– Obecnie prowadzona jest procedura prowadząca do zakupu testów na obecność koronawirusa. – Na rynku jest ich kilka, nie chciałbym mówić o nazwach. PZPN ogłosił przetarg, do którego zgłosiło się sporo firm. Za dwa, trzy dni zapadnie decyzja o wyborze oferty – mówi doktor Jacek Jaroszewski, lekarz reprezentacji Polski, przewodniczący Komisji Medycznej PZPN oraz członek specjalnej grupy przygotowującej wznowienie rozgrywek ekstraklasy. Według naszych ustaleń rozważany jest zakup dwóch rodzajów testów. Pierwszy, przesiewowy ma kosztować ok. 95 złotych za sztukę. Drugi, genetyczny jest droższy i jego cena to 400 złotych – czytamy w “Przeglądzie Sportowym”. Co poza tym dziś w prasie?
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Rozmowa z Bartoszem Bereszyńskim o tym, jak jego rodzina walczyła z koronawirusem – piłkarz Sampdorii ma chorobę już za sobą.
Czyli byliście całkowicie skazani na pomoc innych?
Nie mogliśmy wykonywać nawet prostych czynności. Problem stanowiło choćby wyniesienie śmieci. Mamy dwuletnie dziecko, więc w domu gromadzi się dużo odpadów, ale nie byliśmy w stanie ich usunąć. Gromadziliśmy worki na balkonie, co kilka dni ktoś z klubu przyjeżdżał, pomagał. Sampdoria we wszystkim nas wspierała. Robiliśmy listę zakupów, następnego dnia pracownik klubu je przywoził. Pojawiały się też utrudnienia, na które wcześniej nie zwróciłbym uwagi. Przez pierwsze dwa tygodnie miałem zepsuty domofon, co powodowało komplikacje, bo nie mogłem zamówić jedzenia. Restauracje dowożą je pod drzwi, ale nie miałem możliwości wpuścić dostawcy na teren osiedla. Po 14 dniach dopadł mnie kryzys, czułem ogromną potrzebę, by coś zamówić. Rozkręciłem więc domofon, po kilku godzinach sam go naprawiłem. Wiem, że to nie są jakieś ważne życiowo sprawy, ale po takim czasie w zamknięciu liczy się, by dążyć do jakiejkowiek przyjemności. Nie jest łatwo spędzić kilkadziesiąt dni na kilkudziesięciu metrach kwadratowych, szczególnie z dwulatkiem, który przyzwyczajony jest do spacerów. Wiem, że ludzie mają o wiele trudniejsze sytuacje. Dla nas to jednak było coś nowego. Wcześniej robiłem kilka kilometrów dziennie na treningach, spacerach. Na szczęście mamy dość duży taras, na nim sztuczną trawę, wcześniej zrobiłem domek dla Leosia, więc mieliśmy imitację ogródka. To nas ratowało.
Wy rozumiecie sytuację, ograniczenia. Ale jak wytłumaczyć dwulatkowi, że nie może funkcjonować jak dawniej?
Pierwsze dni były trudne, bo Leoś chciał iść na spacer, pojeździć na rowerku. Wyjaśniliśmy mu, że nie można wychodzić z domu, bo jest zagrożenie, które nazywa się koronawirus. O dziwo, zrozumiał. Do tego stopnia, że kiedy szedłem wystawić coś przed drzwi lub odebrać zamówienie, powtarzał: „tata uważaj”.
Marcin Animucki, prezes Ekstraklasy SA, opowiada o tym, jak będzie wyglądał powrót ligi. Animucki potwierdza, że jeśli liga zostanie dograna, to pieniądze z telewizji trafią do klubów w pełni.
