Środowa prasa to echa kontuzji Krystiana Bielika, rozmowy o Koronie Kielce, Lechii Gdańsk, Polakach w MLS czy Patryku Klimali, kolejne wieści ws. przebudowy stadionu Rakowa oraz co nieco o transferach Górnika Zabrze i sytuacji w Zagłębiu Sosnowiec.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Krystian Bielik nie ma szans na udział w Euro 2020. Pech nie opuszcza zawodnika Derby County.
Dla Bielika to miał być zwykły sparing, a przerodził się w koszmar. 22-latek wystąpił w meczu drużyny Derby County U-23 przeciwko Tottenhamowi (2:2), by wrócić do rytmu meczowego po przymusowej pauzie za czerwoną kartkę, którą został ukarany 30 grudnia w meczu Championship z Charltonem. Na boisku Polak przebywał zaledwie 18 minut i wówczas doznał kontuzji. Nie był w stanie opuścić placu gry o własnych siłach. Od razu poczuł, że to coś poważnego. Na tyle, że Bielika na pewno zabraknie podczas tegorocznego EURO. Chodzi bowiem o uraz najgorszy z możliwych: zerwanie więzadeł krzyżowych w kolanie.
– Krystian jest załamany. Ja też chodzę cały dzień przybity, a w nocy nie mogłem spać – mówi nam Dariusz Bielik, ojciec piłkarza. – Oglądałem ten mecz, tyle że zdarzenie miało miejsce po drugiej stronie boiska niż umiejscowiona była kamera. Nie mam zatem pewności, czy Krystian źle stanął czy dodatkowo został jeszcze potrącony przez rywala. Bardzo go bolało, więc dostał leki przeciwbólowe. Syn jest mocny psychicznie, poradzi sobie z tą sytuacją. Jednak wielka szkoda, że tak się stało, zwłaszcza że kontuzje trapią go od dawna. Chyba tylko właśnie kolana jeszcze nie miał rozwalonego… – dodaje.
Patryk Klimala nie będzie miał łatwo o miejsce w składzie Celtiku.
Klimala ma szansę na debiut w sobotnim starciu 1/16 finału Pucharu Szkocji z Patrick Thistle. – W takich meczach Celtic często wystawia rezerwowy skład, więc sądzę, że może zagrać – mówi nam Ronnie Cully, który przez 40 lat opisywał spotkania nowej drużyny Polaka. – Nie jestem pewien, czy szybko zacznie grać, ale swoje szanse dostanie. Co prawda nie sądzę, by Edouard odszedł już w styczniu, ale Celtic potrzebuje jeszcze kogoś w ataku – twierdzi Gareth Law z „The Scottish Sun”. – Patryk dopiero niedawno wznowił treningi, nie będziemy zdziwieni, jeśli w tym spotkaniu jeszcze nie wystąpi – przyznaje Magdziarz. Na najciekawsze mecze młody polski napastnik musi poczekać. W lutym Celtic zmierzy się z 1/16 finału Ligi Europy z FC Kobenhavn. A pierwsze derbowe starcie z Rangers zaplanowane jest na 15 marca. Oba kluby – jak za dawnych lat – wyraźnie dominują nad resztą stawki. Celtic prowadzi z 52 punktami.
Aleksandara Vukovicia czeka test zimowy. Dwaj poprzedni trenerzy Legii źle przygotowywali zespół do rundy i wiosną szybko stracili posadę.
W sezonie 2017/18 Chorwat Romeo Jozak wytrzymał dziesięć spotkań (pięć zwycięstw, remis, cztery przegrane). Większość wiosennych problemów, choć nie wszystkie, wzięła się m.in. ze źle przepracowanego okresu przygotowawczego. Wyjazdy do Stanów i Portugalii Jozak zabrał zespół za ocean, co okazało się fatalnym pomysłem. Przygotowania zostały zaburzone, zmarnowanego w USA obozu przygotowawczego nie dało się odrobić w Hiszpanii. Potem piłkarze półżartem wspominali, że jedyne sprinty, jakie wykonali na Florydzie, to w supermarketach, kiedy biegiem trzeba było łapać co atrakcyjniejsze towary na wyprzedażach. Legia nieźle zaczęła rundę, wygrała cztery z pierwszych sześciu meczów, ale w połowie marca przegrała trzy z czterech spotkań i Jozak został wyrzucony.
