Środowa prasa to Krzysztof Piątek, trochę tematów transferowych w Ekstraklasie i dzień dla mediów, który najwyraźniej zrobił Sławomir Peszko, bo mamy z nim dwa większe wywiady.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Zaczynamy oczywiście od tematu nr 1, czyli dopinanym transferze Krzysztofa Piątka do Milanu. Ale, bądźmy szczerzy, nie przeczytacie tu niczego, o czym byśmy już wam nie napisali.
– Dziś Krzysiek jest wart od 3 do 5 mln euro. Za kilka lat 30 milionów. Niektórzy będą żałować, że nie wykupili go z Polski za grosze – przewidywał w kwietniu Michał Probierz. Ówczesny trener Piątka w Cracovii pomylił się, ale kto nie chciałby się tak mylić? Nie dość, że wiele wskazuje na to, iż przewidziany przez szkoleniowca scenariusz stanie się faktem szybciej niż przewidywano, to jeszcze kwota transferu będzie większa. Genoa latem ubiegłego roku kupiła napastnika za 4 mln euro, a dziś jest o krok od sprzedania go do Milanu za sumę dziesięciokrotnie większą!
Na najbliższe dni zaplanowano kluczowe rozmowy władz rossonerich z agentami (z Fabryki Futbolu) Piątka. – Nie możemy czekać do ostatniego dnia okna transferowego. Albo dopinamy sprawę szybko, albo dopiero latem – przestrzega dyrektor sportowy Genoi Giorgio Perinetti. Do uzgodnienia zostało trochę szczegółów, ale wszystko wskazuje na to, że rekordowy, jak na polskie warunki, transfer zostanie domknięty jeszcze w tym tygodniu. Można powiedzieć, że Krzysztof jest już jedną nogą piłkarzem rossonerich, którzy zapłacą za niego około 40–45 mln euro.
Dłuższa rozmowa ze Sławomirem Peszką. Jest sporo wątków ironicznych.
TOMASZ WŁODARCZYK: Jesienią próżno było szukać Sławomira Peszki na boisku. Co słychać?
SŁAWOMIR PESZKO: Z Nowym Rokiem natchnęło mnie. Minęło dziesięć lat od rozpoczęcia reprezentacyjnej kariery, więc postanowiłem ją oficjalnie zakończyć. Już podczas mundialu w Rosji grupa z rocznika 1985 – ja, Łukasz Fabiański, Łukasz Piszczek, Jakub Błaszczykowski – siedziała przy stoliku i rozmawiała, czy to już ten czas. Łukasz zdecydował się pożegnać od razu po tym turnieju. Ja jeszcze chwilę odczekałem i teraz zamknąłem temat.
No dobrze, tylko po co ten oficjalny komunikat? Nikt już raczej nie spodziewał się ciebie w kadrze.
Uznałem, że trzeba to zrobić. Teraz Robert Lewandowski musi sobie znaleźć nowego człowieka od atmosfery… A poważnie, jestem dumny z moich 44 występów w reprezentacji. Mogło być ich więcej. Głupim zachowaniem i błędami sam zapracowałem sobie na dwie przerwy, raz nie grałem długo z powodu kontuzji. Trzy lata z tej dekady to pusty przelot.
Przez ten czas dałeś się mocno zapamiętać. Było wesoło. Głównie za sprawą kilku powiedzeń. „Cześć, tu Sławomir”, „Będzie się działo”, „Panie prezydencie, a znajdzie się pięćset plus dla piłkarzy?”. Czy wspólne śpiewy z Januszem Panasewiczem. Trochę tego było…
Dzięki kanałowi „Łączy nas piłka” kamery wiele z tych śmiesznych historii wyłapały. Kibice zobaczyli, jak funkcjonujemy poza boiskiem, jak przygotowujemy się do spotkań czy spędzamy wolny czas. Za tym szły wyniki, inaczej nie byłoby to dobrze odebrane. Po czasie mam fajną pamiątkę.
Twój niespodziewany komunikat odbił się szerokim echem. I wywołał falę szydery i hejtu.
