Sobotnia prasa to m.in. tekst o Holendrach w I i II lidze, niespodziewanym przebiciu się Daniela Mikołajewskiego w Rakowie czy bardzo prawdopodobnym odejściu Dominika Furmana latem. Do tego rozmowa z prowadzącym Kajrat Ałmaty Aleksiejem Szpilewskim, gdzie gra już nie tylko Konrad Wrzesiński, ale również Jacek Góralski.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Aleksandar Vuković już nie ma czego zazdrościć Piastowi Gliwice.
– Cieszę się, że dziś nie muszę już Piastowi zazdrościć zespołowości, którą prezentował w poprzednim sezonie. W tym aspekcie zdecydowanie od nich odstawaliśmy. Teraz jest inaczej. Oczywiście niczego to nie gwarantuje, ale dziś my też jesteśmy zespołem, w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Bardzo doceniam to, co zrobiła ekipa z Gliwic w poprzednim sezonie, czyli na dziesięć spotkań wygrała dziewięć. Taka drużyna zasługuje na tytuł mistrza Polski. My możemy tylko pokazać, że też nas na to stać – mówi przed meczem z zespołem Fornalika szkoleniowiec legionistów.
Chwali pracę swoich zawodników, ale unika stwierdzeń o przebudowie zakończonej sukcesem. – Dziś tego nie wiem. Za wcześnie na taką ocenę. Dopiero po ostatnim meczu będzie można powiedzieć, czy doświadczenie z poprzedniego sezonu potrafiliśmy mądrze wykorzystać. Na razie jesteśmy na dobrej drodze – stwierdza. W niedzielę na tej drodze znów stanie Piast, mistrz Polski, nad którym legioniści mają aż 11 punktów przewagi, więc wydawałoby się, że sytuacja jest bardzo komfortowa i są zdecydowanym faworytem. Szczególnie, że na własnym stadionie wygrali osiem ostatnich spotkań.
Trener Korony Kielce Mirosław Smyła stracił posadę na rzecz Macieja Bartoszka.
(…) Trzeba też było odłożyć własną dumę na bok. Bo zwolnienie Bartoszka było jednym z najbardziej absurdalnych wydarzeń w polskiej piłce w 2017 roku. – Też nie widzę w tym logiki, ale taką podjęliśmy decyzję razem z właścicielami – mówił trzy lata temu prezes Krzysztof Zając. Teraz obaj panowie znów siedli obok siebie w relacji szef-pracownik, choć pewnie jeszcze pół roku temu żaden z nich nie powiedziałby, że taka sytuacja będzie miała miejsce. – Wiele narosło legend o tym, jak Zając z Bartoszkiem się nie lubią. Jesteśmy profesjonalistami i mamy do wykonania pracę, a tą jest pomoc Koronie. Nie kochamy się i pewnie nigdy nie będziemy się kochać, ale tak, jak mówię, jesteśmy zawodowcami – stwierdził Zając, wprawiając większość zebranych w sali w osłupienie, bo chyba mało kto spodziewał się takich słów na przywitanie z nowym trenerem.
Rafał Wolski wzmacnia Wisłę Płock, w której są raczej pogodzeni ze stratą Dominika Furmana po sezonie.
(…) Wisła i Wolski byli po słownie od czwartkowego wieczoru. Przy Łukasiewicza wychowanek Jastrzębia Głowaczów będzie szykowany na następcę Dominika Furmana. Oczywiście do końca obecnego sezonu obaj byli gracze Legii Warszawa (występowali w pierwszym zespole, a wcześniej w tej samej drużynie juniorów – rocznika 1992) będą mogli wspólnie grać w Wiśle. 30 czerwca wygasa jednak kontrakt Furmana i wiele wskazuje, że nie zostanie on przedłużony. Zainteresowanie kapitanem dziesiątej drużyny ekstraklasy wykazują kluby z Rosji i Turcji. Według niepotwierdzonych doniesień w trakcie zimowego okna jeden zespół z tych krajów złożył ofertę transferu gotówkowego za 3-krotnego reprezentanta Polski, ale była ona poniżej klauzuli wykupu i nie została przyjęta przez płocczan.
Daniel Mikołajewski trafił do Rakowa z czwartoligowych rezerw Lechii Gdańsk i niespodziewanie przebił się do wyjściowego składu.
(…) W tych klubach specjalnie się nie wyróżniał, ale już wówczas był na radarze sztabu szkoleniowego i działu skautingu Rakowa. Świetnie pasował do koncepcji Daniel Mikołajewski trafił do Rakowa z czwartoligowych rezerw Lechii Gdańsk i niespodziewanie przebił się do wyjściowego składu. Pozytywne zaskoczenie częstochowian, bo jest wysoki (188 cm), a przy tym ma bardzo dobre warunki wydolnościowe i szybkościowe. Defensywnych zawodników o takim profilu szuka do swoich drużyn trener Marek Papszun.
