Fakty, konkrety, analiza. Łukasz Wachowski, dyrektor Departamentu Rozgrywek Krajowych PZPN odpowiedzialny z ramienia związku za projekt VAR, wyjaśnia wszystko, co trzeba wiedzieć po kilku miesiącach funkcjonowania systemu powtórek na polskich boiskach. Jak wygląda przygotowanie sędziów do VAR? Czy wprowadzenie systemu po 1,5 miesiącach od rzucenia pomysłu było rzuceniem się z motyką na słońce? Czy dla dobra sprawy mankamenty VAR-u muszą zostać obnażone? Zapraszamy.
Kiedy był pan ostatni raz w cyrku?
Pamiętam, że poszedłem z ciocią, ale byłem naprawdę bardzo mały.
I jak było?
Chyba strasznie się nudziłem. Pamiętam, że chciałem szybko wyjść.
Nie nudził się za to podczas swojego ostatniego razu Nenad Bjelica, który w sobotę w Gdańsku o 20:30 przebywał w miejscu, gdzie – jak twierdzi – też odbywał się cyrk.
Nie chcę mówić, czy to są słowa na wyrost czy nie, ja bym pewnie ich nie wypowiedział, ale trener Bjelica ma ostatnio tendencję do tego, by mówić różnie i czasami są to mocne słowa niepozbawione skrajności. VAR jednak to nie jest Wielka Pardubicka, tu nie ma być szybko. Oczywiście, idealnie jest, gdy jest szybko i nikt nie ma najmniejszych wątpliwości, dlatego w idealnej sytuacji akcja podlegająca sprawdzeniu VAR kończy się na strzale, piłka wychodzi poza linię, sędzia od razu pokazuje telewizor i przystępuje do weryfikacji. Czasami jednak gra toczy się dalej, piłka może szybko znaleźć się pod drugą bramką i zanim sędzia zweryfikuje sytuację padnie bramka w drugą stronę.
Prędzej czy później do tego dojdzie, a VAR nie dość, że jej nie uzna, to jeszcze zarządzi karnego w drugą stronę.
Przerwać akcji jednak nie możemy. Jeśli padnie bramka a w międzyczasie okaże się, że wcześniej powinien być karny dla drużyny przeciwnej, nie możemy tego gola uznać, musi być podyktowany karny.
Kompletny roller-coaster dla piłkarzy. De facto w minutę tracą dwie bramki.
Z drugiej strony: co zrobić? Uznać bramkę i karnego? No nie. Trzeba pamiętać, że gdyby sędzia dobrze ocenił sytuację w jednym polu karnym, nie doszłoby do sytuacji w drugim.
Karny na Paixao został odgwizdany minutę czterdzieści po zdarzeniu, czerwona Nalepy – minutę czterdzieści pięć. To dużo.
Teoretycznie istnieją dwa momenty, kiedy można przerwać akcję i przejść do weryfikacji. Pierwszy to wyjście piłki poza pole gry. Drugi: kiedy piłka znajdzie się w neutralnej strefie. Sędzia może wówczas przerwać grę i ewentualnie wznowić ją rzutem sędziowskim, gdy uzna wezwanie VAR za niezasadne. Będziemy uczulać na to sędziów, że czasem warto przerwać akcję szybciej niż czekać aż piłka wyjdzie na aut. Nie można przecież mówić piłkarzowi po trzech minutach, że trzeba wrócić do danej sytuacji. Nie chcę powiedzieć, że w Gdańsku VAR spisał się idealnie. Można było wykonać tę pracę lepiej od strony wyczucia ducha gry, ale sam efekt końcowy był dobry – decyzje były prawidłowe. Nie wiem, czy słowa trenera Bjelicy bardziej mnie smucą czy martwią, ale na pewno nie pomagają. Próbujemy budować pozytywny wizerunek polskiej piłki a VAR to jeden z elementów budowy jej wiarygodności. Daliśmy narzędzie, które eliminuje 99,9% medialnych alertów o złej pracy sędziów. Pytanie, kto jest tutaj w innej rzeczywistości.
Nie tylko Bjelica, trener Ramirez też powiedział, że jest zniesmaczony VAR-em. Trenerom i piłkarzom brakuje świadomości, że koniec końców biorą udział w eksperymencie i mankamenty zwyczajnie muszą wychodzić na wierzch?
