Reklama

Kto powinien mieć wizję: klub czy trener?

redakcja

Autor:redakcja

28 października 2019, 08:33 • 9 min czytania 0 komentarzy

Poniedziałkowa prasa nigdy nie rozpieszcza, ale dziś nawet jak na ten dzień jest dość słabo. Dariusz Dziekanowski zastanawia się, kto powinien mieć wizję w klubie. W Londynie doszło do kolejnego przeglądu polskich talentów. GKS Katowice i Ruch Chorzów wygrywają kolejne mecze. 

Kto powinien mieć wizję: klub czy trener?

PRZEGLĄD SPORTOWY

Antoni Bugajski o Jerzym Pilchu i losie kibica Cracovii.

Dwa lata temu, kiedy Cracovia miała bardzo trudną jesień i tkwiła w strefie spadkowej (co znamienne, była tam razem z Pogonią), Michał Probierz na konferencji prasowej podzielił się osobistą refleksją: Ostatnio dużo czytam Jerzego Pilcha i uświadamiam sobie, jak ciężko jest być kibicem Cracovii. Rzeczywiście to bardzo trudny okres dla kibiców, trenera, właściciela klubu. Wierzę, że pisarz dożyje jeszcze czasów silnej Cracovii – mówił szkoleniowiec Pasów, a na reakcję pisarza nie trzeba było długo czekać. Wypowiedź Probierza odebrał jako dobrą monetę, bo zauważył, że nigdy wcześniej, że żaden inny trener z Kałuży jego utrudzonym kibicowskim losem się nie przejął, nie pochylił się nad nim w wymiarze jednostkowym i spersonalizowanym. To znak, że dzieje się coś wyjątkowego.

A przecież po dwóch latach postęp jest wyraźny. Cracovia od dawna obiecująco kręci się koło ligowej czołówki, zadomawia się w tej strefie i do takiego funkcjonowania przyzwyczaja siebie i kibiców. Sam Probierz przyznaje, że założony długofalowy cel strategiczny jest realizowany, choć po drodze były hamujące ten postęp nieprzyjemne przeszkody. Są więc przeszkody i są również takie mecze jak z Pogonią. Nie był to żaden mistrzowski mecz, ale solida robota i pewne zwycięstwo. Ta Cracovia jest pragmatyczna. Probierz mówi, że w ostatnich latach ligowy poziom się obniża. Nie byłby sobą, gdyby nie użył wszystkich dostępnych środków, by na tej słabości skorzystać. Cały czas wyobrażam sobie, że w tej słabej lidze jego Cracovia wreszcie efektownie odpali. Na razie wciąż grzeje silnik na żółtym świetle, ale niech no tylko zabłyśnie zielone…

Reklama

ps1

PZPN i Ambasada RP piąty raz zorganizowały przegląd polskich talentów w Londynie. Honorowym gościem spotkania był Łukasz Fabiański.

Przemysław Soczyński jest koordynatorem sieci polskich skautów na Wyspach i trochę… selekcjonerem. To on do spółki z Chorążykiem wybierał, które talenty „powołać” do Ambasady. Zaproszono 36  piłkarzy i piłkarek, w większości z renomowanych akademii. To tylko ułamek z ogólnej liczby polskich piłkarskich dzieci dorastających w Londynie i innych brytyjskich miastach. Soczyński w każdym tygodniu odbiera telefony od rodziców, sygnalizujących, że ich pociecha to wybitny talent. On i jego współpracownicy starają się weryfikować każdy przypadek. – Czuję coraz większą odpowiedzialność – przyznaje Soczyński.

