Reklama

Legia Warszawa na autostradzie do mistrzostwa Polski?

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

01 czerwca 2020, 08:18 • 11 min czytania 4 komentarze

– To siła zespołu Legii, któremu wystarczył jeden ligowy mecz po przerwie, a już wieszczy się mu mistrzostwo Polski. Dziś ma osiem punktów przewagi nad drugim w lidze Piastem, który także w sobotę ograł Wisłę Kraków aż 4:0, i aż 12 nad Lechem. – Legia ma już taką przewagę, że jej dogonienie na ten moment jest niemożliwe – dodawał w sobotę ciut podłamany trener Żuraw. I gratulował jej otwartej drogi do tytułu – czytamy w “Gazecie Wyborczej”. Co tam dziś w prasie?

Legia Warszawa na autostradzie do mistrzostwa Polski?

“PRZEGLĄD SPORTOWY”

Legia obrała kurs na mistrzostwo, w czym pomogli jej piłkarze Lecha Poznań. Van der Hart piąstkował w plecy Crnomarkovicia, Pekhart zdobył jednego z najłatwiejszych goli w karierze.

W pozornie niegroźnej sytuacji bramkarz Lecha Mickey van der Hart tak niefortunnie zabrał się do piąstkowania piłki sprzed własnej bramki, że trafi ł nią… w plecy kolegi z zespołu Djordje Crnomarkovicia. Przez chwilę wydawało się nawet, że Kolejorz zostanie uratowany, bo piłka spadła na poprzeczkę, ale ostatecznie szczęście nie było po stronie poznaniaków. Futbolówka wróciła w pole gry, gdzie już czekał na nią Pekhart, który zdobył swoją pewnie najłatwiejszą bramkę w karierze. – Spadła z nieba prosto pod moje nogi. Byłem w odpowiednim miejscu i czasie. Tam, gdzie powinien być napastnik – podsumował po spotkaniu 31-letni Czech. W sobotę znalazł się w wyjściowej jedenastce tylko dlatego, że z powodu czerwonej kartki otrzymanej jeszcze przed zawieszeniem rozgrywek nie mógł wystąpić Jose Kante. I ze swojego zadania wywiązał się wzorowo.

Reklama

Piętnaste derby Trójmiasta na poziomie Ekstraklasy – po raz piętnasty Arka nie potrafiła ograć Lechii. Skończyło się jak zawsze. Bohaterem gdańszczan zdobywca hat-tricka – Flavio Paixao.

Arka zbyt szybko uwierzyła w zwycięstwo. Chwilę później wyrównał Łukasz Zwoliński, a do końca spotkania zostało kilka minut. W doliczonym czasie gry Lechia ponownie otrzymała rzut karny. Paixao pewnym strzałem skompletował hat tricka. Arka jeszcze ruszyła po remis, ale w ostatniej akcji meczu piłka wylądowała na poprzeczce bramki Kuciaka. Tym samym Lechia nadal nie przegrała z Arką w ekstraklasie. Sytuacja gdynian jest coraz gorsza. Arka traci do będącej na 15. miejscu Korony już cztery punkty.

Po występie Piasta znów zapachniało tym zespołem, który w zeszłym sezonie zdobywał mistrzostwo Polski. Gliwiczanie znokautowali Wisłę Kraków 4:0.

Piast zagrał za to tak, jak na mistrza Polski przystało. Na grę gospodarzy patrzyło się z przyjemnością, zwłaszcza Piotra Parzyszka i Jorge Felixa. Pierwszy strzelił dwa gole, wyrastając na prawdziwego kata Wisły, ponieważ w jesiennym starciu tych drużyn (2:1) również zdobył dwie bramki. Z kolei Felix trafi ł raz i miał dwie asysty, siał prawdziwy popłoch w szeregach defensywnych rywali, a dzięki świetnemu wyszkoleniu technicznemu potrafi ł wyjść spod presji nawet trzech wiślaków. Parzyszek z Felixem to prawdziwy duet godny mistrza Polski. Obaj strzelili w sumie już 22 gole w tym sezonie ekstraklasy i pod tym względem są zdecydowanymi liderami zespołu. – Mieliśmy długą przerwę, ale potwierdziliśmy, że jesteśmy bardzo mocni. Wyszliśmy wysokim pressingiem i szybko zrobiło się 2:0, więc plan się udał. Żartowaliśmy w szatni, że teraz pewnie wszyscy będą mówili, że to Wisła była taka słaba, ale myślę, że zasłużyliśmy na komplementy. Jako drużyna pokazaliśmy, że jesteśmy solidni – powiedział w rozmowie z klubowymi mediami szczęśliwy Parzyszek.

