Paweł Wszołek i ligi zagraniczne – głównie te tematy poruszane są w sobotniej prasie. Jest m.in. rozmowa z Łukaszem Skorupskim o chorobie trenera Sinisy Mihajlovicia.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Paweł Wszołek przekonuje, że nie musi się w Legii odbudowywać, ale nie od razu w niej zagra.
– Moja sytuacja każdemu wydawała się dziwna, ale ja nie mam sobie nic do zarzucenia. Wierzyłem, że dostanę jakieś oferty, jednak długo nic się nie pojawiało. Nie wiem, czym to było spowodowane, na pewno nie miałem wygórowanych oczekiwań finansowych. Gdyby tak było, wylądowałbym w Arabii Saudyjskiej czy Katarze, skąd wcześniej miałem propozycje – twierdzi 26-letni skrzydłowy, który w piątek został zaprezentowany jako gracz Legii.
Na debiut musi jednak poczekać, trener Aleksandar Vuković przyznaje, że nie jest to natychmiastowe wzmocnienie. – Jego przyjście nie wynika z paniki, lecz z potrzeby wzmocnienia drużyny. Damy mu czas, aby się odnalazł i wrócił do najlepszej dyspozycji. Na debiut w meczu z Cracovią jest jeszcze za wcześnie. Paweł musi ustawić się w kolejce, jak w Costa Coffee po kawę – stwierdza trener wicemistrzów Polski.
W ubiegłym sezonie Lechia Gdańsk miała wąską kadrę. Teraz jest znacznie lepiej.
Gdy pod koniec ubiegłych rozgrywek Lechii wymykało się z rąk mistrzostwo Polski, trener Piotr Stokowiec przyznawał, że problemem drużyny jest zbyt wąska kadra. Teraz, choć przed sezonem dokonano ledwie kilku transferów, zrobiono to na tyle inteligentnie, że na siedmiu, ośmiu pozycjach gracze biało-zielonych mają godnych zastępców, a w kilku przypadkach można wręcz mówić o „problemie” bogactwa. Widać to dobrze przed sobotnim spotkaniem z Koroną Kielce, w którym może nie zagrać strzelec trzech goli w trzech ostatnich meczach – Sławomir Peszko.
– Sławek ma problemy ze zdrowiem, zmagał się z nimi już przed poprzednim meczem z Lechem. Jego występ do ostatniej chwili będzie stał pod znakiem zapytania. Na skrzydłach rywalizacja jest jednak spora – mówi Stokowiec. Konkurencja, o której mówi szkoleniowiec, doprowadziła do tego, że spotkanie z Kolejorzem (2:1) na ławce rozpoczął Lukaš Haraslin, co jeszcze niedawno było trudne do wyobrażenia.
Żadna drużyna z TOP6 ligi angielskiej nie zmieniła się tak bardzo jak Chelsea. Nowa twarz klubu jest dużo młodsza.
Dzieciaki w składzie The Blues rzeczywiście, jak do tej pory, są całkiem w porządku. Wszystkie 11 goli tej drużyny w tym sezonie Premier League strzelili Anglicy poniżej 21. roku – siedem bramek zdobył Tammy Abraham, trzy Mason Mount, a jedną Fikayo Tomori. Wszyscy trzej jeszcze w poprzednim sezonie byli wypożyczeni do klubów Championship – Abraham do Aston Villi, a dwaj pozostali do Derby County prowadzonego przez Franka Lamparda, który dziś już trenuje Chelsea. Bez niego o takiej sytuacji nie mogło być mowy. Anglik przez rok wyrobił sobie markę trenera, który daje szansę gry młodym piłkarzom. To przemawiało za jego zatrudnieniem w kryzysowym momencie w Londynie niemal tak samo, jak status legendy The Blues. Jak wyliczył serwis „The Athletic”, we wcześniejszych 16 latach od przejęcia klubu przez Romana Abramowicza tylko trzej jego wychowankowie strzelali gole w Premier League. To John Terry, Ruben Loftus-Cheek i Bertrand Traore. Abraham, Mount i Tomori wyrównali ten wyczyn w jednym spotkaniu, bo wszyscy trafiali do siatki w poprzedniej kolejce przeciwko Wolverhampton (5:2).
