Reklama

Sto tysięcy na trybunach i milion fanów na Instagramie. Irański sen Farshada

redakcja

Autor:redakcja

05 kwietnia 2019, 15:40 • 19 min czytania 0 komentarzy

Farshad Ahmadzadeh czuł się w Iranie jak w bajce. Na derby Teheranu, określane jako najgorętszy mecz w całej Azji, przychodziło po sto tysięcy osób, a stadion zapełniał się już siedem godzin przed meczem. Zgromadził milion obserwujących na Instagramie. Zagrał w popularnym serialu, w którym wcielił się w rolę zyskującego sławę piłkarza. Buduje akademię piłkarską w rodzinnej Urmii, by inni nie musieli jak on wyjeżdżać do odległej stolicy w wieku 14 lat. Do karty dań w swojej restauracji “Numer 10” chętnie włączyłby polskie pierogi. By wyjechać z Iranu, musiał odrobić dwa lata służby w wojskowym klubie. Pierwszy Irańczyk grający w Ekstraklasie opowiada o tym, jak można stracić życie na stadionie po zdobyciu mistrzostwa, o kobietach przylepiających sobie brody by obejrzeć mecz, Flavio Paixao śpiącym na parkowej ławce, nudzie na planie filmowym, dwuletniej służbie wojskowej, która hamuje irańską piłkę oraz kontrowersjach, jakie wywołuje Iran. Zapraszamy. 

Sto tysięcy na trybunach i milion fanów na Instagramie. Irański sen Farshada

O co Polacy pytają cię najczęściej, gdy opowiadasz o Iranie? 

Zawsze pytają o jedno: „czy w Iranie panuje wojna?”. A przecież w naszym kraju żyje się bezpiecznie i nie ma żadnego zagrożenia, to wręcz jeden z najbezpieczniejszych krajów na świecie. Telewizja często kreuje przekaz, który nie ma zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Trochę to rozumiem, gdyby nie pokazywali takich rzeczy, oglądalność nie byłaby na zadowalającym poziomie. To show dla ludzi, więc ludzie pytają, a ja muszę odpowiadać, że u nas nie ma żadnej wojny. Czasami słyszę, że ktoś myli Iran z Irakiem. Piotrek Celeban celowo lubi się przejęzyczyć. 

– U was w Iraku…
– W Iranie! Iran, nie Irak! 

To wielka, naprawdę wielka różnica, ale on to podłapał i podśmiewa się ze mnie, że jestem z Iraku (śmiech).  Jak w każdym kraju, tak i u nas są ludzie dobrzy, ale są też źli. Ludzie w Iranie są tacy sami jak w Polsce, choć… trochę różnic widzę. Jeśli odwiedziłbyś kiedyś Iran, zapewniam cię, że nie chciałbyś się stamtąd ruszać. 

Reklama

Jeden z moich znajomych zakochał się w Iranie i bardzo często do niego wraca. Wielu podróżników jest zdania, że to jeden z najbardziej przyjaznych i gościnnych krajów na świecie. 

Jeśli nie masz pieniędzy, w Europie nie przeżyjesz. W Iranie ludzie sobie pomagają, także obcokrajowcom. Zaproponowanie drugiej osobie obiadu albo miejsca do spania jest czymś zupełnie naturalnym, nikt nie zechce za to od ciebie pieniędzy. Najważniejsze są dla nas relacje międzyludzkie. W Polsce ludzie są trochę bardziej zamknięci i wydaje mi się, że wszystko wynika z pogody. Jest zimniej, więc ludzie są… Nie chcę powiedzieć, że źli, bo nie byłaby to prawda, ale częściej chodzą rozdrażnieni, przygnębieni. W Iranie mamy bliższe relacje z przyjaciółmi i otoczeniem, spędzamy razem więcej czasu. Tu jest zupełnie inaczej, ale dobrze się czuję we Wrocławiu. 

Kolejne wyobrażenie o Iranie – to niezwykle ortodoksyjny naród. 

