– Moim zdaniem absolutnie nie wrócą takie gaże dla piłkarzy I-ligowych, to wręcz niemożliwe. Zgadzam się z Mateuszem Borkiem, że to najdroższa liga świata. Dla mnie takie stawki w niej, gdzie kluby są dotowane z pieniędzy samorządów, to absurd – mówi w “Przeglądzie Sportowym” Radosław Witkowski, prezydent Radomia. Co poza tym dziś w prasie?
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Rozmowa z Ireneuszem Mamrotem po przejęciu Arki. O rozstaniu z Jagiellonią, refleksjach na bezrobociu i nowym wyzwaniu w Gdyni.
Po trudnej współpracy z Cezarym Kuleszą trafia pan do kolejnego specyficznego szefa: Jarosława Kołakowskiego, dla którego kierowanie klubem to nowość. Jest już pan zaprawiony w takich relacjach?
Oceny można wystawiać, gdy się jest w klubie przez dłuższy czas. Nie pracowałem w wielu zespołach, ale wszędzie wyglądało to tak samo. Bez względu na to, kto był szefem, na początku rozmowy zawsze były fajne i miłe. Cała prawda wychodzi na jaw później. Bardzo ceniłem sobie sytuację w Głogowie. Prezesi byli tam różni, ale ich postrzeganie trenera nie zmieniało się wraz z wynikami. W trudnych momentach szkoleniowiec musi dać wsparcie zawodnikowi, by wyszedł z kryzysu. Moim zdaniem to powinno dotyczyć też trenera, on także potrzebuje wsparcia od władz klubu. Wtedy drużyna czuje, że człowiek, który ją prowadzi, ma mocną pozycję. W klubach, w których byłem, raczej to wsparcie miałem. Może nie wszędzie do końca, ale generalnie było.
Czego nauczyło pana zwolnienie z Jagiellonii?
Bardzo wielu rzeczy, dlatego rozmowy z Arką trwały kilka dobrych dni. I od razu zaznaczę, że najkrótsze były te dotyczące kwestii finansowych. W tej sprawie bardzo szybko się dogadaliśmy. O innych aspektach dyskutowaliśmy dłużej. Choćby o tym, jak widzę kształt tej drużyny. Mówiłem, że chcę mieć wpływ na politykę transferową, kiedy będę chciał sprowadzić jakiegoś piłkarza, potrzebuję pełnego poparcia władz. Jednym słowem: zaufania. Praca w Jagiellonii wiele mnie nauczyła. Najważniejsze jest codzienne funkcjonowanie. I nie tylko na początku, bo wtedy zawsze jest kolorowo. Ważne jest, aby zdanie trenera było traktowane tak samo również później, nawet kiedy jest gorzej. Wiem też, jakie błędy popełniłem. Kiedy długo jest się w jednym miejscu, trudno niektóre rzeczy zmienić, bo wygląda to nienaturalnie. Inaczej wygląda to w nowym miejscu, kiedy jest się już po analizie swojej poprzedniej pracy
Jak poradzą sobie kluby, gdy rady miasta nie będą sypać już tak hojnie groszem? Opisane m.in. przypadki rzeszowskie czy sosnowieckie.
Najczęściej pieniądze z urzędów do klubów płyną dzięki dwóm umowom – na promocję oraz upowszechnianie kultury fizycznej (realizację zadań). Pierwsza, jak wskazuje nazwa, wiąże się z promowaniem miasta dzięki meczom. Ale teraz, gdy ligi się zatrzymały i brak jest spotkań, nie ma też mowy o rozsławianiu miast na boisku. Odczuli to dwaj rzeszowscy II-ligowcy – Stal i Resovia. Miasto za porozumieniem stron rozwiązało z nimi umowę na promocję. Dla Resovii oznacza to stratę około 400 tysięcy złotych. Przy budżecie w wysokości 2,6 miliona złotych to odczuwalna kwota. – W umowie jasno określono, co mamy zrobić, więc decyzję prezydenta przyjąłem ze zrozumieniem. W marcu musimy rozegrać mecze, w kwietniu rozegrać mecze… W mieście usłyszałem, że wrócimy do rozmów o dotacji, jeżeli zostaną wznowione rozgrywki. Jasny komunikat: będzie ustalony terminarz, to wtedy możemy usiąść, zastanowić się nad jej wysokością. Tak jest w większości klubów w niższych ligach. Najgorsze tylko, że my wciąż nie wiemy, czy będziemy grać – rozkłada ręce Wojciech Zając, prezes Resovii.
Radosław Witkowski, prezydent Radomia, przyznaje wprost – piętnaście tysięcy złotych miesięcznie dla piłkarza I ligi to skandal i że takie gaże już nie wrócą.
Napisał pan, że „15 tysięcy pensji dla pierwszoligowca to se nevratí”. Rzeczywiście te czasy nie wrócą?
Moim zdaniem absolutnie nie wrócą takie gaże dla piłkarzy I-ligowych, to wręcz niemożliwe.
Mówi pan o wszystkich w I lidze czy tylko o Radomiaku?
