W środę oczywiście w prasie sportowej również nie mogło zabraknąć Krzysztofa Piątka, ale oprócz tego mamy wiele ciekawych materiałów ligowych. Konrad Wrzesiński opowiada o transferze do Kazachstanu, nowy piłkarz Korony o wojnie, znajdziemy też wywiad z władzami Pogoni Szczecin. Jest co czytać.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Transferem Krzysztofa Piątka do Milanu żyją całe Włochy.
Wtorek na Półwyspie Apenińskim zamienił się w dzień Piątka, jak nazwali Włosi ostatnie 24 godziny negocjacji w sprawie transferu Krzysztofa. Od rana serwisy sportowe w Italii w szalonej liczbie publikowały informacje na temat statusu napastnika Genoi. Pod jego domem w Genui w dzielnicy Foce przesiadywali dziennikarze i kiedy atakujący reprezentacji Polski wyszedł do ogrodu poodbijać piłkę, po chwili sportmediaset.it opublikował nagranie tego indywidualnego treningu. 23-latka ledwie widać zza płotu, ale to nieważne. Istotne, że był w stolicy Ligurii. Jeszcze. Dzisiaj Piątek wreszcie oficjalnie zostanie zawodnikiem AC Milan. Podpisze kontrakt ważny do czerwca 2023, będzie kosztował 35 milionów euro plus bonusy, uzależnione od miejsca w tabeli. Ma zarabiać 1,8 miliona euro za sezon.
Zbigniew Boniek trzy miesiące temu mówił w kontekście zimowego odejścia Piątka, że doradziłby mu pozostanie w Genoi jeszcze na dwa lata. Teraz jednak uważa, że Polak jest już gotowy na Milan.
TOMASZ WŁODARCZYK: Krzysztof Piątek powinien wreszcie dopiąć w środę transfer do AC Milan. Wielka sprawa. ZBIGNIEW BONIEK: Zasługuje na taką szansę. Trafia do absolutnie fantastycznego klubu. Wskakuje na kolejną, już znacznie wyższą półkę. Uważam, że nie miał na co dłużej czekać. Jest gotowy. Teraz czeka go zmierzenie się z zupełnie inną, znacznie większą presją. W Genoi, jeśli nie strzelił gola w trzech meczach z rzędu, taka historia była do przełknięcia. W ekipie rossonerich od razu zaczną liczyć mu minuty. Ale myślę, że Krzysiek absolutnie zdaje sobie z tego sprawę.
Co go czeka w Mediolanie?
Duże wyzwanie pod względem sportowym i mentalnym. We Włoszech szybko się dojrzewa, na świeczniku jest się 24 godziny na dobę. Dziennikarze chcą wydusić od piłkarza choć jedno zdanie. Nie ma tajnych rozmówek, oczekują wypowiedzi pod nazwiskiem. U kibiców można szybko zdobyć uwielbienie. Dobrego zawodnika na ulicach darzą wielkim szacunkiem, pozdrawiają i interesują się każdym krokiem. W Mediolanie Piątek będzie wielką gwiazdą. A do Genui może wjeżdżać jak do siebie – już zawsze będzie tam mile wspominany i witany. Teraz jednak otwiera nowy rozdział. Trzymam za niego kciuki.
Licencja dla Wisły Kraków odwieszona, co jest sporym sukcesem, ale to nie koniec wyzwań.