Reklama

Felieton Antoniego Bugajskiego o wiecznym niespełnieniu Pogoni Szczecin. Wygląda na to, że ten sezon też nie spełni oczekiwań kibiców “Portowców”.

Gdy w Szczecinie zaczął powstawać nowy stadion, miało się wrażenie, że budowlańcy nie zdążą go oddać do użytku przed występem Portowców w europejskich pucharach. Tymczasem piłkarze często zachowują się tak, jakby nie chcieli dopuścić do niezręcznej sytuacji, w której mecze o Ligę Europy w roli gospodarza trzeba rozgrywać w innym mieście. A jednak nadal można sobie grać w Szczecinie nie tylko dlatego, że w warunkach pandemii i tak nie wolno zapełniać trybun kibicami, ale również z tego powodu, że Europa znowu Pogoni ucieka. Najdalej wysunięty na zachód klub ekstraklasy to wciąż tylko stwierdzenie faktu geografi cznego. I choć postępy z budową nowoczesnego stadionu robią wrażenie, nie można tego powiedzieć o budowie drużyny. Runjaic jest skazany na wieczne łatanie składu. Nie można go z odpowiedzialności za rozczarowujące w tym roku wyniki całkowicie rozgrzeszać – w końcu to on przygotowuje drużynę, godzi się na pewne rozwiązania i podejmuje strategiczne decyzje dla jej funkcjonowania. Na pewno nie jest jednak hamulcowym, a z najlepszych spraw, jakie w ostatnich latach przytrafiły się Pogoni, w pierwszym rzędzie trzeba wymienić zatrudnienie niemieckiego szkoleniowca, który wyciągnął drużynę z dużego kryzysu. Tylko że to już nie wystarcza.

“Prześwietlenie” Łukasza Olkowicza – z Łukaszem Mazurem, m.in. byłym prezesem Górnika Zabrze. Przede wszystkim o finansowaniu polskiej piłki z kieszeni podatnika, o wkładzie samorządów w kluby, o próżności lokalnych polityków.

Gdzie nie spojrzeć, samorząd jest obecny w ekstraklasie pod różnymi postaciami. Jako właściciel, udziałowiec, dotujący, fundujący stypendia piłkarzom, stawiający stadiony.

Do tego dochodzi wsparcie spółek skarbu państwa. Jedynym profesjonalnym klubem w Polsce, który nie korzystał z pomocy samorządów, była Nieciecza. Prawda jest taka, że polską piłkę w dużej mierze finansują podatnicy – od największego klubu do najmniejszego.

Sorry, taki mamy klimat.

Mówimy o środkach publicznych, czyli wydawaniu cudzych pieniędzy. W piłkę ładujemy potężne środki, lecz efektów brak. A to już ociera się o marnotrawstwo. Nie byłoby tej dyskusji, gdyby kluby utrzymywane przez samorządy co roku grały w Lidze Mistrzów albo osiągały sukces w Lidze Europy. Wtedy mieszkańcy się cieszą, a my jesteśmy w stanie wykazać celowość wydatków, podkreślić znaczenie marketingowe. Jednak dziś związku między finansowaniem piłki a wynikami nie widać. Błędy w zarządzaniu wynikają z tego, że rządzą ludzie słabi, często z nadania miast. W polskiej piłce jest nadmiar prezesów powiązanych z lokalnymi władzami. A to ich rozleniwia. Jeśli zabraknie pieniędzy, to zawsze ktoś w mieście dosypie.

Dlaczego miasta chcą być w polskiej piłce?

Po pierwsze, panuje dziwne przekonanie, że dzięki głosom kibiców można wygrać wybory. To nieprawda. Po drugie, każdy taki klub jest kolejną synekurą dla różnego rodzaju, że tak powiem, pociotków władzy. A po trzecie, klub w rękach miasta zaspokaja chęć pokazania się rządzących, zdobycia oklasków, pochwał.

Felieton Dariusza Dziekanowskiego – tym razem w większości o Krzysztofie Piątku. Że jeśli nie może wejść w duże buty, to niech zamieni je na mniejsze.

