Reklama

Bruk-Bet chce zostać w lidze? Po meczu ze Śląskiem mamy wątpliwości

redakcja

Autor:redakcja

20 kwietnia 2018, 20:35 • 3 min czytania 36 komentarzy

Drogę Bruk-Betu ku utrzymaniu można porównać do spaceru po rozżarzonym węglu – boli, każdy kolejny krok wymaga wielkiego skupienia i ogromnego samozaparcia. Już to wygląda na trudne zadanie, tymczasem niecieczanie jeszcze je sobie utrudniają, dosypują węgla, podgrzewają go, w tle włączają Every Night Mandaryny. Jeśli ktoś nie wierzy, znaczy to tylko tyle, że nie oglądał dzisiejszego meczu ze Śląskiem.

Bruk-Bet chce zostać w lidze? Po meczu ze Śląskiem mamy wątpliwości

Weźmy tylko gole, które zdobywali goście, oba padły po rzutach karnych i to takich naprawdę głupich. Pierwszego sprokurował Kupczak, który z pewnością nie potrafi grać w piłkę, a dziś się okazało, że nie potrafi również biegać. Jak się bowiem to robi? Najpierw idzie jedna noga, potem druga, jednocześnie głowa obserwuje, czy wokół nie ma jakichś przeszkód. Kupczak pomija ten trzeci element i biega bez zwracania uwagi na kolejne przeszkody, niestety dla gospodarzy, tym razem tą przeszkodą był Tarasovs, którego Kupczak nadepnął tak, że piłkarz Śląska zgubił buta. Druga jedenastka? Stempel na nodze rywala zaznaczył Grzelak i sędzia Dobrynin po konsultacji z VAR-em też wskazał na wapno.

Robak nie miał żadnych problemów z wykorzystaniem obu szans – raz Trela w ogóle go nie wyczuł, przy drugiej okazji piłka przełamała ręce bramkarza, tak silny był to strzał.

Jeśli komuś mało prezentów, to opowiemy o jeszcze jednym, wręczonym przez Mikovicia. Okazuje się, że Słowak w młodości bardzo lubił grać w dwa ognie, bo zaprezentował zagranie rodem z tej zabawy: wziął piłkę w ręce i puścił ją silnym uderzeniem w kozioł. Cóż, to nie dwa ognie, tylko piłka nożna, a celem nie była koleżanka Mikovicia, tylko sędzia. Świetnie wyłapał to wszystko siedzący w wozie Musiał, więc zanim Robak wykonał drugiego karnego, Bruk-Bet stał już na boisku w dziesięciu.

Od drużyny walczącej o utrzymanie oczekiwalibyśmy też skuteczności, w końcu każda bramka może być na wagę złota. Tymczasem gdy Putiwcew dostał patelnię po zgraniu główką z wrzutki, wolał podać piłkę Słowikowi prosto do rąk. Ukrainiec miał też inną okazję po strzale głową, wówczas uderzył lepiej, ale tym razem kapitalną interwencją popisał się Słowik, który odbił to uderzenie, jak i dobitkę Szeligi sekundy później. Toivio w końcówce z trzech metrów kopnął w bramkarza, wcześniej Putiwcew (znów on!) też nie znalazł sposobu na Słowika. Ostatecznie Bruk-Bet skończył więc ten mecz z jednym trafieniem, kiedy ładną akcję zawiązali Pawłowski-Jovanović-Stefanik. Jeden wrzucił, drugi zgrał, trzeci strzelił.

Reklama

No, ale jedna bramka w obliczu co najmniej kilku dobrych, jeśli nie świetnych szans? To zdecydowanie za mało, tym bardziej że trzeba pamiętać o setce Robaka, który przegrał pojedynek z Trelą (a w sumie powinien podawać na pustaka). Robiąc tyle błędów, nie da się utrzymać, nawet w tej żenującej lidze. Chyba powoli trzeba się żegnać z Bruk-Betem i cóż, po co kłamać, tęsknić nie będziemy. Śląskowi zaś pogratulujemy, ale tylko dlatego, by zaznaczyć fakt pierwszej wygranej na wyjeździe od czasu hołdu pruskiego. Zwycięstwo bowiem jest, ale gdyby nie głupota Bruk-Betu i wspaniały Słowik, znów wracalibyście do domu w najlepszym razie z jednym oczkiem.

[event_results 446060]

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

36 komentarzy

Loading...