Zdaniem byłego bramkarza Sevilli, Andresa Palopa to najbardziej wyrównany sezon w historii La Liga.
Czy w tym sezonie Barcelona znowu zdominuje stawkę? Katalończycy zdobyli tytuł w ośmiu z ostatnich jedenastu sezonów.
Barca nie ma już takiej przewagi nad resztą. Jedzie do Bilbao, przegrywa. Jedzie do Pampeluny, remisuje. Nie jest stabilna, tak samo jak Real, co może odbić się na jej szansach w Lidze Mistrzów, choć trzeba też zaznaczyć, że wahania drużyny Ernesto Valverde są mniejsze. Mam wrażenie, że to najbardziej wyrównany sezon w historii LaLiga. Wiem, że to frazes, ale dla gigantów nie ma już łatwych meczów. Czasami zdarzają się sezony, gdy Barcelona czy Real mają swoje problemy i z tego wychodzi inny mistrz – Atletico czy swego czasu Valencia. I czuję, że może tak być tym razem.
Rywalizacja o miejsce między słupkami reprezentacji Niemiec w kilka dni stała się chamska i brutalna, a zaangażowanych w nią jest coraz więcej osób.
Po licznych kontuzjach i opuszczeniu większości meczów w ostatnich dwóch latach wydawało się, że bramkarz Bayernu sam zrezygnuje z występów w reprezentacji. Jednak selekcjoner w dalszym ciągu na niego stawia, nawet jeśli według ekspertów, lepszym golkiperem jest ter Stegen. Zawodnik Barcelony długo siedział cicho i w milczeniu przyjmował decyzje Löwa. Ale po wrześniowych meczach kadry coś w nim pękło i zaczął Na temat rywalizacji o miejsce w bramce wypowiedzieli się w Niemczech już niemal wszyscy. Padały różne propozycje. Były kapitan kadry Lothar Matthäus uważa, że jeden z bramkarzy powinien zrezygnować z gry w drużynie narodowej. Natomiast Stefan Effenberg jest zdania, że Neuer powinien już teraz ogłosić, że odejdzie po EURO 2020 i wówczas już na stałe zastąpi go ter Stegen.
Łukasz Skorupski chce rozegrać 400 meczów w Serie A. Bramkarz Bologny opowiada o swoich planach i chorobie trenera Sinišy Mihajlovicia.
ŁUKASZ OLKOWICZ: Bologna zajmuje trzecie miejsce, ale w kontekście tego zespołu nie wyniki są teraz najważniejsze, lecz zdrowie waszego trenera Sinišy Mihajlovicia, który walczy z białaczką. Jak to przekłada się na codzienność w klubie?
ŁUKASZ SKORUPSKI: Trener jest w szpitalu, ale cały czas czujemy jego obecność. Zresztą dwa razy w tygodniu rozmawiamy z nim całą drużyną na FaceTime. Widzimy się, więc to nie jest tak, że zniknął z klubu.
Niespodziewanie pojawił się na waszym meczu w Weronie.
Byliśmy mocno zaskoczeni. Trener przez 40 dni miał leżeć w szpitalu, przechodził pierwszą fazę leczenia. Jesteśmy na zbiórce w Weronie, jeszcze przed wyjazdem na stadion, i nagle on się pojawia. „Obiecałem wam, że będę na pierwszym meczu w sezonie, więc jestem” – przywitał się. Był na stadionie, wyszedł pięć minut przed końcem meczu. Dostał wypis ze szpitala na tydzień, przyjechał na nasze dwa czy trzy treningi. Nie prowadził ich, stał z boku. Obyło się też bez podania rąk, to mogło być zbyt niebezpieczne dla jego zdrowia.
