– Najłatwiej byłoby skasować rozgrywki, ale to oznaczałoby niewyobrażalne straty finansowe i problem dla klubów. Dlatego chcemy tak długo, jak to tylko możliwe, kontynuować rozgrywanie meczów z zachowaniem najdalej idących zasad bezpieczeństwa – mówi prezes PZPN Zbigniew Boniek na łamach Gazety Wyborczej. Co poza tym dziś w prasie?
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Łukasz Skorupski opowiada o tym, jak Włosi reagowali na koronawirusa i jak dopiero kolejne sygnały zmieniły ich swobodne podejście.
We Włoszech zagrożenie koronawirusem ludzie biorą wreszcie na poważnie. Na początku to lekceważyli, olewali ostrzeżenia specjalistów. Gdy dostali wolne w pracy, spakowali się i pojechali na narty. Potraktowali to jako urlop. Tam było pełno ludzi, wirus się rozprzestrzenił. Aż premier zamknął ośrodki. Wtedy jakby do wielu dotarła pow a g a sytuacji, przestraszyli się. Chorych było więcej i więcej, coraz więcej, dziś jest już ich 10 tysięcy (Skorupski opowiadał o czerwonej strefie dwa dni temu, obecnie liczba chorych w tym kraju wzrosła do ponad 12 tysięcy). We Włoszech popularne są media społecznościowe, ich użytkownicy na Facebooku czy In stagramie relacjonowali, co się dzieje w ich miastach. I kiedy inni zobaczyli policję na drogach, pusty dworzec w Mediolanie, zaczęło do nich docierać, że stan jest wyjątkowy.
Na ten moment w Europie z lig elitarnych gra tylko Premier League, ale może się to zmienić po informacjach z nocy o zarażeniu się przez Mikela Artetę.
Władze hiszpańskiej ekstraklasy początkowo chciały doprowadzić do rozgrywania meczów przy pustych trybunach, ale to rozwiązanie zostało ostro skrytykowane przez przedstawicieli federacji (RFEF) i związku zawodowego piłkarzy (AFE). Nie wiadomo, czy i kiedy w Hiszpanii powrócą do gry, ale LaLiga podliczyła, że w przypadku odwołania reszty kolejek poniesie straty rzędu 680 mln euro. – Zdrowie jest zdecydowanie najważniejsze – zgodzili się Javier Tebas i Luis Rubiales, szefowie LaLiga i RFEF, którzy żyją w wielkim konfl ikcie. Z grona pięciu największych lig w Europie „normalność” zachowuje tylko Premier League. Ale zmiany są nieuniknione, bo wczoraj u trzech piłkarzy Leicester wykryto podejrzenie koronawirusa. Przy zamkniętych trybunach mają odbywać się spotkania Ligue 1 oraz Bundesligi, a poza LaLiga wstrzymana została również Serie A.
Czeka nas smutna kolejka w telewizji – jak piłkarze będą grali ze świadomością, że dookoła zamyka się wszystko, a im wygania na boiska?
Telewizyjne obrazki będą wyglądać smutno. Nie dość, że widzowie usłyszą wszystkie krzyki z boiska, to jeszcze spotkanie straci otoczkę. A o tym, że to też ma wpływ na odbiór widowiska, można się było przekonać, oglądając ostatnie starcia w Lidze Mistrzów. – Teoretycznie mecz Valencii z Atalantą miał wszystko. Były efektowne akcje, dużo goli i emocje, ale kiedy się patrzyło na puste trybuny, gdzieś ulatywała cała magia – uważa Bartosz Ława, były piłkarz m.in. Pogoni. Podobnie myśli Jakub Żubrowski, zawodnik Korony. Dla 27-latka najbliższe ligowe spotkanie z Wisłą Płock będzie pierwszym w karierze rozegranym bez kibiców. – Nawet jak tłukłem się po niższych ligach, zawsze ktoś na meczu był. Szczerze mówiąc zupełnie nie wiem, czego się spodziewać. No, może poza tym, że na pewno będzie dziwnie – mówi piłkarz Korony.
Rozmowa z Djorde Crnomarkoviciem z Lecha – o meczu z Legią, tabeli, swoim ponad półrocznym doświadczeniu w Ekstraklasie.
Wracając do meczu z Legią – ten w Warszawie jesienią przegraliście. Traktujecie sobotnie spotkanie jako okazję do rewanżu?