Przyzwyczaiłem się. Oczywiście wiele opinii mnie boli. Wkurzam się, ale z drugiej strony trwa już to tak długo, że nauczyłem się przymykać oko na te sprawy. Dostałem jednak głównie wiele pozytywnych sygnałów. Może to nie była wielka reprezentacyjna kariera, bardziej przygoda, ale coś dla swojego kraju udało mi się zrobić. Najbardziej liczą się słowa najbliższych, rodziny, trenerów czy kolegów z drużyny. Usłyszałem wiele miłego pod swoim adresem. Dzwonili Lewandowski, Glik, Grosicki i inni.
W Lechii Gdańsk jest wyjątkowo spokojnie w kwestii transferów, jednak może to być tylko cisza przed burzą.
Lechia bez wstrząsów przygotowuje się do ligowej wiosny. – Jest spokojnie, ale wystarczą dwa telefony i wszystko się uruchomi. Może więc to być cisza przed burzą, ale nie prowokujemy tego – zapewnia prezes Lechii Adam Mandziara. Na razie klub nie kupił żadnego piłkarza, lecz też nie pozbywa się gwiazd, na których mógłby sporo zarobić.
– W sprawie transferu Lukaša Haraslina na stole nie leży żadna oferta. Wcale nie jest tak, że musimy go teraz sprzedawać. Jeśli ktoś zaproponuje duże pieniądze – to do dobrze. Jeśli będzie grał u nas do końca sezonu – też dobrze – mówi prezes Mandziara. Oferta w sprawie Haraslina może być bardzo kusząca. Młody słowacki skrzydłowy jesienią stał się jednym z najlepszych piłkarzy ekstraklasy.
Tematy krakowskie: echa konferencji Michała Probierza i Janusza Filipiaka oraz o aktualnej sytuacji w Wiśle Kraków.
(…) Rządy tercetu złożonego z biznesmenów i piłkarza nie mają być niczym więcej, jak tylko okresem przejściowym. W piątek Wisła podejmie kolejną próbę odwieszenia licencji na grę w ekstraklasie. Jeśli to się uda, ma zostać uruchomiona sprzedaż karnetów na rundę wiosenną. Bez pieniędzy od nowego inwestora przetrwanie raczej nie będzie jednak możliwe. Do 30 marca Wisła musi uregulować wszystkie długi objęte postępowaniem licencyjnym. Bieżąca działalność pierwszej drużyny pochłania miesięcznie ponad milion złotych. Pieniądze Jażdżyńskiego, Błaszczykowskiego i Królewskiego pozwolą ugasić pożar, lecz nie rozwiązują długofalowego problemu. Przelew od tej trójki stanowi za to wielki krok w kierunku wystartowania drużyny w rundzie wiosennej. I to w składzie dającym nadzieję na regularne zdobywanie punktów w ekstraklasie. Wiele wskazuje na to, że uda się nawet zapewnić pozostanie w klubie Vullneta Bashy, który w poprzednim tygodniu nie pojawiał się na treningach, ale w końcu przyleciał do Polski.
Szykuje się rewolucja kadrowa w Jagiellonii. Siedmiu zawodników odeszło lub zaraz odejdzie, więc ktoś w ich miejsce musi przyjść.
W grupie nazwisk, którymi interesuje się Jaga, są dwa zagraniczne. Chodzi o serbskiego napastnika Stefana Šćepovicia z węgierskiego MOL Vidi FC (dawnego Videotonu) – jako pierwszy pisał o nim na Twitterze dobrze poinformowany w sprawach transferowych Janekx89 czy skrzydłowego Wisły Kraków Martina Koštala – według Sebastiana Staszewskiego ze sport.pl Jaga oferuje za niego 350 tys. euro. Pomocnik krakowian ma jednak dużo innych ofert, w tym również od klubów spoza ekstraklasy. W kontekście przejścia na Podlasie wymieniało się jeszcze czeskiego stopera Jakuba Jugasa ze Slavii Praga. Tutaj sprawa rozbija się jednak o warunki wypożyczenia zawodnika.
Cztery firmy są zainteresowane budową nowego stadionu Wisły Płock.