– Zielone światło z UEFA na przedłużenie obecnego sezonu do 19 lipca oznacza, że konieczne jest odpowiednie uregulowanie kwestii statusu zawodników, którym umowy kończą się 30 czerwca – przyznaje szef ligowej spółki. Zaznacza, że trwają jeszcze prace formalno-prawne, więc jest za wcześnie, aby mówić o ostatecznych rozwiązaniach, ale wszystko wskazuje na to, że nastąpi przesunięcie otwarcia okna transferowego. Czyli nie będzie możliwości zatwierdzania zawodników z innego klubu do momentu zakończenia obecnego sezonu, ale też kluby będą musiały zawrzeć z zawodnikami porozumienia na przedłużenie tego okresu. – Jeżeli piłkarz się nie zgodzi, to przez ten dodatkowy czas nigdzie nie zagra. Z zatwierdzeniem do gry w nowym klubie będzie musiał poczekać, aż zakończy się przedłużony sezon. W każdym razie nie będzie odgórnego nakazu przedłużania takich kontraktów. Uregulowania tej kwestii wymaga stabilność rozgrywek, żeby sobie nie utrudniać życia między ligami, ale też wewnątrz ligi. To wszystko powinno być ujęte w jednolitych przepisach, dotyczących wszystkich krajów – mówi prezes Ekstraklasy.
PZPN wyłoży milion złotych na testy dla zawodników Ekstraklasy, I i II ligi. Trwa właśnie przetarg na zakup tych środków.
Obecnie prowadzona jest procedura prowadząca do zakupu testów na obecność koronawirusa. – Na rynku jest ich kilka, nie chciałbym mówić o nazwach. PZPN ogłosił przetarg, do którego zgłosiło się sporo firm. Za dwa, trzy dni zapadnie decyzja o wyborze oferty – mówi doktor Jacek Jaroszewski, lekarz reprezentacji Polski, przewodniczący Komisji Medycznej PZPN oraz członek specjalnej grupy przygotowującej wznowienie rozgrywek ekstraklasy. Według naszych ustaleń rozważany jest zakup dwóch rodzajów testów. Pierwszy, przesiewowy ma kosztować ok. 95 złotych za sztukę. Drugi, genetyczny jest droższy i jego cena to 400 złotych. – Nie chciałbym wypowiadać się na temat kwot. Zaznaczę tylko, że ostateczna cena nie jest dla nas głównym kryterium wyboru. W ramach naszej grupy współpracujemy z lekarzami specjalizującymi się w zwalczaniu wirusów i oni pomagają nam wybrać najlepszą, ale przede wszystkim najskuteczniejszą ofertę – dodaje Jaroszewski.
Wojewódzkie ZPN podejmą decyzję najpóźniej 11 maja o tym, czy niższe ligi wrócą do grania. Sytuacja jest złożona, ale związki mają pozostać suwerenne.
„Po konsultacjach z klubami postanowiono, że decyzja o sposobie kontynuowania lub zakończenia obecnego sezonu zostanie podjęta najpóźniej do 11 maja 2020. Po tym terminie określone zostaną szczegółowe rozwiązania dotyczące rundy wiosennej sezonu 2019/20 roku. Zgodnie zdecydowano, że wypracowane stanowisko będzie wspólne dla wszystkich Wojewódzkich Związków Piłki Nożnej. Podjęte ustalenia zostaną rekomendowane do zatwierdzenia Zarządowi PZPN”. – Prezesi wojewódzkich ZPN od zawsze mają pełne prawo podejmowania swoich suwerennych decyzji i tak będzie również w tym przypadku. Bierze się to z tego, że ich wybierają przedstawiciele lokalnych klubów. Problem pojawia się, kiedy trzeba zmierzyć się z niewygodnym tematem. Przykładem jest sytuacja, kiedy prosiliśmy o wprowadzenie we wszystkich województwach jednej grupy IV ligi i ligi okręgowej. Efekt jest taki, że w niektórych regionach są dwie grupy IV ligi i nawet po cztery grupy okręgówek. W Wielkopolsce mają też dodatkowy poziom rozgrywek, czyli V ligę. I fakty są takie, że każdy wojewódzki ZPN ma do tego prawo – mówi nam Boniek.