– Mieliśmy go na oku od dłuższego czasu. Planowaliśmy ten transfer. Kiedyś chcieliśmy go nawet wypożyczyć z Lechii. Rozmawiałem na ten temat z Piotrem Stokowcem. Najpierw była opcja transferu czasowego, później pojawiła się możliwość wykupu. Pod koniec zeszłego roku nadarzyła się okazja. Dostaliśmy po prostu informację, że Daniela już w Lechii nie chcą i dlatego go pozyskaliśmy, z czego się bardzo cieszymy – przyznaje szkoleniowiec Rakowa.
W I i II lidze występuje aż ośmiu piłkarzy z Holandii. Dlaczego wybierają nasze rozgrywki?
(…) Na uwagę zasługuje fakt, że do Polski nie trafiają Holendrzy po trzydziestce, ale zawodnicy młodzi i głodni sukcesu. Najstarszy z nich (van Haaren) ma 28 lat. Nieco młodszy jest Desley Ubbink z Podbeskidzia. Magnesem, który przyciąga piłkarzy z Holandii do Polski, jest szansa szybkiej promocji. – W Holandii każdy chce grać w Ajaksie i PSV. Jeśli ktoś nie występuje w Eredivisie, w której średnia wieku jest stosunkowo niska, to nie ma szans się wybić. Zawodnicy wolą jechać do Polski, powalczyć w I lidze i zapracować na transfer do ekstraklasy. A stamtąd na Zachód tylko krok. Jeśli chodzi o wysokość kontraktów, u nas jest podobnie jak w Holandii, ale dla ambitnych piłkarzy na dorobku to nie jest najważniejsze – twierdzi Czereszewski.
W Magazynie Lig Zagranicznych teksty m.in. o Davidzie De Gei, Francesco Acerbim czy Emre Canie, ale zacytujemy inne.
Po największym sukcesie od 32 lat, czyli awansie do finału Pucharu Króla, piłkarze Realu Sociedad mają przed sobą kolejny wielki cel – wywiezienie punktów z Camp Nou, co nie udało im się od kwietnia 1995 roku.
W finale zespół Imanola Alguacila zmierzy się z Athletikiem, lokalnym rywalem, któremu ostatnio wiodło się lepiej. Ekipa z Bilbao na triumf w Pucharze Króla czeka od 1984 roku, trzy lata dłużej niż RSSS, ale potem jeszcze czterokrotnie grała w finałach, a ostatnio zdobyła Superpuchar Hiszpanii (2016) i wystąpiła w finale Ligi Europy (2012). Teraz Real Sociedad dostanie szansę na wyjście z cienia Lwów. – Ostatni raz w finale graliśmy tak dawno, że nawet nie było mnie w planach rodziców! – śmiał się Mikel Oyarzabal. Kapitan ekipy z Anoeta ma niespełna 23 lata, ale to w drużynie nie jest niczym szczególnym. Jest w niej ledwie pięciu piłkarzy mających ponad 28 lat, a większość bohaterów zespołu to gracze dopiero wchodzący do wielkiego futbolu – Mikel Merino ma 23 lata, Igor Zubeldia 22, Martin Ödegaard 21, a Alexander Isak 20. Trener dysponuje najmłodszą kadrą w LaLiga. W 1/8 finału Pucharu Króla wystawił skład, którego średnia wieku była niższa niż 22 lata!
– Latem nikt nie spodziewał się, że może iść nam tak dobrze! – ekscytuje się szkoleniowiec. Zatrudniając go, Aperribay trafił w dziesiątkę. Obecne wyniki nie są tylko triumfem projektu Imanola, ale też klubowej filozofii. Real zawsze mocno stawiał na piłkarzy wychowanych w Zubiecie, jednej z najlepszych szkółek w Hiszpanii. Dziś w kadrze jest ich aż 14, a tacy gracze jak Zubeldia, Oyarzabal, Joseba Zaldua, Aritz Elustondo czy Robin Le Normand stanowią o sile ekipy. W kolejce są już następni, jak np. urodzony w 2001 roku Ander Barrenetxea.
Kajrat Ałmaty w nowym sezonie będzie miał nie tylko Konrada Wrzesińskiego, ale również Jacka Góralskiego. Trener tego zespołu wiele sobie obiecuje po reprezentancie Polski, choć zastrzega, że będzie musiał ograniczyć liczbę wślizgów.
W składzie Kajratu nie ma wielu znanych zawodników. Zimą pozyskaliście jednak Jacka Góralskiego. Co ma wnieść do drużyny?