Kwartet chętnych złożył wnioski o dopuszczenie do procesu przetargowego. Kiedy nastąpi ich uzupełnienie, ruszyć będzie mógł właściwy przetarg na zaprojektowanie i budowę obiektu. Przypomnijmy, że płocki ratusz chce za ok. 100 mln złotych wybudować do 2022 roku nowy stadion przy ulicy Łukasiewicza. Byłby budowany etapami (trybuna po trybunie), tak aby ekstraklasowa drużyna nadal mogła rozgrywać tam mecze. Według koncepcji zaprezentowanej przez biuro Bończa Studio nowa arena Nafciarzy ma pomieścić 15 tysięcy miejsc. Na potrzeby rozpoczęcia inwestycji miasto zabezpieczyło 31 mln zł w budżecie na 2019 rok (to największy zaplanowany wydatek Płocka na najbliższe dwanaście miesięcy).
„Szlachectwo zobowiązuje” – pisze Michał Zaranek o Realu Madryt.
Leganes – 17,6 procent posiadania piłki w meczu z Betisem, Alaves – 21,2 z Barceloną, Getafe – 22,1 z Realem, Levante – 22,9 z Betisem, Valencia – 24,4 z Barceloną i nagle – jak grom z jasnego nieba – Real Madryt z 26,3 procent. Drużyna, która od trzech lat zdobywa klubowe mistrzostwo Europy i świata, dołączyła do towarzystwa zespołów niemiłosiernie tłamszonych na boisku, obezwładnionych, niebędących w stanie przeprowadzić jakiejkolwiek akcji, nawet przetrzymać piłki! To się po prostu nie mieści w głowie.
Ostatecznie Realowi udało się wygrać ten mecz dzięki bramce Daniego Ceballosa z rzutu wolnego w 89. minucie (tylko dlatego, że piłkarz Betisu Riyad Boudebouz uciekł z muru), to jednak nie przesłania koszmarnej ostatnio postawy Królewskich. Jest kilka klubów na świecie, a Real na pewno jest takim, dla których zwycięstwa są tylko jednym z obowiązków, i to wcale nie najważniejszym. Mistrz świata powinien dawać innym przykład, być wzorem, w każdym meczu dominować, wytyczać nowe kierunki w futbolu, jego gra ma zapierać dech w piersiach kibicom. Tymczasem w Sewilli był to zespół przestraszony, broniący się wszystkimi piłkarzami, wybijający piłki na aut, kradnący czas. Gdy w końcówce trzeba było walczyć o zwycięstwo, na murawie znalazł się atak w składzie: Cristo Gonzalez (debiutował w LaLiga, do tej pory strzelał gole wyłącznie trzecioligowcom), Brahim Diaz (wcześniej tylko 12 minut w pierwszej drużynie) i Vinicius Junior (młody talent, ale z niewiele większym doświadczeniem jak jego koledzy i z żadnym w meczach z silnymi rywalami). Średnia wieku 19,8.
SPORT
Historia emigracyjnych przymiarek Konrada Wrzesińskiego to już prawie materiał na dobry film akcji. Wczoraj zawodnik wyruszył z Zagłębiem Sosnowiec na zgrupowanie, ale… samolot odleciał bez niego.
Jeszcze we wtorkowy poranek Konrada Wrzesińskiego nie było na liście piłkarzy wybierających się na dwutygodniowy obóz przygotowawczy do Chorwacji. Ostatecznie wsiadł do autokaru Zagłębia i udał się w drogę do portu lotniczego w podkrakowskich Balicach. Na pokład samolotu jednak nie dotarł…
Za oknem panował jeszcze mrok, kiedy rozpoczęła się decydująca faza negocjacji między menadżerem Wrzesińskiego a przedstawicielami Kajrata Ałmaty. Wynikało to z różnych stref czasowych. W Polsce była godzina 5:30, w Kazachstanie – 10:30. Pertraktacje nie przebiegały pomyślnie, więc w pewnym momencie zapadła decyzja, że 25-letni pomocnik jednak poleci z Zagłębiem na zgrupowanie. Działaczy Kajrata zmobilizowało to na tyle, że zanim autokar sosnowiczan zdążył przed południem dotrzeć na lotnisko, przysłali skany wszystkich dokumentów potrzebnych do sfinalizowania transferu. Wrzesiński wysiadł w Balicach i wrócił do Sosnowca. Teraz nic już nie powinno storpedować jego przeprowadzki na kontynent azjatycki. Jeśli tylko pomyślnie przejdzie testy medyczne, z kazachskim klubem podpisać ma dwuletni kontrakt z opcją prolongaty o kolejny rok.
