Reklama

„Wielu się cieszyło, że przez kontuzję nie pojechałbym na EURO”

redakcja

Autor:redakcja

08 kwietnia 2020, 08:54 • 11 min czytania 6 komentarzy

W środowej prasie kilka ciekawych wywiadów. Dawid Kownacki opowiada o kryzysie formy, hejcie ze strony kibiców i dorastaniu jako facet. Sergiu Hanca rozwija wątki dotyczące pomagania. Marcin Animucki przedstawia scenariusze dotyczące dokończenia sezonu w Ekstraklasie. Do tego rozmowa z prezesem Dolnośląskiego ZPN i dosadne opinie Henryka Wawrowskiego na temat postawy wielu piłkarzy w czasie pandemii.

„Wielu się cieszyło, że przez kontuzję nie pojechałbym na EURO”

PRZEGLĄD SPORTOWY

Dawid Kownacki uważa, że wokół jego osoby jest za dużo jadu i hejtu ze strony polskich kibiców. Szczera rozmowa z piłkarzem Fortuny Duesseldorf.

IZABELA KOPROWIAK: Kiedy proponowałam panu na początku lutego wywiad, tuż po kontuzji, nie chciał pan rozmawiać. Stwierdził, że za dużo jest jadu wśród polskich kibiców. Że tak naprawdę niewiele osób interesuje, jak pan się czuje, cieszą się z tego, że nie pojedzie pan na EURO. Naprawdę miał pan takie odczucia?

DAWID KOWNACKI: To nie odczucia, tak po prostu było. Mam oczy, widzę, co się dzieje w internecie. Nie powiedziałem tego, licząc, że ktoś mi zacznie współczuć. Powiedziałem, co widziałem. Sam takich informacji nie szukam, ale od niektórych uciec się nie da.

Reklama

Wszyscy mówią, że nie szukają, że nie czytają, a jednak i tak doskonale wiedzą, co się o nich pisze.

W tych czasach nie da się w stu procentach od tego odciąć. Widziałem komentarze, w których ludzie cieszyli się, że nie pojadę na mistrzostwa Europy. Były stwierdzenia: „Trzymaj się”, „Wracaj do zdrowia”. Jednak zdecydowanie więcej wpisów pokazywało radość z tego, że trener Brzęczek nie będzie mógł mnie powołać, opinii, że nie zasłużyłem na obecność w kadrze, bo jestem bez formy. Nie mówię, że byłem w wysokiej dyspozycji, jednak sam nie wpisywałem się na listę selekcjonera. To trener wybierał, widział mnie w drużynie. Co miałem powiedzieć? Przepraszam, ale nie przyjadę, bo nie strzelam goli w klubie? Jeśli dostaję powołanie, to jadę. Proste. Wiedziałem, jak się czuję. Były trudne momenty, nie szło, ten kryzys coraz bardziej się pogłębiał, ja coraz mocniej się załamywałem. Ale gdybym załamał się całkowicie, musiałbym dać sobie spokój z piłką. Do sportu trzeba mieć charakter. Ja mam trudny, bo nie jestem pokorny, wycofany. Kiedy coś powiem, zazwyczaj odbija się to szerokim echem. Mimo że nie mówię jakichś kontrowersyjnych rzeczy, to jednak one oburzają.

„99 procent zawodników z polskiej ligi nie wytrzymałoby tak intensywnych treningów, jakie mamy w Niemczech. Wiem to, byłem w polskiej szatni” – powiedział pan w listopadzie. I faktycznie spotkało się to z dużą krytyką.

Powiedziałem o czymś, czego doświadczyłem. Mam porównanie. Nie wypowiadam się na tematy, o których nie mam pojęcia. Ktoś może stwierdzić, że w ekstraklasie się nie wyróżniałem, a teraz ją deprecjonuję. To nie tak. Opisałem, jak wygląda intensywność treningów w Polsce i w Niemczech, a na to składa się wiele rzeczy, jak choćby jakość zawodników. Lepsi piłkarze w szybszym tempie wymieniają podania na małej przestrzeni. Widziałem, jaka wówczas rozpętała się burza, wtedy postanowiłem, że przez jakiś czas nie będę udzielał wywiadów. Nie ma to sensu, skoro mam być cały czas hejtowany. Ludzi nie interesują fakty, przemyślenia osób, które coś przeżyły. Po prostu krytykują, wyśmiewają. Mimo że nie mają żadnego doświadczenia. Ja mówię o tym, co przeżyłem. Taka jest między nami różnica. Ludziom wydaje się, że mam wielkie ego, a to bzdura. Po prostu jestem szczery i otwarty. Efekt jest taki, że obrywam, dlatego nie mam ochoty się w to bawić. Skasowałem konto na Twitterze. Uznałem, że do niczego nie jest mi potrzebne, bo to miejsce, w którym anonimowi ludzie wylewają z siebie mnóstwo jadu. Nie ma sensu zaśmiecać sobie tym głowy. Mam co robić w życiu.

