We wtorkowej prasie: Kamil Grosicki komentuje swój transfer do West Bromwich i mówi o celach na wiosnę. Dawid Kownacki może nie zdążyć wyleczyć się na Euro 2020. Trener Portland Timbers mówi o Jarosławie Niezgodzie. Nowy piłkarz Arki, Nemanja Mihajlović mówi o niepowodzeniu w Holandii i trudnym dzieciństwie. “Super Express” z kolei wraca jeszcze do transparentów na stadionie Legii.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Awans z West Bromwich i sukces z kadrą na EURO – Kamil Grosicki jasno wyznacza wiosenne cele.
– Warunki kontraktu uzgodniłem z WBA w połowie stycznia i czekałem, aż dogadają się kluby. Hull się wahało, czy nie dać mi nowej umowy, by ewentualnie sprzedać po EURO, ale ostatecznie doszło do porozumienia. Jestem z tego powodu zadowolony – mówi Grosicki. Transfer ogłoszono ostatniego dnia okna transferowego, ale tym razem obyło się bez nerwów. W poprzednich latach Polak kilka razy był bliski przeprowadzki, jednak w ostatniej chwili transakcje upadały. – Teraz, jak na moje standardy, było spokojnie – mówi z uśmiechem. – Negocjacje klubów trwały tydzień, ale wiedziałem że kluby się dogadają, bo WBA było zdecydowane. W środę dostałem zielone światło od Hull, w czwartek rano pojechałem na badania, umowę podpisaliśmy w nocy, a w piątek ogłoszono transfer. Finalizacja trwała dwa dni, czyli jak na mnie wieczność. Hull dzieli od West Bromwich 150 mil. Grosicki zmienia miejsce zamieszkania. Na razie jeszcze mieszka w hotelu w Birmingham, lada dzień przeprowadzi się do apartamentu. – Za granicą dom dla piłkarza i jego rodziny to priorytet – mówi.
WBA nie było jedyną opcją, Grosickiego chciał walczący o awans do Premier League Nottingham, ale piłkarz od początku był zdecydowany na West Brom. Także z powodu menedżera, słynnego przed laty chorwackiego piłkarza, Slavena Bilicia. Były trener m.in. reprezentacji swojego kraju, Lokomotiwu Moskwa, Besiktasu czy West Hamu chciał Grosickiego, już kiedy pracował w Rosji.
Dawid Kownacki z powodu urazu kolana, którego doznał podczas klubowego treningu, przejdzie operację i może nie wystąpić z reprezentacją w EURO 2020.
Kownacki podczas gierki na treningu zderzył się z kolegą z drużyny. Ten upadł na jego nogę i Polak poczuł ból. Na początku sądzono, że to tylko naderwanie, ale ostatecznie postanowiono, że Kownacki w najbliższą środę przejdzie operację. – Po zabiegu Dawid nie będzie trenował przez trzy miesiące. Czeka go walka z czasem, nie potrafię jednoznacznie powiedzieć, czy zdąży na EURO 2020 – powiedział nam agent zawodnika Marcin Kubacki.
Polak trafił do Fortuny w styczniu ubiegłego roku. Najpierw został wypożyczony z włoskiej Sampdorii, później niemiecki klub zdecydował się go wykupić. To nie pierwszy problem ze zdrowiem Kownackiego w ostatnich miesiącach. Wcześniej piłkarz miał kłopot z udem i mięśniem przywodziciela. Szczególnie trudną walkę z czasem musiał stoczyć w czerwcu ubiegłego roku, kiedy na początku miesiąca doznał kontuzji mięśnia dwugłowego na zgrupowaniu pierwszej reprezentacji. – Ból był silny. Na początku myślałem, że nie ma szans, żebym wystąpił podczas młodzieżowych mistrzostw Europy we Włoszech – opowiadał nam wtedy, gdy odwiedziliśmy go w łódzkiej klinice OrtoMedSport podczas rehabilitacji u doktora Bartłomieja Kacprzaka.