Szczególnie, że akurat na meczu, o którym mówimy, sędziowie podejmowali dobre decyzje. Nie wydarzyło się nic skandalicznego, po prostu operacja trwała trochę dłużej, ale wynika to tylko z tego, że akcja po sprawdzanym zdarzeniu była kontynuowana. To nie jest test na szybkość a na dokładność. Gdy mamy możliwość sprawdzenia czegoś z kilku kamer, tracimy pole do ewentualnych pomyłek. Ktoś powiedziałby: – Mieliście sprzęt, kamery, telewizory, wiedzę, a i tak nie potrafiliście podjąć dobrej decyzji! Procedura musi się odbyć w zgodzie ze sztuką i to nie wymyśloną przez PZPN, bo to nie my ustaliliśmy ramy tego, jak VAR ma wyglądać. Świadomie przystąpiliśmy do czegoś, co ma zasady wyznaczone przez IFAB i FIFA. Martwi mnie brak zrozumienia niektórych trenerów, cieszy jednak coraz większe zrozumienie piłkarzy. Mocno wybuchowych reakcji zawodników jest coraz mniej, chociaż w dalszym ciągu się zdarzają. Na razie zdarzyły się jedna-dwie mocniejsze wypowiedzi, ale my się tylko absolutnie nie przejmujemy, bo mamy swoją robotę do wykonania i świadomość, że koniec końców ten VAR po prostu pomógł w tym meczu. Wszystkich nie zadowolimy. Trener Bjelica mówi, że był w cyrku, ale co byłoby, gdybyśmy zaczęli sprawdzać auty, rogi, żółte kartki?
To już byłby kompletny cyrk.
Dokładnie. Mamy określone ramy i do warunków podpisanej umowy musimy się dostosować. Gdy je złamiemy, wypadniemy z projektu. A nam się ten projekt podoba i nie chcemy wypadać. Dzięki niemu dajemy odpowiednie możliwości sędziom, ale trzeba z całą mocą podkreślić że VAR to projekt ukierunkowany na benefit dla klubów, dla piłkarzy. A kto narzeka na pracę sędziów? No nie my.
Zwykle poszkodowani.
To zwykle surrealistyczne doznanie, bo poszkodowanych jest zawsze więcej niż tych, którzy uzyskali korzyść. Gdy się spytamy ilu jest poszkodowanych przez sędziów, zaczną się zgłaszać wszyscy. A kto na ich błędach skorzystał? Wyjdzie, że właściwie nikt.
Powszechnie wiadomo, że sędzia nigdy nie pomylił się na korzyść trenera Probierza.
Robimy to zatem dla klubów, by – jak mówi protokół IFAB – uniknąć wielkich skandali i głośnych nagłówków, że ktoś kogoś okradł czy oszukał.
Przypomnę tylko, że nasz artykuł o tytule “Liga gówno VARta” po babolu z faulem-widmo na Chrapku rozniósł się całkiem dobrze i miał 1300 polubień.
Pamiętajmy, że VAR ma co do zasady ingerować w przypadku oczywistych błędów sędziowskich jak wyświechtana ręka Siemaszki czy gol ze spalonego Hamalainena decydujący o mistrzostwie, bo właśnie po takich sytuacjach są w mediach skandale. Uczulamy sędziów, by czekali na duże momenty i 99,9% takich sytuacji wyeliminujemy. Nie ukrywam natomiast – we Wrocławiu wydarzyło się coś złego, to był po prostu błąd. Szymon Marciniak i Daniel Stefański będący wideo asystentem współpracowali niewystarczająco efektywnie i nie byli w stanie dojść do konsensusu. Szymon ocenił, że doszło do przewinienia i komunikacja podążała tylko w celu sprawdzenia miejsca. Zrobili to zgodnie z protokołem: powinno się zacząć od miejsca przewinienia, bo jeżeli przewinienie miało miejsce poza polem karnym, to nie ma użycia VAR-u. Od razu trzeba było wrócić jednak do tego, czy faul w ogóle był czy go nie było. Jeśli system zweryfikowałby, że zdarzenie miało miejsce poza polem karnym – słuszność wolnego przestaje nas interesować. Jeśli w polu karnym – sprawdzamy na wideo czy był faul. Sędziowie absolutnie nie podali w wątpliwość, czy upadek był teatralny, czy spowodowany kontaktem. Błąd, po prostu. Źle się stało. To był jeden z pierwszych meczów VAR-u w Polsce. W ciągu kilkunastu tygodni musieliśmy posiąść wiedzę ale zabrakło praktyki i doświadczenia. Teraz sędziowie wiedzą dużo więcej i nabywają doświadczenia, bo koniec końców to kwestia wyrobienia, nawyków, spokoju, podejmowania decyzji na tętnie 70 a nie 200. Początkowo siedziałem w wozie na pierwszych testach systemu i gdy wówczas VAR miał być użyty, to było coś jak z innej planety. Te decyzje bardzo stresowały. Czy dobrze? Źle? A co mówi protokół? W momencie, gdy sędzia podejmie pięć, dziesięć, pięćdziesiąt, sto decyzji – nabiera wprawy i zostaje mistrzem świata. Błędy będziemy zatem eliminować błędami, które się mogą wydarzyć. To przecież normalne.
