W czwartkowej prasie m.in. Bartosz Kwiecień z Jagiellonii opowiada o chęci wzięcia udziału w ustawkach po zakończeniu kariery, Jacek Ziober przepędziłby cały skład ŁKS-u, a Andrzej Kostyra nie zostawia suchej nitki na Michale Probierzu.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Jacek Ziober uważa, że w zasadzie cały obecny skład ŁKS-u trzeba przepędzić na cztery wiatry.
(…) Nie powiem, na których piłkarzy będzie można w pełni liczyć w następnych rozgrywkach. Nie powiem, bo naprawdę takich nie widzę. Dobra, mógłbym wymienić dwóch–trzech zawodników, ale to nie ma większego sensu, bo żaden nie zasłużył na wyróżnienie. Jest w ŁKS kilku młodych graczy, ale oni potrzebują czasu, a jego będzie brakowało. Czy zespół czeka kadrowa rewolucja? Trzeba być ostrożnym w takich procesach, bo łatwo można się przeliczyć i w kasie szybko pojawią się pustki. Dlatego z jednej strony to dobrze, że ŁKS w tym sezonie zaufał graczom, którzy wywalczyli awans do ekstraklasy. Wykosztować się i zadłużyć na hurtowe zakupy, a potem martwić się, skąd wziąć na spłatę zobowiązań to też nie jest dobre wyjście. Dla tych piłkarzy to też jest lekcja. Zobaczyli, gdzie znajduje się ich granica, i ile im brakuje do wysokiego poziomu. Trzeba też jednak wspomnieć o zawodnikach, którzy dołączyli do ŁKS. Grali do tej pory w klubach zaściankowych i okazali się niewypałami.
Rozmowa z Bartoszem Kwietniem z Jagiellonii. Po karierze być może stanie się on uczestnikiem ustawek.
Szykując się do rozmowy trafiłem na wątek pańskiej pasji ruchem kibicowskim.
Mam wielu przyjaciół i znajomych w kręgu kibicowskim Korony. Zaliczyłem trzy wyjazdy na jej ekstraklasowe mecze. Byłem na Piaście, w Łęcznej i na Cracovii. Tak jak na Podlasiu Jagiellonia nie ma konkurenta, tak samo w moim regionie jest z Koroną. Zawodnicy byli zżyci z kibicami. Wspólnie zrobiliśmy dużo akcji marketingowych, innych pozytywnych rzeczy. Trzymałem się z Kamilem Kuzerą, Maćkiem Korzymem. Zaznajomili mnie z kibicami. Fakt, interesuję się ruchem kibicowskim. Także tym nieformalnym. Bitki, zadymy, race. To mnie kręci. Od zawsze. Nie mogę wykluczyć, że zaangażuję się po zakończeniu przygody z piłką.
W ustawki?
Brakuje mi adrenaliny. Może tam ją znajdę? Nie lubię chamstwa, rzucania rac na boisko lub, co już jest nie do przyjęcia, w dzieci, kobiety siedzących na trybunach. Nie–na–wi–dzę, kiedy cierpią niewinni ludzie. Lecz jeśli dorośli faceci kibice umawiają się na bitkę w lesie, czy gdzieś, to nie mam z tym kłopotu. Jeżdżą dorosłe chłopy. Nie niszczą aut, trybun stadionu, wiedzą, co im grozi, na co się piszą.
Głośna afera dopingowa w drugoligowej Pogoni Siedlce ma dalszy ciąg, czyli odwołanie WADA. Możne to oznaczać kłopoty dla ukaranych piłkarzy.
(…) Spekuluje się, że łączna kara może sięgnąć nawet dwóch lat. Sportowy świat zna podobne historie. Swego czasu francuski pomocnik Samir Nasri został zdyskwalifikowany na 18 miesięcy za infuzję. Amerykański pływak i medalista olimpijski Ryan Lochte dostał 14-miesięczny zakazu startów.