O I lidze. Zgadzam się z Mateuszem Borkiem, że to najdroższa liga świata. Dla mnie takie stawki w niej, gdzie kluby są dotowane z pieniędzy samorządów, to absurd.
Ale to u was piłkarze Radomiaka dostają miejskie stypendia po 15 tysięcy złotych.
Jeszcze pozostaje pytanie, jakie mają kontrakty, bo tego nie wiem. Nie wierzę, że dostają tylko 15 tysięcy z miasta.
Same stypendia to już bardzo dużo.
Co miesiąc otrzymuję listę do wypłaty i pod każdą się podpisuję. Tam więcej kwot zwróciło moją uwagę. Na przykład amerykański koszykarz dostawał z miasta 25 tysięcy złotych i to było demoralizujące.
Dzisiaj zapadnie klamka w Czechach – możliwe, że nasi sąsiedzi wrócą do gry już 25 maja, a później i jako pierwsi z widzami.
– Data wznowienia rozgrywek jest już ustalona. Ma to nastąpić 25 maja – mówi „PS” właściciel ekstraklasowego Bohemians Praga Dariusz Jakubowicz. – Dotyczy ona dwóch najwyższych poziomów rozgrywkowych. Niższe ligi już kilka tygodni temu skończyły granie – dodaje Bohumil Paukner, prezes drugoligowej Dukli Praga. Jednak czy 25 maja piłkarze faktycznie wybiegną na boiska, by rywalizować o punkty, rozstrzygnie się dziś w Pradze na spotkaniu przedstawicieli wszystkich klubów ekstraklasy i drugiej ligi. Prezesi mają przede wszystkim wydać zgodę na przedłużenie sezonu (wstrzymany został po 24. kolejce, do rozegrania zostało sześć serii spotkań części zasadniczej i pięć dodatkowej) do lipca. Pod uwagę brane są trzy scenariusze: normalne dokończenie rozgrywek, zakończenie ich na 30. kolejce albo anulowanie sezonu, a wtedy zespoły zostałyby na aktualnie zajmowanych miejscach. – W II lidze chcą grać w zasadzie wszyscy. W ekstraklasie pytania stawia liderująca Slavia Praga, ostatnie w tabeli 1. FK Príbram i może jeszcze trzy zagrożone spadkiem kluby – wylicza Jakubowicz.
“SPORT”
Waldemar Fornalik jak Adam Nawałka – też zabrał swoją drużynę na zgrupowanie do Arłamowa.
Władze gliwiczan nigdy nie były temu przeciwne i nie oszczędzały na przygotowaniach, bo wiedzą, jak ważny jest to element, który przynosi pozytywne efekty. Tak jest latem i zimą, podczas zagranicznych obozów. W tureckim hotelu Titanic Piastowi niczego nie brakowało, a po pobycie w nim klub sięgnął po pierwsze w historii mistrzostwo Polski. W tym sezonie obrońcy tytułu są drudzy w tabeli. Tuż przed przerwaniem rozgrywek ekstraklasy ich forma szła do góry. Piast pokonał zmienionym składem Arkę Gdynia i wygrał przy Łazienkowskiej z liderującą Legią Warszawa. Nic więc dziwnego, że w klubie z Okrzei zrobią wszystko, by zespół po powrocie na boiska nadal prezentował się dobrze. Ewentualne zaniedbania w okresie przerwy ligowej mogłyby sprawić, że wicemistrzostwo przejdzie koło nosa. A także olbrzymie pieniądze, bo w tym sezonie premie za zajęcie miejsc na podium są wyższe niż w latach poprzednich. Jest więc o co grać.
Podbeskidzie wróciło do treningów, a zarazem i do walki o Ekstraklasę. Najpierw testy, później zajęcia z piłkami.
Podbeskidzie było jednym z tych klubów pierwszoligowych, które pojawiły się w pierwszym komunikacie Komisji Medycznej PZPN-u w związku z otrzymaniem zgody na wspólne treningi. Dlatego już wczoraj, co zresztą wcześniej było zaplanowane przez trenera Krzysztofa Bredego, niemal wszyscy piłkarze stawili się przed południem w Dankowicach i zostali poddani badaniom. Tym razem chodziło o testy szybkościowe, a także badanie siły eksplozywnej, zwane potocznie testami mocy. Przypomnijmy, że pod koniec zeszłego tygodnia „górale” przeszli badania wydolnościowe. Na podstawie ich wyników zostaną precyzyjnie dobrane obciążenia treningowe na najbliższe dni. Można powiedzieć, że wczorajsze badania zainaugurowały okres przygotowawczy do wznowienia rozgrywek, który potrwa niemal cztery tygodnie.
Co dalej z Jerzym Brzęczkiem? Henryk Kasperczak widzi braki w obecnej grze kadry, ale jednak staje za selekcjonerem.
