Reklama

PRASA. “Teraz cierpimy, ale na koniec sezonu będziemy się cieszyć”

redakcja

Autor:redakcja

14 września 2018, 07:26 • 11 min czytania 1 komentarz

Jest po co sięgać w piątkowej prasie. Mamy mnóstwo wywiadów (Janczyk, Sa Pinto, Kort, Gol, Borja Fernandez, Paweł Zieliński, Carlitos) i kilka innych ciekawych materiałów. Piątki rzadko są rozczarowujące w tym względzie.

PRASA. “Teraz cierpimy, ale na koniec sezonu będziemy się cieszyć”

PRZEGLĄD SPORTOWY

Tak przechlałem swoją karierę, czyli szczera rozmowa z Dawidem Janczykiem. – Gdybym mógł zmienić tylko jedną rzecz w swoim życiu, nigdy nie wziąłbym wódy do ust – mówi.

Robert Błoński: Przeczytałeś już książkę „Moja spowiedź”?

Dawid Janczyk: Nie. I nie wiem, czy kiedykolwiek to zrobię. Zostały w niej opisane najmroczniejsze, najtragiczniejsze, najbardziej wstydliwe momenty mojego życia. Nie chcę do nich wracać, wszystko wróciłoby ze zdwojoną siłą. Nie wiem, czy byłbym w stanie to znieść. To nie jest pozycja dla wrażliwych ludzi, ale zachęcam do lektury. Ja mam to wszystko w głowie i za bardzo mnie boli.

Reklama

(Która godzina? Chyba noc…– tłumaczę sobie, dopóki nie załapię, że może tylko żaluzje są zasłonięte. I zaczyna się moja Golgota. W ustach brak śliny, kapeć straszny. Boli mnie brzuch, a tam brzuch! Całe ciało… Nawet opuszki palców.! I tylko jedna myśl: – Napić się! Jak wejdzie w krew, od razu będzie lepiej. Nie mam siły zwlec się z łóżka. Wyciągam rękę i szukam po omacku. Miałem zwyczaj, że kiedy byłem już tak słaby, że nie miałem nawet siły, by iść do toalety, wcześniej w stanie upojenia, kiedy ból na chwilę mijał, ustawiałem sobie kilka butelek przy łóżku. Jak była kasa, to łychę, jak nie, to tanią wódę – w wywiad wplecione są fragmenty książki Dawida Janczyka i Piotra Dobrowolskiego).

Jak się dziś czujesz?

W porządku. Prowadzę w miarę spokojne życie. Ale nim z Piotrem Dobrowolskim nie napisałem tej książki, bywało bardzo źle. Piłem, miałem problemy finansowe i rodzinne. Teraz staram się odzyskać pion i ustabilizować się. Nie chcę powiedzieć, że jest cudownie, ale powoli zaczyna się układać. Na razie daję radę, chcę wrócić do treningów, zostawić przeszłość za sobą.

Książka ma być rozgrzeszeniem?

Nie, rozgrzeszenia nigdy nie dostanę. Napisanie jej kosztowało mnie wiele wysiłku psychicznego. Nie jest łatwo opowiadać o totalnym upadki, chlaniu i jego konsekwencjach. Mało kto by się odważył. Książka będzie miała premierę 19 września, cztery dni przed moimi 31. urodzinami. Liczę na pozytywny odbiór.

(Wymiotowałem dalej niż widziałem. Drgawki, delirka, pot i majaki. Te były najgorsze. Wyobraźcie sobie faceta, który na boisku był silny jak tur i  przed nikim nie pękał, a teraz leży na łóżku trzęsąc się ze strachu, bo w kącie pokoju widzi jakąś postać, która do niego coś gada. Bałeś się i patrzeć, i zamknąć oczy. Całe ciało było jednym wielkim bólem. Raz byłem tak zatruty gorzałą, że lekarz musiał dwa razy przyjeżdżać – rano i wieczorem, żeby podłączyć mnie do kroplówki i odtruć).

Reklama

ps1

Krótko o sytuacji w Stomilu Olsztyn, a Michał Pol pisze o miliardach dla polskiej piłki, które planuje wydać rząd.

(…) By nie popełnić tego samego błędu co przy orlikach, za których powstaniem nie poszedł pomysł, by szkolić tam dzieci, Totalizator planuje stworzenie jednolitego systemu szkolenia. Kluby, które go wdrożą, dostaną pieniądze m.in. na szkolenie i opłacanie trenerów.

Pytanie, co z przyjętym w 2016 roku przez PZPN „Narodowym Modelem Gry”, o którym prezes Zbigniew Boniek mówił, że stanowi sposób myślenia i prowadzenia zawodników od żaka do futbolu seniorskiego. Czy nowy system miałby być dla niego alternatywą?

