Można tylko spekulować, jaką karierę zrobiłby Petteri Forsell gdyby nie problemy z samodyscypliną. Fin lubi nabrać kilogramów, ale jednego odmówić mu nie można – autentycznie kocha piłkę. Chce grać w nią do pięćdziesiątego roku życia. Czas ze swoją dziewczyną spędza na trenowaniu strzałów. Dzieciństwo kojarzy mu się z samotnym kopaniem na bramkę. Nie robi mu to wielkiej różnicy, którą nogą kopie. Jak odnosi się do problemów z wagą? Jak dużym ciosem była Cracovia? Jak introwertyk z fińską mentalnością odnajduje się w polskiej drużynie? Dlaczego w fińskiej szatni można ujrzeć piłkarza w stroju Borata i czy Finowie piją więcej od nas?
To prawda, że planujesz grać aż do 50 roku życia?
Zdaję sobie sprawę, że z wiekiem musiałbym schodzić o kolejne poziomy niżej, ale… ja po prostu uwielbiam grać w piłkę. Gra w niższych ligach nie byłaby żadnym problemem dla mojego ego. Być może zdążę się znudzić piłką – nie zanosi się na to, ale nigdy nie wiesz – i będę chciał zakończyć grę po czterdziestce, ale póki co chcę grać tak długo, jak to będzie możliwe. W dzieciństwie poświęcałem na piłkę swój cały wolny czas. Bardzo często grałem sam. Futbol nie jest zbyt popularny w Finlandii, więc jeśli miałbym rozłożyć proporcje, dwa dni w tygodniu grałem z kolegami, a przez pięć uderzałem na bramkę. Kochałem ćwiczyć strzały i kocham to nadal. Za małolata nie myślałem o tym, że to pozwoli mi stać się lepszym piłkarzem – po prostu dawało mi to przyjemność, więc kopałem z prawej i lewej nogi. Do tej pory gdy mam wolne, biorę piłkę i idę sobie postrzelać z kolegami. Dzisiaj przyjechał do mnie przyjaciel, który też gra w piłkę i mamy zamiar pójść jutro na boisko postrzelać. Czasami w ten sposób spędzam też czas z moją dziewczyną.
Która, dodajmy, jest piłkarką.
Kochamy wychodzić razem na boisko.
Robi ci za bramkarza?
Nieeee. Podczas przerwy zimowej chodziliśmy wspólnie na zadaszone boisko, na normalnym podczas fińskiej zimy – wiadomo, śnieg – nie da się grać. Zagrywa mi na przykład długie piłki, a ja próbuję je opanować i posłać sytuacyjny strzał. Albo kładę piłkę na środku boiska i posyłam jej długie podanie, ona opanowuje piłkę i dorzuca mi ją – gra na lewej obronie, więc ma bardzo dobrą lewą nogę – a ja wykańczam akcję. Kiedy nie byliśmy razem, robiłem to samo, tylko że sam. Samemu grałem długie piłki, potem samemu strzelałem na bramkę.
Jak odnajdujesz się w związku z piłkarką? Praca to piłka, dom to piłka, czasami można pewnie oszaleć.
Właśnie nie, bo my w ogóle nie rozmawiamy o piłce. Rozmowa o naszych meczach trwa może z dziesięć minut, a potem zupełnie się wyłączamy. Rzadko instruujemy się na zasadzie „powinnaś robić to i to, żeby poprawić się w tym elemencie”. To dobre dla głowy. Z drugiej strony Kaisa rozumie futbol, a zawsze dobrze mieć kogoś, komu ufasz i komu możesz opowiedzieć o meczu wiedząc, że cię zrozumie. Po ostatnim meczu z Wisłą Płock powiedziała tylko, że powinienem być bardziej aktywny, bo nie miałem żadnej szansy na oddanie strzału. Ale lubi oglądać moje mecze i lubi taki typ piłkarza jak ja, który opiera się na technice i wielu podaniach, choć czasami mówi, że powinienem więcej bronić.