Rozmowa z Giovannim Savarese, trenerem Portland Timbers, do którego trafił Jarosław Niezgoda.
MACIEJ KALISZUK: Jarosław Niezgoda podpisał kontrakt z pana klubem, ale sprawa jego transferu trwała dość długo. Obawiał się pan, że może nie dojść on do skutku? Piłkarz musiał przecież poddać się ablacji serca.
GIOVANNI SAVARESE: Nie miałem takich obaw. Zdawaliśmy sobie sprawę, że potrzebuje tego zabiegu. Wiedzieliśmy, że przeszedł go już wcześniej, w tej sprawie dobrze funkcjonowała nasza komunikacja z Legią, i że musi mu się poddać ponownie. Panowała pełna jawność. Mimo wszystko zamierzaliśmy finalizować transfer.
Napastnik Legii miał w przeszłości sporo innych kłopotów ze zdrowiem. To nie jest dla pana problemem?
Nie. Przeszedł dokładne badania.
Czym Niezgoda was tak przekonał?
Wiedzieliśmy, że zdobywa wiele bramek. Ma naturalny talent do strzelania. Ponadto słyszeliśmy, że jest też świetnym człowiekiem. Przykłada się do treningów, ma dobrą etykę pracy. Dlatego zdecydowaliśmy się go zatrudnić. I muszę przyznać, że gdy go poznałem, okazało się, że opinie o jego charakterze są prawdziwe. To mądry chłopak. Nie ma z nim też problemów komunikacyjnych.
Długo go obserwowaliście?
Zaczęliśmy go oglądać rok temu. Widzieliśmy postępy. To dla nas wartościowy zawodnik. Legia także wykazała się dobrą postawą w negocjacjach.
Maciej Rosołek znów dał impuls Legii. Niecałe pół godziny na boisku, wyrównujący gol i dwa celne strzały na bramkę – to dorobek 18-latka w meczu z ŁKS.
Po transferze Jarosława Niezgody do Portland Timbers na razie to on jest napastnikiem numer dwa. Po podpisaniu kontraktu z 31-letnim Czechem Tomašem Pekhartem hierarchia się zmieni, ale tylko od Rosołka zależy, czy dostanie kolejne szanse od trenera Aleksandara Vukovicia. Po strzeleniu zwycięskiego gola z Lechem w trzech kolejnych spotkaniach nie wszedł na boisko. Na początku listopada zagrał pół godziny z Arką, potem zaliczył jeszcze trzy krótkie epizody – bez historii. Dopiero przeciwko ŁKS dostał od trenera poważniejszą szansę, na boisku pojawił się jako pierwszy z rezerwowych i zrobił, co należy. Z siedmiu podań jedno było niecelne. Z sześciu pojedynków trzy wygrał. – Teraz zaczyna się prawdziwa walka o karierę Macieja Rosołka. Dziś zaznaczył swoją obecność. To, jak wiele takich momentów przeżyje w przyszłości, zależy tylko od niego. Mam nadzieję, że będzie wolał przyjść na trening niż zaliczyć kilka ciekawych ulic w Warszawie – zdanie wypowiedziane przez trenera Vukovicia po meczu z Lechem nic nie straciło na aktualności.
Do zgłoszenia do ligi Pawła Cibickiego potrzebowano w Pogoni Szczecin opinii FIFA, ale warto było czekać.
W sezonie 2019/20 Cibicki grał w Elfsborgu oraz ADO Den Haag i był zarejestrowany w Leeds United. Ale że tak naprawdę był poza kadrą ekipy z Championship, mógł zostać zatrudniony w Pogoni i nie przekroczyć dozwolonej liczby reprezentowanych klubów. To teoria, którą znali szefowie Granatowo-Bordowych, a w praktyce potrzebne było potwierdzenie od FIFA, co spowolniło mechanizm zgłaszania pomocnika do rozgrywek. Oficjalnie uprawniony do występów w PKO Ekstraklasie został kilkadziesiąt godzin przed spotkaniem z Nafciarzami. Na szczęście dla Portowców.