Z wypowiedzi informatora „PB” wynika, że autorzy projektu najchętniej wykorzystaliby system już sprawdzony na świecie, np. belgijski. Tamtejsi piłkarze, jak Kevin de Bruyne, Eden Hazard czy Romelu Lukaku istotnie należą do najlepszych na świecie, a reprezentacja Czerwonych Diabłów zajęła trzecie miejsce w mundialu w Rosji. Ale PZPN rozważał już wdrożenie belgijskiego systemu i postawił na własny. Pojawia się też pytanie, kto zadba o edukację trenerów?

ps2

Dłuższa rozmowa z Ricardo Sa Pinto, który nie oszczędza swoich piłkarzy. – Teraz cierpimy, ale najpóźniej na koniec sezonu będziemy się cieszyć – mówi trener Legii.

Jak ma grać Legia według pana pomysłu?

Na wysokiej intensywności i tempie. W defensywie spróbujemy nie pozwolić przeciwnikowi nawet uwierzyć, że będzie nam w stanie zagrozić. Chcemy być szybsi, wyprzedzać rywali, być zespołem zbilansowanym, walczącym o każdą piłkę, odpowiednio reagować po stracie, szybko przechodzić do ataku. Uczulam piłkarzy na ograniczanie ryzyka, wybieranie bezpiecznych rozwiązań. W ataku musimy kreować więcej okazji do zdobycia bramki i poprawić skuteczność. Ale na pierwszym miejscu są zwycięstwa – bez liczenia na szczęście albo cud w doliczonym czasie. Legia ma dominować.

Trudno było panu zdecydować się na pracę w Legii? Sezon się zaczął, zespół odpadł z eliminacji Champions League, był na krawędzi Ligi Europy, nie wygrywał w ekstraklasie, czasu na trenowanie brakowało.

To było ryzykowne i niebezpieczne przedsięwzięcie, ale wiedziałem co robię. Kiedy rok temu przychodziłem do Standardu Liege, drużyna trzy lata z rzędu nie kwalifikowała się do play off ligi belgijskiej. Życie trenera polega na odważnych decyzjach. Wierzyłem w swój warsztat i pracowników, łatwo się nie poddaję. Jestem przekonany, że pomogę Legii, by znowu wygrywała i, w dalszej perspektywie, wróciła do fazy grupowej pucharów. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Dziś przeżywamy trudne chwile, ale na koniec roku, najpóźniej sezonu – przyjdą momenty radości. Teraz mamy wahania formy, brakuje regularności, powtarzalności zwycięstw, ale jedynym lekarstwem na tę dolegliwość jest cierpliwość i praca.

Jaką pierwszą diagnozę postawił w Legii „doktor Sa Pinto”?

Chciałem poznać piłkarzy, z którymi będę pracował, zobaczyć ich na treningu, porozmawiać, powiedzieć o zasadach. Wiedziałem, że nie ma większych szans na uzupełnienie składu, na niektórych pozycjach potrzebujemy konkurencji, ale o tym pomyślimy zimą.

Większy problem był z kondycją czy psychiką?

Nie da się tego oddzielać. Abyśmy grali tak jak chcę, wiele rzeczy trzeba poprawić, dlatego treningi trwają czasem po dwie i pół godziny. Każdy element: przygotowanie taktyczne, fizyczne, techniczne i mentalne – jest ważny, nie oddzielam ich. Największą wagę przykładam do taktyki – trener najpierw musi wiedzieć, co zespół ma robić na boisku i przekazać to zawodnikom. A potem przygotować ich do wykonywania zadań. Jeśli nie mają pojęcia, jak się zachować na murawie, mogą być najlepiej wyszkoleni technicznie albo najsilniejszymi atletami, ale meczu nie wygrają.

ps3

Od pracy w fabryce z etykietami do win do rekordu transferowego Lecha. Joao Amaral długo czekał, by zostać profesjonalistą.

ps4

Wywiad z Dawidem Kortem, który niespodziewanie odrodził się w Wiśle Kraków po transferze z Pogoni Szczecin.

Z trenerem Sa Pinto Filip Mladenović zetknął się dwa razy. Obrońca Lechii nie wspomina go najlepiej.

ps5

Tekst przed derbami Dolnego Śląska. Mamy rzadką sytuację, gdy i w Śląsku Wrocław, i w Zagłębiu Lubin trenerem jest człowiek, który wychował się w klubie i czuje z nim emocjonalną więź.