Sa Pinto zabrał zespół do Portugalii, gdzie pokazał prawdziwe oblicze i wszyscy dookoła przekonali się, dlaczego były reprezentant swojego kraju – jako szkoleniowiec – w żadnym klubie nie przepracował nawet roku. Zamykał treningi i sparingi, na mecze nie wpuszczał dziennikarzy nawet z mediów klubowych – wszyscy szybko mieli go dość. Piłkarze ani myśleli za niego umierać, wiosną drużyna grała gorzej niż jesienią.
Rozmowa z napastnikiem Korony Kielce Michalem Papadopulosem.
Kiedy podpisywał pan kontrakt z Koroną, pewnie cel na sezon był inny.
Mieliśmy walczyć o pierwszą ósemkę. A przynajmniej gdy rozmawiałem z trenerem Gino Lettierim przed sezonem, takie były założenia. Źle zaczęliśmy i później trudno było nam się wygrzebać z dołka.
Jako jeden z bardziej doświadczonych piłkarzy czuł pan odpowiedzialność za zespół?
Tak. Ale nie gadałem dużo, od tego są inni i dobrze wywiązują się ze swojej roli.
Pewnie nie spodziewał się pan też, że będzie grał tak dużo.
To prawda. Wiedziałem, że będzie rywalizacja i z tego powodu niekoniecznie muszę być podstawowym piłkarzem. Gram i fajnie, ale jestem też w takim wieku, że jeśli usiądę na ławce, ale będę czuł, że pomagam drużynie, nie będę miał z tym problemu.
Takie podejście przychodzi z wiekiem? Pan ma już 34 lata.
Myślę, że tak. Kiedy byłem młodszy, wkurzałem się, jeśli nie grałem. Ale po trzydziestce inaczej podchodzę do pewnych spraw. No i narodziny córki też dużo zmieniły. Inaczej odbieram piłkarskie życie.
Jak?
Futbol przestał być numerem jeden. Od momentu kiedy urodziła się Vanessa, to rodzina jest najważniejsza. Po przegranym meczu oczywiście jestem zły, ale po powrocie do domu o wszystkim zapominam. Wracam do klubowych problemów, dopiero kiedy jestem znów na treningu. Potrafi ę oddzielić życie prywatne od zawodowego.
Jacek Grembocki jest zaniepokojony sytuacją w Lechii Gdańsk.
JAKUB RADOMSKI: Niepokoi pana to, co dzieje się w klubie z Gdańska?
JACEK GREMBOCKI (BYŁY PIŁKARZ LECHII): Mam wrażenie, że odejście Artura Sobiecha oraz fakt, że klubów szukają jeszcze Sławomir Peszko i Rafał Wolski, biorą się stąd, że władze Lechii chcą schodzić z kosztów. To byli nie tylko czołowi zawodnicy, ale też na pewno niemało zarabiający.
Z naszych informacji wynika, że Sobiech, Peszko, Wolski i Błażej Augustyn w grudniu złożyli wezwania do zapłaty należności. Klub zalegał im z trzema pensjami. Niedługo później właśnie ta grupa usłyszała, że może szukać nowego pracodawcy.
Jeżeli tak było, jest to dla mnie nie do zaakceptowania. Nie można się tak zachowywać. Zawodnik ma obowiązek wypełnić kontrakt, a pracodawca – płacić mu tyle, na ile się umówili. Oczywiście w naszych drużynach zdarzają się problemy finansowe, ale sytuacja, w której klub nie płaci, za to wymaga i ostatecznie pozbywa się gracza, jest niedopuszczalna. To zastraszanie, bo chodzi o to, by inni nie zdecydowali się na podobne kroki.
SPORT
Dobra informacja dla kibiców Rakowa Częstochowa. W najbliższym czasie będzie ogłoszony przetarg na dostosowanie stadionu do wymogów Ekstraklasy.