Nie do końca. Lech jest największym klubem w Polsce i musi wychodzić na każdy mecz, myśląc o zwycięstwie. Czy gramy z Koroną, czy z Legią – nie ma to większego znaczenia, zawsze celujemy w wygraną, bo tego oczekują nasi kibice. Ale to prawda, że po przegranej na stadionie Legii czuliśmy duży niedosyt. Wiedzieliśmy, gdzie popełniliśmy błędy i mieliśmy świadomość, że było ich trochę za dużo. Prowadziliśmy tam 1:0 i wszystko było w naszych rękach, ale zagraliśmy bardziej otwarcie, niż powinniśmy. Myślę, że gdybyśmy wtedy trochę się cofnęli i nastawili na kontratak, to pewnie byśmy wygrali. Chcieliśmy jednak dalej grać ofensywnie i niestety nie ustrzegliśmy się błędów z tyłu, a Legia ma na tyle dobrą i doświadczoną drużynę, że nie potrzebuje wielu wpadek popełnionych przez rywala, żeby je wykorzystać. To jest ogólnie sytuacja, która w naszych meczach się dość często powtarza.
A co tam przed derbami w obozie Arki? Adam Marciniak zapowiada, że będzie walka, bo nic innego już nie pozostało.
Po przerwie zimowej Arka zdobyła zaledwie cztery punkty, co spowodowało, że zespół znalazł się na przedostatnim miejscu w lidze, a strata do bezpiecznego miejsca wynosi już sześć oczek. – Musimy być gotowi do walki, bo nic innego nam nie pozostało. Nie czas i miejsce na rozpamiętywanie tego, co już było. Jedyną słuszną drogą, jaką powinniśmy podążać, to patrzenie w przyszłość. Spotkanie z Lechią traktujemy jako szansę odbicia się od dna i w jakimś stopniu zmazania plamy. Poza tym możemy dać chociaż trochę radości naszym kibicom, którzy cały czas w nas wierzą mimo trudnej sytuacji. Dobrze, że starcie z Lechią jest teraz, bo w przypadku wygranej na pewno dostaniemy pozytywną energię na resztę sezonu – zapowiada obrońca Arki Adam Marciniak.
Rafał Pietrzak mówi, że do przejścia do Lechii namówił go trener Stokowiec, a on sam nie obawia się jakoś tego, że będzie miał poślizgi w wypłatach.
Czym była spowodowana pańska decyzja o powrocie do Polski? W Belgii grał pan regularnie, więc domyślam się, że nie chodziło tylko o względy sportowe.
Głównym powodem były kwestie osobiste, początkowo chciałem dograć sezon w Belgii i dopiero po nim wrócić. Lechia jednak była bardzo konkretna. Nie były to tylko zapytania. Nie będę też ukrywał, że przekonała mnie rozmowa z trenerem. Poczułem się potrzebny drużynie, co było ważne.
Z pewnością docierały do pana informacje o zaległościach klubu w wypłatach. Nie obawiał się pan, że może podzielić los kolegów?
Na pewno była jakaś obawa, bo jest to trudny okres dla klubu. Brakuje pieniędzy, ale trochę się śmiałem, że jestem już doświadczony w takich sprawach. Grając w Wiśle, również nie otrzymywałem pensji, więc można żartować, że pod tym względem mam doświadczenie. A tak bardziej poważnie, to rozmawiałem z chłopakami, mówili, że najgorsze już za nimi, pieniądze wpływają na konta. Myślę, że kwestią czasu jest, kiedy wszystkie zaległości zostaną uregulowane i będzie płynność finansowa.
Stravos Vasilantonopoulos z Górnika opowiada o tym, jak za swój ostatni mecz dostał koguta, ale najpierw nie chciał go przyjąć, a później zostawił gdzieś pod szatnią.
Kiedy wierny kibic Górnika Stanisław Sętkowski wręczał panu koguta dla najlepszego zawodnika , początkowo nie chciał pan go przyjąć. Dlaczego?
Kiedy dostałem koguta w klatce, byłem zszokowany. Nie wiedziałem, o co chodzi, Michał Koj, który mówi świetnie po grecku, wszystko mi wytłumaczył. Dla mnie to zaskakujące, bo w Grecji najlepsi piłkarze otrzymują statuetkę, ale podoba mi się ten zwyczaj. Wziąłem go ze sobą i klatkę postawiłem koło szatni. Gdzie kogut jest teraz? Nie wiem, zapomniałem o nim.