 – Dziwiłem się, że sztab kadry o mnie zapomniał – mówi Janusz Gol, który po wielu latach spędzonych w Rosji wrócił do Polski i gra w Cracovii.

(…) Gorzej, że zapomniał o panu także sztab szkoleniowy reprezentacji Polski.

To prawda. Po meczu z Estonią, pierwszym pod wodzą trenera Waldemara Fornalika, już nie byłem powoływany do reprezentacji. Grałem wtedy jeszcze w Legii. Sprokurowałem w Tallinie rzut wolny, po którym Konstantin Vassiljev strzelił zwycięskiego gola i to był mój koniec przygody z kadrą. Za trenera Adama Nawałki nie było nigdy żadnych przesłanek, bym miał dostać powołanie. Z samym selekcjonerem nie rozmawiałem ani razu. Do Rosji na obserwacje jeździł trener Jarosław Tkocz, ale w Amkarze Perm był wtedy także Kuba Wawrzyniak, więc myślę, że to raczej on był oglądany.

Dziwiło to pana? Grał pan regularnie w znacznie silniejszej lidze niż polska.

Trochę dziwiło. Zwłaszcza, że z Premier Ligi jeździli na zgrupowania praktycznie wszyscy Polacy, którzy w niej wtedy grali. Nie ma co jednak narzekać. To był dla mnie dobry okres. W topowych klubach rosyjskich jest mnóstwo dobrych graczy. Przyjemnie było przeciw nim grać i się rozwijać. Szczególne wrażenie zrobili na mnie Hulk oraz Quincy Promes ze Spartaka Moskwa. Żałuję tylko, że nie udało się nigdy przejść do mocniejszego rosyjskiego klubu. W ciągu pięciu lat, które tam spędziłem, nabrałem dużo doświadczenia, byłem z klubem w trudnych sytuacjach i mam nadzieję, że to się przyda teraz w Cracovii.

ps6

Sylwetka Borjy Fernandeza z Miedzi Legnica. W La Liga pilnował największą gwiazdę Barcelony i pił piwo z Saulem. Przyjaźni się z Santi Miną.

ps7

W Chwili z… Iza Koprowiak tym razem rozmawia z obrońcą Miedzi, Pawłem Zielińskim. – Przyzwyczaiłem się, że ludzie wciąż pytają mnie tylko o brata. Niech Piotr będzie na świeczniku, a ja walczę o swoje cele z drugiego planu – mówi.

(…) O ile spokojny charakter łączy pana z bratem Piotrem, o tyle pewność siebie już niekoniecznie.

Piotrek jest spięty, zawsze mu zależy, żeby wypaść w dobrym świetle. Natomiast do mnie rodzice mają pretensje, że do wszystkiego podchodzę za luźno. Mistrzem pod tym względem jest najstarszy z nas: Tomek. Cała rodzina razem wzięta nie dorasta mu do pięt. Dlatego nie osiągnął w piłce tyle, co mógł, choć w młodości występował w kadrach juniorskich z Grześkiem Bartczakiem. Dziś jest grającym trenerem w czwartoligowej Unii Bardo.

Czyli: było was trzech, w każdym z was inna krew.

Tomek jest szalony, ale bardzo inteligentny. Mama codziennie odwoziła go pod drzwi szkoły. Patrzyła, jak przez nie wchodził. Potem okazało się, że powystawiał sobie tyle zwolnień, że wyszły dwa miesiące nieobecności. Wchodził jednym wejściem, wychodził drugim. Wiedział, że jest tak mądry, że wszystko nadrobi. Kiedyś na zgrupowaniu kadry nie przypasowała mu kolacja, więc zamówił pizzę. I znów wpadł w tarapaty. We mnie też jest trochę szaleństwa, ale nie tyle, co w Tomku. Z nim łączy mnie otwartość, ale spokojny jestem jak Piotrek.

Rodzice też są różni?

