Reklama

Jak można było tak spieprzyć renomę mistrzostw Europy?

redakcja

Autor:redakcja

20 listopada 2019, 14:13 • 6 min czytania 0 komentarzy

Jesteśmy na Euro i to oczywiście wiadomość pozytywna, bo lepiej być na imprezie, niż nie być. Natomiast trudno nie odnieść jednego wrażenia: gdy awansowaliśmy na Euro 2008, mieliśmy poczucie, że zaproszono nas na spotkanie elitarne, organizowane przez najfajniejszą koleżankę w klasie i naprawdę, my tam? Ależ nas zaszczyt kopnął. A dziś? Średnio lubiany kolega urządza spotkanie przy grach planszowych. Bez alkoholu. Ty weźmiesz swoje koleżanki, ja wezmę swoje i sobie posiedzimy kulturalnie we dwóch. Natomiast czy formułujemy tutaj zarzut wobec kadry? Absolutnie.

Jak można było tak spieprzyć renomę mistrzostw Europy?

To zarzut względem europejskiej federacji. Doprowadziła do tego, że renoma mistrzostw Europy mocno podupadła.

Gdy udział w Euro brało co najwyżej osiem drużyn, elitarność była przesunięta aż do przesady. Futbol na naszym kontynencie szedł do przodu, pojawiały się też nowe kraje na mapie i po prostu trzeba było tę liczbę podwoić, dopuścić do stołu więcej uczestników. Poziom wówczas absolutnie nie poszedł w dół, wiele z tych 16-drużynowych mistrzostw to klasyki. Jak dochodziło do niespodzianek w typie wygranej Grecji, mieliśmy świadomość, że Grecy na to wszystko zasłużyli, bo najpierw wygrali grupę eliminacyjną z Hiszpanią, potem znów zostawili Hiszpanów za sobą w grupie, tym razem na turnieju. Nie mówiliśmy o wyjściu z trzeciego miejsca po trzech remisach, repasażach i innych pierdołach.

Prostota. To też była siła tych turniejów. Zawsze z pewnych uśmieszkiem patrzyliśmy na zasady chociażby turniejów siatkarskich, gdzie po jednej grupie jest druga, potem trzecia i kto wie, kto wie, może dołóżmy jeszcze czwartą. W piłce nie: dokładnie połowa wychodziła do dalszej fazy, od razu gramy po jednym meczu, przegracie, trudno, za cztery lata też jest dzień. Żadnych meczów o puchar prezydenta, sołtysa, burmistrza.

Cóż, a na Euro 2016 dostaliśmy takie kwiatki jak właśnie Portugalia, która nawet nie wygrała meczu w pierwszej fazie i szła dalej (gdzie, na marginesie, pierwszy mecz w 90 minutach wygrała w półfinale).

Reklama

Czy dostaliśmy na tym turnieju ładne historie? Tak. Islandczycy i Walijczycy zaskoczyli wielu, dochodząc odpowiednio do ćwierćfinału (po ograniu Anglików) i półfinału (po ograniu Belgów). Problem polega jednak na tym, że obie ekipy nie potrzebowały do tego cudacznych rozwiązań regulaminowych! Po pierwsze – Walijczycy wygrali swoją grupę turniejową, Islandczycy byli drudzy. Graliby dalej i tak czy siak. Po drugie – jeśli powtórzyć zasady kwalifikacji z Euro 2012, obie drużyny mogłyby na ten turniej pojechać po barażach. Zajmowały bowiem drugie miejsca w swoich grupach, Islandia wyprzedziła Turcję.

Reasumując: to nie były ułomki, do których trzeba było wyciągać rękę i wrzucać do baraży z trzeciego miejsca.

No właśnie, a jak na Euro 2016 zaprezentowały się ekipy, które pojechały na turniej po barażach? Bardzo słabo.

– Ukrainę znamy z naszej grupy. Dostała w ryj od każdego i nie strzelili gola.

– Szwedzi zajęli ostatnie miejsce w swojej grupie z jednym punktem. Zdobyli jedną bramkę. To znaczy: zdobyto ją za nich, było to samobójcze trafienie Irlandczyków.

– Irlandia wyszła z grupy. Z trzeciego miejsca. W fazie pucharowej po walce, ale jednak przegrała z Francją.

Reklama

– Węgrzy, cóż, nawet wygrali swoją grupę. Potem przyszedł jednak pierwszy poważniejszy rywal (bo Portugalia w grupie nic nie grała), a więc Belgowie, i bez problemu wyjaśnił Madziarów czwórką.