Kulisy zakończenia i anulowani sezonu w Holandii – niektórzy są oburzeni, bo aż szesnaście klubów chciało zachowania spadków i awansów.
– Podejmowanie decyzji przy zielonym stoliku to najgorsze z możliwych rozwiązań. Ale nie mieliśmy alternatywy – broni tego rozwiązania Mattijs Manders, szef Eredivisie. Mimo że aż 16 z 34 klubów z dwóch najwyższych klas chciało zachowania awansów i spadków, KNVB stanęła po stronie zespołów, które były przeciw (9) i które wstrzymały się od głosu (9). Federacja zadecydowała, że nie będzie mistrza, spadków ani awansów. Nie będzie też fi nału krajowego pucharu, a drużyny grające w europejskich rozgrywkach zostaną wybrane na podstawie obecnej tabeli. Każde rozwiązanie budziło niezadowolenie. Radości nie okazują nawet w Amsterdamie. Ajax zakończył sezon na pierwszym miejscu, ale tytułu mieć nie będzie. – Byliśmy na szczycie przez 23 z 25 kolejek! – narzeka Erik ten Hag, szkoleniowiec ekipy z Johan Cruy ArenA. W tabeli wyprzedziła ona AZ tylko dzięki lepszemu bilansowi bramek, choć to zespół z Alkmaar wygrał oba bezpośrednie starcia. – Zagrajmy zatem mecz. Zwycięzca bierze mistrzostwo – proponuje Lisandro Martinez, obrońca drużyny ze stolicy Holandii. I jedni, i drudzy mogą wystąpić w Lidze Mistrzów, ale o ile AZ rozpocznie rywalizację w drugiej rundzie eliminacji, o tyle Ajax albo zagra w ostatniej fazie kwalifikacji albo od razu w fazie grupowej. – Musimy wyrazić sprzeciw! – grzmi Robert Eenhoorn, dyrektor generalny klubu z Alkmaar.
“SPORT”
Prezes Górnika Zabrze proponuje, by zastanowić się nad anulowaniem kary za żółte kartki. Ponadto ma wątpliwości przy logistyce meczów po podziale na grupy.
Z perspektywy Górnika, w planie powrotu ekstraklasy dużo zostało jeszcze do doprecyzowania?
– Myślę, że nie. Warstwę treningów mamy poukładaną, nastawialiśmy się na wprowadzenie jej w życie już od poniedziałku. Zakładaliśmy zajęcia na 3-4 boiskach jednocześnie, by przeprowadzać je sprawnie, ale musimy jeszcze poczekać. Sam powrót ligi? Zostało trochę czasu. Mamy mniej więcej dwa tygodnie, do 12-15 maja, by pewne kwestie określić. Pytań jest sporo. Moja sugestia jest taka – o czym w ogóle się nie mówi – aby zastanowić się, czy nie powinny być zupełnie anulowane kary za żółte kartki. Gdy będziemy grali co trzy dni, pauzy za kartki będą rzeczą najmniej potrzebną. Ich zniesienie nikogo specjalnie by nie obciążyło, a dało gwarancję , że ważni piłkarze nie będą wypadali z tego powodu z gry. Bo wypadać będą i tak. Mam świadomość, że są zawodnicy, którzy nie są w stanie grać w lidze co trzy dni. Żadna to dla nich ujma i żadna ujma dla trenerów, którzy ich przygotowują – po prostu czasem to kwestia wieku, organizmu czy powrotu po kontuzji. Dokładanie do tego kolejnych obostrzeń, jak kartki, szczególnie gdy w tej fazie sezonu bywa już ich na kontach zawodników sporo, chyba można przedyskutować. O tym powinniśmy rozmawiać.
Nasuwa się coś jeszcze?