Nie myślicie o tym, by zagrać gdzieś w jednym miejscu?
Teraz Kaisa gra w najwyżej lidze fińskiej. Nie jestem pewien, ale w Finlandii jest chyba wyższy poziom piłki kobiecej, więc to póki co nie byłoby dobrym rozwiązaniem. Zwłaszcza, że wciąż studiuje.
Bez fałszywej skromności – kto ma najlepszy strzał w Ekstraklasie?
Myślę, że ja. Ostatnio miałem lekki problem i nie mogłem trenować strzałów po treningu, dopiero niedawno wróciłem. Potrzebuję tego. Generalnie skupiam się bardziej na tym, by wznosić na jeszcze wyższy poziom to, co potrafię najlepiej, a nad słabościami pracuję w drugiej kolejności.
Robi ci to w ogóle różnicę, z której nogi uderzasz?
Tylko przy rzutach wolnych. Trenerzy powtarzali mi, że do rzutów wolnych nie potrzebuję obu nóg i pracując nad uderzeniem z tej teoretycznie gorszej tylko tracę czas, który mógłbym poświęcić na trenowanie prawej nogi. W juniorskiej piłce strzeliłem kilka bramek z wolnych lewą nogą, ale wtedy było łatwiej, bo bramkarze nie byli zbyt dobrzy. W zawodowej piłce tylko prawa noga.
Kto z pozostałych piłkarzy w lidze robi na tobie wrażenie w strzałach?
W Miedzi na pewno Juan Camara, który ma bardzo dobrą lewą nogę. W innych drużynach… Nie oglądam przesadnie dużo meczów, ale cenię strzał Furmana. Myślę, że można wskazać też Novikovasa.
Gdybyśmy przeszli się dwadzieścia lat temu po Legnicy, na każdym podwórku zauważylibyśmy dzieciaki kopiące piłkę. Jak było w Finlandii, gdzie piłka nie jest najpopularniejszym sportem?
Teraz staje się popularniejsza, ale najwięcej o popularności piłki mówi fakt, że przez większość czasu grałem sam albo z jednym bądź dwoma kolegami. Lubili grać, ale nikt nie kochał piłki tak, jak ja, ograniczali się tylko do treningów w klubie. Boisko miałem na podwórku przed domem. Mój tata pracował w firmie, która zajmowała się metalowymi konstrukcjami i pewnego dnia zrobił mi bramkę. Zimą nie dało się grać – wiadomo, ale w Finlandii ciężka pogoda i śnieg są też wiosną. Najgorsze było powstrzymywanie się przed grą – gdybym wiosną wyszedł na boisko i rozkopał je na tym śniegu, zostałby mi kartoflisko. Tata zabraniał. Czasami po kryjomu grałem albo chodziłem na kryte boisko, które było… piaszczyste. Przez kilka lat mało kto na nie w ogóle chodził, więc miałem cały plac tylko dla siebie.
Zakochałeś się w piłce po przeczytaniu biografii Litmanena.
Powiesz w Finlandii „bóg futbolu” i każdy wie, o kim mówisz. Był trzeci w plebiscycie Złotej Piłki, czyli wyżej niż Messi w ubiegłym roku, a dla takiego kraju jak Finlandia to wielka sprawa. Gdyby nie kontuzje, zrobiłby jeszcze większą karierę. Po przeczytaniu tej książki stwierdziłem, że chcę grać w piłkę profesjonalnie.
Inni idole?
Uwielbiałem Deco. Poza tym masa brazylijskich piłkarzy jak Rivaldo czy Ronaldinho.
Ciebie z kolei nazywano kiedyś fińskim Maradoną.
Ale nie widzę zbyt wiele podobieństw między nami (śmiech).
Czego brakuje Finlandii, by wejść w piłce na poziom Norwegii czy Szwecji?
