– Od klubu dostaję też obiady. Albo odbieram sam, albo przywożą do mieszkania. No i praca. Zaczynam o 7, kończę o 15, normalny etat. Nie chcę zdradzać, co robię. Ale jest fajnie, trochę posiedzę przy biurku, trochę polatam po mieście. Nie ma nudy. A jak trzeba będzie iść na budowę, to pójdę i na budowę. Już raz, w Szwecji, pracowałem. Wiadomo, że wolałbym się skupić wyłącznie na piłce, tylko trenować. Ale tu nawet nie chodzi o pieniądze. Ja muszę zająć czymś głowę, by nie myśleć o głupotach – mówi Dawid Janczyk w reportażu “Gazety Wyborczej”. Co poza tym dziś w prasie?
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Ponad 130 zawodnikom Ekstraklasy wygasają kontrakty w czerwcu tego roku. UEFA i FIFA pracują nad rozwiązaniami, by kluby miały jak rozegrać sezon, bo część zespołów może rozgrywać ostatnie kolejki z wybrakowanymi składami.
– Sprawa kontraktów będzie rodziła absurdy. Trzeba logicznych decyzji, bo dotkną one wszystkich klubów w Europie i na świecie – zauważa dyrektor sportowy Śląska Wrocław Dariusz Sztylka. – Uważam, że kadry powinny zostać zachowane, a umowy kończące się 30 czerwca automatycznie przedłużone do ostatniego meczu sezonu. Byłoby to najsprawiedliwsze rozwiązanie. PZPN, UEFA i FIFA muszą zająć się tą sprawą – dodaje dyrektor Śląska. Takie samo stanowisko przedstawili nam również wiceprezes Wisły Płock Tomasz Marzec, prezes Arki Gdynia Radomir Sobczak i trener Bartoszek. – Powinna być decyzja o automatycznym przedłużeniu umów do dnia zakończenia sezonu. W kontraktach jest przecież zapis o tym, że obowiązuje on na dany sezon. Na pewno będą duże problemy z przedłużaniem tych umów, jeżeli nie będzie przepisu narzuconego z góry – podkreśla Marzec.
Większa rozmowa z Bartoszem Sliszem – o kulisach transferu do Legii, o tym czy musiał się przedstawiać kolegom, o presji związanej z kwotą transferową.
Jaka była pana pierwsza reakcja na wiadomość o ofercie?
Kiedy zadzwonił mój menedżer, początkowo się uśmiechnąłem i prosiłem, żeby nie żartował ze mnie. Dobrze wiedziałem, że zapłata klauzuli oznaczać będzie rekord w transakcjach między polskimi klubami i nie brałem pod uwagę, że tej zimy ktoś się na to zdecyduje. To był ostatni tydzień okna transferowego w Polsce, mentalnie byłem gotowy na kolejną rundę w Zagłębiu. Dlatego nie dowierzałem i dopiero po kilku minutach przyjąłem do wiadomości, że to nie dowcip.
Co powiedział brat Kamil, z którym zaczynał pan kopać na podwórku w Rybniku?
Myślałem, że będzie bardzo zaskoczony, a on to przyjął normalnie. U niego nie zauważyłem emocji. Jego zdaniem nie było minusów i nie powinienem się zastanawiać.
Wiele czasu pan na to nie miał. Już w środę ruszył pan w podróż do Warszawy.
Jeszcze rano tego dnia byłem w siłowni na treningu Zagłębia, popołudniu mieliśmy drugie zajęcia, ale już na nie wyszedłem i zostałem w szatni. Dogadano się w klubie, że lepiej bym nie ćwiczył, żeby nieszczęście się nie przytrafi ło na ostatniej prostej. Zacząłem się pakować, mniej więcej o 19 razem z menedżerem wyruszyliśmy do Warszawy, po drodze przenocowaliśmy, a w czwartek miałem od 9 badania. Potrwały aż do 21. W piątek rano kolejne, w sobotę podpisanie umowy.