Gdy nowy piłkarz Arki, Nemanja Mihajlović miał 13 lat, jego ojciec zmarł na raka. Bez taty było trudno, ale podjął walkę. W Polsce chce się odbudować po niepowodzeniach w Holandii.
JAKUB RADOMSKI: Po piątkowym spotkaniu przeciwko Cracovii trener Arki Aleksandar Rogić powiedział o panu: „Znam go bardzo dobrze. Zagrał nieźle, a pamiętajmy, że to był jego pierwszy mecz o punkty po siedmiu miesiącach”. Dlaczego w tym sezonie nie grał pan w holenderskim SC Heerenveen?
NEMANJA MIHAJLOVIĆ: Decydowały o tym nie tylko kwestie sportowe.
Rozwinie pan tę myśl?
Mogę powiedzieć tyle: trafiłem do Holandii latem 2017 roku za 1,7 miliona euro. Oczekiwałem, że Heerenveen będzie klubem, w którym wejdę na jeszcze wyższy poziom. W debiucie w Eredivisie pojawiłem się na boisku w 75. minucie i w końcówce strzeliłem wyrównującego gola. Mimo to później przez kilka kolejek nie grałem. Ten scenariusz się powtarzał: wchodziłem z ławki albo występowałem od pierwszej minuty, chwalono mnie, po czym na kolejnych pięć, sześć spotkań wypadałem ze składu. Nie rozumiałem tego i się frustrowałem. Poza tym nie do końca było wiadomo, o co chodzi trenerowi.
Jan Olde Riekerink, który prowadził pana w Heerenveen, sugerował niedawno na naszych łamach, że za mało angażował się pan w grę w obronie.
Wie pan, jak było? Rzeczywiście mi tak mówił, ale kiedy słuchałem go i brałem się za defensywę, ten sam człowiek przekonywał: „Nemanja, za mało biegasz”. Wiecznie coś było nie tak. To mnie męczyło. Dziś życzę wszystkim ludziom z Heerenveen powodzenia, ale skupiam się na Arce. A trener Riekerink, z tego co wiem, dziś pracuje w Republice Południowej Afryki.
Z trenerem Rogiciem zna się pan z Serbii, prawda?
Zacząłem grać w piłkę w wieku siedmiu lat, w FK Rad Belgrad, który ma świetną akademię i szkolił wielu zawodników, grających dziś na bardzo wysokim poziomie. Trener Rogić prowadził starszy rocznik, nie był moim trenerem, ale kojarzę go z tamtych czasów. Bardzo chciał, bym trafił do Arki. Wyjaśnił mi, co mogę dać tej drużynie i czego ode mnie oczekuje. Obejrzałem kilka spotkań zespołu z Gdyni i spodobała mi się perspektywa transferu do tego klubu. Wierzę, że wygramy dużo spotkań, spokojnie utrzymamy się w lidze, a mnie znów będzie cieszyła gra w piłkę.
Kamil Kosowski uważa, że przedłużanie kontraktów z takimi piłkarzami jak Jose Kante świadczy o słabości Legii.
Pod koniec zeszłego tygodnia trochę mnie uderzył tytuł w wielu portalach internetowych, że Legia przedłużyła kontrakt z kluczowym zawodnikiem. Chodzi o Jose Kante. Z całym szacunkiem, ale jeśli ma mieć takich kluczowych piłkarzy, to kolejny raz nie będzie miała czegoś szukać w pucharach. W zestawieniu z Nemanją Nikoliciem, Aleksandarem Prijoviciem, Orlando Sa czy nawet Jarosławem Niezgodą Kante nie robi na mnie wrażenia. Nic przeciwko niemu nie mam, ale to nie jest kandydat na gwiazdę. Dotąd w ekstraklasie się nie wyróżnił. Obym się mylił. Dużo biega, dochodzi do sytuacji, ale nie jestem do niego do końca przekonany. To dobry, pożyteczny zawodnik, ale nie ma porównania z Carlitosem, który może mniej biega, ale to artysta.