Dobre pytanie. W Szwecji i Norwegii jest wielu profesjonalnych trenerów dla młodych chłopaków. U nas w juniorskiej piłce trenerem był zwykle ojciec któregoś z piłkarzy, który nie miał żadnej edukacji w trenerce. Nawet w tych większych drużynach zdarzają się trenerzy, którzy nie mają zbyt dużych kwalifikacji. W fińskiej lidze stawia się na bieganie i walkę siłową, technika nie gra aż tak dużej roli. Najpopularniejszym sportem zespołowym jest u nas zresztą hokej…
…który ty też trenowałeś.
Przez długi czas miałem jasny podział – zimą hokej, latem piłka. Ale przestałem grać w hokeja, bo był zbyt drogi, poza tym nie uwielbiałem go aż tak, jak piłki. Każdy trening musiał odbywać się na hali, więc kosztowało to dużo więcej. Tak jak na piłkę wydawałeś 50 euro miesięcznie, tak na hokej 150, a do tego dochodziło sporo sprzętu.
Zrobiłbyś karierę w hokeju?
Myślę, że tak. Gdy przestawałem grać, byłem lepszy w hokeja niż w piłkę. Dwóch braci zostało przy hokeju – jeden z nich gra dziś w trzeciej lidze.
A co ci dał hokej dla twojej kariery piłkarskiej? Ostatnio Michał Helik opowiadał, że trenowanie gimnastyki w dzieciństwie pomogło mu w koordynacji ruchowej.
Myślę, że dzięki temu jestem dość silny – hokej jest fizycznym sportem, musisz używać ciała, wchodzić w pojedynki, walczyć przy bandzie. Mentalność hokeisty nakazuje ci być twardym. Piłkarze w Finlandii zachowują się czasami jak panienki. Ja na przykład nigdy nie symuluję podczas meczów. Jeśli upadam, to tylko przez kontakt z drugim piłkarzem.
Biłeś się kiedyś podczas meczu hokeja?
Nie, nigdy. Czasami tylko w porywie złości zdarzyło się podłożyć komuś kij pod nogi.
O ile trudniej jest odnaleźć się w polskie piłce spokojnemu introwertykowi z fińską mentalnością?
Gdy do fińskiego klubu trafia piłkarz zza granicy, cała drużyna chce mu pomóc, pokazać fiński styl życia, opiekuje się nim, by czuł się jak w domu. W Polsce jest trochę inaczej – na szacunek musisz sam zapracować i od pierwszych dni przywyknąć do tego, że jesteś tu po to, aby walczyć o swoje. Piłkarze bardziej rywalizują i gra w pierwszym składzie jest dla nich znacznie ważniejsza niż dla Finów. Moje początki nie były przez to zbyt łatwe, nie rozmawiałem od razu ze wszystkimi piłkarzami. Ale z tygodnia na tydzień było coraz lepiej. Polska nie była dla mnie wielkim zaskoczeniem, bo chodziłem do klasy z Polakiem i przed przyjściem tutaj dokładnie go o wszystko wypytałem.
Zawsze jesteś taki spokojny czy masz momenty, w których wybuchasz?
Czasami zdarza się, że się wściekam, ale bardzo szybko robię się spokojny. W Finlandii potrafiłem powiedzieć parę słów za dużo, ale koledzy wiedzieli, że czasem tak mam i nie należy się tym specjalnie przejmować. Z biegiem lat zrobiłem się o wiele bardziej spokojny. Mało co może mnie wyprowadzić z równowagi, chyba tylko wślizg w nogi od tyłu.
Pytanie, które musi paść w wywiadzie z fińskim piłkarzem – najlepsza historia z sauny?