(…) Prezes Rakowa, Wojciech Cygan, podkreślił, że głównym problemem jest brak podgrzewanej murawy, odpowiedniej liczby zadaszonych miejsc i dodatkowej infrastruktury, koniecznej w ekstraklasie. – Zacznę patrzeć w przyszłość z optymizmem w momencie, kiedy ten przetarg zostanie rozstrzygnięty. Liczę, że nastąpi to szybko i rozpoczną się prace – mówi sternik Rakowa i przyznaje, że gra na obcym stadionie to dla klubu duży problem, nie tylko z racji kosztów. – Chodzi też z jednej strony o logistykę, dojazdy, brak możliwości przeprowadzenia odpowiedniej liczby treningów na swoim obiekcie. Po drugie – o kibiców. Tracimy tych, którzy w Częstochowie przyszliby na stadion, a do Bełchatowa nie pojadą i wolą obejrzeć mecz w telewizji – tłumaczy. Raków po słabym początku „u siebie”, w kolejnych meczach spisywał się już lepiej.
Górnik Zabrze potrzebuje wzmocnień na kilku pozycjach. Na razie ściągnął skrzydłowego.
Na jakie pozycje zabrzanie szukają wzmocnień? Chodzi przede wszystkim o linię środkową. Potrzebą chwili jest piłkarz pokroju Waleriana Gwilii, ściągniętego zeszłej zimy, który w wielu wiosennych meczach 2019 zrobił różnicę, po czym… czmychnął za dużo lepsze pieniądze do Legii. Sztabowi szkoleniowemu Górnika zależy też na wzmocnieniu boku pomocy. Ci, którzy grali na prawym skrzydle, nie spełniali nadziei. Przesunięcie do rezerw Ishmaela Baidoo i Juana Bauzy – pisaliśmy o tym wczoraj, ma swoją wymowę. To dlatego zdecydowano się na sprowadzenie Erika Jirki. W klubie chętnie widzieliby też środkowego obrońcę oraz napastnika. Pracy działaczom Górnika nie brakuje, tym bardziej, że już w środę drużyna leci na 10-dniowy obóz na Cypr, a liga rusza w pierwszych dniach lutego. Czasu na zgranie wszystkiego nie jest wiele.
Na razie do zespołu dołączył Erik Jirka. – Cieszę się, że moją osobą zainteresował się taki klub, jak Górnik. Dobrze że wszystko udało się doprowadzić do finału. Mam duże oczekiwania przed grą w Zabrzu. Na pewno będzie mi o tyle łatwej, że w zespole jest Martin Chudy, z którym grałem w Spartaku Trnawa. Zresztą przed podpisaniem umowy rozmawiałem też z innym zawodnikiem Górnika, Erikiem Grendelem – opowiada o swoich pierwszych dniach w Zabrzu słowacki skrzydłowy.
Działacze Zagłębia Sosnowiec, władze Akademii oraz trener Dariusz Dudek spotkali się z dziennikarzami i kibicami podczas pierwszej w nowym roku konferencji prasowej.
Prezes Zagłębia, Marcin Jaroszewski, rozpoczął od kwestii odejścia z klubu dotychczasowego wiceprezesa Łukasza Kozakowskiego, który po zaledwie kilku miesiącach zrezygnował. – Sytuacja ta została skomentowana przez właściciela klubu i nie chciałbym tego ponownie robić. To jest wynik sytuacji na linii członek zarządu-właściciel. Powiem tylko tyle, że inaczej wygląda sprawa, gdy zarządza się kapitałem prywatnym, a inaczej w przypadku samorządów, gdzie prawo powoduje wiele ograniczeń i kontroli. I chyba tutaj jest podstawa wszystkiego. Mogę jeszcze powiedzieć, że w spółce miejskiej, takiej jak Zagłębie Sosnowiec, musimy się liczyć z tym, że prezydent najpierw musi zadbać o potrzeby miasta. Dopiero wtedy, jak wszystkie te potrzeby zostaną zaspokojone, można się zająć rozrywką, a właśnie w tym przedziale znajduje się nasz klub. I czasem właśnie w tym rodzi się niepokój związany z budżetem i ogólnym funkcjonowaniem klubu – wyjaśnił prezes Jaroszewski nie ukrywając, że najodpowiedniejszym modelem zarządzania klubem byłby ten z większościowym pakietem w rękach prywatnych inwestorów. – Takie próby były już podejmowane i na pewno będą kolejne. Na razie do finalizacji tych planów nie doszło, choć w jednym przypadku było naprawdę blisko – przyznał Jaroszewski. Prezes Zagłębia zapewnił jednocześnie, że sytuacja finansowa klubu jest stabilna.