Nie do końca, wielu ludzi ma swobodne podejście do religii. O wiele bardziej ortodoksyjne są kraje arabskie. W Iranie nikt ci nie powie na ulicy, że masz nieodpowiednie ubranie, że wyglądasz nie tak, jak powinieneś. To twoja sprawa. Wiele rzeczy jest u nas jak w Europie. Ludzie pytają czasami, czy to prawda, że u nas można poślubić dziesięć kobiet. Nie, tak to nie wygląda. Nie jesteśmy zamkniętym narodem, wręcz przeciwnie, Iran to tak naprawdę mieszanka wielu kultur. Moja mama jest azerską Turczynką, ojciec ma korzenie w Kurdystanie, choć oboje urodzili się już w Iranie. Oprócz Persów mamy wielu Arabów, Kurdów, Azerów. Najpopularniejszym językiem, w którym uczymy się w szkołach, jest oczywiście perski. W domu mówiliśmy po turecku, bo mama jest tam królową (śmiech). Potrafię mówić po persku, turecku, kurdyjsku, angielsku. Nawet wielu Polaków przyjechało do Iranu po wojnie, Polska jest dzięki temu dobrze postrzegana w naszym kraju. 

WROCLAW 06.10.2018 MECZ 11. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2018/19: SLASK WROCLAW - LEGIA WARSZAWA 0:1 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: SLASK WROCLAW - LEGIA WARSAW 0:1 FARSHAD AHMADZADEH FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Czujesz się w Iranie sławny? 

Reklama

Nie wiem, powinieneś zapytać kibiców Persepolis. Zawsze podkreślam, że to dzięki kibicom Persepolis, bo to wśród nich jestem popularny, a to naprawdę ogromna grupa.

Nie do końca zdajemy sobie sprawę, z jak dużego klubu trafiłeś do Ekstraklasy. Persepolis to jeden z największych klubów nie tylko w Iranie, ale w całej Azji. Derby Teheranu uchodzą za najgorętszy mecz na całym kontynencie.

To największy klub w całej Azji. Nie widziałem nigdy lepszej atmosfery niż na naszych derbach. Przychodzi na nie po sto tysięcy osób. Podgrzewanie atmosfery zaczyna się miesiąc przed meczem, wszyscy w Teheranie mówią tylko o tym spotkaniu. Czerwoni zaczepiają niebieskich mówiąc, że tym razem ich dopadną na boisku, ci im odpowiadają. Jadąc autokarem na mecz, mijasz tłumy kibiców, którzy klaszczą, śpiewają, wspierają cię. Coś wspaniałego. Uwielbiam tę atmosferę. Ludzie do dziś wspominają derby z lat 70., w których Persepolis wygrało 6:0. Moje najlepsze to te, w których pokonaliśmy Esteghlal 4:2.

To prawda, że tak trudno dostać bilety, że kibice przyjeżdżają do Teheranu kilka dni przed meczem i śpią pod stadionem? 

Tak. W Polsce masz dobre drużyny w wielu miastach. Śląsk ma fanów we Wrocławiu, inne kluby mają kibiców w swoich miastach. W Iranie jest inaczej. Persepolis i Esteghlal mają kibiców w każdym zakątku Iranu. Lokalne kluby nie są tak ważne – nawet jeśli w mieście jest klub z najwyższej ligi, ludzie i tak są zakochani w Persepolis. Jadą dwadzieścia godzin, żeby być na miejscu dwa dni przed meczem i kupić bilet, który można dostać tylko w kasie. Spóźnisz się – zostaniesz z niczym. Później duże grupy kibiców z całego Iranu śpią wokół stadionu. Gdy mecz zaczyna się o 18:00, wchodzą na stadion już o ósmej rano i spędzają tam cały dzień. 

Kiedy stadion jest już wypełniony? 

Jeśli obie drużyny są na szczycie tabeli, jakieś siedem godzin przed meczem. 

Siedem godzin przed meczem?! 

Niewiarygodne, co? Ale ja mogę opowiadać, to trzeba zobaczyć na własne oczy. 

Tyle czasu dwie wielkie grupy kibicowskie spędzają w jednym miejscu, nie pozabijają się? 