Po wygranym spotkaniu drużyna Górnika zatańczyła Greka Zorbę. W tym chyba ma pan wprawę?
Już podczas pierwszego dnia pobytu w Zabrzu Koj zażartował, że będziemy wkrótce wspólnie w szatni tańczyć Greka Zorbę. Nie spodziewałem się, że stanie się to tak szybko. Co ciekawe, w Grecji wcale nie tańczymy Zorby po wygranych meczach.
“Chwila z…” Izy Koprowiak z Żarko Udoviciciem. Sporo o chorobie i perypetiach w szpitalach, przez które od ponad miesiąca jest bez treningu.
Tak dużej ulgi pewnie nie da się opisać słowami.
Przez cały czas czułem, że nie dolega mi nic poważnego, zabijało mnie jednak czekanie. Wszystko się przeciągało, przez co już 36 dni jestem bez treningu. Najważniejsze jednak, że na tym koniec. Myślę, że wystarczy mi 10-12 dni, bym był gotowy do gry.
Pana problemy tym bardziej zadziwiały, że wydawało się, że ma pan końskie zdrowie.
Tak było. Kiedy przyszedłem do Gdańska, w czerwcu miałem rewelacyjne wyniki badań. W styczniu były nieco gorsze, ale wciąż bardzo dobre. Podczas obozu w Turcji poczułem niewielki ból w klatce piersiowej. Normalnie trenowałem, po dwóch dniach uznałem, że lepiej to zgłosić. Od razu wysłali mnie w Belek na badania: EKG serca, rentgen płuc. Wszystko wyszło prawidłowo, poza morfologią. Jeden z parametrów miałem na granicy. Lekarze powiedzieli, że muszą to sprawdzić w Antalyi. Tam przeszedłem bardzo dokładne badania. Wszystko wyglądało naprawdę poważnie. Musiałem położyć się na stół operacyjny, podano mi znieczulenie. Moja ciocia, która jest pielęgniarką, powiedziała, że takie badania robi się raz w życiu. Przeskanowali mi całe ciało. Kiedy kazali mi patrzeć na monitor, na którym wszystko się wyświetlało, faktycznie się przestraszyłem. Ale tylko ten jeden raz. Okazało się, że złapałem infekcję, że to po prostu poważniejsza choroba i czeka mnie przerwa, podczas której musiałem brać mocne antybiotyki.
“SPORT”
Górnik z ŁKS-em będzie musiał poradzić sobie bez Łukasza Wolsztyńskiego. Za niego albo Grek, albo młodziak, albo zmiana defensywna z Matuszkiem.
Kto w takim razie w jego miejsce? Wszystko zależy od tego, na jaką grę zdecyduje się w Łodzi sztab szkoleniowy Górnika. Czy będzie bardziej defensywna, wtedy od początku na boisku może się pojawić Szymon Matuszek, czy jednak bardziej ofensywna, a wtedy to szansa dla pozyskanego w ostatnim dniu zimowego okienka transferowego Giorgosa Giakoumakisa. Grecki napastnik dostał swoją szansę w meczu z Cracovią wchodząc na boisko w 56 minucie. Kto wie, czy teraz trener Marcin Brosz nie da mu okazji gry od pierwszej minuty? W wariancie ofensywnej gry nie można też zapomnieć o Piotrze Krawczyku. Wysoki napastnik wychodził już na boisko w pierwszym składzie w przegranych wyjazdowych meczach ze Śląskiem i Lechem. W Poznaniu zdobył nawet swojego premierowego gola w ekstraklasie.
Piast jest właśnie w trakcie maratonu meczów, ale musi na Wisłę się spiąć, bo ten mecz może zadecydować o ich wicemistrzostwie Polski.
Piast nie może szafować siłami, bo w sobotę rozegra czwarty mecz w ciągu ostatnich 11 dni. W związku z tym w Gdańsku kibice nie zobaczyli większości bohaterów niedzielnej wygranej z Legią w Warszawie. Mimo tego mistrz Polski mógł wyeliminować Lechię i awansować do półfinału Pucharu Polski. Zabrakło skuteczności. – Po bramce kontaktowej zepchnęliśmy rywala do głębokiej defensywy, ale niestety nie udało się wykorzystać tej przewagi. No cóż, tak to w piłce bywa. Pozostaje nam tylko skupienie się na lidze – przyznał po meczu w Gdańsku trener Waldemar Fornalik.