Po ostatnim meczu z Brescią to z kolei wy odwiedziliście trenera.
Jest w szpitalu, trafił tam na kolejne czterdzieści dni. Postanowiliśmy mu zrobić niespodziankę. Zapakowaliśmy się do busa, pojechaliśmy do szpitala. Ze względów zdrowotnych nie mógł nas przyjąć, podszedł do okna. Myślę, że się ucieszył z tej wizyty.
Diego Maradona wywołał szaleństwo, zostając trenerem Gimnasii La Plata. Legenda podupadła na zdrowiu, ale nadal chce otaczać się swoimi wyznawcami i cieszyć się uwielbieniem.
Podczas prezentacji nowego trenera prezes Gimnasia y Esgrima La Plata Gabriel Pellegrino dostrzegł, że Maradona ma rozwiązane sznurowadła, więc błyskawicznie padł na kolana, by je zawiązać. – Oszalałeś? Nie widziałeś mojego filmu, kiedy bawiłem się piłką z niezawiązanymi sznurówkami? – zapytał swojego pracodawcę Diego. Na filmiku, w ramach przedmeczowej rozgrzewki, były gwiazdor Napoli w ortalionowym dresie tańczy z piłką do utworu Opus „Live is life”, a publiczność na Stadio San Paolo bawi się jak na najlepszym koncercie. Argentyńczyk podbija piłkę barkami, trzyma ją na głowie, rusza biodrami, rozciąga mięśnie i z uśmiechem zachęca kibiców do wspólnej zabawy. To był jego najlepszy czas. Dziś już ma problemy z chodzeniem czy konstruowaniem zdań, myślenie i łączenie faktów przychodzi mu z trudem, ale tak jak za najlepszych lat, próbuje tworzyć swój wizerunek. Bawi się nim, lecz jest również jego zakładnikiem. Przez lata zniechęcał do siebie ludzi licznymi wybrykami (związanymi m.in. z narkotykami) i polityczną agitacją, ale w Argentynie już zawsze będzie postacią z mitu.
SPORT
Michał Probierz marzy, by kiedyś przyjazd Cracovii wywoływał dodatkową ekscytację u kibiców rywala.
(…) Bez przedmeczowej gorączki trener Michał Probierz patrzy też na status meczu z Legią. – Mecze z Legią elektryzują wszystkich w całej Polsce – przypomina. – Wielu narzeka, ale jednocześnie każdy klub czeka, aż przyjedzie Legia i na ten mecz stadion się wypełnia, nawet gdy na innych meczach trybuny nie są pełne. Obojętnie, w jakiej formie i na jakim miejscu w tabeli się znajduje, Legia zawsze budzi zainteresowanie. Te mecze elektryzują i dobrze, że są. Oby kiedyś, tak jak na Legię, wszyscy czekali na Cracovię, bo chcemy regularnie być na miejscach w czołowej czwórce i być stabilnym klubem na lata – kończy trener „Pasów”.
Igor Angulo szuka goli. Napastnik Górnika Zabrze kiepsko zaczął ten sezon.
Do Angulo wielu ma pretensje – zważywszy na jego strzeleckie dokonania w poprzednich sezonach (król strzelców ekstraklasy, król strzelców I ligi) – że w bieżących rozgrywkach nie spisuje się na miarę oczekiwań. Na koncie ma raptem dwa ligowe trafienia. – Jasne, czuję presję, jeśli chodzi o moją skuteczność. Jestem przecież napastnikiem i ze strzelonych bramek jestem rozliczany. Przed nami jeszcze jednak wiele meczów. Nie zacząłem tego sezonu najlepiej, ale liga jest długa, a nieraz już udowodniłem, że jestem w stanie w rozgrywkach zdobyć 20-25 bramek. Jeśli koledzy z boiska, trener i kibice będę mi ufać, to jestem przekonany, że podobnie będzie i w tym sezonie – nie ma wątpliwości „Angulo-gol”, który od momentu pojawienia się w Górniku, w sierpniu 2016 roku, zdobył we wszystkich oficjalnych rozgrywkach 74 bramki.