Analiza – kto i ile może stracić na kryzysie w Ekstraklasie. Największe szacunkowe spadki przychodów będzie miała Legia – nawet 35 mln mniej.
Stołeczny klub co prawda w tym sezonie zarobił ponad 70 mln zł na transferach – głównie Sebastiana Szymańskiego, Radosława Majeckiego i Jarosława Niezgody – ale pieniądze miały być przeznaczone na spłatę starych długów. Legia jest bowiem ligową rekordzistką także pod względem krótkoterminowych zobowiązań, według ostatniego sprawozdania wynosiły one 47,5 mln zł. W stolicy zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. Ostatniego dnia marca klub zwolnił prawie 40 pracowników (z 93), a pozostałym na najbliższe trzy miesiące zredukował pensje o połowę. Dzięki temu zachowa jednak tylko ok. 1 mln zł. Realną zmianę sytuacji mogłoby przynieść obcięcie pensji piłkarzom. Gdyby uzgodniono, że na 3,5 miesiąca zostaną one zmniejszone o 50 proc., klub oszczędziłby 12–13 mln. Choć jednak legioniści są zdecydowanie najlepiej zarabiającymi w ekstraklasie (rekordzista Artur Jędrzejczyk co miesiąc dostaje 200 tys. zł brutto), rozmowy idą bardzo opornie.
Piłkarze Wisły Kraków jako jedni z pierwszych w lidze zrezygnowali z części zarobków. Michał Mak opowiada o tym, jak przebiegał proces podejmowania tej decyzji.
– Nie było żadnego odgórnego przymusu, jedynie prośba. To prywatna sprawa każdego z nas. Jednak z tego co wiem, nikt się nie wyłamał – rozpoczyna piłkarz Białej Gwiazdy. – Każdy zawodnik otrzymał maila od prezesa i członków rady nadzorczej, w którym była przedstawiona sytuacja klubu. I prośba, abyśmy zrozumieli, że w tych trudnych czasach jedynym sposobem, aby zachowano płynność fi nansową, jest redukcja zarobków – Mak podkreśla, że władze Wisły niczego nie narzuciły że podeszły do swoich pracowników z dużym szacunkiem. Dlatego on sam, mimo że jego umowa kończy się 30 czerwca tego roku i nie ma pewności, czy pozostanie w Krakowie na kolejny sezon, nie miał wątpliwości, jak postąpić.
“Prześwietlenie” Łukasza Olkowicza – tym razem analiza potencjalnych ekstraklasowiczów, czyli rzut oka na kluby, które zaraz mogą pojawić się w najwyższej lidze w Polsce. Sylwetki Podbeskidzia, Warty i Stali.
Podczas metamorfozy Warty zarysowała się strategia klubu dotycząca polityki transferowej czy skautingu, która stale jest aktualizowana. Właściciel i rada nadzorcza zostawiły osobom decyzyjnym w klubie niezależność, ale też i sobie prawo do pytań. I jeżeli trener czy dyrektor sportowy przychodzą do nich z informacją, że znaleźli interesującego zawodnika, to dostają odpowiedź: – Nas nie interesuje, że chcecie tego piłkarza. Chcemy wiedzieć, dlaczego g chcecie? W Warcie więc dużo się dyskutuje, analizuje, czasem spiera, co w założeniu ma minimalizować ryzyko transferowej wpadki, jak i pozwolić zainteresowanym (tym trzymającym się z dala od boiska) poznać mechanizmy, według których budowana jest drużyna. Oczywiście dostęp do tego grona ma ograniczona liczba osób, żeby rozmowy się nie rozmywały. Wartę do czołówki pierwszej ligi wprowadził Piotr Tworek, wcześniej asystent Maciej Bartoszka m.in. w Koronie czy Termalice. Kiedy latem zdecydowano o rozstaniu z Petrem Nemcem, nie był pierwszym wyborem. Ba, nie był nawet drugim czy trzecim, a mimo to okazał się strzałem w dziesiątkę. Warcie zdążyli odmówić Paweł Barylski (asystent w Śląsku) czy Paweł Cretti (dziś w Wigrach), aż wrócono do nazwiska Tworka, który zresztą pracował przed laty w tym klubie jako asystent.