Może łatwiej byłoby złapać sędziom automatyzmy, gdyby mieli więcej testów offline i online? W polskiej piłce VAR pojawił się bez większych testów, w zasadzie to nagle.
Zgodnie z podpisaną umową każdy asystent wideo musi odbyć pięć meczów testowych offline i pięć meczów live w meczach towarzyskich. Na tę chwilę mamy 6 sędziów którzy mogą pełnić funkcję VAR i 11 sędziów którzy mogą sędziować mecze z udziałem VAR.
W tym tygodniu mieliśmy kolejne dwa mecze i już niedługo będą z nami kolejni trzej asystenci wideo: Paweł Raczkowski i Krzysztof Jakubik. Sędziowie, którzy będą arbitrami głównymi w meczach z VAR też muszą spełnić określone wymogi – poprowadzić w takich warunkach trzy mecze towarzyskie. Cały czas poszerzamy sobie pole manewru.
Na początku sezonu rozgrywany był tylko jeden mecz w kolejce, w którym VAR miał wpływ na decyzję arbitra. Równolegle jednak jeździliśmy po stadionach i robiliśmy mecze offline, dopiero potem sędziowie wchodzili do wozów i podejmowali decyzje w organizowanych przez nas sparingach w Warszawie, Grodzisku, Tomaszowie czy Łowiczu. Biorą w nich udział drużyny U-19, U-18, kluby z czwartej czy trzeciej ligi. Przykładowy Stefański nie poszedł zatem na swój pierwszy mecz z ulicy. Pokażę jeszcze wykaz, jakie konkretnie mecze odbyli poszczególni sędziowie w ramach przygotowań.
(Łukasz Wachowski pokazuje tabelę, która wykazuje, w jakich testmeczach brali udział poszczególni sędziowie)
Widzę, że podeszliście do sprawy dość hurtowo. Normą jest, że sędzia robi dwa mecze jednego dnia. Paweł Gil w dwa dni odbył cztery mecze. Pytanie, na ile taka masówka przygotowuje, bo pachnie to trochę łazarkowym ura bura ciocia Agata.
Problem jest jeden i został on już przez nas zdiagnozowany: „kręcenie korbą” na testmeczach jest o wiele mniejszym przygotowaniem do faktycznego sędziowania, trudno to w ogóle porównać. Może nie powinienem o tym mówić, ale najlepiej uczą warunki polowe. Rzucenie na głęboką wodę. Można sobie opowiadać, można robić offy, wycinać klipy, obserwować, ale jak się wrzuci tę osobę na głęboką wodę, nabiera ona zupełnie innej optyki. Wcześniej na AVARów (osoby oglądające mecz kiedy VAR analizuje daną sytuację, odpowiadające za sporządzenie dokumentacji itd. – red.) dawaliśmy sędziów asystentów i tak docelowo będzie. Gdy teraz jednak mamy mecz live – a sędzia AVAR nie musi być specjalnie wyszkolony w żaden sposób, nie ma takich wymagań – to dajemy na AVARów potencjalnych VARów. Na VAR jedzie np. Gil, a na AVAR-a Kwiatkowski. Taki arbiter widzi na żywym organizmie, jak się sędziowie komunikują, to cenne doświadczenie. Ale czy przed pierwszym sprawdzianem sędziowie są idealnie przeszkoleni? Pewnie nie. To jak z sędzią na boisku: mimo że jest przygotowany, i tak może ten błąd popełnić. Holendrzy np. od dwóch lat są w projekcie VAR i tak naprawdę nie wyszli poza fazę meczów offline, stosują system VAR LIVE tylko podczas meczów Pucharu Holandii.
Pytanie, które podejście jest dobre.
Nie wiem, jakie są u nich wnioski z meczów offline, może stwierdzili: “nie no, tyle błędów robią ci nasi sędziowie, że to nie ma sensu, nie jesteśmy przekonani”. Ale moim zdaniem offami ich nie nauczą. Dopóki nie wrzucą ich do samochodów, nie odbędą prawdziwej lekcji. Gdy się pojawia presja, czas, krzyczący zawodnicy, trenerzy, sędzia na boisku domagający się odpowiedzi pt. “był karny czy nie?!”, człowiek pracuje na zupełnie innych obrotach.
Gdy jeszcze mało kto w PZPN-ie chciał słyszeć o VAR, czyli jakieś pół roku temu, byłem u Michała Listkiewicza i on mówił o czeskim VAR tak: – U nas w Czechach faza offline to jedna runda. Moim zdaniem za mało, ale jesteśmy pod presją czasu. Powinien to być jeden sezon offline, jeden online, potem wchodzimy. Zastanawiam się, kto oszalał. Dwa skrajne podejścia do tematu.
