontrakt podpisywał. Szczególnie ze Legia miala podejscia pod Kube jak siedzial w Wolfsburgu. Wiec schowaj dume do kieszeni tym razem
Oczywiście, że bzdura. To tak samo jak napisać, że Wisła pociągnęłaby by Borucowi, byleby go mieć u siebie.
Czy mógłbyś nie używać w swoich wypowiedziach słów, których znaczenia nie rozumiesz?
Albo od razu napisz u jakich zawodników Wisły Błaszczykowski spowodował kontuzje?
Marniutko cieniutko Predzej autor tego artykulu straci nedzna prace anizeli Boruc cos z Legia osiagnie Czekam na krytyke
A co tu krytykować, jak na leczenie jest za późno, lubisz robić z siebie idiotę, to rób.
Legii nigdy nie kibicowałem, ale Arcika uwielbiałem od zawsze. Chyba właśnie dlatego, że był z jednej strony niecodzienny, lekko niepokorny, oryginalny, a sportowo zawsze, ale to zawsze się bronił. Zdarzały mu się jakieś tam gorsze chwile, ale on miał ten charakter i świetnie wypadał w meczach istotnych. W życie prywatne mu nie zaglądam, to jego sprawa.
Mam trzydziestkę i kurczę, niewielu mam polskich piłkarzy z którymi tak sympatyzuję. Miał jaja, był pozytywną postacią, czasami coś odwalił, ale bez przesady. Swoje na boisku zawsze robił. Nie ma mowy o braku profesjonalizmu skoro w wieku 39 lat przedłużał z nim kontrakt zespół z Premier League.
Ale przede wszystkim chyba podobało mi się to, że był takim piłkarzem „prawdziwym”. W sensie – angażował się emocjonalnie w kluby w których grał. Nie był tylko najemnikiem, ale stał się kibicem Legii, stał się kibicem Celticu. Nie miał w dupie, nie przychodził pograć i wziąć wypłatę, tylko właśnie się angażował. Takich zawodników się lubi. Szczególnie, że o Arturze nie można powiedzieć iż robił cokolwiek na pokaz, on takim pozytywnym dziwakiem jest i dodając do tego niewątpliwą sportową klasę – chcę więcej takich ludzi w piłce. Także cieszy mnie, że zagra w lidze, z całą pewnością sprawia to, że obejrzę wszystkie mecze Legii z jego udziałem, a normalnie oglądam może z 10 w sezonie.
2006,2008 ratował nam dupę na Mistrzostwach, gdyby nie on to skończyłyby się one jeszcze większym blamażem i kompromitacją. Swego czasu według światowych mediów top 3 bramkarzy na świecie. Jego postawa pozaboiskowa plus porywczy charakter, najprawdopodobniej przeszkodziły mu w transferze do topowego klubu na świecie bo umiejętności na grę w dużo lepszym klubie niż w tych w których występował miał niewątpliwie. Rok, dwa lata wstecz solidnie prezentował się gdy dostawał szansę na grę, więc sportowo, marketingowo to strzał w 10. Gdyby przyszedł do Legii ktoś spoza kraju z takim CV, to można byłoby mieć wątpliwości, czy nie będzie odcinał kuponów, ale co do Artura to mamy pewność, że da z siebie wszystko.
Boruc bronił genialnie w Celticu, był wówczas jednym z najlepszych bramkarzy na świecie. Podobnie we Fiorentinie, gdzie szybko wygryzł bodaj Reya z bramki! Na linii, w grze nogami, w obronie strzałów z dystansu nie miał równych. Znacznie lepszy niż Dudek, lepszy niż Młynarczyk, może także lepszy od Tomaszewskiego, choć trudno porównywać. Będzie świetny w Legii, podobnie jak Van der Sar w MU.
Był genialny w bramce Celtiku, do tego dochodziło regularne wkurwianie kibiców Rangers swoim zachowaniem, znak krzyża i obojętność na ich wyzwiska robiły z Boruca jeszcze większego ulubieńca tłumów.