SPORT
9 lutego może być dniem im. Jakuba Czerwińskiego. Powrót po ponad pięciu miesiącach, świetna gra w defensywie, strzelony gol i… obwieszczenie światu, że w drodze jest drugie dziecko.
Gdy ma się na koncie trzy mistrzostwa Polski, ponad sto występów w ekstraklasie i groźny wygląd, to można się czegoś bać? Owszem. 28-letni Jakub Czerwiński, choć do ułomków nie należy i jest bardzo twardym defensorem, poza boiskiem jest otwartym i sympatycznym człowiekiem. „Czerwo” w ostatnim czasie zapoznał się ze słowem strach. Towarzyszył mu ostatniego lata, gdy zderzenie z własnym bramkarzem na treningu zakończyło się poważnym urazem kolana. Odczuwał niepokój, gdy czekał na diagnozę i operację. Niepewność towarzyszyła mu, gdy pod koniec roku wrócił do treningów, i ostatniej niedzieli, gdy jako kapitan wyprowadził zespół Piasta na inauguracyjny mecz z Zagłębiem. – Przyznam, że przed meczem nie oczekiwałem od siebie jakichś fajerwerków. Chciałem zagrać na równym, dobrym poziomie. To był mój pierwszy mecz o stawkę po długim czasie i z ręką na sercu powiem, że czułem się tak, jak bym debiutował. Przed meczem zastanawiałem jak długa była ta przerwa. Towarzyszyła mi duża tęsknota: za meczami, kibicami, atmosferą na stadionie, rywalizacją. Meczów sparingowych nie da się z tym porównać – powiedział Jakub Czerwiński.
Turgeman, Żukow i Hebert spodobali się kibicom Wisły Kraków, ale ostatnie słowo należało do krakowskiego juniora.
– Atmosfera w drużynie jest wspaniała – powiedział Turgeman. – Trudno po trzech treningach wkomponować się w zespół, ale pokazaliśmy kibicom, że szybko złapaliśmy wspólny język. Normalnie potrzeba więcej czasu, by poznać drużynę, ale każdy z nas zdawał sobie sprawę, że ta sytuacja jest wyjątkowa i był bardzo skoncentrowany na meczu. A gdy wszyscy myślą o tym samym, to wtedy znacznie łatwiej dobrze zagrać. Poczułem wyjątkowość tego meczu, gdy zobaczyłem co się dzieje na trybunach. To było coś szalonego i bardzo mi się podobało. Mamy nadzieję, że cały czas będziemy dostarczali naszym kibicom radości. Dzięki bramce zyskałem pewność siebie, ale najbardziej cieszy mnie zwycięstwo, bardzo potrzebne Wiśle.
SUPER EXPRESS
17-letni Jakub Kisiel pod ostrzałem kibiców Legii, bo grał w Polonii Warszawa. Teraz trafił do klubu z Łazienkowskiej, któremu zresztą kibicuje.
– Kibice sami psują sobie reputację. Czasem robią rzeczy wielkie, jak na przykład transparent przy okazji rocznicy Powstania Warszawskiego, pokazujący nazistę trzymającego na muszce polskie dziecko. To zmuszało do refleksji i pamięci. A teraz transparent przeciw 17-latkowi. Wstyd. Od tej pory będę się przyglądał sprawie i wspierał Kubę Kisiela. Każdy piłkarz i działacz Legii powinien zrobić to samo i udzielić mu wszelkiego możliwego wsparcia –mówi nam wzburzony Kosecki.
– Taki napis to hańba – dodaje Kowalczyk. – Do Legii przychodzili wcześniej piłkarze z Polonii, Wisły czy Widzewa i nie byli tak traktowani. A teraz bęcwały uczepiły się nieletniego. Zmierzamy ku przepaści. Teraz padło na 17-latka, a może następnym razem pobiją niemowlę w szpitalu, bo jest dzieckiem sportowca innego klubu?!
GAZETA WYBORCZA
Nic o piłce.
Fot. FotoPyK