I Czesi dalej są w testach offline, ale oni o tym projekcie absolutnie nie myślą w sposób poważny. Gdy na pierwsze dwa treningi dla sędziów zaprosiliśmy czeskiego edukatora Romana Hrubesa, po dwóch godzinach rozmowy okazało się, że nasza wiedza jest na podobnym etapie. U nich ten VAR nigdy nie wejdzie w fazę live, bo oni na chwilę obecną nie są w stanie podołać technologicznie. U nich VAR to zwykły wóz transmisyjny, taki jak ma telewizja, a nie – jak u nas – osobny, dedykowany wóz. Oni działają trochę na marginesie protokołu.
Czyli trochę picówa.
Cenne doświadczenie, ale nie przybliżające ich do meczów live w rozgrywkach. Ale z drugiej strony to co robią może pokazać, że aby VAR mógł działać efektywnie wystarczy dać arbitrowi możliwość siedzenia w wozie transmisyjnym i nawet tyle pozwoli te 99% przypadków wyłapać. Czesi są długo w projekcie, ale nie idą do przodu. Tak jak Holendrzy, którzy stoją w blokach od dwóch lat. Zrobili ostatnio kilka meczów live w Pucharze Holandii i mówią, że ten sezon dalej będą robić offline.
Z czego wynika ta bojaźń?
Nie wiem. Kiedyś znajomy z holenderskiej federacji zadzwonił, czy mogą przyjechać panowie z ligi porozmawiać o systemie rozgrywkowym. Oczywiście nie było problemu. Przyjechało sześć osób, siedzieli ze cztery godziny. Mówili, że przejechali już sześć czy siedem federacji i drugie tyle jeszcze przed nimi. Robili badania, jaki system rozgrywek byłby dla nich najlepszy.
– Dobrze, że tak podchodzicie do tematu, analitycznie, wnikliwie… – mówię im.
– Tak, dobrze, ale u nas problem jest jeden: my wszystko przeanalizujemy, a potem mamy problem z podjęciem decyzji.
Możliwe, że tak samo jest z VAR. Potrafią analizować, dyskutować, ale brakuje kogoś kto wstanie, walnie ręką w stół i powie: – Robimy to!
Niemcy mają z kolei zaplanowane 360 meczów Bundesligi, Włosi też full season. My zakładamy, że w tym sezonie zrobimy 300 meczów.
Czyli do końca sezonu obowiązywał będzie system co najmniej siedmiu meczów?
Gdy wyszkolimy kolejnych chłopaków, co się dzieje z tygodnia na tydzień, będzie już łatwiej obsadzać kolejkę, bo teraz niektórzy sędziowie muszą jechać dwa razy jednego weekendu. W tej kolejce Szymon Marciniak i Jarosław Przybył pojadą na dwa spotkania. Ósmy mecz zaczniemy robić w momencie, gdy będziemy mieli trzeci wóz.
Pytanie, czy ten brak sędziów znów nie pokazuje tego, że rzuciliście się poniekąd z motyką na słońce. W 12. kolejce sędzia Gil zaliczył taki maraton: w piątek o 20:30 sędziował mecz w Białymstoku. W sobotę o 15:30… w Gliwicach. A potem jeszcze w niedzielę o 18:00 prestiżowy mecz Legii z Lechią. Musiało się to odbić na koncentracji.
Szacunek dla Pawła że podołał i zrobił to bezbłędnie. Ale pamiętajmy że nie robimy tego, by sędziego Gila przewieźć po Polsce, po prostu dostrzegamy, że na przestrzeni ostatnich kolejek VAR pomógł podjąć poprawną decyzję w kilkunastu meczach. Niektórzy mówią nam: – Jakby był u nas VAR, mecz potoczyłby się inaczej. To nas motywuje do tego, by w tym okresie przejściowym, gdy nie mamy jeszcze optymalnej liczby wyedukowanych sędziów, zebrać szeregi mocniej i zrobić tych meczów tyle, ile możemy maksymalnie. Mamy pięciu sędziów VAR, teoretycznie dwóch z nich ma po dodatkowym meczu w kolejce. Nie jest to straszne wyzwanie, zwłaszcza, że oni wówczas przecież nie sędziują ligi.
Każdy klip z meczu – klip jako każda decyzja będąca potencjalnym obszarem działania VAR-u – wycinamy i wysyłamy do IFAB. Każdy mecz jest opatrzony dużą metryczką z informacjami – od takich oczywistych kto był sędzią, jaki wynik, zmiany itd., do tych mniej typu gdzie na stadionie zlokalizowane było miejsce do sprawdzania. Z meczu Lechia – Lech mamy dziewięć klipów.