To w Finlandii ważny element funkcjonowania drużyny. Przed sezonem spotyka się cała drużyna, pije dużo alkoholu i się integruje. Nowi piłkarze muszą wykonywać różne śmieszne zadania, albo w tej saunie, albo w centrum miasta. Jeden z piłkarzy musiał siedzieć przez cały wieczór w kostiumie Borata. Zagraniczni piłkarze muszą zwykle napisać coś po fińsku ze słuchu – a że nasz język jest dość trudny dla przyjezdnych, wychodzą z tego śmieszne sytuacje.
Gdzie się pije więcej – w Polsce czy w Finlandii?
Myślę, że w Finlandii, ale zauważyłem, że w Polsce ilości też potrafią być duże. Choć ja sam nigdy nie wypiłem alkoholu.
Nigdy nigdy?
Nigdy. Mój tata był alkoholikiem. Gdy miałem sześć miesięcy, skończył z piciem. Moi bracia czasami się napiją, ale już na przykład moja siostra, która piła raz na rok, powiedziała mi, że idzie moją drogą i już nigdy nie weźmie alkoholu do ust.
W fińskiej piłce alkohol też jest takim problemem, jak na przykład w skokach narciarskich?
Nie, absolutnie. Jeśli na stu piłkarzy jeden miał poważny problem, to chyba nie mogę powiedzieć o szerszym kłopocie. Po meczu wielu piłkarzy lubi się napić, ale to raczej nic strasznego.
Do Miedzi trafiłeś za pierwszym razem z IFK Mariehamn – klubu leżącego na Wyspach Alandzkich, autonomicznym rejonie pomiędzy Szwecją a Finlandią. Jak wyglądało funkcjonowanie klubu na takiej wyspie?
Wyspy Alandzkie mają swój własny rząd i tak dalej, ale generalnie podlegają pod Finlandię. Klub wyglądał całkiem standardowo. No, może poza tym, że na wyjazdy… płynęliśmy promem. Dostawałeś swój prywatny pokój i spałeś całą drogę, choć kilka tygodni zajęło mi, by się przyzwyczaić do spania podczas takiej podróży. Niektórzy po kilku miesiącach dalej mieli z tym problemy. Zwykle wypływaliśmy w nocy i meldowaliśmy się w Helsinkach po dziewięciu-dziesięciu godzinach. Stamtąd przesiadaliśmy się w autobus, chyba że wyjazd był dłuższy, na przykład do Rovaniemi, to przesiadaliśmy się w Turku. Brzmi ciężko, ale było to całkiem wygodne.
Ciężej znieść podróz z Legnicy do Białegostoku autobusem czy z Marienhamn do Helsinek promem?
Z Legnicy do Białegostoku, zdecydowanie. Ale jeśli grasz w piłkę, nie możesz mieć problemu z podróżami. Musisz się do tego po prostu przyzwyczaić.
Dlaczego zdecydowałeś się akurat na Miedź Legnica? Wyróżniający się piłkarz ligi fińskiej idzie do pierwszej ligi – pachnie jak krok w tył.
Marzyłem o ofercie z Premier League, ale, sorry, niestety żadnej nie było (śmiech). Potrzebowałem nowych wyzwań. Miałem ambicję, by grać wyżej niż w pierwszej lidze, ale przekonało mnie to, że Miedź mocno celowała w awans. Trwało to finalnie bardzo długo, ale ostatecznie udało się.
Jak się czujesz po przesunięciu na pozycję numer dziewięć? Znacznie więcej atutów możesz pokazać na dziesiątce, z drugiej strony – nie grasz jak typowa dziewiątka.
To tylko cyferka, mój styl gry się nie zmienił. Jeśli trener wystawiłby mnie jako klasyczną dziewiątkę, nie byłoby to zbyt dobrym pomysłem. Różnice są subtelne, na przykład jako pierwszy muszę wtedy ruszyć do pressingu i dać sygnał kolegom. Na szczęście trener wykorzystuje w ten sposób moje zalety i wciąż jestem tym, który ma podawać piłkę. Poza tym trener mówi mi, że mam oddawać dużo strzałów. W ostatnich meczach rzadko mi się to udawało, więc w tym zakresie nie wykonałem założeń.