Wciąż pozostaje niejasne, czy krakowianom uda się uzyskać licencję także na kolejny sezon, ale najbardziej priorytetową sprawą było uregulowanie kwestii tegorocznej. Informację z Warszawy z zadowoleniem przyjęto w ośrodku treningowym Białej Gwiazdy w Myślenicach. – Odzyskanie licencji pokazuje, że klub jest przejrzysty, restrukturyzacja, która kilka tygodni temu została wdrożona, zaczęła działać, a federacja ufa temu, co u nas dzieje. To jest kluczowe – mówi trener Maciej Stolarczyk. Decyzja Komisji Licencyjnej nie była jednak dla niego niespodzianką. – Każde inne rozwiązanie by nas zaskoczyło, bo normalnie przygotowujemy się do sezonu. To tylko potwierdza, że klub idzie w dobrą stronę. Wizerunek ociepla się z dnia na dzień, napływają pozytywne informacje, które pozwalają patrzeć w przyszłość z optymizmem. Łatwiej będzie też szukać nowych piłkarzy – dodaje Stolarczyk, który nie ukrywa, że w szatni sportowe tematy zaczynają wracać na pierwsze miejsce. – Powoli stajemy się normalni i zajmujemy się kwestiami sportowymi. Pozostałe rzeczy odchodzą na dalszy plan – podkreśla.
Gdy Ognjen Gnjatić z Korony Kielce był małym dzieckiem, musiał uciekać z rodzicami przed wojną domową.
Czasami tak jest, że znajdujesz się w złym miejscu w nieodpowiednim czasie. Ojciec Gnjaticia też grał w piłkę. Występował w drugiej lidze, wyróżniał się na tle kolegów i miał wielkie marzenia. – A później stało się to – mówi nowy zawodnik Korony Kielce. Nie używa słowa „wojna”, tak jakby wspomnienie tamtych czasów było zbyt bolesne.
Bugojno, miasto położone w środkowej Bośni, to jedno z miejsc, w których po wybuchu wojny domowej ludzie przeżyli piekło. – Miałem wtedy rok, więc nie pamiętam tych zdarzeń. Myślę, że to lepiej. Gdyby te wszystkie obrazy do mnie wracały, pewnie byłbym innym człowiekiem. Dziś większość ludzi ma dość łatwy start w życiu, a my w pewnym momencie nie mieliśmy nic. Straciliśmy dom, który został spalony, zabrano nam cały dobytek. Mieliśmy szczęście, że przeżyliśmy. Musieliśmy uciekać. Nie mając żadnych środków do życia, przenieśliśmy się do Serbii, do Nowego Sadu, gdzie mieszkaliśmy trzy lata. Później, gdy sytuacja trochę się uspokoiła, wróciliśmy do Bośni i zbudowaliśmy dom w Gradišce, blisko Banja Luki. Pamiętam, że po wojnie na Bałkanach panował jeden wielki chaos. Nie było łatwo. Nikt nie był w stanie nam pomóc, mogliśmy liczyć tylko na kilka najbliższych osób. Jakiś czas temu ktoś zapytał mnie, czy wiem, jak to jest zaczynać wszystko od nowa. Bez namysłu powiedziałem, że tak – opowiada nam Gnjatić. Jego rodzice zrobili wiele, by jako dziecko żył na możliwie wysokim poziomie. Oboje ciężko pracowali – matka w fabryce butów, a ojciec wyrabiał części samochodowe.
Prawie cała Ekstraklasa szykuje się do wznowienia rozgrywek w Turcji. A tam ulewy.
Ofiarą kapryśnej pogody padł również Lech. Z powodu niedzielnych opadów gospodarze nie zgodzili się wpuścić zawodników na treningowe boisko z obawy, że zniszczą murawę. Poznaniacy ćwiczyli więc w parku. Adam Nawałka znany jest tego, że lubi mieć przygotowane różne warianty rozwiązań, ale na padający deszcz nie ma wpływu. Na kolejny dzień opracował plan A, B, a nawet C na wypadek, gdyby pogoda znów zlekceważyła ich zamiary. Plan A zakładał, że drużyna wyjdzie na boisko, plan B, że będzie ćwiczyć na boisku i w siłowni, a plan C obejmował tylko dźwiganie żelastwa. Na szczęście dla lechitów we wtorek przywitało ich słońce, więc mogli wyjść na boisko zamiast zmagać się z ciężarami.
Rozmowa z prezesem Pogoni Jarosławem Mroczkiem i odpowiedzialnym w tym klubie za transfery Dariuszem Adamczukiem.