“SPORT”
Prawie 700 tysięcy złotych wydał Piast Gliwice przez ostatni rok na prowizje menadżerskie. Czy to dużo? Jeśli spojrzeć na to, co dzięki tym pieniądzom udało się zrobić – to raczej nie za dużo.
Co warte pokreślenia, Piast Gliwice, podobnie jak część innych zespołów ekstraklasy, rozlicza się według roku obrotowego, który obejmuje daty 1 lipca – 30 czerwca kolejnego roku. Owe niemal 700 tys. dotyczy więc letniego okna transferowego przed sezonem mistrzowskim i zimowego okna, gdy gliwiczanie byli w trakcie mistrzowskiego sezonu. Kogo wtedy zakontraktowano przy Okrzei? Przede wszystkim zdecydowano się na wykup z Legii Jakuba Czerwińskiego, a Piast zapłacił za ten transfer ponad 200 tys. euro. Jak wiemy dziś były to chyba najlepiej wydane pieniądze… w historii gliwickiego klubu. Poza tym szeregi ekipy z Okrzei zasilili: Hiszpan Jorge Felix, który obecnie jest najlepszym strzelcem drużyny, napastnik Piotr Parzyszek oraz pomocnik Patryk Sokołowski. Wszyscy ci piłkarze stanowią o sile Piasta i w obecnych rozgrywkach. Oprócz tego zakontraktowani zostali obrońca Damian Byrtek i Karsten Ayong (już nie grają w Piaście), Paweł Tomczyk (wrócił do Lecha) oraz młody napastnik Karol Stanek.
Futbol w czasach kryzysu to nie tylko indywidualne treningi i negocjacje kontraktowe – jak radzić sobie z psychologią, gdy padł rytm dnia i gdy nie ma z kim pogadać?
Na Stadionie Ludowym występują 19-letni Holender Quentin Seedorf czy 21-letni Kongijczyk Miguel Quintais. Zagłębie nie zostawia ich samych. – Psychologa nie mamy, ale pracuje za to z nami trener przygotowania mentalnego. Wprowadzamy może nie tyle dyżury, co pewną zasadę: by codziennie dwie osoby z klubu rozmawiały z chłopakami, czy wszystko jest OK, by mogli się wygadać. Jeśli będą chcieli, zawsze można robić jakieś wideokonferencje, nawet by wspólnie potrenować. Monitorujemy nie tylko stan fizyczny, ale też emocjonalny i psychiczny – wyjaśnia Jaroszewski.
Daria Abramowicz, psycholog współpracujący ze sportowcami, przyznaje, że obecna sytuacja wywołana pandemią stanowi ogromne wyzwanie dla nas wszystkich. – Dla sportowców, obcokrajowców, wyzwanie może być tym większe. Muszą mierzyć się z wieloma innymi kwestiami, jak ograniczanie bodźców związanych z treningiem – co powoduje inne reakcje organizmu – czy troska o bezpieczeństwo finansowe. Jeśli kluby mają możliwość – a pozwolę sobie powiedzieć, że większość ma, bo to nie kwestia nakładów pieniężnych, lecz zaangażowania – zachęcam, by w jakiś sposób zadbać o takie osoby. Niech osoby zarządzające organizacjami sportowymi, klubami, wychodziły z inicjatywą.
Kluby Premier League w pierwszej kolejności szukają obniżek u szeregowych pracowników. Wielu piłkarzy mówi, że na obcięcie pensji się nie zgodzi.