W meczu z Wisłą Płock widziałem podobną Miedź do tej, którą widzieliśmy na starcie sezonu. Efektowną, wymieniającą podania. Myślisz, że to możecie grać na dłuższą metę taką piłkę?
Ten mecz pokazał, jaki w nas tkwi potencjał. Jeśli każdy z nas uwierzy, że możemy tak grać z każdym przeciwnikiem – wtedy będzie to możliwe. Wiele siedzi w naszych głowach. Może teraz z Legią nie będziemy mogli sobie pozwolić na taki styl, ale jesteśmy w stanie prezentować go częściej. W piłce ważna jest pewność siebie. Jeśli przegrasz kilka meczów, pewność spada i przez to zmieniliśmy swój styl w rundzie jesiennej. Tak jak na początku sezonu graliśmy wysokim pressingiem, tak podczas tej serii siedmiu meczach bez wygranej broniliśmy głębiej i stawialiśmy raczej na kontrataki. Wraz z wynikami wracaliśmy do tego, co chcemy grać i myślę, że po ostatnim meczu też dostaniemy wiatru w żagle.
Jak bardzo frustrujące jest to, że defensywa tak często lubi pobawić się w świętego Mikołaja?
Takie rzeczy się zdarzają w piłce. Ja też rozdaję prezenty – na przykład wtedy, kiedy nie trafię w bramkę. Jasne, to frustrujące, ale nie możesz zapominać o tym, że musisz pomagać drużynie i robić swoją robotę najlepiej, jak potrafisz.
Kilka lat przed Miedzią miałeś już swoje pierwsze podejście do debiutanckiej piłki – Bursaspor, w którym praktycznie nie grałeś. Co poszło nie tak?
Trzeba powiedzieć szczerze – nie byłem gotowy by walczyć o miejsce w drużynie. Turcy mają zupełnie inną mentalność niż Finowie. Nikt mnie tego nie nauczył, że nie dostaniesz swojej szansy, jeśli jej sobie wcześniej nie wywalczysz na treningach. Nie miałem osoby, która by mnie pokierowała. Z dzisiejszym doświadczeniem funkcjonowałbym tam zupełnie inaczej.
Co było większym zawodem – Bursaspor czy Cracovia?
Bursaspor. Jasne, byłem bardzo smutny po Cracovii, bo moim celem była gra w Ekstraklasie i byłem już bardzo blisko. Ale czas w Turcji był znacznie trudniejszy, nie da się tego w ogóle porównać.
Od Cracovii dostałeś spory cios – podpisałeś już w zasadzie kontrakt, klub ogłosił transfer nowego zawodnika, ale umowa nie weszła w życie, bo nie przeszedłeś testów medycznych. Problemem była oczywiście waga. Potem trener Probierz mówił o tobie mediom, że nie jest od tego, by przygotowywać dorosłych piłkarzy do zawodu.
Zabolało, ale to on jest szefem i podejmuje decyzje. Oczywiście znam swoją wartość i wciąż myślę, ze to nie była dobra decyzja. Mógłbym rozpaczać i się poddać, ale nie byłoby to zbyt dobrym rozwiązaniem. Kilka dni byłem w gorszym nastroju, ale szybko zacząłem trenować strzały z bliskimi, więc entuzjazm powrócił. Nie każdy musi cenić mój styl, tak jak nie każdemu musi się podobać to, jak wyglądam. Uważał, że nie jestem przygotowany do zawodu, a ja uważam, że byłem. To nic niecodziennego, że trener nie chce danego piłkarza i podchodzę do tego normalnie. Nie mam tak, że grając z Cracovią potrzebuję coś udowodnić. Nie wiem, czy zmienił zdanie o mnie, ale u mnie nic się nie zmieniło. Moje ciało jest takie samo, jak było wtedy.
