Sobotnia prasa to niemal wyłącznie Ekstraklasa przed ostatnią kolejką, w której poznamy mistrza Polski, czwartego pucharowicza i drugiego spadkowicza. Na pierwszym planie rzecz jasna Piast Gliwice. Zapraszamy.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Tylko kroku brakuje Piastowi Gliwice, żeby zostać sensacyjnym mistrzem kraju.
Nic dziwnego, że w ostatnich dniach w Gliwicach wokół piłkarzy Piasta panuje ogromne zainteresowanie. – Co chwilę ktoś podchodzi do mnie i prosi o zdjęcie lub autograf. Nawet moja córeczka Zosia jest tym trochę zaskoczona – przyznaje napastnik Piotr Parzyszek. Gerard Badia po przyjeździe do centrum handlowego został otoczony przez kibiców. Piłkarze już teraz dostają prezenty od nich, duński obrońca Mikkel Kirkeskov otrzymał obrazek, na którym widnieje jego podobizna. Fani przygotowali także kilka niespodzianek na niedzielny wieczór. – Jestem przekonany, że w niedzielę pomogą nam osiągnąć wymarzony sukces – podkreśla Jakub Czerwiński, który wie, jak smakuje mistrzostwo. Jeden z najlepszych ligowych stoperów dwukrotnie zdobył tytuł w barwach Legii. – Piast to mniejszy klub, nikt nie stawiał nas w roli faworyta. Przed sezonem byłem przekonany, że zagramy o coś więcej, a teraz absolutnie zasługujemy na pierwsze miejsce. Jesteśmy w fantastycznej formie, mamy za sobą świetną wiosnę i po prostu nie chcemy tego zepsuć na koniec – dodaje.
– Gratulacje dostajemy nawet z Warszawy – mówi Waldemar Fornalik.
Czy będzie musiał pana ktoś pilnować, aby nie skakał pan z radości i nie pogłębił kontuzji (w meczu z Jagiellonią po golu Tomasza Jodłowca Fornalik wbiegł na murawę i doznał urazu łydki).
Muszę nad sobą panować. Są takie reakcje, które trudno pohamować, ale teraz nie mogę sobie na to pozwolić, bo urwałbym Achillesa i groziłoby to pobytem w szpitalu.
Ostatnio może pan spokojnie przejść przez Gliwice?
Spotykam się z wieloma sytuacjami, kiedy ludzie podchodzą, gratulują, ale nie tylko w Gliwicach. W Szczecinie przechodziłem przez park i zatrzymała mnie policjantka. Myślałem, że coś przeskrobałem, ale zapytała: „Jaki będzie wynik?”. Przyznałem, że chcemy wygrać. „Niech w Szczecinie będzie remis, a potem wygrajcie mistrzostwo” – odpowiedziała.
Czyli musi pan omijać jedynie stolicę?
Wcale nie. Nie ukrywam, że kilka osób z Warszawy gratulowało nam tego, w jakiej znaleźliśmy się sytuacji i życzy nam mistrzostwa Polski.
Marek Jóźwiak ocenia szanse Legii na obronę tytułu i analizuje przyczyny ostatnich niepowodzeń klubu.
Władze klubu popełniły błąd, ogłaszając po porażce z Piastem, że Aco zostanie na kolejny sezon. Powinny były to zrobić po wygranej w Gdańsku. Po przegranym meczu wyglądało to, jakby zawodnicy nie byli pewni, kto będzie trenerem w nowym sezonie i trzeba ich w taki sposób uspokoić. Błędów było więcej, dotyczyły wyborów personalnych, trafiania ze składem. Zawodzą przede wszystkim Antolić, Medeiros, Nagy i Vešović. Medeiros ma duże wahania formy. Wiedziałem, że tak z nim będzie. Ma spore możliwości, ale nie zawsze je pokazuje. Z kolei Nagy jesienią grał lepiej. Powtarza się sytuacja z przeszłości, że po jednej lepszej rundzie kolejną ma słabszą. Należało temu zapobiec, by tych wahań dyspozycji uniknąć. Od Vešovicia też zdecydowanie więcej oczekiwałem, przede wszystkim stabilnej formy w defensywie, której nie ma. Fajnie gra do przodu, ale z tyłu jest słabszy. Ponadto na drużynę źle wpłynęło zamieszanie z Arkiem Malarzem, ciągnęło się to przez dłuższy okres. Z drugiej strony Majecki to chłopak, który w przyszłości będzie w bardzo wielkim klubie.