Nie, jest bardzo spokojnie. Spędzają czas na rozmowach. Czerwoni śpiewają, że wygrają mecz, niebiescy odpowiadają, że im się to nie uda. Jeśli już zdarzają się jakieś starcia, to raczej po meczu. Choć przed laty faktycznie był z tym problem.

Adam Błoński w Magazynie Lig Egzotycznych na WeszłoFM opowiadał o sytuacji sprzed laty, w której w derbach Teheranu padło jedenaście remisów z rzędu. Mówi się, że te wyniki to efekt zaleceń władz państwa, które nie chcąc dopuszczać do starć kibicowskich, ucinali je już w zarodku. 

Była taka seria, choć moim zdaniem te wyniki to czysty przypadek. Derby to mecz inny niż wszystkie i każda drużyna boi się przede wszystkim porażki, bo wie, co ona oznacza. Po przegranym meczu nie masz szans wyjść na zewnątrz. Po prostu przez kilka dni rezygnujesz z wyjść do restauracji czy gdziekolwiek. Ludzie są rozwścieczeni i cię atakują. Dostajesz też wiele wpisów na Instagramie w stylu “jesteś wielkim kawałkiem gówna”. Przed takim meczem zawsze jest wiele stresu i drużyny skupiają się głównie na defensywie. Ludzie nakładają na piłkarzy ogromną presję i ci boją się atakować. Jeśliby atakowali, mecze wyglądałyby zupełnie inaczej. W derbach, w których wygraliśmy 4:2, szybko strzeliliśmy bramkę i tylko dlatego Esteghlal musiało zaatakować, a my dobijaliśmy ich z kontrataków. Ale takie mecze zdarzają się rzadko. Poza tym po porażce, oprócz fali nienawiści, musisz obserwować smutek twoich kibiców. Oni naprawdę płaczą. Podchodzą i pytają: 

– Hej, dlaczego przegraliście? 

Pamiętam, gdy po derbach chciałem wrócić do domu i ojciec z synem, cali zapłakani, oparli się na masce mojego samochodu.

– Dlaczego? Dlaczego tak to wyglądało? Zobacz, co stało się z moim synem. Jest przez was w takim stanie, że nie da rady iść do szkoły. 

Naprawdę ciężko jest piłkarzowi odnaleźć się w takich sytuacjach. Ma to też drugą stronę medalu – jeśli wygrasz, przez miesiąc jesteś noszony na rękach.

Persepolis to klub dla normalnych, zwykłych ludzi. Ludzie mówią, że Esteghlal był lata temu przeznaczony dla elit rządowych i ludzi na stanowiskach. To powód, dla którego Perspepolis ma znacznie więcej kibiców rozsianych po całym kraju. Jestem zdania, że piłka jest dla kibiców i my gramy dla nich. Bez nich to co robimy nie ma sensu. Dla wielu z nich Persepolis to coś więcej niż piłka nożna. To życie, miłość, coś, za co są gotowi zginąć. Gdy zostaliśmy mistrzami kraju, jeden z kibiców podczas celebracji wpadł w taką euforię, że… jego serce nie wytrzymało. Zmarł na stadionie tuż po zdobyciu mistrzostwa.  

To prawda, że po opuszczeniu Persepolis stałeś się wrogiem kibiców? 

Gdy odszedłem, awansowaliśmy akurat do ćwierćfinału Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Wraz ze mną klub opuściło trzech innych piłkarzy z podstawowej jedenastki, a okno transferowe w Iranie było już zamknięte. W nasze miejsce wskoczyli młodzi, ale na takim etapie potrzebujesz doświadczonych piłkarzy. Drużyna doszła do finału, w którym przegrała z Kashimą Antlers. Persepolis zawsze dobrze radzi sobie w Azjatyckiej LM, choć teraz zaczęli słabo – od remisu i porażki. Zaczyna się wytwarzać duża presja, bo zawsze wychodzą z grupy. Tak, kibice byli wściekli na nas. Pisali złe rzeczy na naszych Instagramach, ale rozumiem to. Są bardzo oddani i takie głosy biorą się z tego, że piłkarze w Iranie są naprawdę uwielbiani. 