Odra Opole może spaść z ligi, jeśli lada moment nie wyjdzie ze strefy spadkowej. Tak mówi przynajmniej PZPN, który chce uznać sezon za ważny.
W najbliższy weekend, o ile oczywiście spotkania się odbędą, ta ucieczka nie będzie prosta do zrealizowania, bo Odra zmierzy się na wyjeździe z wyżej notowanym Radomiakiem. Jeśli grała z nożem na gardle, to teraz ten nóż został jeszcze wbity kilka centymetrów głębiej… – Staram się absolutnie nie przekazywać tego piłkarzom w taki sposób. Co mamy zrobić? Grać jak o mistrzostwo świata? To przecież powinien być jeden z 34 meczów. Chcemy go normalnie rozegrać, normalnie rywalizować – mówi Dietmar Brehmer, trener Odry, nie szczędząc gorzkich słów odnoszących się do decyzji PZPN-u. – Jest kompromitująca. To absolutne zaprzeczenie rywalizacji sportowej, burzące długoterminowe plany uwzględniające grę przez cały sezon.
Rafał Figiel i Łukasz Sierpina nie zagrają w najbliższym meczu Podbeskidzia. W Grudziądz postraszy zimowy transfer – Mateusz Marzec?
Tuż po wspomnianym meczu trener Krzysztof Brede podkreślił, że w drużynie są inni zawodnicy, którzy są głodni gry. Kto zatem zastąpi Łukasza Sierpinę w meczu przeciwko Olimpii Grudziądz? Wszystko wskazuje na to, że po raz pierwszy od pierwszej minuty zagra Mateusz Marzec, który dołączył do drużyny zimą. Bardzo dobrze spisywał się w meczach kontrolnych, strzelił cztery gole. Zadebiutował w oficjalnym meczu przeciwko Wigrom Suwałki, wchodząc na boisko z ławki. Trudno powiedzieć, aby debiut był udany, bo otrzymał czwartą żółtą kartkę w sezonie i nie mógł zagrać przeciwko Warcie. Mateusz Marzec nie jest klasycznym skrzydłowym, a właśnie na tej pozycji występuje Łukasz Sierpina.
“SUPER EXPRESS”
We wtorek wideokonferencja UEFA z poszczególnymi federacjami. Doniesienia mówią o tym, że LM i LE zostaną zawieszone, a Euro przesunięte.
Kolejne dramatyczne wydarzenia, jak wykrycie koronawirusa u gracza Juventusu, objęcie kwarantanną piłkarzy Realu Madryt czy zawieszenie rozgrywek w Hiszpanii, zmusiły w końcu do działania władze UEFA. Te do tej pory zachowywały się tak, jakby z chęci zysku bagatelizowały problem epidemii. Już wczoraj pojawiły się sensacyjne doniesienia, że UEFA lada chwila ma zawiesić Ligę Mistrzów i Ligę Europy. Skończyło się jednak jedynie na komunikacie, w którym federacja zaprosiła przedstawicieli wszystkich europejskich związków piłkarskich na specjalną wideokonferencję.
“GAZETA WYBORCZA”
Wirus czy nie – w Polsce gramy w piłkę. Jak mówi prezes Boniek – pewnie do pierwszego zarażonego wśród piłkarzy, trenerów lub sędziów. A później?
– Najłatwiej byłoby skasować rozgrywki, ale to oznaczałoby niewyobrażalne straty finansowe i problem dla klubów. Dlatego chcemy tak długo, jak to tylko możliwe, kontynuować rozgrywanie meczów z zachowaniem najdalej idących zasad bezpieczeństwa – mówi prezes PZPN Zbigniew Boniek. – Na dzisiaj nie ma informacji o tym, by któryś piłkarz, trener czy sędzia był chory, a skoro tak, to nie musi odbywać kwarantanny i może normalnie żyć jak każdy. Gdyby chory czy podejrzany o nosicielstwo wirusa się pojawił, wtedy mamy problem i będziemy podejmowali kolejne decyzje. Wówczas zapewne trzeba będzie przesunąć albo odwołać rozgrywki, dlatego zostawiliśmy taką furtkę. Będziemy jednak próbowali je dokończyć, dopóki się da. Jak dodaje, każdy klub może i powinien wykonać badania swoich piłkarzy