– Ofertę powrotu złożyła mu Genoa, ale „Pjona” nie jest zainteresowany. Ostatnio angielski „Daily Mail” zasugerował, że Polakiem interesuje się RB Lipsk. Z kolei włoska „La Gazzetta dello Sport” napisała wczoraj, że Piątka chętnie widziałaby u siebie Fiorentina. W grę wchodziłoby wypożyczenie z opcją pierwokupu po sezonie – pisze “Super Express” o sytuacji Krzysztofa Piątka po transferze Zlatana Ibrahimovicia do Milanu. Dziś powrót Szweda do Serie A wałkuje niemal każda gazeta.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Dobry, osobisty wywiad z Pavelsem Steinborsem, czyli jednym z najlepszych zawodników ligi, a na pewno najlepszym piłkarzem Arki. O braku ojca, wychowywaniu dzieci, religii.
Co jest najważniejsze w życiu?
Dla mnie? Moi bliscy, rodzina. Ich szczęście.
Pan miał trudne dzieciństwo. Ojciec od was odszedł, gdy miał pan dwa lata.
Byłem bardzo mały, więc go nie pamiętam. Mamie po jego odejściu nie było łatwo. Pracowała w sklepie obuwniczym i tam po jakimś czasie poznała kolejnego męża, który choć był moim ojczymem, to mówiłem do niego tato. Biologicznego ojca nie zdążyłem poznać. Przez wiele lat czekałem. Myślałem, że to on zrobi pierwszy krok, sam też go nie wykonałem. Dziś trochę żałuję, że nie zdążyłem się z nim zobaczyć i porozmawiać. Nie chcę oceniać tego, co zrobił, bo to byłoby niesprawiedliwe. Mama przedstawiła mi swoją wersję, dotyczącą przyczyn ich rozstania, ale myślę, że gdybym spotkał się z ojcem, on mógłby to ująć nieco inaczej. Wiedziałem, że ma nową rodzinę, dzieci. Później dowiedziałem się, że choruje. Miał poważne problemy z sercem, zamontowano mu specjalną aparaturę. Pewnego dnia mama przekazała mi, że zmarł. Kiedy jechaliśmy na pogrzeb, czułem spokój, bo wydawało mi się, że jadę pożegnać nieznajomego człowieka. Nigdy nie zapomnę momentu, gdy podszedłem do trumny i zobaczyłem jego zdjęcie. Czułem się, jakbym patrzył na siebie. Tak był do mnie podobny. Miałem wrażenie, że to ja tam leżę. Nie byłem gotowy na ten widok, który później przez jakiś czas mi towarzyszył.
Rozmówka z Karolem Angielskim o jego pobycie w Płocku i pechowych urazach. Częściej wypada z gry przez kontuzję głowy niż nogi.
Trzy dni przed wyjazdem na obóz była gierka treningowa na boisku ze sztuczną trawą. Odebrałem piłkę Bartkowi Żynelowi, bo wypuścił ją za daleko, chciał ratować sytuację wślizgiem i zrobił to tak nieszczęśliwie, że trafi ł mnie centralnie kolanem w głowę. Efekt? Kość jarzmowa i oczodoły połamane.
To, że kiedyś miał pan poważny uraz głowy, miało jakiś wpływ na efekt tego zderzenia? 6 maja 2017 roku w meczu Olimpia Grudziądz – Wigry (0:0) obrońca gości Vaclav Cverna zamiast w piłkę kopnął pana w głowę tak, że później przez kilka miesięcy dochodził pan do siebie.
Wtedy miałem złamaną kość czołową, wstrząśnienie mózgu, połamane przegrody nosowe, złamanie ściany zatoki czołowej, złamanie górno- -przyśrodkowej ściany oczodołu i na części twarzy straciłem czucie. Do tej pory opada mi powieka. W tej drugiej sytuacji, dzięki Bogu, trafiony zostałem z drugiej strony głowy. Uderzenie też było bardzo mocne. Bartek nie wyhamował, bo na sztucznej murawie leżał śnieg. Obaj poszliśmy na maksa. Znów zostałem znokautowany. W Grudziądzu dostałem dużo poważniej. Za pierwszym razem złamana była kość czołowa. Mam tam teraz tytanową płytkę. Później przez kilka miesięcy pojawiały się takie objawy, że puchło mi czoło. Dobrze, że przy okazji tej drugiej sytuacji to wszystko nie wróciło. Nie było żadnych bóli głowy. Dla mnie te sytuacje to już przeszłość.
Zlatan Ibrahimović w Milanie – co to oznacza dla Krzysztofa Piątka? Raczej żadnego cackania się i roli mentora, Szwed przychodzi grać.