Jak przepis o młodzieżowcu wpłynie na Pogoń?
DA: Co sezon chcemy wprowadzać do pierwszej drużyny dwóch wychowanków, takie mamy założenie. Resztę wypożyczaliśmy do I ligi, żeby tam grali. Teraz będziemy musieli mieć w klubie czterech, pięciu wiodących, bo w sezonie jest różnie – kartki, kontuzje, słabsza forma. Prawdopodobnie trzech z nich co weekend będzie grało w naszych III-ligowych rezerwach, zamiast w I lidze…
JM: Albo nigdzie nie zagrają, jeśli terminy meczów pierwszego i drugiego zespołu się pokryją. Stracą na tym.
DA: Rozumiem obowiązek młodzieżowca w I i II lidze. Ale mówimy o najwyższej klasie rozgrywkowej, gdzie są już duże pieniądze. Chłopakowi, który może nie być gotowy, a wyjdzie na boisko ekstraklasy, możemy zniszczyć karierę. Wprowadzanie juniora do dorosłej piłki to pewna umiejętność. Wiele klubów ma z tym problemy, wystarczy przeanalizować, ile talentów zostało zmarnowanych podczas przeskoku z juniora do seniora.
To najtrudniejszy krok w piłce.
DA: A teraz został narzucony. Jestem ciekawy, jak to wyjdzie.
JM: Ja nie jestem ciekawy, bo wolałbym, żeby go nie było. Ponad rok temu proponowaliśmy inne rozwiązanie. Byłem wtedy w Radzie Nadzorczej Ekstraklasy, złożyliśmy projekt promowania młodych piłkarzy poprzez finanse. Taka modyfikacja Pro Junior System. Bo dzisiaj zarabiają w nim tylko trzy pierwsze zespoły. A nam chodziło o to, że każdy, kto wystawia młodzieżowca, dostanie adekwatne pieniądze. Jeżeli młodzieżowiec grał regularnie, to i pieniądze byłyby dużo większe.
Czyli pomachać marchewką.
JM: Miało być na to przeznaczone około 15 milionów złotych. Jeśli wystawiasz Polaka i młodego, dostajesz pieniądze. I to byłby rzeczywiście impuls do promowania, wstawiania do składu dobrze dysponowanych, potrzebnych zawodników. A jeżeli powiedzmy Legia uparłaby się tylko na kupowanie zawodników z zagranicy, miałaby do tego prawo.
DA: Bo to klub by decydował. Stawiamy na młodzież i zakładamy w budżecie, że możemy zarobić półtora miliona złotych. Pogoń ma 22 reprezentantów Polski, a nie dostaje żadnych profitów z Pro Junior System. Byliśmy na czwartym miejscu, piątym. A szkolimy dobrze. Czyli jest z tym coś nie tak. Wychowujemy zawodników do reprezentacji Polski, a nic w zamian nie mamy.
Konrad Wrzesiński jest zachwycony warunkami, jakie zastał po transferze do Kajratu Ałmaty.
(…) Jest aż tak dobrze?
Czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Kosmos! Jest tu absolutnie wszystko. Zupełnie inny poziom w zderzeniu z polskimi warunkami. Kilka boisk treningowych z naturalną i sztuczną nawierzchnią. Podgrzewana płyta, na której można trenować nawet przy minus siedmiu stopniach. Wielka siłownia, bieżnia antygrawitacyjna, którą mogą pochwalić się nieliczne kluby w ekstraklasie, odnowa biologiczna, pokoje do relaksu, stołówka z najlepszymi produktami, apartamenty dla piłkarzy. Właściwie można się stąd nie ruszać. Na razie zakwaterowałem się właśnie tutaj. Gdy ogarnę sprawy organizacyjne, zacznę sobie szukać mieszkania i ściągnę partnerkę, która jest aktualnie w ciąży. Wszystko dobrze się układa, jestem bardzo zadowolony.