– Mamy taki regulamin rozgrywek, że dziś nie wiemy, gdzie i z kim zagramy w 31. czy 32. kolejce. Po 30. kolejce możemy dowiedzieć się, że za kilka dni jedziemy na mecz do Szczecina czy Białegostoku. Co robić z hotelem? Z obsługą hotelu? Czy w ciągu trzech dni może zostać przebadana na koronawirusa? Gdzie będziemy spali? Czy może jednak lepiej jechać autokarem i rozegrać mecz z marszu? Takich pytań, wątpliwości, tematów, pojawia się masa.
Podczas konferencji premiera i minister sportu zabrakło tematu powrotu do gry I i II ligi. Wiceprezes PZPN mówi, że na zabawę przyjdzie jeszcze czas.
Marek Koźmiński: – Chcemy, aby ligi profesjonalne dograły sezon do końca, bo za nimi stoją pieniądze, biznes. Na zabawę w futbol amatorski przyjdzie jeszcze czas. Ten sezon w niższych ligach zostanie najprawdopodobniej anulowany. Tam wynik nie jest aż tak ważny, to jest bardziej zabawa. Z tym możemy poczekać – zaznacza wiceprezes PZPN. To dość szokująca wypowiedź, o czym szerzej w komentarzu poniżej. Decyzja związana z niższymi ligami ma zapaść do 11 maja. Przesądzone jest praktycznie, że w ligach juniorskich oraz od czwartej w dół sezon nie zostanie dokończony, nie będzie spadków, a jedynie awanse na podstawie obecnie obowiązujących tabel. W największym zawieszeniu pozostaje trzecia liga.
Piłkarze Śląska zgodzili się na obniżkę pensji, choć nie wszyscy. Według “Sportu” wyłamało się dwóch piłkarzy.
Kolejnym krokiem poczynionym przez władze Śląska, pozwalającym na utrzymanie płynności finansowej klubu, było wprowadzenie programu czasowej redukcji wynagrodzeń. Piłkarze zostali szczegółowo zapoznani z obecną sytuacją ekonomiczną spółki oraz perspektywą funkcjonowania klubu w obliczu wielomiesięcznej walki z koronawirusem. W trosce o przyszłość Śląska, większość piłkarzy (według nieoficjalnych informacji, na obniżkę kontraktów nie zgodzili się dwaj Słowacy – bramkarz Matusz Putnocky i pomocnik Robert Pich – przyp. BN) zaakceptowała porozumienie z klubem, przyjmując warunki tymczasowej obniżki pensji. Zasady czasowej redukcji zarobków zaakceptowali także wszyscy członkowie sztabu szkoleniowego. – Wspólnie mierzymy się z tą nadzwyczajną sytuacją, dlatego dziękuję tym zawodnikom za zrozumienie i kolejną oznakę solidarności z klubem – powiedział prezes Śląska, Piotr Waśniewski. – Szczególnie chciałbym podkreślić rolę, jaką w tym złożonym procesie odegrała rada drużyny oraz piłkarze silnie związani ze Śląskiem, noszący w przeszłości kapitańską opaskę: Krzysztof Mączyński, Piotr Celeban, Wojciech Golla, Mariusz Pawelec i Kamil Dankowski.
Jan Tomaszewski nie ustaje w boju i twierdzi, że Brzęczek powinien odejść ze stanowiska selekcjonera, a do Euro powinien przygotować kadrę inny trener.
Znowu o panu głośno w związku z wypowiedzią, że Jerzy Brzęczek powinien przestać być selekcjonerem. Czym się panu naraził?