Co pisali? 

Żebym już nie wracał (śmiech).

Nieustanna krytyka kibiców w mediach społecznościowych to w jakiś sposób problem irańskiej piłki? Sardar Azmoun nazywany „irańskim Messim”, napastnik, który strzelił 11 bramek w eliminacjach do mundialu, zrezygnował z występów w reprezentacji tuż po mistrzostwach świata w Rosji właśnie głównie przez obelgi kibiców, których doświadczał podczas turnieju. 

Czasami takie rzeczy się zdarzają. Wszystko przez to, jak popularnym sportem w Iranie jest piłka. W wielu krajach futbol jest bardziej popularny niż inne sporty, ale myślę, że nigdzie indziej nie ma tak wielkiej dysproporcji, jak w Iranie. Trener oczekiwał od niego innych rzeczy niż kibice – pracy dla zespołu, harowania w defensywie. Ludzie nie wiedzieli o tym i gdy nie strzelił na mistrzostwach żadnej bramki, bardzo go atakowali. Dla 23-latka nie jest łatwą sprawą wejść na Instagram i widzieć sto tysięcy komentarzy rozwścieczonych ludzi, którzy cię obrażają. Teraz jest w Zenicie, strzela i wrócił do występów w reprezentacji. Cieszę się, że odnosi sukcesy, bo to świetny napastnik. 

To swoją drogą duże zaskoczenie, że kibice tak atakowali piłkarzy po mistrzostwach świata, bo… my w Polsce byliśmy oczarowani tym, jak twoi koledzy zagrali. Stawialiśmy was wręcz jako przykład drużyny, która była na straconej pozycji, ale się nie poddała. Tak przegrać to trochę jak wygrać. 

Kibice myśleli, że awansujemy z grupy. To nasza cecha narodowa – chcemy wszystkiego. Jeśli prześledzisz naszą historię, zawsze czegoś chcieliśmy. To coś, co płynie w naszej krwi, bo w przeszłości Iran był wielką potęgą. Gdy pokonaliśmy Maroko, nadzieje dodatkowo się rozpaliły. Zagrali bardzo dobrze, ale i tak odpadnięcie zostało przyjęte jako duże rozczarowanie. Ale generalnie mundial był wielkim świętem – ludzie wychodzili na ulicę, tańczyli, świętowali. Aż do ostatniego meczu. 

Jak blisko byłeś tego, by się załapać na mundial? 

Byłem w orbicie zainteresowań, po mistrzostwach także znalazłem się na liście 35 piłkarzy branych pod uwagę przy powołaniach do Pucharu Azji, ale w reprezentacji nigdy nie zagrałem. Grają piłkarze, którzy grają w swoich klubach, to normalne. 

KADRIYE 25.01.2019 ZGRUPOWANIE SLASKA WROCLAW W TURCJI - TRENING --- SLASK WROCLAW TRAINING CAMP IN TURKEY FARSHAD AHMADZADEH FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Zagrałeś za to w popularnym irańskim serialu „Mahkomin”. Jak dostaje się taką rolę?  

To był tylko jeden odcinek. To sitcom, w każdym kolejnym odcinku jest nowa historia, niezależna od poprzedniego. Ten był o piłkarzu, inny jest o więzieniu, kolejny o przedsiębiorcy. Mieli akurat w scenariuszu postać piłkarza, który był trochę jak ja. Dobrze odnajdywałem się w Persepolis – jestem otwarty, uśmiecham się, żartuję w wywiadach – więc zadzwonili i spytali się, czy chciałbym doświadczyć czegoś nowego. 

Próbowałem obejrzeć ten odcinek, ale niestety nic nie zrozumiałem, musisz mi wytłumaczyć, o co chodziło w twojej roli. 