Żałujesz? Zrobiłbyś dziś coś inaczej? To nie pierwszy raz, kiedy zaszkodziły ci problemy z wagą.
To nie do końca tak. Ostatni raz problem z wagą miałem w wieku 19 lat. Trener powiedział mi wtedy, że gdy zrzucę kilka kilogramów, będę mógł biegać więcej. I rzeczywiście tak było – schudłem i wróciłem do składu. Potem żaden trener nie zarzucił mi, że biegam zbyt mało. Gdy widzisz statystykę kilometrów, nie możesz mi zarzucić, że coś jest nie tak.
To prawda, patrząc po liczbach przebiegniętych kilometrów czy samej grze – trudno odnieść wrażenie, że nadwaga przekłada się na boisko.
Jak byłem młody, zawsze byłem więksi niż moi kumple. Taki już po prostu jestem. Rozumiem ludzi w Polsce, którzy uważają, że typowy piłkarz jest szczupły. W Finlandii jest trochę inaczej, siła fizyczna odgrywa znacznie większą rolę. Jestem niski i mam fińską budowę ciała.
Dziś masz problem z wagą?
Nie, nie mam. Mają ją tylko ludzie, którzy chcą bym wyglądał jak każdy inny piłkarz.
Na oko wydaje się, że w zimę przybrałeś na wadze.
Spytałem trenera o poziom mojej tkanki tłuszczowej i powiedział, że jest OK. Problem byłby wtedy, gdybym nie pracował wystarczająco dużo dla drużyny, nie biegał. Zdaję sobie sprawę, że nie wyglądam tak, jakbyście chcieli. Ale trener widzi mnie w treningu i w meczach dochodzi do wniosku: jeśli ma tak wyglądać, ale też tak grać, wszystko jest OK. Na swoim Instagramie ustawiłem sobie nick pullukka10, co oznacza po fińsku „pulchny”. To moja ksywka od czasów dzieciństwa i niektórzy nazywają mnie tak do tej pory. W podobny sposób – choć przy użyciu znacznie mocniejszych słów – uwielbiali nazywać mnie w Finlandii kibice przeciwnych drużyn. Ale kibice mogą co najwyżej mówić, by zaistnieć. To ja jestem na boisku i to ja mogę swoją grą coś udowodnić. Mogą mówić, co chcą.
Sam starasz się mieć jednak dystans do tego, co się o tobie mówi. Twoją pierwszą wrzuconą rzeczą na Instagram było zdjęcie budki z kebabem, które okrasiłeś podpisem „to nie jest fejkowy profil i właśnie to udowodniłem”.
A to swoją drogą bardzo fajne miejsce w Mariehamn. Lubię w ten sposób żartować ze swoimi znajomymi.
A jak zareagowałeś, gdy odchodząc z Miedzi dostałeś od kibiców pudełko pączków?
Było śmiesznie i pozytywnie, tak przynajmniej to odebrałem. Mam nadzieję, że to gest przyjaźni.
Nie myślisz, że gdyby nie problemy z wagą przy twojej technice użytkowej byłbyś w stanie zrobić znacznie większą karierę?
Myślę, że tak może być. Są trenerzy, którym nie podoba się jak wyglądam i ich to odrzuca, a są tacy, którzy mówią: OK, oglądałem parę meczów, dobry piłkarz. To nie tylko tłuszcz, możesz zapytać trenera, jak jestem silny i jak radzę sobie na siłowni. W moich oczach to nie ma znaczenia, jak wyglądam. Jeśli pracuję wystarczająco, gram dobrze.
I nigdy nie miałeś takiej motywacji, by poświęcić się w stu procentach i osiągnąć idealne ciało, a później przekonać trenerów techniką?
Czuję się tak właśnie teraz. W ostatnim czasie osiągnąłem dobrą formę.
Rozmawiał Jakub Białek
F0t. FotoPyK