To, że projekt „Gramy dla Polski” jest ważny dla PZPN, uwidacznia choćby skład związkowej delegacji. Indywidualne rozmowy z kandydatami na przyszłych reprezentantów odbywali selekcjonerzy kadr juniorskich: Nina Patalon (kadra U-19 juniorek), Bartłomiej Zalewski (męska U-19), Marcin Dorna (U-17), Dariusz Gęsior (U-16) i Rafał Lasocki (U15). Obecny był także Piotr Burlikowski, doradca prezesa Zbigniewa Bońka. – W jednym miejscu byli trenerzy wszystkich kadr juniorskich – podkreśla Soczyński. Oprócz Lasockiego, który dzień wcześniej prowadził swój zespół w meczu z Islandią (4:0) w Nowym Dworze Gdańskim, wszyscy wymienieni to już weterani spotkań w Kolonii i Londynie, korzystający z owoców projektu. W sobotni poranek Zalewski powołał sześciu zawodników z zagranicznych klubów na turniej eliminacji ME, w tym czwórkę urodzonych i wychowanych poza Polską. „Anglików” akurat w tym gronie nie ma, ale blisko kadry U-19 kręci się Kacper Łopata z Brighton, sporo meczów ma za sobą Paweł Żuk (kiedyś Everton, obecnie Lechia Gdańsk). 

ps2

Dariusz Dziekanowski zastanawia się, kto powinien mieć wizję: klub czy trener?

Reklama

Dla mnie idealna sytuacja to taka, w której władze klubu mają wizję oraz cel, zatrudniają trenera, który tę wizję i cel realizuje, i robi to w sposób zadowalający. Tydzień temu wyraziłem w tym miejscu wątpliwości co do tego, czy w Legii i w Lechu Aleksandar Vuković i Dariusz Żuraw są w stanie wprowadzić swoje zespoły na salony europejskie. Przywołuję te nazwiska, bo kiedy mówi się o wizji i celach, oba te kluby wymieniane są najczęściej. Władze Lecha przed sezonem wizję tę przedstawiły (stawiamy na młodych), ale już dziś można powiedzieć, że trener nie wykorzystuje potencjału, który jest w tej drużynie. W Legii o wizji mówi się równie często, ale głównie dlatego, że brakuje w Warszawie konsekwencji. Niby jest jakiś zamysł, ale gdy na Łazienkowską przyszedł Ricardo Sa Pinto, okazało się, że to klub ma realizować jego pomysły, a nie odwrotnie. Z Vukoviciem jest tak, że wizja zmienia się w zależności od sytuacji kadrowej. Tydzień temu była euforia po zwycięskiej bramce Macieja Rosołka. Dobrze, że młody polski piłkarz pokazał się w tak ważnym meczu, ale nie mam poczucia, że jest to zgodne z obecną „racją stanu” Wojskowych. Niezmiennie odnoszę wrażenie, że w Legii rządzi przypadek, decyzje są spontaniczne i często niefortunne (jak choćby ceremonia pożegnania Radovicia i Kucharczyka) i wizja dostosowuje się do aktualnej sytuacji, a nie sytuacja jest pochodną jakiejś koncepcji. Z jednej strony klub chwali się budową akademii, a tymczasem w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” były zawodnik warszawian (obecnie napastnik Jagiellonii) Patryk Klimala opowiada o tym, jak się zapuścił, będąc w tym legijnym ośrodku szkoleniowym (miał tkankę tłuszczową na poziomie 23 procent). Nie wiem, jak to mogło umknąć ludziom odpowiedzialnym za akademię.

ps3

Na koniec tradycyjnie w poniedziałek kilka anegdot od Piotra Wołosika.

Świetność Polonii doskonale pamięta były szef PZPN Michał Listkiewicz, przez lata z nią związany. W tamtych, dość odległych czasach poloniści z różnych sekcji przyciągali tłumy warszawiaków. Pod wrażeniem historii tego klubu opowiadanej przez pana Michała był jego bardzo dobry kolega, na co dzień działacz niemieckiej federacji piłkarskiej. Kiedy gościł w naszej stolicy, były prezes PZPN sprezentował mu komplet polonijnych pamiątek. Następnego dnia, gdy były prezes odwiedził w hotelu kolegę, nie bardzo mógł go poznać. Wyglądał jak po walce pięściarskiej. Niestety przegranej, o czym świadczyło między innymi podbite oko. Obrażeń doznał w trakcie zwiedzania stolicy. Do centrum Warszawy wybrał się elegancko ubrany, ale na swoje nieszczęście całość dopełnił otrzymanym od Michała Listkiewicza szalikiem Polonii. W tramwaju dopadło go kilku fanów Legii, spuszczając manto i kopniakiem „wysadzając” na najbliższym przystanku. Cudzoziemiec zorientował się, że barwy Polonii nie w każdym miejscu stolicy przyjmowane są z entuzjazmem, nie mógł się też nadziwić, że w taki sposób mu o tym przypomniano.