– Gdybyśmy grali gorzej, pewnie łatwiej byłoby zgasić w klubie światło – nie ukrywa Łukasz Bereta, trener Ruchu Chorzów, sukcesywnie pnącego się w III-ligowej tabeli.
Chorzowianie zdobywają punkty, ale nie zarabiają pieniędzy. Trenerzy i zawodnicy najdotkliwiej odczuwają skutki politycznego pata wokół Ruchu, bojkot kibiców, brak porozumienia właścicieli i opieszałość miasta w realizacji umowy promocyjnej z klubem. Mimo to, wrzesień – bardzo intensywny – na boisku przebiega po ich myśli. W pięciu ostatnich meczach drużyna zdobyła 11 punktów.
– Nie jest nam łatwo, ale tematy pozaboiskowe poruszamy rzadko – przekonuje trener Łukasz Bereta. – Na ile jednak wystarczy nam wytrwałości? Tego nie jestem w stanie powiedzieć. Trzeba się liczyć z tym, że przyjdą gorsze chwile, chwile zwątpienia, które zabiorą nam część głów. Jeśli nie będzie dla nas wsparcia – obojętnie, z której strony – to zrobi się problem i wyniki mogą się pogorszyć. Ono musi być. Sportowo robimy wszystko, by było jak najlepiej. Gdyby rezultaty były gorsze, pewnie łatwiej byłoby zgasić w klubie światło. Mam nadzieję, że sytuacja finansowa jednak się poprawi. Zbliża się koniec miesiąca, a wraz z nim – deadline. Zobaczymy, czy klub wywiąże się ze zobowiązań licencyjnych. Jeśli nie, czego chyba nikt z nas do siebie nie dopuszcza, to nie będziemy już mieli niczego do powiedzenia. Jeśli tak, a my dostaniemy wypłaty – to zapali się światło w tunelu. Nie musi być idealnie, ale jakaś ciągłość powinna być zachowana, by móc podtrzymać to wszystko na dobrym poziomie – dodaje szkoleniowiec „Niebieskich”.
SUPER EXPRESS
Znów Paweł Wszołek z prezentacji, tym razem w kontekście tego, że z ofert Legii, Lechii i Lecha brał pod uwagę tylko dwie pierwsze.
Legia Warszawa zaprezentowała wczoraj Pawła Wszołka (27 l.). 11-krotny reprezentant Polski podpisał dwuletni kontrakt z klubem z Ł3, choć mógł też występować w Poznaniu. – Na ostatniej prostej pojawiły się oferty, między innymi z Lecha, ale postanowiłem, że jeżeli wrócę do Polski, to do Legii albo do Lechii, ze względu na trenera Piotra Stokowca – tłumaczył Wszołek.
Przez trzy ostatnie sezony były gracz Polonii Warszawa grał w Championship, w zespole Queens Park Rangers, ale latem stamtąd odszedł. – To nie tak, że nie chcieli przedłużyć ze mną umowy. Było wręcz przeciwnie. W kwietniu zaoferowali mi nowy kontrakt, ale bardzo niski. QPR dostał karę 40 mln funtów i musiał pozbyć się najlepiej zarabiających piłkarzy lub mocno obniżyć im zarobki. Dyrektor klubu przyznał, że zasługuję na wyższą umowę, ale w obecnych realiach nie mógł mi takiej zaoferować i się rozstaliśmy – wyjaśnił Wszołek.