Na razie są sami zadowoleni, a teraz wszystko w nogach i głowie Kacpra Kostorza. Nowego piłkarza Legii, wypożyczonego do końca sezonu do Podbeskidzia.
(…) Andrzej Rybarski pilotował transakcję, o której pod Klimczokiem mówi się sporo. – Projekt Kacpra Kostorza zaczął się zimą poprzedniego roku – precyzuje dyrektor sportowy Podbeskidzia. – Podpisaliśmy wówczas nowy kontrakt i zawarta była w nim klauzula odstępnego. Na pierwszą ligę wydawała się… nierealna. Teraz zgłosił się jednak klub, który z niej skorzystał. W tej sytuacji mogliśmy negocjować pewne elementy. Np. właśnie taki, aby Kacper został u nas do końca sezonu. Legia mogła go zabrać od razu. Cieszy nas to, że to jest młody chłopak i zawodnik z tego regionu. To sygnał, że stawiamy na takich zawodników. Że stąd można trafić do takiego klubu, jak Legia Warszawa – przekonuje Rybarski. – Krążyło pytanie, czy nie dało się Kacpra zatrzymać. Być może następnym razem, w podobnym przypadku, wpiszemy zdecydowanie wyższą kwotę? Rok temu trudno było przypuszczać, że tak szybko zgłosi się klub i wpłaci kwotę zawartą w umowie – zaznacza i trudno się z tym nie zgodzić.
Rozmowa z prawym obrońcą GKS-u Tychy, Mateuszem Grzybkiem, który jest łączony z kilkoma klubami Ekstraklasy.
Jak odbiera pan spekulacje sugerujące, że może pan przenieść się do ekstraklasy?
– Trochę szumu w poprzednim tygodniu było, ale… To już któreś takie okienko transferowe z kolei, gdy ten szum jest, a nic z tego nie wynika. Prezes Bednarski powiedział, że nie ma za mnie żadnej oferty. Trzeba też sobie powiedzieć, że mało kto z nas, zawodników, mógł być zadowolony po takiej rundzie, jaką mieliśmy. Oczekiwania były całkiem inne. Każdy wspominał o awansie. Oby przynajmniej skończyło się tak, jak rok temu, kiedy wiosną złapaliśmy świetną serię.
Czy poradziłby pan sobie w ekstraklasie?
– Tak mi się wydaje – choć wiem, że może to zabrzmieć tak, jakbym był zbyt pewny siebie. Wiele czynników się przecież na to składa i dopóki tam nie wyląduję, to się tego nie dowiem. Sporo zawodników mówi, że spokojnie pogra sobie w ekstraklasie, a gdy przychodzi co do czego, to się od niej odbijają…
Do klubów z elity był pan przymierzany jeszcze jako junior, w 2014 roku. Teraz ma pan 22 lata i na koncie ponad 100 meczów rozegranych w pierwszej lidze.
– Na początku był wokół mojej osoby szum, ale poparty tym, że nie odstawałem od reszty drużyny. Wiemy, jak to jest – najtrudniej jest nie tyle wejść na ten dobry poziom, co potem go utrzymać. Zdaję sobie sprawę, że miałem lepsze i gorsze momenty. Leci już mój szósty rok w GKS-ie. Życzyłbym sobie grać lepiej.
Sławomir Peszko chyba miał jakiś dzień dla mediów, bo rozmawiał z nim również „SPORT”.
(…) Skoro już o tym rozmawiamy, to najmniej przyjemna była niesławna radiowa wkrętka?