Co ten powrót oznacza dla Krzysztofa Piątka? Przede wszystkim naukę od jednego z najlepszych napastników XXI wieku. Doświadczonego, wygrywającego najważniejsze trofea i przebywającego w szatniach takich klubów jak Barcelona, Juventus, Inter, PSG czy Manchester United. Jeżeli jednak mediolańczycy nadal będą grali z jednym napastnikiem, reprezentant Polski może zupełnie stracić miejsce w składzie. Był rezerwowym już w ostatnim meczu z Atalantą (0:5), zamiast niego grał 20-letni Rafael Leao. A trudno wyobrazić sobie, że Ibrahimović przyszedłby do jakiegokolwiek klubu, by zadowolić się rolą zmiennika. Nie pozwoliłoby mu na to ego, a po rozstaniu ze Stanami Zjednoczonymi nadal przebierał w ofertach. Zapewne chce wyciągnąć Milan z przeciętności i ogłosić to jako swój kolejny wielki sukces. Nic dziwnego, że przy takim transferze Włosi spekulują, że Piątek mógłby się pożegnać z Milanem. Zaledwie cztery gole w tym sezonie Serie A i aż trzy z rzutów karnych, są sporym zawodem.
Druga część “Chwili z…” Izy Koprowiak z Adrianem Mierzejewskim. Tym razem sporo o reprezentacji Polski – dlaczego nie chciał go Nawałka, czym ponoć podpadł i jaki kit wciskał mu były trener kadry.
Dlaczego nie pasował pan Adamowi Nawałce?
Wciąż tego nie wiem. Przeczytałem w książce Sebastiana Staszewskiego, że powiedziałem coś niestosownego trenerowi Nawałce, że spóźniłem się na rozgrzewkę rezerwowych przed meczem z Irlandią (0:0 – red.) i dlatego więcej nie dostałem już powołania. To fakt – spóźniliśmy się na ten rozruch. To jednak był dopiero drugi mecz trenera Nawałki, ja pierwszy raz rozpoczynałem u niego na ławce, zasady nie były ustalone. Nie sądzę, by miało to jakiekolwiek znaczenie, tym bardziej że spóźniłem się razem z Grześkiem Krychowiakiem, który potem cały czas był powoływany. Półtora roku po meczu z Irlandią przyjechałem odwiedzić chłopaków na zgrupowaniu. Pogadałem z selekcjonerem, twierdził, że nie czuje do mnie żadnej urazy. Pompował mnie, że jestem obserwowany, że dobrze mi idzie. Oczywiście to był kit. Może nie pasowałem mu charakterologicznie?
Nie pasował pan na żołnierza?
Na pewno nie nadawałem się do roli zmiennika, który przylatywałby na kadrę i w ośmiu spotkaniach z rzędu siedział na ławce, wchodził na końcówki. Taka rola mnie nie interesowała. Przed mistrzostwami we Francji do podstawowego składu też nie miałem szans wskoczyć, bo pierwsza jedenastka była bardzo mocna, wszystko dobrze funkcjonowało, nie było sensu zmieniać składu. Do Euro 2016 to rozumiałem. Jednak potem, w meczu z Danią trener Nawałka zobaczył, że ta maszyna już tak dobrze nie funkcjonuje. Zaczął szukać innych opcji, ale mnie nie brał pod uwagę.
Skąd pewność, że nie brał?
Rozmawiałem z chłopakami, wiedziałem, jak trener Nawałka funkcjonuje: wysyła do nich SMS-y, dzwoni. A ja nigdy nie miałem z nim żadnego kontaktu
“SPORT”
Sebastian Musiolik z Rakowa Częstochowa dostał propozycję transfery do Korei Południowej. Pytanie – czy skorzysta?
Oferta z Azji jest interesująca, bo można tam dostać zdecydowanie większą pensję niż w Częstochowie. W lidze koreańskiej, nastawionej na twardą i siłową grę, napastnik Rakowa mógłby się odnaleźć. Włodarze częstochowskiego klubu też mogą zarobić na nim spore pieniądze. Chociaż koreańska oferta jest interesująca dla zawodnika i klubu, to jednak nie wiadomo jak piłkarz postąpi. Równie dobrze może pozostać w Rakowie do końca sezonu. W tym czasie mógłby zdobyć jeszcze kilka bramek i tym samym podnieść swoją wartość. Z drugiej strony nie wiadomo jednak jak będzie wyglądać jego sytuacja na wiosnę. Do zdrowia wraca Forbes, więc rywalizacja o miejsce w ataku będzie bardzo zacięta, a druga taka oferta może się już nie zdarzyć.
Rozmówka na trzy pytania z Markiem Papusznem, więc ciężko wyciągnąć coś ciekawego. Niemniej trener nie ma obaw o licencję na przyszły sezon.