ps4

SPORT

Rozstanie z Arturem Skowronkiem miało ułatwić mielczanom walkę o awans. Na razie jednak ta szokująca decyzja sprzed miesiąca nie broni się ani trochę.

W trzech ostatnich wyjazdach mielczanie nie zdobyli punktu i bramki… Tak złej serii pod wodzą Skowronka drużyna nie miała przez kilkanaście miesięcy ani razu. O ile za porażkę w Radomiu można jeszcze rozgrzeszyć, o tyle miniony tydzień zakończył się kompletną klapą, bo niepowodzeniami w starciach z najniżej sklasyfikowanymi dotąd I-ligowcami. W czwartek – 0:1 w Opolu, wczoraj – 0:1 w Głogowie. To Chrobry na tle zupełnie bezbarwnych mielczan prezentował się jak kandydat do awansu, a nie odwrotnie. Na razie okazuje się, że na trenerskiej roszadzie mielczanie wychodzą jak Zabłocki na mydle.

– Stal trochę zardzewiała. Gra jak na zaciągniętym ręcznym. Głogowianie byli szybsi, dynamiczniejsi – oceniał na telewizyjnej antenie Janusz Kudyba, ekspert Polsatu Sport. Tak naprawdę goście z Podkarpacia mogli – powinni – ponieść znacznie wyższą porażkę. W II połowie stanowili dla Chrobrego tylko tło. Pochwalić należy za to działaczy klubu z Dolnego Śląska. Wytrzymali ciśnienie, po fatalnym początku rundy (1 punkt w 6 meczach) nie zwolnili Ivana Djurdjevicia, a obdarzyli Serba z polskim paszportem kredytem zaufania. On teraz się spłaca.

sport1

Nawet kontrowersyjna czerwona kartka i konieczność gry przez godzinę w osłabieniu nie zatrzymała GKS-u Katowice. Dumny ze swoich zawodników, mimo porażki, był trener siedlczan, za którymi szalone dni.

Rozpędzona GieKSa była murowanym faworytem konfrontacji z przeciwnikiem mającym duże problemy (o czym szerzej w ramce obok), a na koncie – serię porażek (obecnie już 5). Co bardziej sceptyczni katowiccy kibice przypominali jednak, że w przeszłości ta drużyna miała „dar” przegrywania takich spotkań, by wspomnieć chociażby derby z Ruchem sprzed 1,5 roku. Ta drużyna – ale nie taka drużyna. Stwierdzenie, że trybuny przy Bukowej zaczynają powoli zakochiwać się w trenerze Rafale Góraku i jego bandzie, byłoby może przesadzone, ale na pewno zaczynają pałać do niej coraz większą sympatią.

W sobotę też wyszła z opresji. Po upływie niespełna dwóch kwadransów starcie z siedlczanami, zupełnie nieoczekiwanie, skomplikowało się GKS-owi. Wcześniej kontrolował grę, zasłużenie objął prowadzenie (Dawid Rogalski głową przeciął „centrostrzał” Adriana Błąda). Aż nadeszła 29 minuta… Jakub Habusta sfaulował wtedy przed bramką Kacpra Falona. Werdykt: czerwona kartka dla Czecha i rzut karny, zamieniony na gola przez Adama Mójtę. – Czy to błąd sędziego? Nie wiem, nie znam się, ale stawiam, że z grona 100 trenerów, przeciwko którym byłaby taka czerwona kartka, dokładnie 100 byłoby oburzonych. Ja też się do nich zaliczam. Mam jednak pretensje o samo sprokurowanie tej sytuacji. Nie powinno do niej dojść, to był nasz ogromny błąd taktyczny – podkreślał Rafał Górak.