Bartłomiej Pawłowski z Zagłębia Lubin mówi, że on i koledzy w porę spięli pośladki. Niewykluczone, że mecz z Legią będzie jego ostatnim w barwach „Miedziowych”.
Sielskie życie pan prowadzi.
Z narzeczoną jeździmy po okolicy, mamy wydeptane ścieżki. Zabierzemy psy na spacer, dwie wioski obok jest chyba ze dwadzieścia stawów rybnych, tam też już nas znają. Odpoczywam od piłki.
A jak upomną się światła wielkiego miasta w Poznaniu albo Warszawie?
W klubie już pytali, czy ktoś z Lecha albo Legii kontaktował się ze mną. Odpowiedziałem, że nie.
A z menedżerem?
On jest od tego, żeby rozmawiać o konkretach. Powiedziałem mu jakiś czas temu, żeby nie zawracał mi głowy, jeżeli pojawią się wstępne pytania: co ja na to czy na tamto? Ma się odzywać z konkretami. Okno transferowe jeszcze się nie otworzyło. Jakiś czas temu zacząłem rozmowy z Zagłębiem na temat przedłużenia umowy, ale na razie utknęły.
W pańskim kontrakcie jest klauzula wykupu – 750 tysięcy euro.
Mam ten komfort, że jeśli znajdzie się zainteresowany klub i wyłoży takie pieniądze, to ja decyduję, czy przyjmę ofertę. Nie muszę brać pod uwagę ich rozmów z Zagłębiem. Takie wynegocjowaliśmy warunki przed moim przyjściem. Można powiedzieć, że karty są po mojej stronie.
Lechia żegna czterech piłkarzy i… wita Sławomira Peszkę.
Już od drugiego maja Lechia wie, że czekają ją występy w europejskich pucharach, dlatego jak najszybciej chce uformować kadrę na przyszły sezon. Jeszcze przed ostatnim meczem z Jagiellonią ogłoszono, że Sławomir Peszko wraca do Gdańska. Tę zaskakującą decyzję zakomunikował w piątek trener Piotr Stokowiec. – Odbyłem już z nim rozmowę, ale jej kulisy zachowam dla siebie – stwierdził. Klub liczy, że 34-letni skrzydłowy pomoże walczyć w europejskich pucharach. Ostatnie pół roku, które spędził na wypożyczeniu w Wiśle Kraków, pokazało, że umiejętności wciąż ma spore, trzy bramki i cztery asysty to wynik całkiem niezły (końcówkę sezonu stracił z powodu kontuzji). Ale to nie umiejętności spowodowały, że musiał opuścić Gdańsk, a problemy dyscyplinarne. Najpierw brutalnie zaatakował podczas meczu z Jagiellonią Arvydasa Novikovasa, za co Komisja Ligi zdyskwalifikowała go na trzy miesiące, potem zwyzywał drugiego trenera Macieja Kalkowskiego. Od tego momentu nie było dla niego miejsca w zespole Stokowca. Teraz trener Lechii uznał jednak, że zawodnik zasługuje na kolejną szansę, że może mu się przydać. Szczególnie że z klubu odchodzi dwóch skrzydłowych. Od piątku wiadomo bowiem, z kim Lechia rozstaje się po sezonie.
Beniaminek Serie A – Lecce chciałby pozyskać Michała Helika, ale zdaniem Michała Probierza nie ma na to szans.
Kończący się sezon nie wykreował konkretnego kandydata do sprzedaży. Helik wyróżniał się w tym roku znacznie mniej niż w poprzednim sezonie, gdy został wybrany Obrońcą Sezonu w ekstraklasie. Mimo to wzbudził jednak zainteresowanie zagranicznych klubów. Chciałoby go pozyskać US Lecce, beniaminek Serie A. Probierz jest jednak przekonany, że do tego nie dojdzie. – Lecce nie stać na Helika – podkreśla. Klub z Apulii dokonywał już wprawdzie transferów nawet za siedem milionów euro, jednak miało to miejsce osiemnaście lat temu. W ostatnich pięciu sezonach nie kupił nikogo, kto kosztowałby więcej niż milion euro. Nawet jeśli po awansie do Serie A jego możliwości finansowe się poprawią, faktycznie może nie wystarczyć na wykupienie z Cracovii 23-latka, który ma jeszcze dwa lata kontraktu.
Rafał Pietrzak z Wisły Kraków chciałby spróbować swoich sił za granicą.