GAZETA WYBORCZA
Grodzisk wciąż gra w piłkę. – Gdy jakiś zespół z nami wygra, jego piłkarze tańczą w kółku, jakby rzeczywiście pokonali pogromców Manchesteru City – opowiada Filip Groszczyk.
Groszczyk jest prezesem, dyrektorem, „wszystkim w jednym”, występującej w okręgówce Naszej Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski. Groclin Dyskobolia dwa razy była wicemistrzem Polski, dwa razy zdobyła Puchar Polski, a w 2003 r. wyeliminowała Manchester City z Ligi Europy. – Czujemy się kontynuatorami tradycji – opowiada Groszczyk. – Formalnie nie używamy nazwy „Dyskobolia”, bo nad dawnym stowarzyszeniem o tej nazwie czuwa kurator. Chodzi o długi, a my nie chcieliśmy być nimi obciążeni, skoro budujemy tu coś od zera.
Nasza Dyskobolia gra na bocznym boisku, a nie na głównej płycie stadionu w Grodzisku, gdzie kilkanaście lat temu Dyskobolia grała w europejskich pucharach. – Za drogo na okręgówkę [siódmy poziom rozgrywek] – mówią w nowej Dyskobolii. – To są koszty niewspółmierne do poziomu, na którym gramy. Przed sezonem ruszyliśmy do odnawiania obiektu. Chcieliśmy odpracować koszty wynajmu. Pomalowaliśmy krzesełka, rurki, płoty, odnowiliśmy schody. Niektóre nie były ruszane przez 10 lat. Mamy teraz pieniądze na okres przygotowawczy i użytkowanie obiektu do końca roku – dodaje Groszczyk.
Romelu Lukaku przyleciał do Mediolanu, żeby w ataku Interu zostać gwiazdą włoskiej ligi. Najpierw jednak wylądował w samym środku rasistowskich igrzysk.
Gdy przymierzał się do wykonania z rzutu karnego, słyszał buczenie i inne wyzwiska. O to, ile jakich dźwięków dokładnie spłynęło tego wieczora z trybun, awanturowano się przez kilkanaście dni. Ich znaczenie nie pozostawiało jednak wątpliwości, co wiemy m.in. z osobliwego listu, jaki wystosowali do Lukaku… fani Interu, którzy na co dzień oklaskują Belga na własnym stadionie: „Bardzo nam przykro, że pomyślałeś, że to, co stało się w Cagliari, było rasizmem. Powinieneś zrozumieć, że Włochy nie są krajem jak inne w Europie, w których rasizm stanowi PRAWDZIWY problem. Przyjmujemy, że mogło ci się tak wydawać, ale jest inaczej. We Włoszech używamy pewnych »metod« tylko po to, by »pomóc« swojej drużynie. Usiłujemy zdenerwować rywali nie z pobudek rasistowskich, ale żeby sprowokować ich do popełnienia błędu”.
Oto początek oświadczenia, w którym ultrasi, jak nazywa się w Italii tzw. najbardziej zagorzałych fanów, tłumaczą Lukaku, że odgłosy usłyszane w Cagliari były tylko wyrazem szacunku dla jego sportowej klasy. Autorzy mogli jeszcze dodać, że Belg nie przeżył nic nadzwyczajnego – na tym samym stadionie trybuny przedrzeźnianiem małp przywitały w ostatnich latach Kameruńczyka Samuela Eto’o, Ghańczyka Sulleya Muntariego (zaprotestował, schodząc z boiska), Francuza Blaise’a Matuidiego czy Moise’a Keana (reprezentant Włoch, syn imigrantów z Wybrzeża Kości Słoniowej). Gdy minionej wiosny obelgi spadły na tego ostatniego, nawet inny piłkarz Juventusu Leonardo Bonucci wypalił, że „winę za skandal należy podzielić 50 na 50” i że prowokujący trybuny młodszy kolega z drużyny „powinien myśleć tylko o świętowaniu ze swoją drużyną”.
Fot. newspix.pl