Przyszły rok może być dla Rakowa bardzo trudny. Wciąż istnieje ryzyko, że nie otrzymacie licencji na grę w ekstraklasie…
– Nie zakładam takiego scenariusza. Mam zaufanie do ludzi zajmujących się tą sprawą, do prezesa klubu, właściciela. Wierzę w rozsądek włodarzy miasta. Częstochowa powinna być zainteresowana, aby Raków był w ekstraklasie. To wielka promocja miasta. Patrzymy do przodu. Ja wierzę, że ten najbliższy rok będzie przełomem. Mam nadzieję, że stadion zostanie dostosowany do gry w ekstraklasie, a jak na nim zagramy, to będzie jeszcze lepiej. To powinno stać się impulsem do tego, by powstał obiekt z prawdziwego zdarzenia na jaki zasługuje miasto, zasługują mieszkańcy i klub z taką tradycją.
Obszerne wspominki z 2019 roku Piasta Gliwice. Roku pięknego, który zapisze się na stałe w historii klubu mistrzostwem Polski. Wspominki mają formę alfabetu, nas najbardziej rozbawiło hasło na G – czyli Gala Ekstraklasy.
O tym, że Piast na Gali Ekstraklasy zgarnął większość nagród, już pisaliśmy. Ale o tym, że zabawa była przednia, jeszcze nie. Tak wielki sukces należało uczcić i toasty wznoszone w Warszawie były raz za razem. Napili się nawet ci, którzy generalnie nie przepadają za alkoholem. Opowiadał o tym m.in. Jorge Felix. – Po raz pierwszy w życiu byłem pijany. Jak przez mgłę pamiętam, że rozmawiałem z prezesami innych klubów, których nie do końca znałem. W pewnym momencie podchodzi do mnie prezes Piasta, podaje mi kieliszek z szotem i mówi: „Pij”. Nie chciałem, ale usłyszałem, że skoro jesteśmy mistrzem to nie ma wyjścia. Wypiłem ze trzy, cztery szoty i czułem się jakbym leciał. Na drugi dzień miałem poranny lot do Hiszpanii i przegapiłem go. Nie byłem w stanie pojechać na lotnisko. Zostałem w Warszawie – opowiadał Hiszpan w wywiadach.
Rozmowa z Rafałem Górakiem, trenerem drugoligowego GKS-u Katowice, który deklaruje, że nie porzuciłby tego projektu nawet w przypadku, gdyby zgłosił się po niego klub z Ekstraklasy.
Czyli nie towarzyszyła panu nigdy myśl: „A może zadzwonią…”? – Jeśli nie ma się pracy albo jest ona nie taka, jak tego oczekujesz, to tego typu myślenie się pojawia. A może ktoś zadzwoni, a może tu, a może tam… To mało komfortowe. Jestem megaszczęśliwy w Katowicach. Czuję się za GKS odpowiedzialny. Mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że dzisiaj chyba nie byłoby takiego telefonu, który mógłby mnie zainteresować. Przy całym szacunku nawet dla klubów z ekstraklasy. Nie ma szans.
Ciekawa deklaracja, oby kiedyś jej pan nie żałował.
– Jest dziś grudzień 2019… Mówię tak dlatego, bo jestem święcie przekonany do ludzi, którzy się obecnie w Katowicach znaleźli. A w piłce najważniejsi są ludzie. Gdy masz wokół siebie takich, do których czujesz 100-procentowe zaufanie, to inaczej się pracuje. Wiem, jakim człowiekiem jest prezes Szczerbowski, jakie jest wsparcie miasta jako właściciela, jak pracuje dyrektor Góralczyk i jaki mam sztab. Jestem święcie przekonany, iż w mało którym klubie mógłbym liczyć na tak zgraną ekipę. Czuję, że to taki moment na mojej trenerskiej drodze, że po prostu chcę odbić na czymś jakąś swoją pieczęć.
Tekst na stronę o pasji Dariusz Dudka – piciu kawy. To chyba uroki sportowego dziennika lubującego się w tematach lokalnych.
– Niezależnie od świąt i innych okazji kawa w moim domu jest zawsze. Nie wyobrażam sobie, aby mogło jej u mnie zabraknąć, gdyż mój codzienny rytuał wymaga tego, aby zacząć dzień od wypicia przynajmniej jednej filiżanki dobrej kawy – wyjaśnia Dudek i dodaje, że nie uważa się za rasowego baristę, kogoś, kto świetnie parzy kawę, podaje ją ze szczególną celebrą. Jak on sam to widzi? – Bliżej mi do smakosza niż do baristy, ale w przyszłości kto wie, może wybiorę się na jakiś kurs baristyczny. Jak na razie, postawiłem na dobry ekspres do kawy, a w dalszej kolejności trzeba będzie zakupić jeszcze parę profesjonalnych gadżetów, takich jak młynek, tamper (urządzenie służące do ubijania kawy w portafiltrze, inaczej – kolbie – red.) czy dripper (specjalne urządzenie do parzenia kawy – red.).