A ingerencje VAR-u tylko dwie.
Są tu też sytuacje, które sprawdzał VAR, ale okazało się, że wszystko jest w porządku. Weźmy sobie na przykład gola.
(Wachowski włącza gola Gajosa, w tle słychać komunikację sędziów)
Sędzia asystent: – Trała jest na pozycji
Arbiter główny (do piłkarzy): – 3… 2… 1… Start.
Sędzia asystent: – Schował się! Jazda, jazda!
Sędzia asystent (po chwili): – Bramka, bramka! Schował się.
Asystent video: – Daj jeszcze raz Dareczku. Najpierw moment podania jak kopie. Daj jeszcze raz. Dzięki. Nie ma nikogo na pozycji. Daj jeszcze raz. Tak, wszystko jest OK. A jak Gajos strzelał to nie ma nikogo przed nim? Dalej jest tamten biały. Jest OK.
Komunikat z wozu: – Bramka prawidłowa.
Z każdego meczu live wycinamy tyle klipów, z offline’ów też.
(leci karny Marco Paixao)
A tutaj VAR sprawdza tylko, czy piłkarze nie wbiegają przy wykonywaniu karnego za linię.
IFAB w jakiś sposób recenzuje te decyzje?
Każdą, jeśli o to prosimy.
(leci gol Gytkjaera)
Asystent wideo: – Jedziemy do pierwszego podania. Do pierwszego.
(stopklatka na podanie Makuszewskiego do Rakelsa)
Asystent wideo: – Nie ma spalonego, czysto, jedziemy.
(stopklatka na podanie Rakelsa do Gytkjaera)
Asystent wideo: – Czysta bramka, Tomku! Czysta bramka!
W większości przypadków wygląda to naprawdę bardzo sprawnie, właśnie jak tutaj.
Spore kontrowersje wzbudziła sytuacja z meczu Piast – Sandecja, gdy Sedlar był ciągnięty za koszulkę w polu karnym przez Danka. Kontrowersja jest o tyle duża, że tego samego dnia VAR interweniował przy niemal identycznej sytuacji: gdy Celeban w ten sposób powalił w jedenastce Arsenicia.
Ciągnięcie w polu karnym jest specyficznym zdarzeniem. Sędzia jest zazwyczaj blisko akcji i wszystko widzi, ocenia sytuację tak a nie inaczej. Czasami gwiżdże, czasami nie. Przy takich sytuacjach jest bardzo duży element ocenny, bo gdybyśmy odgwizdywali każde ciągnięcie, mielibyśmy 27 karnych w meczu. Źle się stało, że była ta sytuacja na Piaście z Sandecją, gdzie Frankowski nie zasugerował dużo mocniejszego ciągnięcia niż potem Szymon Marciniak w Śląsk – Wisła, gdzie ciągnięcie było nawet mniejsze. Gdy robiliśmy ostatnio program na Łączy nas piłka, mieliśmy trzymanie w polu karnym i analizowaliśmy to. Jest takie pojęcie jak szara strefa. Określamy nią decyzję, która jest pół na pół, 60 do 40, 70 do 30. Nie jest jasnym błędem, czyli – jak mówi IFAB – nie jest clear error.
13:35
Trzymał? Trzymał. Sadiku uniemożliwił Szufrynowi dojście do piłki.
Ale pół Polski raczej nie powie, że to skandal.
Pewnie więcej powie, że faul, ale na pewno to nie skandal.
Bo to nie czarno-biała sytuacja, a tylko takie miały być oceniane.
Czyli faul, ale absolutnie nie dla VAR, tak? Zdaniem IFAB była to sytuacja z tzw. „szarej trefy” – nie do interwencji VAR. Zobaczymy, co nam odpisze IFAB na sytuacje z Gliwic i Wrocławia.
W świetne tej interpretacji potrafię sobie wyobrazić, że – paradoksalnie – oceni brak interwencji z Gliwic pozytywnie, a wyłapanie karnego z Wrocławia za nadużycie.
Sędzia był blisko, mógł ocenić, że trzymanie jest elementem zdarzeń przy stałych fragmentach. Ale mogą powiedzieć, że decyzja z przyznaniem karnego jest dobra, bo ciągnięcie za koszulkę było intensywniejsze, to takie szarpnięcie. Martwi mnie to, że nie mamy jednolitości, ale z drugiej strony ciężko jej wymagać, skoro każdy ma inny styl sędziowania, co się przekłada i na boisko, i na wóz. Niektórzy po prostu pozwalają na więcej.