– No, niestety, wypromowałem jedną stację i to zupełnie niepotrzebnie. Siedziałem wtedy w domu i teoretycznie nic – zwłaszcza złego – nie miało prawa się zdarzyć. Nie błąkałem się po mieście, kilka godzin po meczu szykowałem się właściwie do snu. A przecież różnie to bywa po ligowych spotkaniach, niektórzy grają do szóstej na play station…
…albo w ruletkę.
– Albo w ruletkę. Ja mam po prostu inny sposób na pomeczowy reset.
Czyli nie zachował pan tylko BHP odbierając telefon o późnej porze i na dużym zmęczeniu?
– Byłem przekonany, że dzwoni korporacja taksówkowa z informacją o podstawieniu auta, które zamówiłem dla znajomego. Nie przyglądałem się specjalnie numerowi, ogarnąłem tylko, że wyświetlił się stacjonarny. A jeszcze rozmówca przedstawił się jako mój znajomy… W efekcie mam opinię, w najlepszym razie, dużego luzaka, co lekko mnie nawet irytuje, bo jest niesprawiedliwe. Na pierwszym miejscu zawsze był u mnie sport. W polskiej ekstraklasie wygrałem naprawdę wszystko, co było do wygrania. Puchar Polski dwa razy, mistrzostwo, Superpuchar też dwa razy, byłem najlepszym zawodnikiem rozgrywek, zapracowałem na dobry zagraniczny transfer. I w Niemczech też przecież nie zginąłem, a spędziłem tam 3,5 roku. Na koniec miałem może lekki kryzys, ale przecież w Polsce jeszcze się odbudowałem. Każdemu życzę, aby tyle osiągnął. Gdyby nie było ciężkiej pracy, a tylko same imprezy, to nie miałbym takiego CV i blisko pół setki meczów w reprezentacji. To chyba zresztą oczywiste. W FC Koeln trudno było o ofensywne statystyki w Bundeslidze, w sytuacji gdy stawką było niezmiennie utrzymanie, które na dodatek nie za każdym razem udawało się wywalczyć. Pięć goli w najwyższej niemieckiej klasie jednak strzeliłem.
SUPER EXPRESS
Jagiellonia bierze Zorana Arsenicia z Wisły Kraków.
Wyjaśnia się przyszłość jednego z najlepszych obrońców w ekstraklasie. Zoran Arsenić (25 l.) zostaje w Polsce. Wczoraj Chorwat pojawił się na Podlasiu, gdzie przechodził badania. Jeśli wszystko okaże się w porządku, to w rundzie rewanżowej będzie występował w Jagiellonii Białystok. Powinien być dużym wzmocnieniem dla ekipy wicemistrzów Polski.
GAZETA WYBORCZA
Tekst o spodziewanym transferze Krzysztofa Piątka, ale niczego nowego się nie dowiecie.
(…) Polak spełnia warunki, bo skończył zaledwie 23 lata, reprezentuje klub o przeciętnym poziomie sportowym i funkcjonujący jak przedsiębiorstwo import-eksport, na boisku od miesięcy wygląda jeszcze lepiej, niż wskazują podstawowe statystyki – każde dojście do piłki wykorzystuje do maksimum, haruje jak opętany, sprawia wrażenie snajpera, który w silniejszym zespole strzelałby jeszcze więcej goli. Fachowcy komentujący Serie A komplementują go wręcz jako napastnika kompletnego. A czy nosi nazwisko zbyt małe na Real Madryt? Nowy Real Madryt woli wprawdzie przechwytywać graczy przyszłościowych o szlachetniejszym pochodzeniu (jak Brahim Díaz, wyjęty właśnie z ultranowoczesnej akademii Manchesteru City), ale skusił się też na Mariano Díaza, przeciętniaka z Lyonu. Również dlatego, że łowią w płytkim rynku, bramkostrzelnych środkowych napastników w rozsądnej cenie dramatycznie brakuje. A Piątek reputacji nie ma gorszej niż Dominikańczyk, no i jest o dwa lata młodszy.
Fot. FotoPyk