– W pracy trenerskiej zawsze są duże znaki zapytania. Zdarzało się przecież, że ten czy inny selekcjoner zakwalifikował się z prowadzoną przez siebie drużyną do finałów jakiejś imprezy, a potem nagle bywał odsunięty od prowadzenia zespołu – tłumaczy popularny „Henri”. – Powiedziałbym tak: trener podpisując umowę ma zawsze postawiony jakiś cel. W sytuacji z Jerzym Brzęczkiem przełożenie o rok Euro nie powinno spowodować tego, że nie będzie mógł poprowadzić w tym turnieju polskiej reprezentacji. Teraz mówimy o Lidze Narodów, gdzie przyjdzie mu grać z silnymi rywalami, Włochami i Holandią. Znając wymagania prezesa Bońka, to tworzy on taką dosyć napiętą sytuację i presję w stosunku do selekcjonera. Rozumiem, że chce, żeby ta prowadzona przez niego drużyna grała lepiej i pokazała się z jak najlepszej strony, jeśli chodzi o wartość i jakość gry, bo tego jeszcze nie zaprezentowała. Mnie wydaje się jednak, że powinno być przeciwnie, że trener Brzęczek powinien być dodatkowo umotywowany. Powinno być jasno powiedziane – dobrze, że twoja drużyna awansowała, ale jednocześnie oczekujemy lepszej gry.
Dziś decyzja o tym, co dalej z III liga. Będzie dograna? Nie będzie? Jeśli nie, to czy będą awanse i spadki? Tarcia na linii ZPN-y i PZPN wydłużają oczekiwanie na werdykt.
Pewnie wszystko działoby się szybciej, gdyby nie – będąca już tajemnicą poliszynela – różnica zdań w sposobie zakończenia sezonu. Dziś nikt się nie zastanawia, czy to uczynić, tylko na jakich zasadach. Zbigniew Boniek opowiada się za awansami i spadkami, zaś szefowie wojewódzkich ZPN-ów – za awansami i brakiem spadków, a finalnie to oni zarządzają rozgrywkami (Warmińsko-Mazurski ZPN w grupie I, Wielkopolski ZPN w II, Śląski ZPN w III i Lubelski ZPN w IV). Przez piłkarską Polskę przetacza się obecnie dyskusja i zewsząd słychać głosy tych, którzy byliby pokrzywdzeni najbardziej, skoro prezes PZPN chciałby pozbawić ich możliwości sportowej walki o utrzymanie na kilkanaście kolejek przed końcem sezonu. Do rozegrania została przecież niemal cała runda wiosenna! – Wina w tym jest niczyja. To tak jak w podstawówce czy liceum. Rok szkolny trwa, dzieciaki miały niemalże semestr przed sobą. I co? Nauczając zdalnie stwierdzimy, że usadzamy kogoś na drugi rok w tej samej klasie? – pyta Adam Buczek, trener Zagłębia II Lubin, plasującego się w strefie spadkowej tabeli grupy III.
“SUPER EXPRESS”
Bayern z Robertem Lewandowskim spędza tygodniową kwarantanne w luksusowym hotelu. Na warunki piłkarze raczej nie mogą narzekać.
Hotel Infinity znajduje się 20min od centrum Monachium, w zacisznym mieście Unterschleißheim. Goście mogą korzystać z luksusowego SPA z krytym basenem, sauną, łaźnią parową, centrum odnowy biologicznej i studiem kosmetycznym. Jest też oczywiście siłownia, w której gwiazdy Bayernu będą spędzać zapewne mnóstwo czasu. Do dyspozycji są też ekskluzywne restauracje i bar, w którym można ugasić pragnienie. Dla fanów czytania świetna informacja – w hotelu jest biblioteka. Dla sympatyków gry w tenisa również gratka – na terenie hotelu jest prywatny kort. W takich warunkach Lewandowski i spółka przygotowują się do niedzielnego meczu z Unionem Berlin.
Poza tym – Ibrahimović buja się w furze za dziesięć milionów, a Lloris kupił psa za 80 tysięcy. Odpuścimy sobie cytowanie.
“GAZETA WYBORCZA”
Rosario pożegnało zamordowanego Tomása Felipe „Trinche” Carlovicha, który dla miejscowych był legendą.
6 maja jechał rowerem w Santa Fe, zachodniej dzielnicy miasta, gdy został zaatakowany przez młodego mężczyznę. Zmarł dwa dni później, nie odzyskawszy przytomności. Miał 74 lata. W latach 70. uchodził za wirtuoza. Dla mieszkańców Rosario był takim samym idolem jak dziś Messi. – Najcudowniejszy piłkarz, jakiego w życiu widziałem – mówił trener Jose Pekerman. Cesar Luis Menotti, który z Argentyną zdobył tytuł mistrza świata, dodał, że już na pierwszy rzut oka „Trinche” był takim chłopakiem, co to w dzieciństwie ma tylko jedną zabawkę – piłkę. Kibice z Rosario uważają, że to właśnie „Trinche” Carlovich wymyślił podwójną „siatkę” lub „tunel”, czyli nie jednokrotne, ale dwukrotne przepuszczenie piłki między nogami przeciwnika. Sam zawodnik komentował to bez entuzjazmu. – Mieszkańcy Rosario mają bujną wyobraźnię. Parę razy udało mi się wykonać taką sztuczkę, ale nie było tego aż tak dużo.