Zupełnie. Gdy nie było taty, mama jeździła z nami na mecze, krzyczała z trybun, ustawiała nas. Moi koledzy do dziś mówią do niej: „Pani trenerko”. Jest niezwykle charakterna, nigdy nie spotkałem i pewnie nigdy nie spotkam tak silnej kobiety. Najbliżej była pani prezes Miedzi Martyna Pajączek, ale to jeszcze nie to, co mama. Gdy Tomek był w ósmej klasie, pojechał na zawody do Kłodzka. Był niepokorny, jakiś starszy rodzic się zdenerwował, zaczął na niego krzyczeć. Mama widząc to, wzięła parasolkę i uderzyła tego pana mówiąc, by się zastanowił, do kogo skacze. Umie ustawić ludzi. Kiedyś byliśmy na meczu reprezentacji i zobaczyła na trybunach trenera Rumaka. Chciała do niego podejść i mu wygarnąć, bo miała żal, że odstawił mnie od składu Śląska. Na szczęście ją powstrzymałem. Już go w klubie nie było, ale nigdy nie wiadomo, na kogo trafi się w przyszłości. Nie ma sensu palić za sobą mostów. Natomiast tata to oaza spokoju. I to on kształtował nas piłkarsko, był naszym pierwszym trenerem. Wiele razy opowiadał, że może było to niewychowawcze, ale płacili Piotrkowi pieniądze za bicie rekordów. Gdy brat żonglował piłką w ogrodzie, rodzice obiecywali, że jeśli dojdzie do setki, dostanie 10 zł. Dla dzieciaka to było naprawdę dużo. Piotrek się nakręcał, robił różne triki. W końcu tata przestał płacić, zbankrutowałby z takim synem. Ja nie brałem w tym udziału, nigdy nie miałem takiej techniki.

ps8

SUPER EXPRESS

 – Łukasz Piszczek to mój wzór – przyznaje Arkadiusz Reca.

„Super Express”: – Większość zawodników, których spotkałeś na zgrupowaniu kadry, wcześniej mogłeś oglądać tylko w telewizji. Był stres?
Arkadiusz Reca: – Na pewno przed przyjazdem na kadrę było trochę stresu. Ale miło mi było, bo starsi koledzy nas nowych bardzo dobrze przyjęli. W ogóle nie czuję, jakbym był tutaj pierwszy raz. Nie spodziewałem się tego, że od razu dwa razy wyjdę w pierwszym składzie.

– I zebrałeś wiele pochwał. Od dawna nie mamy w kadrze lewego obrońcy z prawdziwego zdarzenia. Myślisz, że ty nim będziesz?
– Cieszę się, że są kibice, którzy tak uważają. Obiecuję, że będę ciężko pracował. Nie gram długo na tej pozycji, ale wiem, że Łukasz Piszczek też kiedyś występował wyżej i po przejściu na prawą obronę trzymał bardzo wysoki poziom. Mam nadzieję, że pójdę taką samą drogą. Można powiedzieć, że Piszczek to mój wzór.

Kamil Glik rozumie postawę kibiców, których entuzjazm po reprezentacji osłabł.

Dawno nie oglądaliśmy takiego obrazka. Reprezentacja Polski jako gospodarz grała bardzo słabo, często pojawiały się gwizdy, a trybuny w wielu miejscach świeciły pustkami. Na mecz przyszło 25 tysięcy kibiców, choć jego pojemność to prawie 43 tys. – Mam nadzieję, że za kilka miesięcy kibice wrócą na stadion – podkreśla Glik. – Wrócimy do tego, do czego przyzwyczailiśmy się i my, i kibice: do wygrywania, do grania wielkich meczów. Na pewno nie jest to fajne i przyjemne, że kibice się trochę od nas odwrócili. Wydaje mi się, że po takich mistrzostwach nie mogło być inaczej.

se1

Carlitos nadal przekonuje, że dla Legii odrzucał oferty z Primera Division.

– W niedzielę mecz z Lechem. Podobno miałeś latem propozycję z tego klubu. To prawda?
– Prawda, Lech składał kilka razy propozycję. Podobnie jak wiele innych zespołów, z różnych krajów. Choćby z Hiszpanii.

– Z pierwszej czy drugiej ligi?
– No z jakiej drugiej?! Z pierwszej!

– Ale ciężko uwierzyć, że Hiszpan odrzuca ofertę z Primera Division na rzecz polskiego klubu…
– Wiem, że wielu innych nie postąpiłoby jak ja, wybrałoby lepszą ligę, większe pieniądze gdzie indziej. Ale ja nie muszę być i nie jestem jak inni. Spójrz na moją karierę: ile mi dała Hiszpania? Praktycznie nic. Ile mi dała Polska? Praktycznie wszystko! To tu mocno poszedłem do góry, to tu świetnie się czuję. Polacy to super nacja, ten kraj niezwykle mi przypadł do gustu. I ofertę składa największy klub w Polsce, co roku walczący o tytuły, mający niesamowitych kibiców. Nie miałem wątpliwości, choć powtarzam: ofert było wiele.

se2

GAZETA WYBORCZA

O piłce jeden tekst, przed meczem Legia – Lech. Już dawno obaj ligowi potentaci tak mocno nie tłumili entuzjazmu swoich kibiców, co może mieć też przełożenie na klasyk.

gw1

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

1 komentarz

Loading...