– Niczym się nie naraził. Moje zdanie na temat jego pracy z kadrą jest takie, że ta drużyna nie ma automatyzmu, a do tego cały czas gramy innym składem. Cały czas gramy dwoma „9”, a były też takie, że na boisku mieliśmy aż trzy „dziewiątki”. Co jeszcze? Były mecze, że graliśmy trzema defensywnymi pomocnikami. Ligę Narodów przegraliśmy w sposób kompromitujący, po wspaniałym – powtarzam – wspaniałym pierwszym meczu z Włochami, który powinniśmy byli wygrać. Do tego jeszcze jakieś dziwne roszady z bramkarzami, gdzie dochodzi potem do konfliktów. To wszystko sprawia, że nie ma automatyzmów w grze.
Do Euro jednak zakwalifikowaliśmy się…
– Przepraszam, ale tam zakwalifikowało się pół Europy! W finałowym turnieju mamy 24 zespoły, a tych federacji jest niewiele ponad 50. To za mało na potencjał i żeby grać tak, jak ci zawodnicy których mamy w kadrze zasłużyli na to. Mamy w tej chwili najlepszych piłkarzy w historii polskiej piłki, którzy grają w światowej klasy klubach. Adam Nawałka zepsuł to wszystko na mundialu w Rosji po wspaniałych eliminacjach mistrzostw świata, gdy zaczął kombinować i wprowadzać jakieś zmiany systemu. Brzęczek zaczął kapitalnie we Włoszech, ale od momentu jak pracuje z kadrą, to my nie wiemy, jak ta reprezentacja tak naprawdę gra… Styl jaki wypracuje sobie dana drużyna powoduje to, że ma ona automatyzm w grze. My tego nie mamy.
“SUPER EXPRESS”
Rozmówka z Dawidem Błaszczykowski, nowym prezesem Wisły. Trochę o kulisach przejęcia władzy w klubie, trochę o relacji na linii bracia Błaszczykowscy.
Kto wyszedł z pomysłem, aby to właśnie panu powierzyć obowiązki prezesa?
Dawid Błaszczykowski: – Działałem na rzecz Wisły od kilkunastu miesięcy, będąc w składzie rady nadzorczej imając wgląd w wiele spraw. Rozmowa na ten temat miała miejsce w momencie, gdy zbliżało się przejęcie klubu przez nowych właścicieli. Zarówno Tomek Jażdzyński, Jarek Królewski, jak i mój brat Kuba mocno mnie namawiali, abym przystał na ich propozycję. Czułem, że mają do mnie duże zaufanie. To był mocny argument za tym, aby zgodzić się.
Kuba jest jednym z właścicieli Wisły, a pan jej prezesem. Kto kogo będzie wzywał na dywanik?
– Wszystko zależy od tego, w jakiej sprawie (śmiech). Jeśli mamy rozmawiać na temat przedłużenia kontraktu, to ja muszę zaprosić Kubę do gabinetu i przedstawić mu propozycję. Ostatnio odwiedziłem nasz ośrodek treningowy w Myślenicach. Myślę, że tam też byłem prezesem (śmiech).
Zbigniew Boniek: Koronawirus to nie atak serca. Jeśli ktoś zachoruje, to przebadamy wszystkich, którzy mieli z nim styczność i zobaczymy co dalej.
Niektórzy mówią jednak, że za wcześnie, że lepiej poczekać…
– Niektórzy chyba nie rozumieją, że aby wrócić do gry w czerwcu, ten powrót musimy zacząć dzisiaj. Sportu nie da się, jak dużych sklepów, otworzyć w ciągu 2–3 dni. To proces, który musi potrwać. Jeśli nie ruszymy w czerwcu, to nie ruszymy też ani w lipcu, ani w sierpniu. I co wtedy? Równie dobrze możemy wtedy zamknąć polskie kluby na 2–3 lata, a potem zaczynać od zera. Sam zadaję sobie pytania, jak to będzie, czy nam się uda. Ale spróbować warto.