(…) Miał pan inne propozycje. Kontrakt z Lechem faktycznie leżał na stole?
Tak, trzyletnia umowa była gotowa do podpisania. Nie zdecydowałem się.
Dlaczego? Nie kusiła pana praca w Poznaniu z Adamem Nawałką?
Chciałem wyjechać już teraz. Przy okazji Zagłębie mogło jeszcze zarobić trochę pieniędzy (umowa Wrzesińskiego wygasała po sezonie – przyp. red.). Inne kluby, w tym Lech, były zainteresowane sprowadzeniem mnie dopiero za pół roku. Nie chciałem czekać. Zdecydowałem, że Kajrat, który dodatkowo oferował znacznie lepsze warunki finansowe niż poznaniacy, będzie fajnym kierunkiem, żeby spróbować czegoś zupełnie nowego. Był bardzo zdeterminowany. Usiedliśmy z menedżerami z INNfootball, przeanalizowaliśmy sytuację i postawiliśmy na Ałmaty. Będę walczył o mistrzostwo, jest szansa na występ w europejskich pucharach.
SPORT
Cesare Prandelli na starcie swojej pracy w Genoi nie spodziewał się odejścia Krzysztofa Piątka.
Po meczu Piątek pożegnał się z kolegami i trenerem, poszedł na klubowy parking, wsiadł do czarnego mercedesa i odjechał. Z daleka obserwowali go kibice, nagrali ostatnie minuty w klubie, filmik znalazł się na Instagramie. Było, minęło… – Kiedy przyszedłem do klubu nie było mowy o tym, że Piątek odejdzie. Był ważną częścią planu na drugą część sezonu, ale zarząd zmienił punkt widzenia. Transfer był dla mnie zaskoczeniem, jednak nie ma co się użalać. Życzymy mu powodzenia, musimy dać sobie radę bez niego. Trenuję realny zespół, a nie ze sfery fantazji. Trzeba poprawić grę zawodników, jakich mam do dyspozycji, jak najlepiej wykorzystać ich mentalność i predyspozycje – stwierdził Cesare Prandelli.
W Piaście Gliwice chcą wzmocnień, a nie uzupełnień, dlatego na razie nikt jeszcze nie przyszedł. Tłumaczy to dyrektor sportowy Bogdan Wilk.
Chcę podkreślić, że wszyscy w klubie uważamy, iż na każdą pozycję mamy po dwóch równorzędnych zawodników. Uważamy, że jeśli ma ktoś przyjść, to zdecydowanie musi podnieść jakość. Mówimy o wzmocnieniach. Obecnie drużyna nie potrzebuje uzupełnień składu. Nawet zrobiliśmy ruchy w drugą stronę, mam na myśli wypożyczenie Denisa Gojki do Mielca, żeby miał możliwość regularnej gry. Chcemy aby wrócił bardziej ograny. Nad transferem pracujemy, ale póki nie ma podpisu na umowie, to nie ma o czym mówić.
O powrocie Tomasza Jodłowca: – Włożyliśmy w to sporo wysiłku i to nie była tak prosta sprawa, jak niektórym mogło się wydawać. Byliśmy w nieco niekomfortowej sytuacji, bo musieliśmy czekać na decyzję Legii. Dopiero gdy ją poznaliśmy, mogliśmy działać.
Ogromną rolę w misji ratowania Ekstraklasy dla Sosnowca odegrać ma Thomas Klimmeck, specjalista od przygotowania motorycznego. Najlepsze recenzje wystawił mu sam Juergen Klopp.
W obozie beniaminka ekstraklasy nie wziął się znikąd. To stary znajomy trenera Valdasa Ivanauskasa. Wiosną 2013 roku razem pracowali w gruzińskim FC Dila Gori. Drużyna miała bronić się przed spadkiem, a tymczasem została sensacyjnym wicemistrzem kraju. Zanim niemiecki spec dołączył wówczas do sztabu szkoleniowego, został bardzo pozytywnie zaopiniowany przez… Juergena Kloppa, który z obecnym szkoleniowcem Zagłębia zna się z czasów wspólnej gry w Bundeslidze. Co zrozumiałe, wobec takiej rekomendacji nie można było przejść obojętnie.