To bez wątpienia jeden z największych wygranych sezonu w Wiśle Kraków. Rok temu Pietrzak grał w trzecioligowych rezerwach Zagłębia Lubin, a teraz ma już za sobą dwa mecze w reprezentacji Polski i rok regularnych występów w podstawowym składzie Białej Gwiazdy. 27-latek chciałby wykorzystać dobry moment i wyjechać z ekstraklasy. – Nie ma co ukrywać, to był mój najlepszy sezon w karierze pod względem liczby meczów, bramek i asyst. Każdy zawodnik chce spróbować gry za granicą i w moim przypadku jest tak samo. Mam jakieś propozycje, ale konkretnej oferty jeszcze nie dostałem – mówi. Lewy obrońca będzie miał po sezonie kartę w ręku, przez co o poszukiwanie nowego pracodawcy będzie mu na pewno łatwiej.
Rozmowa z prezesem Wisły Płock Jackiem Kruszewskim przed najważniejszym meczem Nafciarzy w ostatnich latach. Zdobyty punkt w spotkaniu z Zagłębie Sosnowiec sprawi, że płocczanie utrzymają się w ekstraklasie.
Czy odbyły się już jakieś rozmowy z zawodnikami, których pozyskacie latem? Trener Ojrzyński mówi, że na razie nie chce sprawami transferowymi zawracać sobie zawracać głowy.
Nie jest tak, że wszystkie sprawy transferowe odkładamy na „po sezonie”. Jesteśmy z trenerem w kontakcie na bieżąco, spotykamy się codziennie i rozmawiamy już także o przyszłości. Teraz dla nas najważniejsze jest utrzymanie, ale mamy pewne przemyślenia i plan działania. Trener naszą sytuację kadrową już dogłębnie poznał, wie komu się kończą kontrakty, zna kwestię naszych młodzieżowców wypożyczonych do klubów I i II ligi (Maciej Spychała – GKS 1962 Jastrzębie, Hubert Adamczyk – GKS Tychy, Damian Michalski – GKS Bełchatów czy Bartłomiej Gradecki – Znicz Pruszków; – przyp. red). Mamy już zarys tego, jakie pozycje chcemy wzmocnić i podjęliśmy decyzje, co do niektórych naszych zawodników. Na konkrety przyjdzie jednak czas, mam nadzieję, już za chwilę. A zmian będzie sporo. Do obsadzenia jest przede wszystkim stanowisko dyrektora sportowego, trzeba się liczyć również z pewnymi korektami w sztabie szkoleniowo-technicznym i oczywiście w kadrze zespołu. Tym razem jednak nie przewiduję rewolucji. W ostatnich oknach transferowych trafiło do nas, nie licząc wypożyczonych, piętnastu piłkarzy, teraz tak nie będzie. Korekty w drużynie są jednak niezbędne. Także ostatnie tygodnie pokazały nam na kogo tak naprawdę mogliśmy liczyć i nie chodzi tylko o kwestie sportowe, ale i równie ważne, a w niektórych momentach ważniejsze – podejście mentalne. Walcząc o ligowy byt można łatwo ocenić, gdzie są wojownicy i liderzy, a gdzie słabsze pod tym względem ogniwa. Na razie nie chcę wystawiać indywidualnych ocen, bo sezon jeszcze się nie skończył, ale mamy z trenerem przemyślenia i wiemy, jak chcemy zmienić zespół.
Iza Koprowiak w swoim cyklu rozmawia z Żarko Udoviciciem, który odejdzie z Zagłębia Sosnowiec do Lechii Gdańsk.
Ivanauskas powiedział, że nie zabrał pana na mecz ze Śląskiem, bo nie był pan przygotowany na walkę o utrzymanie.
Byłem przygotowany i mentalnie, i fizycznie. Przecież prawie pół roku walczyłem o utrzymanie, bo zajmowaliśmy ostatnie miejsce w tabeli. Zaskoczyło mnie to stwierdzenie, ale zaakceptowałem to, nie przejmowałem się.
Zaskoczyło pana to stwierdzenie, a sama decyzja?