Tymczasem w ogniu krytyki znalazł się Liverpool. „The Reds” szukają oszczędności, a jak napisano wyżej na porozumienie z piłkarzami w sprawie obniżki wynagrodzeń, nie ma – jak na razie – optymistycznych widoków. Dlatego kierownictwo klubu z Anfield Road wysłało pracowników biurowych na przymusowe urlopy. I choć zapewniło w specjalnym oświadczeniu, że będzie wypłacało 100 procent pensji, to takie rozwiązanie bardzo nie spodobało się byłym graczom ekipy z miasta Beatlesów. – To było „kure..o” złe – grzmi Stan Collymore, który w barwach Liverpoolu występował przez dwa sezony. A Jamie Carragher, który z klubem był związany od 12. roku życia przez 17 lat, powiedział, że cały wypracowany szacunek klubu legł w gruzach. Obaj byli piłkarze podkreślili, że taki klub jak Liverpool ma bardzo bogatych właścicieli, a sama wartość zespołu jest ogromna.
“SUPER EXPRESS”
Dobre wieści z Francji. Joachim Marx, były świetny polski piłkarz, pokonał koronawirusa. I to w wieku 76 lat!
Jak się pan czuje? Z tego, co słyszymy, jest coraz lepiej.
Joachim Marx: – Myślę, że najgorsze już za mną. Ale ta choroba jest przerażająca, podstępna. Już 15 marca zacząłem się źle czuć, miałem iść na wybory, jednak musiałem zostać w domu. Miałem straszne bóle głowy, odczuwałem dziwne smaki, absolutny brak apetytu. Całymi dniami leżałem z zamkniętymi oczami. Po 15 min patrzenia w sufit powieki same opadały…
Temperatura?
– Oj tak. Raz ponad 39, a potem 36,6. I znowu w górę, i potem w dół. Skoki niesamowite. Przyjechał lekarz, zbadał, powiedział, że wszystko wskazuje na koronawirusa. Brałem leki na zbicie gorączki, takie najbardziej popularne we Francji. Ale w ubiegłym tygodniu temperatura skoczyła do 41,2 st. C! Wtedy już nie było wyjścia – szpital. Tam badania, zbijanie temperatury i oddech ulgi – stwierdzili, że nie jest ze mną tak źle, a płuca w porządku. O drugiej w nocy postanowili odwieźć mnie do domu.
“GAZETA WYBORCZA”
Reportaż o tym, jak Dawid Janczyk wstawał i upadał. Teraz próbuje po raz wtóry stanąć na nogi – w Ciechanowie, pod Warszawą. Sam przyznaje – fizycznie nie czuje się źle, ale psychicznie jest słabo. Twierdzi, że miał oferty z Kataru.
Fizycznie czuję się dobrze. Muszę jeszcze zrzucić ze trzy kilo, ale to wszystko. Gorzej z głową. Psychicznie jestem niziutko. Ten Ciechanów to też dlatego, by być blisko dzieci. Żona z córkami mieszka w Warszawie. Jak tylko mogę, to wsiadam w auto i zaraz u nich jestem. Zobaczyć córki to dla mnie speed na cały tydzień. Starsza córka ma jedną zabawkę: piłkę. Jak nikt nie chce, to sama na przerwach kopie, zdziera kolanka. Jest bardzo ułożona. Wie, kiedy jest czas na telefon, kiedy na naukę, a kiedy na piłkę. Czy ma idola? Tak, tatę. W maju będzie miała komunię. Jakbym wyjechał do tego Kataru i ominął taki ważny dla niej dzień, to chyba bym sobie nie darował, że znowu spieprzyłem. Wiadomo, dzieci w szkole rozmawiają. Inne coś usłyszą od rodziców, a potem powtarzają moim córkom, że mają ojca alkoholika. Nieraz widziałem, jak wracają smutne z lekcji. Chcę im udowodnić, że ich tata jest jeszcze coś wart.