Byłem w nim chłopakiem, który przebijał się w piłce i zaczynał stawać się sławny na cały kraj. Miał dwie siostry i starszego brata. Jedna z sióstr wychodziła za mąż, a w Iranie jest taka tradycja, że panna młoda musi wnieść do małżeństwa posag, może to być na przykład wyposażenie mieszkania. Siostra nie miała jednak pieniędzy, więc obiecałem, że dam jej środki na to, by kupiła wszystko, czego potrzebuje. Nie pomogłem jej i zamiast tego kupiłem sobie samochód. Oburzył się na to brat, który zarzucał mi, że nie wywiązałem się z obietnicy. Pokłóciliśmy się, pobił mnie i trafił do więzienia. 

A tam od razu pobił, na filmie widziałem tylko plaskacza. 

Tak, na tym się skończyło. 

To w Iranie za plaskacza idzie się do więzienia?

Jeśli ofiara pójdzie na policję, to tak. Zwykle kończy się grzywną. Jeśli nie zapłacisz, idziesz na miesiąc do więzienia. Skończyło się tak, że wyciągnąłem go z aresztu, sprzedałem samochód i dałem wszystkie pieniądze siostrze, więc na koniec byłem tym dobrym (śmiech). 

Podobno nie zrobiłeś tego tylko dla funu, a rozważasz, by po karierze zająć się aktorstwem. 

Ale chyba to jest dla mnie zbyt nudne. Jestem gościem, który lubi żyć aktywnie, śmiać się, po treningu iść do restauracji. Jedną scenę musisz robić czasami dwadzieścia razy. Albo czekać dwie godziny na to, by zagrać trzy sekundy. Może mogłaby być to dla mnie droga, ale teraz jestem skupiony tylko na piłce. Po karierze zobaczymy. 

Myślisz, że masz potencjał? 

Może. Nie wiem! To było ciekawe doświadczenie, bo ciągle musisz pracować twarzą. Po tym epizodzie zacząłem oglądać więcej filmów i uczyć się, jak powinno to wyglądać. To ciężka praca, jeden występ nie powie ci, czy jesteś w stanie to robić. Gdy byłem teraz w przerwie świątecznej w Iranie, był pomysł zagrania w kolejnym odcinku, ale niestety zabrakło na to czasu. 

Generalnie odnoszę wrażenie, że przykładasz dużą wagę do tego, by odnaleźć się także poza karierą. Masz w Iranie swoją restaurację, budujesz akademię, wszystko brandujesz jedną marką „Numer 10”. 

Robię wiele rzeczy. W każdym momencie swojego życia chcę podejmować nowe wyzwania. Mogłem zostać w Persepolis, gdzie miałem wszystko – mocną pozycję, uwielbienie kibiców – ale chciałem sprawdzić się w nowej sytuacji. Restauracja? Otworzyłem ją dwa lata temu z bratem i przyjacielem, którzy zostali na miejscu. To połączenie kawiarni i restauracji – sprzedajemy soki, shake’i, sałatki. 

Coś z polskich potraw pasowałoby do twojej karty dań? 

Może pierogi! 

W twojej restauracji też – jak to w Iranie bywa – jest podział na strefę dla kobiet i mężczyzn? 

Nieee, w mojej siedzą razem. 

Ale nie w każdej tak to wygląda, to jedna z większych różnic kulturowych. 

Jesteśmy też chyba jedynym krajem na świecie, w którym kobiety nie mogą wejść na stadion. Mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni. Wiele kobiet kocha piłkę i powinny mieć możliwość kibicowania, zobaczenia tego, czym się interesują. Wiem, że rząd myśli o zmianie prawa, które dziś ogranicza wolność kobiet. 

Kobiety potrafią interesować się czymś, co zobaczą tylko w telewizji? 

Tak. Czasami robią odpowiedni makijaż i doklejają brodę, by oszukać ochronę i wejść na stadion. 

Mówisz poważnie? 

Tak. Tak to wygląda. 

Gdansk, 27.07.2018 EKSTRAKLASA PILKA NOZNA MECZ Lechia Gdansk - Slask Wroclaw POLISH LEAGUE FOOTBALL GAME Lechia Gdansk - Slask Wroclaw NZ filip mladenovic , farshad ahmadzadeh ahmadzadehboroki , FOT. WOJCIECH FIGURSKI / 400mm.pl

Jaki masz pomysł na akademię? 