Klimmecka bardzo dobrze wspominają również w tureckim Osmanlisporze. Latem 2016 roku, po sześciu miesiącach wspólnej pracy, drużyna przystąpiła do kwalifikacji Ligi Europy. Efekt? Sześć meczów z rzędu zakończonych zwycięsko, a następnie awans do fazy pucharowej rozgrywek. Tam czekał grecki Olympiakos. W Pireusie padł bezbramkowy remis. Po pierwszej połowie rewanżu również utrzymywał się rezultat 0:0.
Górnik Zabrze pozyskał już trzech zawodników, ale to na pewno nie będzie koniec.
Co z dalszymi wzmocnieniami? – W zespole pojawił się nowy bramkarz. Wzmocniliśmy linię pomocy. Na pewno chcemy też zwiększyć jakość na skrzydłach, modyfikowana będzie również linia defensywna. Klub cały czas pracuje nad tym, abyśmy byli jeszcze mocniejsi. W tym wszystkim nie chodzi o ilość, a jakość – mówi trener Brosz, który podkreśla, że jest bardzo zadowolony z dotychczasowych wzmocnień.
Górnik zmieni się wiosną nie tylko personalnie, ale też taktycznie. Szkoleniowiec zabrzan wyjaśnia, że angaż choćby takiego zawodnika, jak Gvilia, daje nowe możliwości. Nie będzie trzymania się schematu 4-4-2. „Górnicy” będą także grali ze wzmocnioną linia środkową. Już pierwsze zgrupowanie w Protaras w części było poświęcone ćwiczeniu innego stylu. Teraz wszystko będzie doskonalone, tak w treningach, jak i w grach sparingowych na dobrych boiskach. 14-krotni mistrzowie Polski, póki co, nie mogą narzekać na pogodę. – Dość mocno tam wieje, ale za to nie pada tak jak w Turcji – mówią. A nad Bosforem jest w tej chwili większość ekstraklasowych ekip.
W Wiśle Kraków kwestie sportowe powoli znów wychodzą na pierwszy plan.
Informację o odzyskaniu licencji Stolarczyk otrzymał po sparingu z Puszczą Niepołomice. Wisła przegrała 2:3, a w jej barwach po raz pierwszy zagrał Lukas Klemenz, który przechodzi do Wisły w ramach umowy z Jagiellonia. W meczu z Puszczą zagrał jako defensywny pomocnik. – Tak wybrał trener, ale docelowo mam walczyć o miejsce w środku obrony. Wiem, że konkurencja jest duża, ale przychodzę tu, by się rozwijać. Trenera Stolarczyka znam z młodzieżowej reprezentacji Polski, a generalnie sztab trenerski w Wiśle jest mocno defensywny, bo w tym gronie jest wielu obrońców – zauważa Polak urodzony w Niemczech.
Wygląda na to, że Klemenz szybko odnajdzie się w szatni Wisły. – Atmosfera jest wzorowa. Cieszę się, że będę teraz w zespole z takimi piłkarzami jak Jakub Błaszczykowski czy Marcin Wasilewski. Już uściśnięcie im dłoni jest dla mnie zaszczytem – przyznaje. Wisła faktycznie stała się najbardziej polskim zespołem w ekstraklasie – w kadrze zostało tylko trzech obcokrajowców.
Maciej Urbańczyk to ostatni z ważnych zawodników Ruchu Chorzów w czasach ekstraklasowych, który odszedł z klubu. Stało się to dopiero teraz.
Czy już podczas świąteczno-noworocznej przerwy zdawał pan sobie sprawę, że przyjdzie się rozstać z Ruchem?
– Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że nastąpi to tak szybko. Gdy wróciliśmy do treningów, usiedliśmy do rozmów razem z dyrektorem i prezesem. Uznaliśmy, że dla mojego lepszego rozwoju taki ruch będzie wskazany. Klub nie robił mi przeszkód. Doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie zakończyć tę współpracę i rozwiązać kontrakt za porozumieniem stron. To nasza wspólna decyzja. Nikt nie był w tych negocjacjach liderem, a to, od kogo w ogóle wyszła inicjatywa, zostawię już dla siebie.
Jakie to uczucie, opuścić klub, w którym grało się przez 16 lat?
– Dziwne. W Ruchu spędziłem całe piłkarskie życie. To bardzo istotny moment. Wiele wspomnień, dobrych i gorszych chwil… Byłem przywiązany do klubu. Wiele zawdzięczam trenerom, działaczom czy kibicom, którym chciałbym podziękować za te wszystkie lata. Nawet nie spodziewałem się, że tych głosów płynących od kibiców będzie teraz tak dużo. To bardzo miłe. Cieszę się, że rozstajemy się w dobrych relacjach. Nikt nikomu nie rzucał kłód pod nogi. Na tym bardzo mi zależało, by pożegnać się w dobrej atmosferze. Zakończył się długi etap. Ta zmiana była mi potrzebna. Przede mną nowe wyzwania, nowe cele. Zaczynam kolejną przygodę.
SUPER EXPRESS
Robert Lewandowski wystąpi z Cleo?
– Donatan i Robert Lewandowski są w trakcie tworzenia bardzo dużego projektu producenckiego – wyjawia „Super Expressowi” Cleo. – Oczywiście chodzi o projekt muzyczny. Dwóch grubych, dużych graczy – Robert i Don połączyli siły i zapraszają największych polskich artystów do kompilacji muzycznej. Efekt już niebawem. Ja będę tego częścią.
Niewykluczone, że Lewandowski będzie nie tylko producentem albumu, ale również wystąpi z Cleo w jednym z teledysków.
GAZETA WYBORCZA
Z piłki tylko tekst o transferze Krzysztofa Piątka do Milanu.
On jesienią wprost eksplodował. Potrzebował ledwie 19 minut gry w Genoi, by ustrzelić hat tricka, potem jego kanonada nie ustała, w ligowej klasyfikacji snajperów ściga liderów, opuszcza klub z bilansem 19 bramek uzbieranych w 21 meczach. Za piłkarzem anonimowym, który nie dochrapał się nawet powołania do reprezentacji Polski na ostatni mundial, znienacka jęły krążyć wszystkie potężne włoskie firmy – od Napoli przez Inter po Juventus. Zwaliła się nań lawina komplementów wygłaszanych przez wysokie autorytety, które zwracały uwagę na to, że Piątek wyciska maksimum z minimum – nigdy nie musi się rozglądać, szukać optymalnego ustawienia, lecz w razie potrzeby uderza zewsząd, ułamek sekundy po kontakcie z piłką.
Opinie zgadzają się z faktami, ponieważ Polak ma najkorzystniejszy w całej lidze stosunek goli strzelonych do tzw. goli oczekiwanych. To oparty na analizie gry wskaźnik sugerujący, ile razy piłkarz powinien trafić do siatki, biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich uderza na bramkę (skąd, nogą czy głową, po dobitce czy podaniu etc.). Polegający na gigantycznej bazie danych algorytm szacuje prawdopodobieństwo, że w danej sytuacji padnie gol. I jeśli mu wierzyć, Piątek miał dotychczas uzyskać o 3,74 bramki mniej, niż uzyskał. Dlatego nie ma wątpliwości: podziwiamy najbardziej spektakularny w historii debiut polskiego piłkarza w renomowanej lidze zagranicznej. Dlatego Milan inwestuje w niego pokaźną kwotę po ledwie kilkumiesięcznym przyglądaniu się, czy warto – takie tempo normalnie się nie zdarza. I nie zamierza czekać, oczekuje, że nowy napastnik odpali natychmiast.
Fot. FotoPyk