Reklama

Kibice Korony chcą dymisji prezesa. Zając: Odejdę, gdy będę chciał

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

04 lipca 2020, 08:07 • 8 min czytania 2 komentarze

– Kibice są wściekli i otwarcie domagają się dymisji prezesa. W mediach społecznościowych ruszyła akcja, która ma zmusić Zająca do odejścia. Jednak on nie zamierza ustępować. – To ja będę decydował, czy i kiedy odejdę. Nikt z zewnątrz nie będzie mi mówił, co mam robić – stwierdził buńczucznie na antenie Canal+ Zając. Kilka chwil wcześniej prezes zarzekał się też, że polityka transferowa Korony w ostatnich latach była dobra. Kibice oglądając mecz z Arką i większość poprzednich spotkań swojego zespołu w obecnym sezonie, mogli mieć inne zdanie na ten temat – czytamy w “Przeglądzie Sportowym”. Co poza tym dziś w prasie?

Kibice Korony chcą dymisji prezesa. Zając: Odejdę, gdy będę chciał

“SPORT”

Mały finał dla Piasta i Śląska – to kluczowe starcie w kontekście pucharów i wicemistrzostwa.

Pierwszy z „małych finałów” może być kluczowy, bo Śląsk nie dość, że gra bardzo dobrze, to jest sąsiadem gliwiczan w ligowej tabeli i ma podobne cele jak Piast. – Nie jest to dla mnie zaskoczeniem, że Śląsk jest tak wysoko. Ma na tyle mocny skład, który na to pozwala. Ma zawodników z przeszłością reprezentacyjną, dobrze i umiejętnie dobranych graczy zagranicznych. Jest to solidny zespół, niewygodny dla wielu drużyn. My też przegraliśmy dwa mecze ze Śląskiem, w których powinniśmy punktować. Jeśli nie wygrywać, to chociaż remisować, bo stwarzaliśmy naprawdę dużo sytuacji, których nie potrafiliśmy wykorzystać – mówi trener Fornalik.

Rozmówka z Maciejem Ambrosiewiczem z Wisły Płock. Trochę o formie zespołu, trochę o jego sezonie po transferze z Górnika.

Reklama
Sezon powoli dobiega końca. Jak go pan ocenia z perspektywy klubu i swojej?

– Jeśli chodzi o klub, to nie ma on jeszcze pewnego utrzymania (dawała je piątkowa wygrana Korony z Arką – przyp. red.). To był pierwszy cel. Patrząc jednak na to jak to wszystko się toczyło, to jest niedosyt, bo przecież przez moment byliśmy liderem. Była na pewno szansa, by znaleźć się w tej czołowej ósemce i tego szkoda. Co do utrzymania, to mamy przekonanie, że uda się nam je zapewnić.

A jeśli chodzi o pana?

– Z pierwszej rundy nie jestem do końca zadowolony, bo nie grałem tyle, ile bym chciał. Przyszedłem jednak do Wisły w trakcie sezonu, trudno było mi od początku w nią wejść. W drugiej części rozgrywek było już lepiej, po zimie zacząłem grać w pierwszym składzie. Co prawda na 4-5 spotkań wykluczyła mnie kontuzja, a następnie przyszła pandemia. Po niej w miarę gram, więc mogę być zadowolony.

Bayern chce w tym sezonie zdobyć podwójną koronę. Dzisiaj może dołożyć do trofeum drugie tegoroczne trofeum – Puchar Niemiec.

Mistrzostwo monachijczycy już wywalczyli, a dzisiaj o godzinie 20.00 na Stadionie Olimpijskim w Berlinie zmierzą się z Bayerem Leverkusen w finale Pucharu Niemiec. Faworyt jest oczywisty. Miesiąc temu oba zespoły zmierzyły się w Bundeslidze i Bawarczycy wygrali w Leverkusen 4:2. Jedną bramkę zdobył wtedy Robert Lewandowski, który w całej karierze „tylko” trzykrotnie sięgał po DFB-Pokal. Najefektowniejsze zwycięstwo w finale odniósł w 2012 roku w barwach Borussii, gdy dortmundczycy rozbili 5:2… Bayern, a „Lewy” skompletował hat trick. Gracze Leverkusen są jednak dobrej myśli. – W piłce nożnej nic nie dostaje się za darmo. Zwycięstwo nie wymaga cudu, tylko dobrego dnia – mówił bramkarz piątej drużyny minionego sezonu Bundesligi, Lukas Hradecky.

Reklama

“PRZEGLĄD SPORTOWY”

Dziś Legia może świętować zdobycie tytułu przy Bułgarskiej. Wystarczy zremisować w Poznaniu. I choć mecze między tymi drużynami był zacięte w tym sezonie, to oba wygrała drużyna ze stolicy.