Nie patrzymy na pieniądze. W moim mieście jest wiele talentów, które nie mają gdzie się szkolić i zacząć grać w piłkę. Ja jako 14-latek musiałem wyprowadzić się do Teheranu i zacząć żyć na własny rachunek. Miałem oczywiście wsparcie rodziny, ale nie było łatwo. Na młodego chłopaka w dużym mieście czyha wiele zagrożeń, zaczyna myśleć o złych rzeczach, o innej drodze niż piłka. Może wpaść w złe towarzystwo. 

W Iranie sytuacja jest o tyle korzystniejsza, że co do zasady nie praktykuje się imprez, a alkohol jest zabroniony. 

Tak, może nie spożywa się alkoholu, ale na przykład niektórzy palą za to marihuanę.  Myślę, że akademia ułatwiłaby drogę młodym chłopakom, zwłaszcza że w moim mieście nie ma jeszcze żadnej. Chciałbym pomagać ludziom z Urmii. Kocham moje miasto, to moje życie. Jak już akademia się rozkręci, chcę otworzyć też sklep sportowy z marką „Numer 10”. 

Czemu akurat taka nazwa? 

Lubię ten numer. Przez cztery lata miałem go w Persepolis, tutaj także go noszę. 

W następnym klubie oprócz kontraktu musisz sobie wynegocjować koszulkę. 

Nie ma to znaczenia. Wszyscy w moim mieście kojarzą, że miałem dychę na koszulce. 

W Persepolis spotkałeś się z innym piłkarzem, który bardzo szybko opuścił dom i to w znacznie bardziej dramatycznych okolicznościach. Alireza Beiranvand jako nastolatek uciekł z domu do Teheranu by grać w piłkę. W jego wiosce ojciec nakazywał mu pracować jako pasterz i nie miał szans na rozwijanie swojej pasji. Przez pierwsze tygodnie w stolicy nie miał gdzie mieszkać i… żył na ulicy wraz z bezdomnymi. Dziś jest pierwszym bramkarzem Iranu. 

Poznałem go, gdy miał 16 lat. Graliśmy razem w drużynach młodzieżowych. Szalona historia, ale to świetny gość. Wiesz, co najbardziej mi w nim imponuje? To, że po tym co przeszedł on już niczym się nie przejmuje. W ogóle nie zrobiło na nim wrażenia to, że na mundialu przyszło mu grać przeciwko Ronaldo. Gdy stanął naprzeciwko niego przy rzucie karnym, podszedł bez jakiejkolwiek presji i po prostu go obronił. 

Skoro przeżyłem na ulicy, jakie zagrożenie może mi sprawić Ronaldo. 

Wielu chłopaków stoi przed takim wyborem: albo trafię w młodym wieku do Teheranu, albo nie będę grał w piłkę. Grają na ulicach w swoich miastach i nikt z nimi nie pracuje. Miał wiele problemów, nie miał niczego, nawet domu. Mierzył się z zupełnie innymi dylematami niż ktokolwiek inny. Dziś jest inspiracją dla wielu młodych piłkarzy. 

Ale to nie jedyny piłkarz, który żył w Iranie na ulicy. 

Jeszcze Flavio Paixao! Śmieszna historia. Był w swoim mieszkaniu, gdy przez miasto przeszło trzęsienie ziemi. Przestraszyło go to, że podczas wstrząsów sufit zaczął pękać. Po wszystkim wyszedł z domu i przez tydzień spał na ławce w parku. 

I to nie tylko zabawna anegdota, faktycznie tak było? 

Tak. Nie pamiętam, ile nocy spał na tej ławce, ale przez kilka dni naprawdę bał się wchodzić do jakiegokolwiek budynku (śmiech). Możesz go o to zapytać. 

Dla odmiany historia straszna – Hadi Norouzi, kapitan Persepolis, zmarł na atak serca w wieku 30 lat. Jak to się stało? 