Słyszałem, że w rozmowach pomogło to, że przypadliście sobie zpremierem Morawieckim do gustu…
– Powiem tak: w politykę nie wchodzę, ale nie wiem, czy gdyby był inny premier, to czy te rozmowy zakończyłyby się powodzeniem. Nadawaliśmy na tych samych falach, to potwierdzam w stu procentach. Premier to konkretny człowiek, ale widział, że po drugiej stronie też ma konkretnych ludzi. To na pewno pomogło.
Milan chce Drągowskiego. Możliwe, że golkiper Fiorentiny zostanie najdroższym bramkarzem w historii polskiej piłki.
Nasze włoskie źródła zapewniają, że Milan widzi w Drągowskim następcę Gianluigiego Donnarummy (21 l.). Włoch to świetny bramkarz, ale latem zostanie mu tylko rok kontraktu z Milanem. Jest w świetnej formie i chce grać w Lidze Mistrzów, a do tego zarabia aż 6 mln euro. Jego odejście jest więc bardzo prawdopodobne. Drągowski wpisuje się w strategię Milanu, który chce ściągać młodych graczy, może nie z pierwszych stron gazet, ale bardzo utalentowanych. Do tej pory rekordowy transfer Polaka, jeśli chodzi o bramkarzy, to przejście Wojciecha Szczęsnego z Arsenalu do Juventusu za ok. 14 mln euro. Drągowski może być jeszcze droższy.
“GAZETA WYBORCZA”
I jeszcze jedna rozmowa z Dawidem Błaszczykowskim. Tym razem trochę kuchni tego, jak prezes Wisły znalazł się w futbolu, dlaczego nie zaistniał w nim jako piłkarz.
Piłkarska Polska nie usłyszała o Dawidzie Błaszczykowskim ze względu na kontuzję?
– Mój rozwój piłkarski został zahamowany, gdy zerwałem więzadła krzyżowe w wieku 19 lat. Grałem na poziomie czwartej czy piątej ligi. To był dla mnie bardzo dobry sezon, na kilku meczach pojawił się Jurek [Brzęczek, wujek Błaszczykowskiego, dziś selekcjoner reprezentacji Polski]. Chciał mi pomóc. Byłem już nawet wstępnie umówiony na tygodniowe testy w jednej z drużyn ekstraklasy. Miały się odbyć w lipcu, a w kwietniu zerwałem więzadła. Przeszedłem operację, w końcu poszedłem na studia.
W innym wypadku trafiłby pan do Wisły, jak brat?
– (śmiech) Nie wiem. Możemy różne scenariusze zakładać. Oczywiście wtedy życzyłbym sobie takiego transferu, ale trudno powiedzieć, czy byłbym w stanie grać na poziomie ekstraklasy. Stało się, jak się stało. Musiałem zrezygnować z dziecięcych marzeń.
Wcześniej pewnie porównywaliście się z bratem?
– Nasze życie było jedną wielką rywalizacją. Od początku cały czas walka. Nawet o to, kto usiądzie na lepszym miejscu przed telewizorem. Oczywiście dotyczyło to także różnego rodzaju gier, w tym piłki nożnej. Później Kuba trenował w Górniku Zabrze, a ja po kontuzji się ożeniłem. Wtedy mieliśmy utrudniony kontakt.
Dziś sprawiacie wrażenie zgranego duetu. Kiedy więc ta rywalizacja przerodziła się we współpracę?
– To była rywalizacja na zdrowych zasadach. Po prostu byliśmy ambitni, dążyliśmy do sukcesu. Jeden drugiemu nie chciał zrobić krzywdy. Pamiętam, jak kiedyś, wracając z podwórka powiedziałem Kubie, że jak nie zagra kiedyś w ekstraklasie, to będzie to wielka porażka. Mówiłem mu, że wierzę w to, widząc jego poziom, podejście i charakter. A wracając do pytania: w końcu przyszedł moment, gdy rozpoczęliśmy wspólną działalność biznesową. Nie potrafię umiejscowić tego w czasie. Gdy grał w Borussii Dortmund, prowadziłem już wiele jego spraw.