Prezes Ekstraklasy SA, Marcin Animucki o wariantach na dokończenie tego sezonu i sytuacji klubów podczas pandemii.

Reklama

ANTONI BUGAJSKI: Pana zdaniem ekstraklasa w tym sezonie jeszcze zagra?

MARCIN ANIMUCKI (PREZES EKSTRAKLASY SA): Wszyscy wierzą w powrót na boiska. Oczywiście za cenę wydłużenia rozgrywek i poświęcenia przerwy przed kolejnym sezonem. My jako liga z krajów z drugiej europejskiej grupy, czyli od 16. do 55. miejsca w rankingu, mielibyśmy możliwość dokończenia rozgrywek do 19 lipca.

Kiedy realnie można by wrócić na boiska?

Potrzebujemy terminów na rozegranie 11 kolejek ligowych i dokończenie Pucharu Polski. O wszystkim będzie decydować sytuacja epidemiczna oraz organy państwowe. Najpierw piłkarze musieliby wrócić do treningów, początkowo zapewne w mniejszych grupach, a następnie potrzebujemy dwóch-trzech tygodni, żeby przygotować się do ligowego grania po wznowieniu treningów grupowych. Biorąc pod uwagę te wszystkie zastrzeżenia, wydaje się, że jeśli wrócimy na boiska w ostatnią dekadę maja, a w najgorszym przypadku w pierwszy tydzień czerwca, rozgrywki uda się zakończyć w pełnym wymiarze.

A jeżeli wystartujecie dopiero w drugiej połowie czerwca?

Wtedy zastanowimy się nad innymi opcjami. Mając już wytyczne UEFA z ubiegłego tygodnia, przygotowaliśmy 12 wariantów. Na razie mówimy o opcji, w której gramy 37 kolejek.

A brane jest pod uwagę przesunięcie zakończenia rozgrywek nawet na sierpień?

Trudno sobie wyobrazić, bo byłoby to bardzo kłopotliwe z punktu widzenia rozpoczęcia następnego sezonu.

Piast Gliwice na razie nie obniża wynagrodzenia piłkarzom. Działacze nie rozmawiają z zawodnikami na ten temat.

(…) To był najlepszy rok w historii Piasta zarówno pod względem sportowym, jak i finansowym. Drużyna zdobyła po raz pierwszy mistrzostwo, a konto klubu wzbogaciło się o ponad 30 milionów złotych. Za miniony sezon gliwiczanie otrzymali od Ekstraklasy ponad 15 mln zł, za udział w europejskich pucharach 2,5 mln zł (chociaż drużyna najpierw przegrała w LM z BATE Borysów, a później w Lidze Europy z łotewską Rigą FC). Najbardziej jednak gliwiczanie obłowili się na transferach. Joel Valencia (trafił do Brentford FC) i Patryk Dziczek (Lazio Rzym) zostali sprzedani w sumie za ponad 17 mln zł. Do tego dochodzą dotacje z miasta. W styczniu tego roku gmina wsparła klub na pierwsze półrocze kwotą 3 mln zł, o połowę mniej niż w poprzednim roku, ale było to uzgodnione z władzami Piasta, bo reszta została przeznaczona na plany inwestycyjne, czyli centrum szkoleniowe i boisko treningowe z podgrzewaną murawą. Zimą informowano, że w drugim półroczu podział będzie identyczny, 3 mln zł dla klubu i 3 mln zł na rozbudowę bazy sportowej.

Skrzydłowy Cracovii, Sergiu Hanca w czasach koronawirusa także spieszy z pomocą.

JAKUB RADOMSKI: Piłkarze mają ciężkie życie?