– Najważniejsze, że ten zespół idzie w dobrym kierunku. W tym sezonie Legia pokazała zdecydowanie więcej niż pozostali. Gdyby nie kontuzje i koronawirus, już wcześniej przypieczętowałaby mistrzostwo. Po wznowieniu rozgrywek przede wszystkim wygrała dwa bardzo trudne mecze: z Lechem i z Wisłą Kraków. Jeśli w tym pierwszym spotkaniu wygraliby gospodarze, zrobiłoby się jeszcze dużo zamieszania – Chorwat przypomina mecz, który rozegrano 30 maja. Zespół Aleksandara Vukovicia zwyciężył w nim 1:0 po bramce Tomaša Pekharta. – Jestem przekonany, że gdyby wówczas wygrał Lech, to dziś mocno by na nas napierał, byłby tuż za naszymi plecami . Nie mam wątpliwości, że funkcjonujący dalej w ten sposób zespół z Poznania będzie dla nas groźnym rywalem w przyszłym sezonie – trener Legii docenia pracę, którą wykonuje Dariusz Żuraw. Natomiast w Warszawie bardzo mocno doceniają to, czego w tym sezonie dokonał Vuković. Najlepszym dowodem na to jest przedłużenie z nim umowy do końca czerwca 2022.

Korona przyklepała wczoraj swój spadek. Kibice chcą dymisji prezesa Zająca, a ten mówi, że odejdzie dopiero wtedy, gdy będzie chciał.

A kibice są wściekli i otwarcie domagają się dymisji prezesa. W mediach społecznościowych ruszyła akcja, która ma zmusić Zająca do odejścia. Jednak on nie zamierza ustępować. – To ja będę decydował, czy i kiedy odejdę. Nikt z zewnątrz nie będzie mi mówił, co mam robić – stwierdził buńczucznie na antenie Canal+ Zając. Kilka chwil wcześniej prezes zarzekał się też, że polityka transferowa Korony w ostatnich latach była dobra. Kibice oglądając mecz z Arką i większość poprzednich spotkań swojego zespołu w obecnym sezonie, mogli mieć inne zdanie na ten temat. Kielczanie niby próbowali atakować, niby stwarzali sobie sytuacje, ale tak nic z tego nie wynikało. Frustrację wywołaną słabą grą i złą sytuacją w klubie widać było też po Bartoszku. Szkoleniowiec kielczan kilka razy spiął się przy linii bocznej z arbitrem technicznym i jeszcze przed przerwą został ukarany czerwoną kartką. Daleko jednak nie odszedł, bo sprawnie przeskakując przez barierki usiadł na trybunach i stamtąd z zatroskaną miną oglądał spotkanie.

Rozmowa z Michałem Globiszem o tym, dlaczego Arka znalazła się w tym miejscu, gdzie jest teraz. Czyli na kursie do I ligi.

Potrafi pan wskazać moment, w którym klub zaczął zmierzać w złym kierunku? Po awansie do ekstraklasy przyszły sukcesy, których ówczesny skład nie mógł gwarantować, a mimo wszystko się to udawało. Zbyt mocno uwierzono, że Arka powinna znaczyć w polskiej piłce jeszcze więcej?

Nie, tak raczej myśleli jedynie szaleńcy. My zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że patrząc na nasze możliwości, był to wynik osiągany ponad stan. Ale odpowiadając na pana pytanie, tym momentem było przyjście panów Midaków. Kiedy Wojtek Pertkiewicz (były prezes klubu – przyp. red.) odchodził, zostawił klub w bardzo dobrej kondycji finansowej. Przejmował go, kiedy miał duże długi, ale sukcesywnie je zmniejszano. Oddając klub innemu prezesowi, zostawił go z nadwyżką finansową. Panowie Midakowie to roztrwonili, jednocześnie sami nie dając żadnego zastrzyku gotówki.

Bankructwo było blisko?

Bardzo blisko. Widzieliśmy wszyscy, jak łatwo i szybko można spieprzyć pracę wielu osób. Trzeba przyznać, że to się akurat tym panom udało. Szkoda, bo zawiedli wiele osób. Mam porównanie z okresu, w którym pracowali Pertkiewicz, Edward Klejndinst, Janusz Kupcewicz, ja i Robert Wilczyński odpowiadający za młodzież. My się spotykaliśmy, rozmawialiśmy, często nawet się kłóciliśmy. Łącznie z trenerem Leszkiem Ojrzyńskim, ale został wypracowany jakiś model działania i samej gry. Dyskusja była twórcza i przynosiła efekty.

Latem szykuje się spore wietrzenie szatni w Płock. Odejdą pewnie m.in. Furman, Stefańczyk, Adamczyk czy Kuświk. A lista życzeń Wisły jest długa – otwiera ją Petteri Forsell.