Na początku czerwca minęło sześć miesięcy od dyskwalifikacji zawodników Pogoni (rozpoczęła się 5 grudnia) i… znów mogli grać. – W tej chwili nie ma argumentów, by kwestionować karę, od której odwołuje się WADA. Rozmawialiśmy z jej przedstawicielami, jak podchodzić do sprawy. Jest ona dość specyficzna. Zgodnie z pierwotną decyzją część wykonania kary została zawieszona. Do momentu zmiany orzeczenia tamta wersja nadal ma moc prawną. Jako POLADA nie mamy możliwości modyfikowania sankcji po jej wprowadzeniu. Z naszej strony nic nie stoi na przeszkodzie, by zawodnicy grali – dodaje dyrektor. – Gdyby orzeczenie z odwołania WADA w sprawie piłkarzy zostało uznane za zasadne i wyrok zaostrzy kary, czas, w którym piłkarze rozgrywali mecze, zostanie potraktowany jako przerwa w odbywaniu kary. Realnie więc na razie zostali odsunięci na pół roku. Gdyby w trakcie postępowania okazało się, że częściowe zawieszenie kary było nieuzasadnione, wówczas zostanie im doliczony brakujący okres do odbycia ostatecznej zarządzonej dyskwalifikacji – tłumaczy Rynkowski.
Barcelonie nie pasują sędziowie. Realowi Madryt kalendarz. O rzekomych problemach gigantów dyskutuje cała Hiszpania, ale w ich tle z podobnymi kłopotami zmaga się pozostałych 18 ekip.
Ostatnią debatę wywołał Gerard Pique. Po bezbramkowym remisie Barcy z Sevillą powiedział, że jego klubowi trudno będzie obronić mistrzostwo. – Patrząc na to, co widzieliśmy, nie wydaje mi się, by Real stracił punkty – stwierdził Katalończyk. Choć ani słowem nie wspomniał o arbitrach, to wszyscy zinterpretowali jego słowa jako ich krytykę, bo w pierwszych meczach Królewskich podejmowali oni kontrowersyjne decyzje. A debata tylko przybrała na sile po spotkaniu Los Blancos z Realem Sociedad (2:1), gdy znów doszło do kontrowersji – anulowano gola dla Basków i uznano bramkę, przy której Karim Benzema miał pomagać sobie ręką. – Jeśli Pique się tak wypowiedział, to najwyraźniej miał do tego powody – uznał Riqui Puig, młody pomocnik Blaugrany, po starciu z Athletikiem (1:0).
SPORT
Rozmowa z Ireneuszem Kościelniakiem, nowym trenerem Miedzi Legnica. Widać, że za dużo powiedzieć nie chciał.
(…) Czy podczas „rozmowy kwalifikacyjnej” więcej czasu poświęcił pan na przypomnienie swojej kariery piłkarskiej, ze 133 występami w ekstraklasie, trzema Pucharami Polski i dwoma Superpucharami, czy na przedstawienie swojej drogi trenerskiej, na czele z pracą asystenta Dariusza Gęsiora w reprezentacji Polski U-19?
– Rozmowa była jedną z najbardziej merytorycznych na temat piłki nożnej, jaką przeprowadziłem w moim życiu. Skoncentrowałem się w niej na tym, że prowadzenie Miedzi to dla mnie duże wyzwanie, ale także ogromna szansa. Oczywiście pojawiły się w niej konkretne techniczne sprawy, raporty i analizy, jednak spotkałem się z ludźmi, którzy kochają swój klub, zależy im na poprawie obecnej sytuacji i szukają nowych rozwiązań. Szczerość, dobra atmosfera i profesjonalne podejście właściciela klubu Andrzeja Dadełły czy dyrektora Marka Ubycha utwierdziły mnie w przekonaniu, że dobrze wybieram.
Miał pan już wcześniej jako zawodnik albo szkoleniowiec kontakt z kimś ze sztabu szkoleniowego lub z piłkarzy będących w kadrze Miedzi czy też jest to dla pana „nowa ziemia”?
– Od 29 lat siedzę w polskiej piłce. W ekstraklasie zadebiutowałem jako 20-latek i 17 lat byłem piłkarzem, a 12 lat pracuję jako trener. W 2016 roku ukończyłem z wyróżnieniem kurs UEFA PRO, a razem ze mną egzaminy zdawali między innymi Marek Papszun, Krzysztof Brede i Zbigniew Smółka. Trudno zatem mówić o „nowej ziemi”. Piłkarzy Miedzi znam dobrze z… obserwacji, a z trenerem bramkarzy, Aleksandrem Ptakiem, 20 lat temu graliśmy razem w GKS-ie Bełchatów. Teraz jednak najważniejsza jest Miedź. Bardzo wierzę w ten zespół, choć na razie ma on problemy, które szybko musimy rozwiązać. Przede wszystkim trzeba poprawić grę obronną. To musi być monolit.