ALEKSIEJ SZPILEWSKI, TRENER KAJRATA: Jacek jest wzorem, jeśli chodzi o mentalność, sprawność fizyczną, sposób, w jaki pracuje. Zrobiło na mnie wrażenie jego podejście i że zawsze daje z siebie sto procent. Będzie miał wpływ na młodych graczy. To lider, który przy tym walczy o piłkę w każdym momencie. Widać, że jest otwarty na różne pomysły.
Nad czym ma pracować?
Jak każdy zawodnik musi dopasować się do naszej filozofii. Przede wszystkim powinien zmniejszyć częstotliwość wślizgów.
W Polsce uchodzi za wielkiego wojownika i to jego znak firmowy.
Tak, to prawda. Trzeba jednak pamiętać, że sędziowie w Kazachstanie często gwiżdżą przeciw nam. Jacek musi być na to gotowy, aby unikać kartek.
Jak długo pracowaliście nad tym transferem?
Oglądałem jego mecze na wideo. Zacząłem już przed rokiem. Powiedziałem naszym skautom i prezesowi, że to człowiek, którego potrzebujemy. Wtedy jego sprowadzenie nie było możliwe, ale jesienią znów się po niego zgłosiliśmy. Szukamy takich zawodników jak on, którzy dają z siebie sto procent w grze bez piłki.
Jak wygląda jego aklimatyzacja?
Jest wielu chłopaków, którzy mówią po angielsku. Nasza mentalność nie różni się specjalnie. Poza tym to miły chłopak, ale bardzo pewny siebie. W każdej bitwie chce wygrać, dlatego go kocham. Nasz styl polega na tym, że niezależnie od przeciwnika, zawsze stawiamy na wysoki agresywny pressing. To ważne dla Jacka, by w tym uczestniczył. Rozmawialiśmy, że jego celem powinno być wejść na nowy poziom, Jacek zrozumiał to i pokazuje wielkie zaangażowanie.
SPORT
Radość po zwycięstwie z Arką trwała krótko, bo przed Piastem Gliwice zdecydowanie trudniejsze zadanie – mecz z Legią. W jakim składzie zagrają mistrzowie Polski, w jakim ustawieniu? Czy w pełni sił będzie filar obrony Jakub Czerwiński?
Zmiana ustawienia w meczu z Arką sprawiła, że niektórzy z zawodników pokazali się z bardzo dobrej strony. Mamy na myśli przede wszystkim Tomasza Jodłowca, Sebastiana Milewskiego czy Martina Konczkowskiego. Ten pierwszy w Warszawie i tak nie zagra z powodu zapisów kontraktowych. Choć z Legią nie ma już nic wspólnego, to jednak w momencie sprzedaży warszawski klub zastrzegł sobie, że „Jodła” w tym sezonie nie zagra przeciwko byłemu pracodawcy, chyba że Piast sięgnie głęboko do kieszeni. Drugim nieobecnym może być Jakub Czerwiński. Brak tego stopera byłby dla gliwiczan niezwykle bolesny. – Jesteśmy poobijani po ostatnim meczu. Wraca Tom po absencji za kartki, ale pod znakiem zapytania stoi występ Kuby Czerwińskiego. To jest kłopot, bo wiemy kim jest Kuba i jaką prezentuje wartość. Ale jak będzie trzeba, to będziemy musieli go zastąpić – informuje Fornalik.
Tomasz Petraszek, Daniel Bartl i Petr Schwarz są liderami w swoich formacjach. Dzięki ich postawie Raków Częstochowa jest blisko awansu do ósemki, a tym samym spokojnego utrzymania w elicie.
Ostatnie dni dla Petraszka były spełnieniem snów. W dniu 28 urodzin otrzymał powołanie do kadry narodowej, które uczcił zdobyciem 5. gola w sezonie. Selekcjoner kadry Czech, Jaroslav Szilhavy, na defensora Rakowa postawił, a ten zasygnalizował, że może być alternatywą na mistrzostwa Europy. Dla niego, jak i dla rodziny i przyjaciół z niewielkich Czestic, skąd pochodzi Petraszek, było to niezwykłe wydarzenie. Powołanie jednak nikogo nie zdziwiło. Defensor Rakowa opuścił w tym sezonie – ze względu na kartki – tylko jeden mecz ligowy. Jak wspomnieliśmy, jest centralną postacią defensywy, od której trener Marek Papszun już czwarty sezon rozpoczyna ustalanie składu, choć wiosną mogło być zupełnie inaczej. Według nieoficjalnych informacji, Petraszka widzieli u siebie włodarze Sparty Praga, potentata ligi czeskiej. Wstępna oferta wynosiła milion euro, jednak została odrzucona.
Rozmowa z Piotrem Tworkiem – trenerem Warty Poznań, a kiedyś asystentem w Podbeskidziu.