Wisła nie czeka jednak na ostateczną decyzję trzykrotnego reprezentanta Polski i poszukuje potencjalnych następców. Na szczycie listy życzeń ekipy z Mazowsza jest Petteri Forsell. Pomocnik Korony Kielce po zakończeniu rozgrywek będzie wolnym zawodnikiem i z pewnością wiele klubów ekstraklasy będzie chciało go mieć u siebie. Fin gra co prawda na nieco innej pozycji niż Furman, ale mógłby go zastąpić w roli egzekutora stałych fragmentów, a po nich Wisła strzeliła już 20 goli (drugi wynik w lidze). Na antenie Weszło.FM dziennikarze radia mówili również o zainteresowaniu z płockiej strony byłymi graczami Legii: Thibault Moulinem (ostatnio wypożyczony z PAOK Saloniki do Skody Xanthi) i Michałem Kucharczykiem (rosyjski FK Ural). Wiemy też, że jak co kilka miesięcy ożywa temat powrotu do Wisły Łukasza Sekulskiego (ŁKS Łódź), którego można traktować jak wychowanka Nafciarzy. 

“SUPER EXPRESS”

Przemysław Płacheta imponuje formą i nie ma się co dziwić, że spoglądają w jego kierunku nowe kluby. Sylwetka skrzydłowego Śląśka.

Pasją Przemka pozostała natomiast lekkoatletyka. W rodzinnym domu w Łowiczu wciąż wiszą jego medale z dziecięcych mistrzostw Polski w biegu na 60 m. – Do dziś lubię patrzeć na sprinterów. Kiedy są igrzyska, nie ominę finału. Najbardziej lubiłem oglądać Usaina Bolta, który był niesamowity – przyznaje i z rozbrajającą szczerością dodaje, że podczas swojej przygody z piłką nożną spotkał tylko jednego szybszego od siebie zawodnika: – Jeszcze w RB Lipsk trenowałem z Timo Wernerem, który miał niesamowity gaz. Ale przegrać z nim to żaden wstyd. Nie przez przypadek trafił do Chelsea. Dzięki znakomitej grze Płacheta znalazł się na celownikach zachodnich klubów: Olympiakosu Pireus i Realu Valladolid.

Grosicki walczy razem z WBA o powrót do Premier League. Ostatnio nie grał, ale z Sheffield Wednesday wszedł i zaliczył asystę.

Ostatnio brakowało dla niego miejsca w kadrze West Bromwich Albion. Ale to już przeszłość. Kamil G r o s i c k i (32 l.) dał superzmianę w wygranym 3:0 meczu z Sheffield Wednesday w angielskiej Championship. Wystarczyło mu dwadzieścia minut, aby zachwycić komentatorów i zapisać asystę przy trzecim golu dla ekipy z Birmingham. Polak znów włączył „Turbo”.

“GAZETA WYBORCZA”

O fenomenie socjologicznym rywalizacji Lecha z Legią – skąd się to wzięło i dlaczego te napięcia są tak intensywne?

W Polsce nie mamy do czynienia z takimi klasycznymi derbami, w których dwa najpotężniejsze zespoły pochodziłyby z jednego miasta. Starcia Legii z Lechem je w jakimś stopniu zastępują, choć w ostatniej dekadzie to drużyna z Warszawy jest hegemonem ekstraklasy. Wygrała ją w tym czasie pięciokrotnie, Lech tylko dwa razy – od pięciu lat spisuje się notorycznie poniżej oczekiwań. Ale co roku to właśnie zespół z Poznania uchodzi za głównego rywala Legii. I rywalizuje z nią na wielu polach: o trofea, prestiż, zainteresowanie mediów, pieniądze, zawodników i wreszcie prymat w szkoleniu młodzieży, bo też ten aspekt stał się ostatnio ważny, odkąd wychowankowie okazali się kluczem do sportowych sukcesów w kraju i finansowych zysków za granicą. To do Lecha od 2017 roku należał rekord transferowy polskiej ligi, gdy sprzedał Jana Bednarka do Southampton FC za 7 mln euro. Legia Warszawa w tym roku przebija go transferem bramkarza Radosława Majeckiego do AS Monaco, a teraz swojego utalentowanego obrońcę Michała Karbownika zamierza wypromować i sprzedać za jeszcze większe pieniądze. – Rywalizacja Lecha z Legią przez lata obrosła wieloma znaczeniami symbolicznymi. Podbieranie zawodników, napięcie między grupami kibiców, dramatyczne przebiegi wielu meczów. To wszystko buduje szczególną aurę tych spotkań. Opowiadanie o tej szczególnej aurze podtrzymuje ją. Takimi „opowieściami wokół” my również ją generujemy – dodaje Nosal.

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

2 komentarze

Loading...