sport2

Komplet publiczności i wspaniała atmosfera na trybunach, cztery gole, dwa rzuty karne, czerwona kartka, duże emocje. To były derby niczym w ekstraklasie, Ruch Chorzów wygrał z Polonią Bytom 3:1.

Przy Cichej znów zapachniało ekstraklasą. Trybuny zapełniły się – to oficjalne dane – blisko siedmioma tysiącami kibiców, bo też taka (6800) jest ich maksymalna dopuszczona pojemność. Na kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem do kas ustawiały się długie kolejki chętnych na resztki biletów. Ścisk był wielki. Ludzie stali na schodach, wisieli na płotach. Z rynku w stronę stadionu ruszył pochód, nie brakowało też grupek znajomych, w których pojawiały się barwy zarówno Ruchu, jak i Polonii. „Niebiescy, dzięki za wszystko!” – zaśpiewało po I połowie kilkuset fanatyków z Bytomia, którzy mimo oficjalnego zakazu wyjazdowego skorzystali z gościny i do ostatniego miejsca wypełnili „klatkę”. Te derby w niczym nie przypominały klasy rozgrywkowej nr 4, co tylko dowodzi, że polska piłka po prostu traci na nieobecności tych dwóch byłych mistrzów na szczeblu centralnym.

sport3

SUPER EXPRESS

Nic poza meczami z weekendu.

GAZETA WYBORCZA

Rafał Stec pisze, że na futbolowej mapie jest coraz więcej regionów zaawansowanych cywilizacyjnie. Tylko my nadal aktualizujemy kronikę wypadków żałosnych.

Futbolowa mapa znów ewoluuje we właściwym kierunku, bo różnorodnieje, rozbłyskuje na niej coraz więcej regionów zaawansowanych cywilizacyjnie, można zaryzykować tezę, że daje szansę każdemu. No, prawie każdemu, u nas po staremu, my pozostajemy wierni tradycji i nadal aktualizujemy kronikę wypadków żałosnych. Wyćwiczyliśmy się też w wynajdowaniu dowodów na to, że polskie kluby padają ofiarami niesprawiedliwości, winę za ich klęski ponoszą głównie obcy. Jak porównywać się z Lipskiem czy Salzburgiem, skoro tamtym spadł z nieba mecenat Red Bulla? Jak podskoczyć Slavii, skoro właśnie w Pradze, w tym siedlisku bezbożników i w ogóle rui z porubstwem, wylądowali sponsorzy z Chin? Gdzie nam do Zagrzebia albo Belgradu, skoro wiadomo, że w bałkańskich żyłach bulgocze futbol, a w nadwiślańskich antyfutbol? Rozgrzeszających wytłumaczeń mamy bezlik, więc to gdzie indziej prąd do przodu – jeśli przeskanujemy bieżący i/lub minione sezony rumuńskiego Cluj, białoruskiego BATE, bułgarskiego Łudogorca, Slovana Bratysława, kazachskiej Astany czy azerskiego Qarabagu, które teraz urzędują w Lidze Europy, to okaże się, że już każdy poradziecki kraj usypał przynajmniej wysepkę sukcesu na miarę swoich możliwości. I zanosi się, że do wiosny w pucharach doleci cała eskadra klubów ze wschodu.

gw1

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Piast Gliwice bez licencji na grę w Ekstraklasie od 1 stycznia? Klub stoi pod ścianą

Arek Dobruchowski
7
Piast Gliwice bez licencji na grę w Ekstraklasie od 1 stycznia? Klub stoi pod ścianą

Komentarze

0 komentarzy

Loading...