Początkowo też, ale mam tak mocną głowę, że jestem w stanie znieść wszystko. Szczególnie, że to nie pierwsza taka sytuacja w Zagłębiu. Gdy się popatrzy na moje liczby, fajnie to wygląda, ale miałem w tym klubie wiele złych momentów. Pierwszą trudną sytuację zapamiętam do końca życia. Miała miejsce jeszcze w pierwszej lidze. Trener Dudek, który nas wtedy prowadził, na początek rundy wiosennej nie wziął mnie nawet do osiemnastki meczowej. Poczułem się jak kilka lat wcześniej w Serbii, kiedy przystawiono mi pistolet do głowy. Podobny szok, podobny cios. Mocniejszy niż decyzja o odsunięciu mnie na mecz ze Śląskiem. Wiedziałem, że przez dwa lata dobrze grałem, w domu na półce mam dwie statuetki dla zawodnika wybranego do najlepszej jedenastki pierwszej ligi. Jako lewy obrońca zdobyłem jesienią dwie bramki, miałem cztery asysty. I nagle, w styczniu 2018 roku ściągnięto na moją pozycję młodego chłopaka (Tymoteusza Puchacza – przyp. red.). I po tym wszystkim, co zrobiłem, to on grał we wszystkich spotkaniach, a ja w ośmiu meczach z rzędu nie dostałem ani sekundy. Potem trener Dudek przesunął mnie na lewą pomoc, na tej pozycji strzeliłem kilka goli, awansowaliśmy. Pomogłem Zagłębiu, ale tamtej sytuacji nie zapomniałem. Dziś jednak mogę powiedzieć, że jestem wdzięczny nie tylko trenerowi Dudkowi, ale i Zagłębiu, bo sam nie podjął tej decyzji. Dzięki takim ruchom zrobili ze mnie terminatora. Mentalnie jestem niesamowicie silny. Nauczyłem się przyjmować takie decyzje z uśmiechem. Jestem przygotowany na wszystko, co się może w piłce wydarzyć. I gdy dziś rozmawiamy, to mogę stwierdzić, że to ja wyszedłem zwycięsko z tych sytuacji.
SPORT
Rok temu Piast w ostatniej kolejce był nad przepaścią. Dzisiaj jest blisko szczytu. To pokazuje, jaką drogę przeszedł gliwicki zespół, któremu pozostał tylko krok do historycznego mistrzostwa Polski.
W szatni Piasta wszyscy zdają sobie sprawę jak ważny w niedzielę czeka ich mecz. Z drugiej strony, do końca chyba jeszcze do nich nie dotarło, co się z nimi i wokół nich się dzieje. Może to i dobrze, niech dotrze do nich w poniedziałek, gdy obudzą się w oparach szampana i z medalami na szyjach. – To wręcz nieprawdopodobne, że gram w Polsce pierwszy sezon, a już mam pewny medal, choć jeszcze nie wiadomo jakiego koloru. Ale wszyscy chcemy tylko jednego, złotego – mówi nam Jorge Felix, który w Hiszpanii mógł tylko pomarzyć o jakimkolwiek piłkarskim sukcesie. – Wszyscy razem sprawmy, aby najbliższa niedziela stała się niezapomniana! Zróbmy ten ostatni krok ku historycznemu osiągnięciu – apelował do fanów Piotr Parzyszek. O to może być pewny. Bilety na niedzielny mecz rozeszły się na pniu. Klub przygotował piknik dla fanów przed meczem. Na ewentualną zabawę w niedzielny wieczór, oczywiście przy Okrzei, są przygotowani.
Gerarda Badię z trybun będzie wspierała liczna rodzina, ale nie cała.
Teraz z kolegami szykuje się już do niedzielnego spotkania z Lechem. Jak zwykle na trybunach będą jego najbliżsi – żona i dwie córeczki. Będzie też rodzina z Hiszpanii, brat, jego żona i syn. – A mama dzwoniła z Hiszpanii i płacząc skarżyła się, że nie może przyjechać. Z kolei z tatą była taka sytuacja, że miał być, tylko akurat podjął pracę. Przez rok nie mógł jej znaleźć, a zaczął raptem przed dwoma miesiącami, no i dlatego nie może być z nami – mówi z uśmiechem, w swoim stylu, Badia.
Dariusz Żuraw zapewnia, że Lech Poznań nie odpuści Piastowi.
– Nic się nie zmieniło w naszym nastawieniu, jedziemy zagrać dobry mecz i wygrać. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że moi zawodnicy wyjdą na boisko po to, żeby… nie wygrać. Po to trenujemy, żeby osiągać korzystne wyniki. To, czy mistrzem będzie Legia czy Piast, dla mnie jest bez różnicy. My jesteśmy na siódmym miejscu i chcemy zakończyć ten sezon jak najlepiej – powiedział na konferencji prasowej Żuraw.