Pewną wątpliwością wielu specjalistów odnośnie systemu VAR było to, że sędziowie asekuracyjnie przestaną gwizdać kontrowersyjne sytuacje. Nie jestem pewny decyzji? A, to puszczę, VAR mi pomoże. Po 13. kolejkach wiemy już coś więcej: to problem?
Problem jest w naszych głowach, bo cały czas się boimy, że coś takiego się wydarzy. Ale póki co się nie wydarza. Gdyby na osi czasu narysować sobie życie sędziów bez VAR-u i życie z VAR-em wyjdzie nam, że 99% czasu sędziowie spędzili bez VAR-u. Pewnych nawyków nie da się tak szybko zmienić. Cały czas kładziemy im do głowy: sędziujcie tak jak do tej pory. Nie myślcie o VAR przed podjęciem decyzji. To są slogany z materiałów IFAB, ale są chwytliwe, rzucają się w uszy. Próbujemy chronić arbitrów od zmiany stylu sędziowania i wydaje nam się, że dobrze to wychodzi. Słychać to na komunikacji: sędziowie rozmawiają ze sobą tak, jak rozmawiali do tej pory. Nikt nie mówi podczas meczu: – Nie wiem, ale niech VAR to oceni! Mają wyrobione nawyki i tego nie zmienią, a wpadający głos z wozu jest tak rzadki, że w ogóle na niego nie liczą. Gdy przestaną myśleć jak sędzia i zaczną liczyć na VAR, to będzie początek ich końca.
Co jest najtrudniejsze dla sędziów w przestawieniu się na siedzenie w wozie i rolę asystenta wideo?
Najlepiej byłoby spytać sędziów.
Ale jest już pewnie od nich jakaś informacja zwrotna.
Najtrudniejsza rzecz to chyba to, że stajesz się recenzentem swojego kolegi, który może być od ciebie dużo bardziej doświadczonym sędzią. Wyobraźmy sobie, że mecz prowadzi Marciniak, a w wozie siedzi Jarek Przybył, który nie jest nawet sędzią międzynarodowym i musi recenzować pracę topowego arbitra na świecie. My oczywiście unikamy tego typu terminologii, nie mówimy, że ktoś “nadzoruje”, ale poniekąd tak jest. Sytuacja z Chrapkiem, gdzie sędziował Marciniak i Stefański pokazała, że silny charakter może sprawić, iż dwójka skupia się tylko na sugestii Szymona o tym, by sprawdzić, w którym miejscu było zdarzenie. Była ona tak mocna, że nikt nie zadał pytania: a czy w ogóle był karny? Szymon działa bardzo szybko. Gdy oglądaliśmy przed momentem gola Lecha, wystarczyło mu, że zobaczył raz linię spalonego i już wiedział, jaka jest decyzja. Inny sędzia może by potrzebował obejrzeć to trzy razy. Poprawienie błędu kolegi może nastręczać u nich trudności. My tłumaczymy, że nie macie się czegoś obawiać, bo w sumie to pomagacie wybrnąć koledze z błędu, który popełnił nieświadomie. Druga, mniejsza sprawa jest taka, że asystent wideo musi mieć mocno zakodowane, iż jest tylko cichym dodatkiem, ujawnia się z rzadka. To pewnie nastręczało trudności, początkowo sędziowie może chcieliby więcej coś powiedzieć, częściej coś zakomunikować.
Zbytnią wyrywność sędziego obnażyła sytuacja w Krakowie, gdy Tomasz Kwiatkowski puścił grę, asystent wideo, Daniel Stefański, zasugerował mu jednak, że warto sprawdzić tę sytuację. Upłynęło kilka minut, ale Kwiatkowski dalej nie potrafił dopatrzyć się tam karnego. Strata czasu i nerwów.
Mieliśmy dwie takie sytuacje, druga była Tomka Musiała z Szymonem, faul w polu karnym, gdy Szymon zasugerował by coś ocenić, ale Tomek powiedział, że gramy dalej.
To wychodzenie poza czarno-białe sytuacje.
Jak tak sobie teraz na to patrzę, jest to duży element do dopracowania. Gdy zbierzemy opinie od IFAB, będziemy musieli określić jasne wytyczne i postaramy się wypracować jednolitą linię.
Zastanawiam się, czy w świetle wielu omówionych decyzji wynikających z braku dotarcia się nie ma refleksji, że może faktycznie za szybko to wszystko poszło. A może traktujecie to jako cenę, jaką trzeba zapłacić za naukę.
Dokładnie tak. My byśmy nigdy się tego nie nauczyli. Jeśli sędzia nie przeżyje na boisku takiego zdarzenia, jeśli sam nie będzie musiał ocenić czy to clear error czy nie clear error, to do końca świata będzie pamiętał, żeby w takich sytuacjach nie interweniować.