Znany z amerykańskich boisk i trenerskich gabinetów Robert Warzycha uważa, że MLS to dobry kierunek dla polskich ligowców.
Adam Buksa i Jarosław Niezgoda wybrali grę w Major League Soccer. Czy to dobry kierunek dla młodych wciąż zawodników, którzy zdecydowali się wyjechać z Ekstraklasy?
– To, z pewnością, kierunek ciekawy. Zarówno pod względem sportowym, jak i życiowym. Egzystencji w Stanach Zjednoczonych nie można porównać nawet z krajami zachodniej Europy. Dla kogoś, kto nigdy tu nie mieszkał, to inny świat. Trudno to wypośrodkować. Wiadomo, że każdy młody piłkarz wyjeżdżający z ekstraklasy chciałby do Włoch, Niemiec, Anglii czy Hiszpanii. To przecież większy prestiż, możliwość gry w europejskich pucharach. W Lidze Mistrzów. Niemniej cały czas widać, że amerykańskie klubu się rozwijają i szukają na europejskim rynku, kusząc młodych, uzdolnionych zawodników.
Kiedyś było tak, że do USA przyjeżdżali piłkarze grubo po trzydziestce. Teraz tak jest, ale tylko w przypadku wielkich gwiazd, jak Zlatan Ibrahimović. Kiedyś pan, Piotr Nowak, czy Roman Kosecki, właśnie w takim wieku wyjeżdżaliście do MLS. Teraz ściąga się tam młodych Polaków. To znak czasu?
– Zdecydowanie, a ponadto dowód na to, że amerykańska piłka nadal bardzo dobrze się rozwija. Dziś kluby nie boją się inwestować kwot rzędu 4 czy 5 mln euro za Buksę i Niezgodę. Warto skonfrontować te kwoty z tym, za jakie odchodzi do Włoch Arkadiusz Reca albo Karol Linetty. Były na podobnym poziomie, a nawet niższe. Dziś klub MLS jest w stanie zapłacić za danego zawodnika takie pieniądze, jak przeciętny, czy też słabszy klub mocnej europejskiej ligi. Oczywiście do finansowych europejskich potentatów amerykańskim klubom jest jeszcze bardzo daleko.
SUPER EXPRESS
Maciej Żurawski komentuje transfer Patryka Klimali do Celtiku.
„Super Express”: – Grałeś w Celticu, dobrze znasz ten klub. Jak oceniasz wybór Klimali?
Maciej Żurawski: – To bardzo dobra decyzja! Celtic gwarantuje co rok walkę o tytuł, grę w Lidze Mistrzów lub w Lidze Europy. Szkocja to doskonałe okno wystawowe choćby dla klubów angielskich. No i najważniejsze: Klimala wyjeżdża, mając niecałe 22 lata. Ja miałem wtedy 29 i 120 bramek w polskiej lidze. To dwa nieporównywalne momenty kariery. Teraz myślę, że w polskiej lidze powinno się zostawać maksymalnie do 24. roku życia
(…) – Co mu radzisz z takich praktycznych rzeczy?
– Jak najszybciej nauczyć się języka. U mnie niestety przed wyjazdem to było zaniedbane. Pamiętam, jak kiedyś w Glasgow bankomat wciągnął mi kartę, wieczorem to było, musiałem dzwonić na infolinię. Spociłem się wtedy niemal jak na meczu, bo ten szkocki akcent jest jednak mocny, a rozmowa przez telefon zawsze jest trudniejsza niż twarzą w twarz. Na szczęście dałem radę. Trzeba jednak opanować język jak najszybciej, żeby móc funkcjonować przede wszystkim w szatni. A na boisku, mam nadzieję, Klimala obroni się talentem.
GAZETA WYBORCZA
Tekst na temat Quique Setiena, ale jego sylwetkę już dzień wcześniej wyczerpująco wam przedstawiliśmy.
Fot. FotoPyK