Mieliśmy trening wieczorem. Było normalnie – śmiał się, był w formie jak zawsze. Nie trenował z drużyną, bo narzekał na ból pachwiny, miał indywidualne zajęcia obok boiska. Wszyscy rozjechali się do domów. Poszedłem spać i o szóstej rano zobaczyłem na swoim telefonie całą masę nieodebranych połączeń i wiadomości. Przeczytałem pierwszą: Hadi nie żyje. Zadzwoniłem do kolegi z drużyny. Powiedział, że wszyscy są w szpitalu. Pojechałem tam, ale było już po wszystkim. Poszedł spać i zmarł w nocy. Cztery lata graliśmy w jednym klubie, codziennie razem trenowaliśmy… Nie wiem, jak mogę o tym opowiedzieć. Bardzo pozytywna postać. Zawsze pomagał młodym piłkarzom, był otwarty dla wszystkich. Coś strasznego. 

Jako zawodnik Persepolis trafiłeś na dwuletnie wypożyczenie do Tractoru Sazi w dość niecodziennych z polskiej perspektywy okolicznościach. Musiałeś tam spędzić dwa sezony by… uniknąć powołania do wojska. 

W Iranie jest obowiązkowa służba wojskowa. Piłkarz może uniknąć jej na dwa sposoby – albo grać w jednym z dwóch wojskowych klubów, albo iść na studia. Wielu piłkarzom ta sytuacja złamała kariery. Skoro masz tylko dwa kluby, do których możesz pójść, nie każdy może się załapać. Idą tam tylko najlepsi. W Tractorze wygraliśmy mistrzostwo i puchar, więc mam bardzo dobre wspomnienia z tym klubem, choć musiałem zgodzić się na znacznie gorsze warunki niż miałem wcześniej. Gdy byłem młody, nie poszedłem od razu do wojska, bo wolałem przebić się w Persepolis. Później nie miałem już wyboru – to jasne, że było lepiej iść na dwuletnie wypożyczenie niż na dwuletnią służbę. Mamy to szczęście, że możemy odrobić wojsko w klubie i nie musieć wstawać codziennie o szóstej.

Jak bardzo obowiązek wojska hamuje irańską piłkę? Masz utalentowanego chłopaka, który w wieku 19 lat może trafić do Bundesligi, ale ten zamiast wyjechać musi zostać w kraju i albo odrobić służbę w klubie, albo skończyć studia. W efekcie traci kluczowe lata. 

Zasada jest prosta – nie masz wojska, nie masz paszportu, nie możesz nigdzie wyjechać. Zgadzam się, to jeden z największych problemów naszej piłki, który hamuje chłopaków. Ale najważniejszy to chyba brak akademii, miejsc do rozwoju.

Jaką widzisz dla siebie przyszłość? 

Na pewno chcę zostać w Europie. Czy w Śląsku? Jeśli chcesz się rozwijać, musisz grać i pokazywać swoją jakość. Jeśli nie będę grał, będę musiał zmienić klub. Podoba mi się we Wrocławiu, lubię tutejszych kibiców i chcę dla Śląska jak najlepiej. Musimy poczekać do końca sezonu i wtedy porozmawiamy z dyrektorem sportowym, Dariuszem Sztylką, który jest dla mnie bardzo pomocny i rozmawia ze mną na stopie przyjacielskiej. To jedna z najlepszych osób, jakie spotkałem w piłce. Teraz najważniejsze jest to, byśmy mieli dobre wyniki i osiągnęli jak najlepszą pozycję w tabeli. 

WARSZAWA 16.03.2019 MECZ 26. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2018/19 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - SLASK WROCLAW 1:0 FARSHAD AMHADZADEH LUIS ROCHA FOT. MARCIN SZYMCZYK/ 400mm.pl

Dla ciebie siedzenie na ławce to nowa sytuacja. 

Jest ciężko. W ostatnich latach zawsze grałem w pierwszym składzie. Nie lubię siedzieć na ławce, ale to trener decyduje i muszę to uszanować. Gdy już wchodzę na boisko, w każdej minucie chcę dać z siebie wszystko. To dobre doświadczenie. Nie gram tak dużo, ale uczę się walki i pracuję nad siłą.