SERGIU HANCA (POMOCNIK CRACOVII): Mój pogląd na ten temat trochę się zmienił dwa i pół roku temu, gdy byłem jeszcze zawodnikiem Dinama Bukareszt. Pojechaliśmy z żoną Andreą do wsi położonej kilkadziesiąt kilometrów od miasta, by poznać rodzinę, której chcieliśmy pomóc. Ojciec mieszkał z czwórką dzieci, nie miał stałej pracy. Jego żona odeszła. Gdy zobaczyłem ciemny, stary dom, gdzie wszystko przeciekało przez ściany i który w każdej chwili mógł się zawalić, zrozumiałem, że musimy jak najszybciej coś zrobić. Sfinansowaliśmy tej rodzinie nowy dom, właściwie kontener z dwoma pokojami i przedsionkiem. Teraz chcemy jeszcze zorganizować jej łazienkę, ale na razie nie jest to łatwe, ze względu na koronawirusa. Gdy wróciliśmy do siebie po tamtej wizycie, długo rozmawialiśmy. Zrozumiałem, jakie mamy komfortowe życie i jak ważne jest zdrowie. Jeżeli jesteś piłkarzem i zarabiasz niezłe pieniądze, powinieneś pomagać tym, którzy nie mają nic.

Jak trafiliście na tę rodzinę?

Przez mojego znajomego duchownego, ojca Nicolae Gangę. Poznałem go kiedyś i bardzo mu zaufałem. Od dziecka jestem religijnym człowiekiem, więc co dwa, trzy tygodnie jeździłem do niego. Spowiadałem się, rozmawialiśmy o życiu. Kiedyś go spytałem, czy zna kogoś biednego, kto potrzebuje środków do życia. Skontaktował się ze mną tuż po tym, jak poznał tamtą rodzinę. Bardzo przejmuję się jej losami. Niedawno najstarsza z dziewczynek trafiła do szpitala, miała problemy z sercem. Mam nadzieję, że nic jej nie będzie. Może zabrzmi to trochę dziwnie, ale czujemy się z żoną ich duchowymi rodzicami.

W ostatnich dniach, gdy walczymy z epidemią koronawirusa, też zdecydowaliście się pomagać.

Andrea usłyszała w telewizji, że w niektórych szpitalach jest trudna sytuacja. Od niedawna w Polsce można kupić rumuńską wodę mineralną, którą bardzo lubimy i regularnie pijemy. Andrea dogadała się z firmą, która ją sprzedaje, i przekazała szpitalowi dwa tysiące butelek. To nie jest łatwy czas dla nikogo z nas. Koronawirusem może zakazić się każdy, wiele osób umiera. Ja jednak staram się myśleć pozytywnie. Teraz, gdy nie rozgrywamy meczów, często zastanawiam się, jak mogę pomóc. Myślimy z żoną o kolejnych inicjatywach. Tym razem chcemy wesprzeć szpitale dziecięce. 

SPORT

Rozmowa z Andrzejem Padewskim, prezesem Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej.

W ubiegłym tygodniu Śląski ZPN oświadczył, że po konsultacjach z klubami wypracował sposób na zakończenie sezonu w niższych ligach, od IV w dół. Tylko awanse, bez spadków. Takie rozwiązanie będzie rekomendował PZPN-owi na czwartkowym zarządzie, który odbędzie się w formie wideokonferencji. Czy Dolnośląski ZPN też ma już swój pomysł?

– Czytałem ten komunikat Śląskiego ZPN wielokrotnie i nie mogę zrozumieć, po co rekomendować coś PZPN-owi? Z jakiej racji PZPN miałby za Śląski, Dolnośląski czy jakikolwiek inny wojewódzki ZPN podejmować decyzję odnośnie niższych lig?

Prezes Śląskiego ZPN, Henryk Kula, daje do zrozumienia, że odgórne rozwiązania dla każdej niższej ligi – od IV w dół – regulować może uchwała PZPN.

– A ja takiej wiedzy nie mam.

Być może mają panowie inne źródła…

– Być może. Uważam, że trzeba mieć jaja i podejmować decyzje na swoim terenie, a nie czekać, co zrobi PZPN. Tak jest najwygodniej. W razie czego potem się powie: „A, bo tak postanowił PZPN”. Ja u siebie podejmę w gronie zarządu decyzję w momencie, gdy będę miał jasność, czy i kiedy rząd uwolni możliwość zgromadzeń. Nie czekam na PZPN, on mi nie jest teraz potrzebny.

Jak długo może pan czekać na to rządowe „uwolnienie”?

– Maksymalnie do 25, może 27 kwietnia.

Zakłada pan, że jeśli 27 kwietnia można by wrócić na boiska, to sezon w niższych ligach jeszcze da się dograć?

– Nie myślę tak. Sądzę, że stan epidemii zostanie przedłużony.

Czyli trzeba myśleć nad sposobami zakończenia sezonu.