Powszechne było oczekiwanie, że w takim klubie jak Hertha poradzi sobie bez problemu, stanie się gwiazdą. Dobrze, że po tym trudniejszym okresie pojawiły się symptomy poprawy (czyli gole), ale jedną rzecz trzeba sobie uświadomić: Piątek nie jest piłkarzem, który w kontrakcie będzie miał zapisaną gwarancję występów w pierwszej jedenastce. Takiego zapisu nie ma ani Lewy, ani Messi, ani Ronaldo. Bo wchodząc na pewien poziom, cały czas trzeba udowadniać klasę. Im ten poziom wyższy, tym trzeba bardziej ją udowadniać – taka w tym jest pułapka. Do tej pory wielu kibiców patrzyło na Piątka przez różowe okulary, nie dostrzegało jego braków – że nie potrafi grać tyłem do bramki, że nie jest zbyt mocny w grze kombinacyjnej poza szesnastką. Piątek, żeby zbliżyć się do Lewandowskiego, albo nawet Arkadiusza Milika, musi stać się piłkarzem bardziej kompletnym. Takim, który w trudnych momentach będzie potrafi ł wziąć na siebie odpowiedzialność za wynik spotkania, a nie tylko dostawiać nogę i kończyć akcje kolegów. W jego karierze były euforia, entuzjazm. Teraz przyszedł czas, żeby twardo pochodzić po ziemi w trochę za dużych butach. I albo trzeba do nich dorosnąć, albo nauczyć się w nich chodzić, albo zmienić na mniejsze (pieniądze)…

“SPORT”

Górnik Zabrze wygrał na wyjeździe po ponad roku czekania. Przełamał się rzecz jasna w Łodzi – u najsłabszej drużyny ligi.

Tymczasem w 36 minucie było 1:0 dla zabrzan. Fatalnie podawał doświadczony Maciej Dąbrowski, piłkę przejął Prochazka i zagrał do Angulo. Potem trafiła ona do Giakoumakisa, który z kilkunastu metrów uderzył tak, że Malarz nie miał nic do powiedzenia. Było to debiutanckie trafienie Greka w jego drugim ekstraklasowym występie. Końcówka pierwszej połowy to przewaga zespołu trenera Marcina Brosza, choć znowu urwał się Pirulo, ale w porę został zablokowany przez dobrze ustawionego Przemysława Wiśniewskiego.

Później seria relacji – ale raczej w formie minutówek, więc nic odkrywczego, pominiemy. Dalej – raport z Tychów, gdzie GKS chce powalczyć jeszcze o coś więcej niż spokojny byt w środku tabeli.

Kibice GKS-u Tychy, odliczający godziny do pierwszego gwizdka sędziego, zastanawiają się nad tym, w jakim składzie tyszanie wybiegną w czwartek na murawę. – Dla mnie najważniejsze jest to, że nasz fizjoterapeuta na niedzielnym treningu zameldował: „wszyscy zdrowi i gotowi do zajęć” – dodaje szkoleniowiec tyszan. – W trakcie majowego okresu przygotowawczego zdarzyły się drobne urazy, czy problemy zdrowotne. Na przykład Bartek Szeliga skręcił staw skokowy i na dwa dni został wyłączony z zajęć, ale wchodzimy w czerwiec w pełnym składzie i oby tak było do końca sezonu. Na kilka dni przed pierwszym gwizdkiem nie mam jeszcze wyjściowej jedenastki. Pracujemy z 22-osobową kadrą, w której obowiązuje zasada, że wszyscy są potrzebni. Konkurencja jest bardzo potrzebna i dlatego wyznaję zasadę: każdy zawodnik w naszej kadrze musi mieć świadomość, że może grać i każdy, że może nie grać.

Rozmówka z Krzysztofem Brede, trenerem Podbeskidzia Bielsko-Biała. Główny kandydat do awansu starał się maksymalnie wykorzystać czas i możliwości treningowe.

Brak możliwości rozegrania chociaż jednego meczu sparingowego był dużym problemem?

– Może to nie był problem, ale na pewno utrudnienie. Nie można było ocenić działania drużyny na tle przeciwnika. Musieliśmy to robić na własnym tle. Staraliśmy się rywalizować w gierkach wewnętrznych, a wiemy doskonale, że wiąże się to z pewnego rodzaju ułatwieniem. Załóżmy, że prawy obrońca robi cały czas te same rzeczy i jest łatwy do „przeczytania” dla kolegi z drużyny. Dlatego jest taki kłopot z oceną.

Podczas treningów zapewne większość czasu poświęciliście na analizę zagadnień taktycznych.

– 80 procent takich treningów nagrywaliśmy. Później to wszystko analizowaliśmy i ocenialiśmy. Drużyna miała odprawy i pokazywaliśmy jej, aby miała świadomość tego, jak to wszystko wygląda. Można rzec, że wygląda to tak, jakby takiej przerwy nie było. Ale wszystkiego dowiemy się, kiedy zacznie się liga. Po analizie dwóch gier wewnętrznych, które odbyliśmy, wygląda to dobrze.

Pożegnanie Jerzego Pilcha – wielkiego kibica futbolu, ale przede wszystkim wielkiego fana swojej ukochanej Cracovii.