Jakie IFAB ma podejście do tego zawrotnego tempa? Mówi “panowie, spokojnie” czy wręcz “brawo, pokażcie innym, że można to zrobić bez ceregieli”.
Początkowo raczej starali się nam pokazywać przykłady innych federacji, które szły powolną ścieżką. Gdy człowiek przychodzi do nowej szkoły to siedzi z boku i się nie wychyla. My z VAR mieliśmy tak samo, ale szybko zobaczyliśmy, że nie taki diabeł straszny. Zaczęliśmy działać na miarę – moim zdaniem – naszych możliwości. Nie robimy czegoś ponad nasze siły. Tu nie ma takiego tempa, że padamy na twarz i sędziowie jeżdżąc od meczu do meczu nie wiedzą, co się dzieje. Robimy maksymalnie szybko testy. One są ważne, ale najlepsza szkoła to mecze na żywo. IFAB początkowo narysował nam jak to wygląda i trochę przestrzegał, że to nie takie proste i lepiej byśmy przystopowali, ale od czterech kolejek nie mamy z nimi najmniejszego problemu. Wcześniej było wiele pytań: czy ten stadion jest odpowiedni? Jak oceniamy pewne sytuacje? Czy damy radę? O każdy mecz trzeba zawnioskować i poprosić o zgodę.
Była sytuacja, gdy IFAB się nie zgodził na system VAR w jakimś meczu?
Tak, ale w końcowej fazie ten mecz i tak został zrobiony jako live. Krzysiek Jakubik miał być sędzią na boisku, ale zaliczył tylko jeden testmecz, we wtorek przed kolejką ligową wyrobił dwa pozostałe spotkania i spełnił minimum. Zapytanie musieliśmy wysłać jednak w poniedziałek, dlatego nie wydali zgody, ale później wykazaliśmy, że wszystko się zgadza i wniosek został zaakceptowany.
Co też pokazuje, jak szybko to wszystko robicie.
Wszystko zaczęło się w połowie maja, a pierwszy mecz z VAR został przeprowadzony 7 lipca. Na przygotowanie mieliśmy więc jakiś miesiąc i 20 dni. Wtedy nasza wiedza była zerowa, wiedziałem tyle, co o VAR napisała prasa. W tym miejscu kilka słów należą się naszym sędziom którzy w środku sezonu urlopowego odwoływali swoje rodzinne wyjazdy żeby móc uczestniczyć w sesjach treningowych z Davidem Elleray. Było naprawdę widać że im zależy, że czują że zaczyna się w ich karierze coś ważnego. Co do VAR to nie wiedzieliśmy nawet, czy trzeba rozstawiać swoje kamery, czy korzysta się z sygnału telewizyjnego. Szybko wyszliśmy z założenia, że na pewnych rzeczach się nie znamy, więc porozmawialiśmy z Live Parkiem, który na rynku telewizyjnym jest najbardziej doświadczonym podmiotem w Polsce i ma ogląd, co się dzieje w szeroko pojętym świecie telewizyjnym – a VAR to bez wątpienia świat telewizji.
Powiedzieliśmy im: – Wy i tak jesteście na każdym stadionie, macie przeszkolonych ludzi, znacie od strony technicznej każdy obiekt, znacie każdego kierownika ds. bezpieczeństwa, każdego rzecznika prasowego. Zróbmy to wspólnie, robienie tego przez kogoś innego byłoby pozbawione sensu i zdrowego rozsądku.
Wybraliśmy Live Park jako naszego doradcę. Pomógł nam przy przetargu, dając rekomendację i sugerując, jacy są liczący się gracze na rynku oferujący system VAR. Wybrali dla nas cztery firmy, do których wysłaliśmy prośbę o wycenę dwóch wozów na rok z pełnym ubezpieczeniem i określonym systemem spełniającym warunki. Baliśmy się urządzeń, które nie będą np. proste w obsłudze. Technicznie wozy muszą po prostu spełniać określone funkcjonalności, ale mogą się od siebie różnić, tak jak iOS i Android robią to samo w inny sposób. Live Park zarekomendował z czterech ofert dwie, wybraliśmy tę najtańszą. Wydaje nam się, że to najlepsza z możliwych opcji. Dostawcą technologii do naszego systemu jest EVS Broadcast Equipment. Nasz system obsługuje się joystickiem, a np. system firmy Hawk-Eye obsługiwany jest klawiaturą. My chcieliśmy coś prostego. Baliśmy się, co będzie w przypadku, gdy sędzia AVAR przejmie rolę operatora, musi to być dla niego przecież łatwe w obsłudze. A po pewnym czasie to naturalna droga – operator musi działać po komunikacie od sędziego, gdyby sędzia samemu potrafił kręcić pokrętłem, mógłby to ustawiać dla siebie obraz tak, jak chce, bez instrukcji.