“SUPER EXPRESS”
Rafał Gikiewicz menadżera nie potrzebuje. I rozmowy z Unionem w sprawie nowego kontraktu prowadzi sam.
– Jeszcze przed świętami miał pan rozpocząć rozmowy z Unionem w sprawie nowego kontraktu (obecny kończy się 30.06.2020). Dogadał się pan?
– Wstępne rozmowy były, ale konkretów jeszcze nie ma. Umówiliśmy się, że pogadamy podczas styczniowego obozu przygotowawczego w Hiszpanii.
– Dlaczego zdecydował się pan sam negocjować kontrakt, bez udziału menedżera?
– Od 15 września tego roku nie jestem związany z żadną agencją menedżerską. Jestem bramkarzem i menedżerem w jednej osobie. Gdy wyjeżdżałem z rezerw Śląska do Niemiec, potrzebowałem menedżerów, mam z nimi kontakt, bo żaden mnie nie oszukał. Ale po sześciu latach spędzonych w Niemczech moje nazwisko jest tutaj na tyle znane, że mogę osobiście prowadzić rozmowy, a prowizja menedżerska równie dobrze może pójść do mojej rodziny, która z tego powodu będzie szczęśliwa.
Co dalej z Piątkiem wobec transferu Ibrahimovicia? Lipsk, Genoa, Fiorentina…
Zakładając system gry z jednym atakującym, Piątkowi i Brazylijczykowi Leao zostanie walka o to, kto będzie pierwszym zmiennikiem Ibrahimovicia. Szansa na pierwszy skład dla któregoś z nich byłaby tylko wtedy, gdyby Milan decydował się na grę dwoma napastnikami. Jeśli chodzi o Piątka, to pojawia się sporo plotek co do jego przyszłości. Ofertę powrotu złożyła mu Genoa, ale „Pjona” nie jest zainteresowany. Ostatnio angielski „Daily Mail” zasugerował, że Polakiem interesuje się RB Lipsk. Z kolei włoska „La Gazzetta dello Sport” napisała wczoraj, że Piątka chętnie widziałaby u siebie Fiorentina. W grę wchodziłoby wypożyczenie z opcją pierwokupu po sezonie.
“GAZETA WYBORCZA”
Chyba najbardziej kompleksowo i najobszerniej temat Ibry w Milanie rozgryza o dziwo “Wyborcza”. Ciekawa perspektywa na desperację Milanu, który musi ściągać gościa prawie że z emerytury – to pokazuje, gdzie jest dziś ten klub.
Wątpliwości wywołuje wiek Ibrahimovicia. On sam w 56 meczach wbił dla Galaxy 52 gole i twierdzi, że nie obniży poziomu do pięćdziesiątki, ale wśród napastników jego rówieśników prawie się nie widuje, a w lidze amerykańskiej toczy się gra o zbyt niskiej intensywności, by osiągane tam sukcesy służyły za wiarygodne narzędzie pomiarowe. Transfer może wręcz sprawiać wrażenie aktu desperacji – oto szefowie klubu realizujący strategię radykalnego odmładzania kadry znienacka biorą weterana, bo ten im się dobrze kojarzy. Gdy bowiem Szwed bronił barw Milanu, to najpierw pomógł mu zdobyć mistrzostwo Włoch (w 2011 roku, jak dotąd ostatnie), a następnie sam założył koronę ligowego króla strzelców (2012). Stare dzieje. Inna sprawa, że w klubie mają pełne prawo panikować. Z Bergamo ich piłkarze właśnie wywieźli 0:5 z Atalantą (najwyższa porażka w tym stuleciu), rzężą na 11. miejscu w tabeli, w 17 kolejkach uciułali marne 16 bramek – przewyższają pod tym względem tylko Udinese, Sampdorię, Brescię oraz SPAL. Najczęściej zdobywa je Theo Hernandez, czyli prawy obrońca, natomiast obaj napastnicy mają bilans szokujący – jeśli pominąć rzuty karne, Krzysztof Piątek i Rafael Leão strzelili po jednym golu. Snajperski uwiąd, jakiego nie uświadczysz w żadnej innej drużynie Serie A. Co gorsza, beznadzieja słono kosztuje, ponieważ w kraju Milan wciąż należy do fi nansowej elity. Przed sezonem wydał 160 mln euro na transfery, dysponuje czwartym najwyższym budżetem płacowym, za cel minimum obrał sobie powrót do Ligi Mistrzów.