– Mam takie rozwiązania, ale do momentu, gdy rząd powie: „Słuchajcie, możecie się gromadzić, grać”, piłka nie jest po naszej stronie. My jej w polu karnym nie przejmiemy, gola nie strzelimy.

Ale trudno nastawiać się na coś innego niż to, że w IV lidze, „okręgówce”, klasie A czy B, sezon nie zostanie dokończony.

– Zdecydowanie też tak twierdzę. W ostatnim tygodniu pracowaliśmy z Wydziałem Gier nad jakimś modelem. Mamy swój autorski. Gdy tylko dowiemy się, że nie możemy grać, wdrożymy go w życie.

Rozmowa z Henrykiem Wawrowskim, 25-krotnym reprezentantem Polski, wiceprezesem Zachodniopomorskiego Związku Piłki Nożnej ds. szkolenia. Jego zdaniem czas na postawienie pseudopiłkarzy pod ścianą.

Przełożenie Euro na 2021 rok będzie miało jakiś wpływ na reprezentację Polski?

– Bez przesady. Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że w tej chwili są ważniejsze sprawy niż piłka nożna. Ludzie chorują, umierają, mają problemy, a piłkarze… Jeżeli w dobie kryzysu w jakim się znaleźliśmy ludzie oszczędzają, to co mówić o tym, jak taki Milik chwali się, że kupuje samochód za ileś tam tysięcy? To przesada i prosiłbym tych piłkarzy o trochę skromności w tym wszystkim. Tak naprawdę, to oni powinni być pierwsi, którzy powinni dawać przykład innym i pomóc. Zresztą tutaj trzeba też powiedzieć, że tak jak oni mają w Polsce, tak nie mają nigdzie, bo szary obywatel zarabia 2 tysiące złotych i miesiąc w miesiąc musi żyć, a ten… Nie powiem nawet kto, zarabia grubą kasę, a jeszcze przy tym narzeka, a Majdanowej brakuje na tipsy czy na coś jeszcze, to śmieszne! Takie zachowanie jest dyskwalifikujące! Przepraszam, że tak ostro, ale tutaj nie można siedzieć cicho. Oni zarabiają teraz miesięcznie więcej niż kiedyś zarabiało się przez cały rok czy karierę. Wstyd! A co ten zwykły, biedny kibic ma powiedzieć, który przychodzi na stadion, oddaje wszystko, a oni go olewają, zarabiając takie ciężkie pieniądze.

Jeśli jesteśmy przy zarobkach graczy, to da się coś z tym zrobić?

– Właśnie, teraz prezesi ligowych klubów mają szansę, żeby tych wszystkich pseudopiłkarzyków postawić pod ścianą i powiedzieć im krótko: „Chcesz grać za 20 tysięcy, to grasz, a jak nie, to do widzenia”. A jak jest teraz? Wielu z nich zarabia setki tysięcy, a jeszcze płacze, że nie ma na waciki. Sorry, przepraszam, ale komuś musiałem to powiedzieć…

Trener GKS-u Jastrzębie, Jarosław Skrobacz, uważa, że rozgrywki ligowe powinny zostać dokończone, nawet w sierpniu. Uważa on, że obecne obostrzenia nie są do końca logiczne.

Oczywiście, że dokonaliśmy pewnych zmian, by praca zawodników nie była zbyt monotonna – powiedział szkoleniowiec I-ligowca z Jastrzębia. – Każdy dostał wolną rękę, oczywiście w pewnych granicach, by wykazać się kreatywnością i pomysłowością. Bardzo żałujemy, że rozgrywki nagle przerwano, bo pod względem fizycznym byliśmy dobrze przygotowani do rundy wiosennej. Teraz nie ma szans, żeby tę formę utrzymać, ale to jest tzw. siła wyższa, całkowicie niezależna od nas. Rozumiem obostrzenia, ale mają one negatywny wpływ na naszą pracę. Szkoda, że piłkarze nie mogą biegać po bezdrożach i lasach, w odosobnieniu, bez kontaktu z innymi ludźmi. Ale w takim razie dlaczego myśliwym wolno polować w lesie? Takie pytania zadajemy sobie nie tylko my, trenerzy oraz piłkarze, ale również przedstawiciele innych dyscyplin sportowych.

SUPER EXPRESS

Nic ciekawego, poza tym, że piłkarze zarastają podczas pandemii, a Messi ma swój własny, drogi samolot.

GAZETA WYBORCZA

Krótki tekst o Radomirze Anticiu.

Fot. Newspix

Najnowsze

1 liga

Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Piotr Rzepecki
0
Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Komentarze

6 komentarzy

Loading...