Umówiliśmy się z Live Parkiem, że my dajemy sędziów, po ich stronie jest zapewnienie operatora do wozu i technika, który siedzi na boisku przy monitorze. Ich obowiązkiem jest też podstawienie pod nas sprawnego, czynnego wozu z ludźmi. O nic się nie martwimy: po ich stronie są zatem podróże, wyposażenie, benzyna, płyny, serwisy.
Jeden wóz to koszt…?
Kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie.
Na ile to prawdopodobne, że wiosną zostanie przygotowany trzeci wóz, co pozwoliłoby obsadzić VAR-em wszystkie mecze w kolejce?
To zależy od kierownictwa i prezesa. Ja mam tylko sprawdzić warunki, możliwe opcje i – co tu ukrywać – to się dzieje. Nie przesądzając – to naturalna kolej rzeczy. Chcemy, by wszystkie mecze toczyły się w takich samych warunkach organizacyjnych.
Na czym polega innowacyjność polskiego systemu VAR? W programie na ŁNP padło, że PZPN jest w czymś innowacyjny, że jest wręcz forpocztą, co jest ciekawe w świetle tego, że jeszcze na początku roku Zbigniew Boniek deklarował, że do VAR-u nie dołoży ani złotówki.
Gdy popatrzymy na inne federacje, ci duzi – Niemcy, Włosi, teraz Anglicy, którzy szybko chcą w to wejść – idą w stronę stacjonarnych baz.
Sprytnie, oszczędzą na paliwie.
Przeciwnie, nasz system jest dużo tańszy. Nie jest to nic odkrywczego, podobnie działa Korea Południowa, Belgia czy Holandia, ale nigdy nie zostało powiedziane, co jest lepsze. Nasz przykład pokazuje, że chyba wozy. Po pierwsze: nie mamy problemu w sytuacji awanse/spadki. Gdy w Bundeslidze ktoś awansuje, trzeba zamontować na kolejne trzy stadiony urządzenia stacjonarne, ciągnąć tam światłowód, to są setki tysięcy euro. Niemcy wydali naprawdę dużo, dużo, dużo więcej na cały projekt niż my. Druga rzecz: nie mogą obsłużyć pucharu Niemiec z wiadomych względów – gdy dojdzie do półfinału Dynamo Drezno, to VAR-u nie będzie, bo stadion nie jest przystosowany. Trzecia rzecz: sędziowie VAR są członkami ekipy sędziowskiej i widzimy dużą wartość w komunikacji przed meczem. Przyjście do szatni, przegadanie ostatnich tematów, przypomnienie sobie jakie są wspólne zasady, wsparcie w przerwie klepnięciem po plecach “słuchaj, dobra decyzja”, rozmowa po meczu, skonfrontowanie klipów. Nie trzeba czekać z tym na szkolenie, które będzie za miesiąc.
No i najważniejsze: koszty. Budżet naszego projektu wynosi cztery miliony złotych na sezon. W tym są już szkolenia, które organizujemy i mecze testowe, które musimy też odpowiednio opłacić. W Niemczech to pięć milionów euro na sezon.
Moim zdaniem w czterech milionach spokojnie zmieścimy się w przyszłym roku z trzema wozami i będziemy mieć obsadzoną całą ligę 4-5 razy mniejszym kosztem niż inne federacje. Szacuje się, że Korea płaci za sezon 750 tys. dolarów, co podawano jako przykład naprawdę gospodarnego zarządzania. My mamy koszta na poziomie trzy razy niższym, bo trzeba pamiętać, że u nich przekłada sie to na 124 mecze w sezonie, u nas cały sezon ligowy wynosi 296 meczów, a jest jeszcze Puchar Polski i inne rozgrywki. VAR to dziś koszt około 10 tysięcy złotych na mecz. Nie prześcigamy nikogo w technologii, ale gdyby zebrać wszystko razem to naszym zdaniem jesteśmy kapkę wyżej, trochę dalej.
Puentując – na ile procent PZPN jest zadowolony z tego, jak przebiega projekt?
Pewnie mogłoby być lepiej, zawsze szukam pola do poprawy, więc ja jako ja jestem zadowolony na – powiedzmy – 85%. Gdy oceniamy wartość tego, co VAR daje piłce, to nie widzę dużych minusów. Pewnie jakieś tam są, jeśli wejdziemy w szczegóły, ale gdy ktoś pyta “warto czy nie warto?” odpowiadam na sto procent, że warto.
Rozmawiał JAKUB BIAŁEK
Fot. 400mm.pl