Tak Jerzy Pilch zwykł mawiać o swoich ukochanych „Pasach”, stając się zarazem rzecznikiem kibiców wszystkich polskich drużyn piłkarskich, bo przecież każdemu z nas towarzyszą podobne odczucia, z tej samej gliny jesteśmy ulepieni. Nikt nie opowiadał o piłce tak, jak on, zachowując niezwykły balans między należytym dystansem, częstokroć puszczeniem oka do czytelników, słuchaczy czy rozmówców, a traktowaniem futbolu jako coś cholernie poważnego. W piątkowy wieczór internetowa przestrzeń została zasypana jego różnymi wypowiedziami, cytatami czy archiwalnymi wywiadami – z Rzeczpospolitej” albo „Gazety Wyborczej”, ale gościł także na łamach „Sportu”, niejednokrotnie przepytywany przez Tomka Muchę. Po latach czyta się te wywiady jednym tchem. Nieraz zastanawiamy się, jaki dać tytuł do spisanej właśnie rozmowy, jakie wyimki wyłuszczyć czytelnikom. Wywody Jerzego Pilcha o piłce to jeden wielki tytuł, wyimek, cytat, ale też trafna analiza czy prognoza czegoś, co wydarzy się w przyszłości. – Jak atakują analfabeci, trudno: trzeba się bronić abecadłem – powtarzał, tyle że przy nim za analfabetów uchodziłaby zapewne większość z nas. Być może również analfabetów piłkarskich, ale to przecież była jego druga miłość. Tą pierwszą pozostawała literatura.

“SUPER EXPRESS”

Robert Lewandowski strzelił w Bundeslidze już wszystkim zespołom – w weekend pokonał wreszcie bramkarza Fortuny Dusseldorf i wciąż marzy o legendarnym rekordzie Gerda Muellera.

Lewandowski pobił też inny rekord, należący do legendarnego Gerda Muellera. W tym sezonie „Lewy” ma już 29 bramek, co wcześniej nie udało się żadnemu piłkarzowi w jego wieku (wszyscy byli młodsi). Dotychczasowy rekord należał właśnie do Muellera, który w sezonie 1976/1977 również jako 31-latek strzelił 28 goli w Bundeslidze (także w barwach Bayernu). Lewandowski przywrócił nadzieję, że może dogonić inny rekord Muellera – 40 ligowych goli w sezonie 1971/1972.

Piotr Rocki znajduje się w stanie krytycznym po tym, jak pękł mu tętniak. Dziś “Rocky” rozgrywa swój najtrudniejszy bój.

Zawsze uśmiechnięty, zawsze dowcipny, dusza piłkarskiego towarzystwa. Wczoraj jednak wszystkich przeszyła bolesna wiadomość o tym, że Piotrowi pękł tętniak i że znajduje się w stanie krytycznym. Informację podaną przez portal weszlo.com potwierdził między innymi Wojciech Grzyb, były piłkarz Ruchu Chorzów, który rozmawiał z synem Piotra. Również klub Ruch Radzionków, gdzie u schyłku kariery grał Rocki i gdzie później był w sztabie szkoleniowym, potwierdził tę potworną informację. „Piotr Rocki leży w śpiączce farmakologicznej w szpitalu, a wszystkie jego funkcje życiowe są sztucznie podtrzymywane przez aparaturę” – czytamy w oświadczeniu śląskiego klubu.

“GAZETA WYBORCZA”

Kolejna wspominka o tym, że Legia ma autostradę do mistrzostwa. O otwartej drodze po tytuł mówi nawet Dariusz Żuraw.

To siła zespołu Legii, któremu wystarczył jeden ligowy mecz po przerwie, a już wieszczy się mu mistrzostwo Polski. Dziś ma osiem punktów przewagi nad drugim w lidze Piastem, który także w sobotę ograł Wisłę Kraków aż 4:0, i aż 12 nad Lechem. – Legia ma już taką przewagę, że jej dogonienie na ten moment jest niemożliwe – dodawał w sobotę ciut podłamany trener Żuraw. I gratulował jej otwartej drogi do tytułu. To rzeczywiście już autostrada do triumfu w ekstraklasie? Nawet jeśli Legię czeka jeszcze najważniejsza część sezonu, czyli siedem meczów grupie mistrzowskiej? – Rzeczywiście, droga jest świetna, teoretycznie bez wybojów, a auto rozpędzone. Ale pamiętajmy, że gdzieś za plecami Legii czai się gotowy do wrzucenia wyższego biegu Piast Waldemara Fornalika, który, wierzcie mi, niewiele sobie robi z opinii ekspertów. Tak samo zresztą jak rok temu, gdy wyprzedził Legię tuż przed metą – kończy Podoliński. 

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...