Jego zdaniem, sytuacja, w której znalazła się jego drużyna, jest absurdalna, bowiem jej kibice życzą piłkarzom porażki. – Rozumiałbym, gdyby kibice byli źli po porażce, ale to, że życzą nam porażki – to trochę niespotykana sytuacja. Nawet dzisiaj, jadąc na stadion, na światłach zatrzymał mnie taksówkarz i mówił „żebyśmy nie robili głupot i nie wygrywali w Gliwicach”. Nie mogę przecież powiedzieć zawodnikom: „Słuchajcie, grajmy tak, żeby Legia nie była mistrzem Polski”. Po to wychodzę na boisko, żeby wygrać i tu się nic nie zmieni – podkreślił.
Jeśli GKS Katowice przegra dziś z Bytovią, spadnie z I ligi.
– Czy się obawiam? Oczywiście! Jest czego – nie ukrywa Wojciech Osyra, kibic i były trener drużyny z Katowic. – Gdyby mecz odbywał się w Bytowie, byłbym spokojniejszy. Przecież w tym sezonie wygraliśmy u siebie tylko raz. Nie wiem, czym to jest spowodowane. To niepokojące, tu już nie ma żartów! Mam nadzieję, że wszyscy zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. Takiego meczu już dawno nie było. Ostatnio – chyba z Ruchem Chorzów, na który też mobilizowali się kibice, byliśmy faworytem, chorzowianie zajmowali ostatnie miejsce, a potem na boisku zabrakło walki i skończyło się porażką. To nie może się powtórzyć. Dziś zawodnicy muszą potraktować to jak najważniejszy mecz życia. To są pracownicy GKS-u, muszą przez te 90 minut pokazać charakter. Nie wyobrażam sobie, by było inaczej. GKS to jeden z lepiej poukładanych finansowo klubów w tej lidze. Jest stabilny budżet, przeczytałem też, że na menedżerów wydaliśmy pół miliona złotych, zatem jesteśmy bogaci. Gdy jednak patrzymy w tabelę, nikomu nie jest do śmiechu. Gramy o byt, co przy tej sytuacji klubu – kadrowej, finansowej, wizerunkowej – można podsumować tak, że świat stanął na głowie. Trzymam kciuki, kibicuję, ale jestem zniesmaczony tym sezonem – mocno akcentuje Osyra.
SUPER EXPRESS
Porównano finanse Legii i Piasta.
Jeśli chodzi o listę płac, Legia również bije Piasta na głowę. Najlepiej zarabiający legionista Artur Jędrzejczyk (32 l.) inkasuje miesięcznie około 215 tys. zł netto. Tylko nieco mniej dostaje najlepszy strzelec Legii Carlitos (29 l.) – ok. 210 tys. Za nimi przepaść, bo kolejni – Kasper Hamalainen (33 l.), Miro Radović (35 l.), Adam Hlousek (31 l.) zarabiają miesięcznie po ok. 120 tys. Piast? Najwięcej zarabia Tomasz Jodłowiec (34 l.) – 120 tys. zł miesięcznie. Co jednak ciekawe, połowę z tej kwoty płaci mu… Legia, z której jest do Gliwic wypożyczony. Kolejni mogą o takiej kasie tylko pomarzyć. Liderzy zespołu z Gliwic, Gerard Badia (30 l.) i Jakub Czerwiński (28 l.) inkasują miesięcznie po 40–45 tys. zł netto.
GAZETA WYBORCZA
Z piłki tylko podsumowanie zbiorczych rozmów piłkarzy Piasta i trenera Fornalika z dziennikarzami.
Obrońca Marcin Pietrowski: – Kulminacyjny moment to mecz w Warszawie. Jechaliśmy tam, jeszcze nie wiedząc, na co nas będzie stać w ostatnich meczach. Zwycięstwo nad Legią dodało nam skrzydeł. Udowodniliśmy sobie, że nie jesteśmy słabsi ani od Legii, ani od Lechii. Uwierzyliśmy, że uda nam się ich dogonić. Jak duże są szanse na mistrzostwo Piasta? Badia: – Najważniejsze, że to my kierujemy autobusem z napisem Piast. Nie jesteśmy pasażerami. Kiedy zdobywaliśmy wicemistrzostwo, Legia była kierowcą. Teraz oni muszą wygrać i czekać, a trener Fornalik kieruje swobodnie i na luzie. Fornalik: – Nie wiem, czy na luzie, ale tak – panuję nad autobusem i myślę, że tak zostanie do końca.
Fot. FotoPyk