Plan miałeś dobry – Ekstraklasa wydawała się dla ciebie idealnym miejscem na pierwszy krok w Europie, po którym szybko mógłbyś postawić kolejny. 

Miałem oferty z Turcji i Kataru, ale uznałem, że Polska będzie najlepszym miejscem.

Z Turcji z pierwszej ligi?

Tak, z niezbyt dobrego klubu. Nie kierowałem się pieniędzmi, a rozwojem. W piłce nie zawsze dzieje się po twojej myśli, ale robię wszystko, by dać z siebie jak najwięcej dla klubu. 

Tadeusz Pawłowski mówił otwarcie, że w Ekstraklasie brakuje ci fizyczności i zbyt rzadko pracujesz w defensywie. 

Wszystko zależy od trenera. Jeśli potrzebował silnych graczy, to mój styl jest zupełnie inny – gra z piłką przy nodze. W polskiej lidze gra jest bardzo siłowa i piłkarze techniczni mają trudniej, ale sądzę, że każda drużyna potrzebuje odpowiedniego balansu pomiędzy siłą a techniką. Potrzebowałem czasu, by się zaadaptować, ale w pierwszych ośmiu meczach, gdy zaczynałem w pierwszym składzie, szło mi dobrze. Szanuję to, że trenerzy mają odmienne zdanie, jestem profesjonalistą.  

Faktycznie czujesz, że liga jest dla ciebie zbyt fizyczna? 

Zgadzam się, że fizyczność nie jest moją silną stroną, ale jestem w stanie się odnaleźć. Jeśli nie będę otrzymywał szans, mogę zmienię klub lub ligę, to normalne. 

Oczekiwania rozpaliłeś zwłaszcza tym przyjęciem w pierwszym meczu z Cracovią. 

Wszyscy o to pytają! Każdy piłkarz ma swój styl, mój jest taki, że dobrze się czuję z piłką przy nodze, choć w Polsce niekoniecznie to musi mieć znaczenie. Może kiedyś powtórzę takie zagranie, ale najważniejsze jest strzelanie bramek i praca dla drużyny. Dopiero gdy to osiągniesz, możesz myśleć o sztuczkach. Nie czułem po sobie tych oczekiwań. To były pierwsze tygodnie, nie znałem jeszcze polskich mediów, portali. 

Tak szczerze – brakuje ci na co dzień tej sławy, którą miałeś w Iranie? 

Prowadzę na co dzień zupełnie inne życie. Mam więcej spokoju. Idę sobie spokojnie gdziekolwiek chcę – zjeść, napić się kawy, coś zobaczyć. Nie muszę się niczym przejmować. Ale lepiej odnajduję się w sytuacji, gdy jestem rozpoznawalny. Nikt nie może powiedzieć, że nie lubi sławy. Miło jest iść do restauracji i słyszeć od ludzi, że jesteś ich ulubionym piłkarzem. Niestety gdy drużynie nie idzie, w takiej sytuacji to ty jesteś pierwszym, którego pytają, dlaczego zespół tak wygląda.

Jak zdobywa się milion followersów na Instagramie? 

Musisz grać w piłkę, najlepiej w dobrym klubie w Iranie! To normalne, nie ma to dla mnie większego znaczenia. Nie staniesz się dobry na boisku dzięki followersom. Ale… tak, trochę tęsknię za tą rozpoznawalnością. 

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

***

W Magazynie Lig Egzotycznych w każdy wtorek o 14:00 Adam Kotleszka rozmawia ze swoimi gośćmi o piłce w najodleglejszych zakątkach świata. Sprawdź odcinek o Iranie, którego gościem był Adam Błoński, człowiek-encyklopedia pasjonujący się azjatyckim futbolem.

Fot. FotoPyK / 400mm.pl

Najnowsze

Cały na biało

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
21
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Boks

Szeremeta zmęczona, ale zwycięska. „Chcę odbudować boks w Polsce” [REPORTAŻ]

Jakub Radomski
6
Szeremeta zmęczona, ale zwycięska. „Chcę odbudować boks w Polsce” [REPORTAŻ]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...