W tym tygodniu nie było jeszcze rozmowy Bogdana Nathera z trenerem GKS-u Jastrzębie, Jarosławem Skrobaczem, więc musiała się w końcu pojawić.
Jak odreagował pan porażkę z Zagłębiem Sosnowiec?
– Nie było to nic szczególnego, ale nie jest mi do śmiechu. Przegraliśmy kolejny mecz, a wcześniej seria trzech porażek z rzędu na własnym boisku nam się nie zdarzyła. Cokolwiek teraz powiem, każdy zinterpretuje to po swojemu. W tej chwili wszyscy widzimy, jakie spustoszenie poczyniła strata Kuby Wróbla. On był dużą osobowością nie tylko na boisku, ale również w szatni. Adam Wolniewicz też potrafił wstrząsnąć szatnią. Na pewno teraz nasza gra nie jest taka, na jaką nas stać. W przeszłości graliśmy lepsze mecze, ale również gorsze. Zdarzało się jednak, że przegrywaliśmy te, w których graliśmy dobrze, a wygrywaliśmy takie, w których prezentowaliśmy się słabo. Teraz trudno nam się „zebrać”, seryjne porażki nie wpływają dobrze na morale zawodników. Chciałbym jednak wyraźnie zaznaczyć i przypomnieć wszystkim, że celem nakreślonym przed rozpoczęciem sezonu przez władze klubu było utrzymanie w I lidze. Myślę, że tak się właśnie stanie. To my sami, czyli piłkarze i sztab, podnieśliśmy sobie poprzeczkę. Wyzwaniem dla nas było zajęcie szóstego miejsca w tabeli, premiowanego barażami o awans do ekstraklasy. Ci, którzy oczami wyobraźni widzieli nas już w elicie, powinni zejść na ziemię.
Fabian Piasecki z Zagłębia Sosnowiec, lider strzelców I ligi, zaczyna wzbudzać zainteresowanie klubów Ekstraklasy.
(…) W pańskiej przygodzie z piłką był taki czas, że nie było kontraktu, miał pan status piłkarza bezrobotnego. Zgrupowanie w Sofii z innymi bezrobotnymi zawodnikami dużo panu dało?
– Po Olimpii Zambrów długo czekałem na oferty, byłem wtedy wolnym zawodnikiem bez ważnej umowy. A miałem za sobą dobry sezon. Nie było żadnych zakazów, więc zdecydowałem się skorzystać z opcji wyjazdu na obóz dla bezrobotnych piłkarzy. Pierwszy tydzień to było zgrupowanie w Rybniku, drugi – Sofia. Byliśmy tam tydzień i zagrałem w towarzyskim turnieju. Zostałem królem strzelców, uwierzyłem w siebie. Ten wyjazd to był dobry ruch z mojej strony. Mogłem wtedy siedzieć w domu, nic nie robić, ale wybrałem co innego. Chciałem się sprawdzić i tego nie żałuję.
To był trudny okres dla pana, ale po chwilowym zastoju strzela pan gole i… przyciąga wzrok klubów ekstraklasy. Ponoć są już pierwsze oferty.
– Istotnie, są zapytania, 15 goli w pierwszej lidze na pewno robi wrażenie. To nie jest mało, ale teraz chcę jeszcze bardziej skupić się na grze w Zagłębiu i powalczyć o ekstraklasę. Chciałbym, by kibice wiedzieli, że Zagłębie jest teraz dla mnie najważniejsze, a nie rzeczy, które wydarzą się za moment, za miesiąc. Coś fajnego chcę zrobić właśnie tutaj, najważniejsza jest dla mnie drużyna.
SUPER EXPRESS
Andrzej Kostyra uważa, że Michał Probierz kompromituje się w Cracovii.
To, co w Cracovii robi Probierz, którego ja darzyłem dużą sympatią i wydawał mi się inteligentnym człowiekiem, jest zaprzeczeniem inteligencji –mówi ekspert „Super Sportu” Andrzej Kostyra. – Nie może wystawiać jednego Polaka, młodzieżowca, dlatego że musi… To polityka, która nie trzyma się kupy. Probierz się kompromituje. Ten facet roztrwonił cały swój kapitał sympatii – dodał.
Fot. FotoPyK