Teraz jest pan szkoleniowcem lidera rozgrywek I ligi. Tymczasem ostatnio powiedział pan, że celem Warty Poznań jest… utrzymanie na zapleczu ekstraklasy. Kurtuazja?
– Oczywiście. Trzeba wprowadzić nutę kurtuazji. A o ekstraklasę będziemy walczyć. Jesteśmy na pierwszym miejscu. Który z trenerów i zespołów, będąc w takiej sytuacji, nie chciałby awansować? Który z piłkarzy nie chciałby dostąpić zaszczytu grania w elicie? Każdy. Mając młody, głodny sukcesu zespół. Nie wyobrażam sobie pracować z drużyną, która gra dla samego grania. Bez celu. Musi być cel, a jeżeli jest on wysoki, to praca jest zupełnie inna. Tak jest w Warcie. Nie zamierzamy się asekurować. Nie jestem trenerem, który lubi zmiany i co tydzień mówi co innego. W Warcie nie zmieniamy stylu, taktyki. Nie rotujemy dla samego rotowania. Lubię pracować w ściśle określonych ramach. Tak zaczynaliśmy. Celem numer jeden na ten sezon było utrzymanie i został on zrealizowany. Ale też chodziło o budowanie tożsamości klubu, czy wprowadzanie młodych zawodników z akademii. Tak rozumiem swoją rolę w klubie. Jestem trenerem, który lubi wygrywać i skoro stworzyła się szansa, poprzez dobrą rundę jesienną, to chcemy ją wykorzystać i będziemy grać, żeby awansować.
SUPER EXPRESS
Andrzej Iwan komentuje derby Krakowa, w tym incydent z butelką, która trafiła Jakuba Błaszczykowskiego.
– Kiedyś kibice Cracovii ostrzelali racami sektor Wisły, teraz poleciała butelka. Co się dzieje?! Czy my jesteśmy w Afganistanie?! – denerwuje się Andrzej Iwan (61 l.), były gracz Białej Gwiazdy. Kibice Cracovii nie potrafili ścierpieć radości piłkarzy Wisły, którzy zdominowali derby, wygrywając 2:0. Na filmie doskonale widać, jak z trybun leci butelka, która trafia piłkarza Białej Gwiazdy.
– Nie jestem za odpowiedzialnością zbiorową, bo przecież większość fanów Cracovii przyszła po prostu obejrzeć mecz. Ja już naprawdę nie wymagam nie wiadomo czego, mogę machnąć ręką na bluzgi z trybun, ale nie na lecącą butelkę! – denerwuje się Iwan. – Mamy piękne stadiony, ale zachowanie kibiców czasem jest zupełnie nieadekwatne. Przecież tam jest monitoring, można chyba złapać winnego. Nie chodzi o zamykanie obiektów, ale najwyższy czas wyeliminować konkretnych chuliganów! – apeluje była gwiazda Wisły.
GAZETA WYBORCZA
Reprezentacja kobiet po raz pierwszy w czterdziestoletniej historii zagra w Warszawie – o Euro 2021.
Polki nie wystąpią co prawda na reprezentacyjnym Stadionie Narodowym ani nawet na obiekcie Legii, lecz na dużo bardziej kameralnym i nieco hipsterskim boisku Polonii Warszawa. Dla nich to i tak spore wydarzenie, a także sygnał, że nikt się już ich nie wstydzi. Dotychczas stolica była dla nich terenem zakazanym. Kobieca piłka nożna wciąż jest nad Wisłą awangardowa, chociaż piłkarki robią wiele, żeby się wyrwać z wąskiego kręgu. Grają w finałach Ligi Mistrzyń, zdobywają tytuły królowej strzelczyń Bundesligi i występują w najmocniejszych ligach Europy. Za bramkarką Katarzyną Kiedrzynek i napastniczką Ewą Pajor wyjechały na Zachód kolejne reprezentantki, które nie tylko podnoszą jakość kadry narodowej, ale też pokazują młodym dziewczynom, że stwierdzenie „grać jak baba” nabiera odwrotnego znaczenia.
Przez całe dekady kobiecą drużynę narodową – założoną w 1981 roku – traktowano trochę jak cyrk objazdowy. Pod pretekstem promocji dyscypliny rozwożona była po mniejszych miejscowościach, gdzie rywalizowała nierzadko przy garstce ciekawskiej lokalnej publiczności. Przemierzyła kraj wzdłuż i wszerz – od Suwałk po Jasło i od Łęcznej po Grodzisk Wielkopolski. Poza krótkim epizodem na początku obecnego stulecia, gdy grała regularnie w Kutnie, nigdzie nie zagrzała dłużej miejsca. Nie miała przyporządkowanego stadionu jak męska reprezentacja w Warszawie czy młodzieżówka w Łodzi. Nie udało jej się więc wychować własnej publiczności.
Fot. FotoPyK