Aha, a Turcja, która weszła na turniej jako najlepsza drużyna z trzeciego miejsca eliminacji, nie prześlizgnęła się do fazy pucharowej.

Zastanówmy się: czy turniej bez tych zespołów byłby uboższy? Nie, absolutnie, przygoda Węgrów może być wspominana tylko na Węgrzech. A sorry, to jest turniej mistrzowski, nie fundacja spełniająca marzenia.

Niestety padliśmy ofiarą Michela Platiniego, który bardzo chciał zaznaczyć swoją obecność w europejskim futbolu, a nie wystarczały mu dokonania boiskowe. Chciał, by o nim mówiono jako reformatorze, który wprowadził nową jakość. No i ją wprowadził, tyle że nowa jakość nie równa się większej jakości. Cholera, tak czy tak jest słabo, a pomysły Francuz miał jeszcze durniejsze, łącznie z grą na turnieju przykładowej Brazylii.

Jeden z jego doradców mówił: – Pomysł jest oczywiście w początkowej fazie, ale wszystko jest wykonalne. W Południowej Ameryce takie rozwiązanie stosowane jest od dawna, więc czemu nie w Europie?

O poszerzeniu Euro 2016 mówił: – Nie boję się obniżenia poziomu meczów. Anglia, Dania, Szkocja, Irlandia, Belgia, Serbia, Ukraina czy Bułgaria – te wszystkie kraje mają wystarczające umiejętności, by zagrać w mistrzostwach Europy.

O cudowaniu z Euro 2020, które może zostać rozegrane i w twoim mieście!!!, opowiadał: – Bardzo mi zależy na takiej formule i będę dążył do tego, żeby wprowadzić ją w życie. Z finansowego punktu widzenia to korzystniejsze dla wszystkich krajów. Rządy nie będą musiały się martwić o 10 stadionów i lotnisk w 10 miastach, a tylko w jednym.

EURO dla Europy. Z takim sztandarem szedł.

A do Ligi Narodów przekonywał w ten sposób: – Liga Narodów ma za zadanie spełnić wasze oczekiwania, bo powstała w oparciu o pragnienia nas wszystkich. Życzenia, żeby w rozgrywkach uczestniczyły nie tylko zespoły z najwyższej półki.

Do czego doprowadził, wszyscy widzimy.

Po pierwsze, część drużyn już wie, w jakiej grupie zagra i z kim. Na przykład w grupie B Belgowie, Rosjanie i Duńczycy czekają już tylko na Walię bądź Finlandię.

Po drugie, tacy Belgowie nie muszą być specjalnie szczęśliwi, że dwa mecze w grupie zagrają de facto na wyjeździe, skoro Kopenhaga i Sankt Petersburg to gospodarze Euro.

Po trzecie – co wynika po części z pierwszego i drugiego – losowanie, które do tej pory naprawdę elektryzowało, zostało skompromitowane. Część drużyn może mieć je już w dupie, ponadto nie znamy wszystkich uczestników (są przecież jeszcze baraże Ligi Narodów), toteż do kilku grup zostanie po prostu dorzucony zwycięzca tych dwumeczów, a nie konkretny kraj.

Po czwarte skompromitowane zostały eliminacje. Czy można nie wygrać żadnego meczu i pojechać na turniej? Można. Bułgaria dopiero teraz zrobiła trzy punkty z Czechami, które nie grały już o nic. Ale równie dobrze mogli Bułgarzy przegrać wszystko, potem zremisować dwa spotkania w barażach i wejść po karnych.

Izrael wyprzedził w naszej grupie tylko Łotwę? Nie szkodzi, wciąż może na Euro pojechać, Słowenia już nie.

Gdzie nie spojrzeć, absurdy. Jak nie absurdy, to komplikacje. A futbol to przecież w gruncie rzeczy prosty sport i to też jest jego siłą, również dlatego dotarł do miliardów, bo jego zrozumienie na poziomie podstawowym nie wymaga wielkiej koncentracji. Tak samo było do tej pory z zasadami, wszyscy byli mniej więcej równi, każdy wiedział, co musi zrobić, jaki poziom osiągnąć, by pojechać na imprezę.

Dziś oglądamy jakąś parodię tego wszystkiego. A to przecież nie koniec udziwnień, skoro mundial zagramy zimą.

Co jeszcze wymyślicie, drodzy panowie? Lepsze jest wrogiem dobrego. Obca to wam zasada.

Paweł Paczul

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...